35. rocznica brutalnej pacyfikacji protestu internowanych w Kwidzynie

35 lat temu, 14 sierpnia 1982 r. w Kwidzynie milicja i straż więzienna przeprowadziły wyjątkowo brutalną pacyfikację obozu internowania dla działaczy "Solidarności". W jej wyniku pobito ponad 80 internowanych, blisko połowa z nich doznała ciężkich obrażeń. "Jakiś człowiek stał na dachu. Dwóch milicjantów ściągnęło go stamtąd i zaczęło bić. Pała, kop, pała, kop. Maltretowali strasznie" - wspomina świadek tamtych wydarzeń.

W obozie internowania znajdującym się na terenie Zakładu Karnego w Kwidzynie władze stanu wojennego przetrzymywały przede wszystkim solidarnościowych działaczy szczebla zakładowego i regionalnego pochodzących głównie z północno-wschodniej Polski. W sumie około 150 osób.

Bezpośrednim powodem protestu podjętego przez internowanych 14 sierpnia 1982 r. było nie wpuszczenie do ośrodka ich rodzin w dniu odwiedzin. Reakcją władz na protest było podjęcie wyjątkowo brutalnej akcji pacyfikacyjnej, którą przeprowadziły oddziały milicji i służby więziennej.

Reklama

Świadek tych wydarzeń komendant Straży Pożarnej w Kwidzynie Roman Gałuch wspominał: "Wjechałem na teren obozu. Miejscowa straż stała już z hydrantami na dziedzińcu. Strażnicy wpychali internowanych do pawilonów. Jakiś człowiek stał na dachu. Dwóch milicjantów ściągnęło go stamtąd i zaczęło bić. Pała, kop, pała, kop. Maltretowali strasznie. Moi chłopcy zaczęli płakać. (...) Widok pokrwawionych ludzi i znęcających się nad nimi milicjantów przekraczał powoli granice mojej wytrzymałości. Widziałem w życiu wiele nieszczęść, ale wszystko to były wypadki losowe. Tym razem byłem świadkiem bestialstwa".

Pacyfikacja trwała kilka godzin. Internowani byli polewani wodą, bici pałkami, kopani i szczuci psami. Po wyparciu protestujących z placu zostali oni zapędzeni przez funkcjonariuszy do pawilonów, w których rozegrał się dalszy ciąg bestialskiej akcji. Według relacji świadków kilkunastoosobowe grupy uzbrojonych funkcjonariuszy pod dowództwem oficera wchodziły do cel i ponownie biły internowanych ubliżając im i każąc niszczyć plakaty związkowe i symbole religijne. Do wielu cel wchodzono po parę razy.

Jeden z internowanych tak opowiadał o tym, co działo się tego dnia wewnątrz budynków: "Wyzwiskom i epitetom towarzyszyły głuche odgłosy uderzenia pałki i słabnące jęki katowanych. Jakkolwiek bicie w celach miało charakter masowy, to największe obrażenia odnieśli internowani, których wyciągnięto z cel. Na korytarzu urządzano 'ścieżki zdrowia', gdzie bito do utraty nieprzytomności po głowie i w okolice nerek. Leżących kopano. Wobec wielu osób czynność powtarzano wielokrotnie".

Inny internowany wspominał: "Jednemu z bitych kazano klęczeć. Innemu całować buty. Znęcali się nad dziewiętnastoletnim Radkiem Sarnickim z Zamościa. Podrzucali go do góry i upuszczali na beton. Potem cisnęli na łóżko. (...) Zaczęli go na nowo okładać pałkami. Po jednym z uderzeń w skroń doznał obrażenia, które skończyło się trepanacją czaszki".

W czasie akcji funkcjonariusze milicji i służby więziennej pobili ponad 80 internowanych. Blisko połowa z nich odniosła ciężkie obrażenia, których konsekwencją niejednokrotnie było trwałe kalectwo.

Zenon Złakowski w książce "Solidarność olsztyńska w stanie wojennym", wydanej w 2001 r., tak pisał o ludziach winnych tej tragedii: "Odpowiedzialność za pacyfikację obozu w Kwidzynie ponosi ówczesny komendant obozu kpt. Juliusz Pobłocki z Malborka. On to zorganizował całą akcję przy użyciu strażników więziennych z Kwidzyna, ale także ze Sztumu, którymi dowodził kpt. Roman Podolak oraz Iławy i Elbląga. Ponadto ówczesny komendant MO w Kwidzynie kpt. Henryk Podlecki nadesłał radiowóz w celu rozgonienia zebranych koło bramy rodzin. Wszystko wskazuje na to, że J. Pobłocki został na polecenie Jana Kolczyńskiego, dyrektora Okręgowego Zarządu Zakładów Karnych w Olsztynie, specjalnie przeniesiony z Zakładu Karnego w Sztumie do Kwidzyna, aby dokonać pokazowej pacyfikacji obozu internowanych".

Po zakończeniu akcji funkcjonariusze przeprowadzili jeszcze w celach kilkakrotne rewizje, w czasie których niszczyli przedmioty osobiste internowanych, książki i posiadaną przez nich żywność.

Następnego dnia kilkudziesięciu internowanych rozpoczęło głodówkę domagając się m.in. usunięcia komendanta obozu kpt. Juliusza Pobłockiego oraz jego współpracowników.

Wstrząsające informacje o brutalnej pacyfikacji w Kwidzynie szybko przedostały się do opinii publicznej w kraju, a dzięki Radiu Wolna Europa wiedziano o niej także za granicą. Do Kwidzyna przybyli przedstawiciele Międzynarodowego Czerwonego Krzyża i Prymasa Polski.

Kilku internowanych, dotkliwie pobitych 14 sierpnia, oskarżonych zostało przez Prokuraturę Wojewódzką w Elblągu o czynną napaść na funkcjonariuszy służby więziennej.

23 maja 1983 r. Sąd Wojewódzki w Elblągu skazał: Mirosława Duszaka (pracownika zakładów "Truso" w Elblągu) na 2 lata więzienia, Zygmunta Goławskiego (rolnika z siedleckiego) na 2 lata więzienia, Adama Kozaczyńskiego (przewodniczącego oddziału Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ "Solidarność" w Tomaszowie Lubelskim) na 2 lata więzienia, Andrzeja Bobera (wiceprzewodniczącego Zarządu Regionu Warmińsko-Mazurskiego NSZZ "Solidarność") na 1,5 roku więzienia, Władysława Kałudzińskiego (pracownika "Polmozbytu" w Olsztynie) na 1 rok więzienia, Radosława Sarnickiego (ucznia IV klasy LO w Zamościu) na 1 rok 9 miesięcy więzienia w zawieszeniu.

Wykazując "dobrą wolę" Sąd Wojewódzki w Elblągu uchylił wobec skazanych areszt tymczasowy do czasu uprawomocnienia się wyroku, a 17 sierpnia 1983 r. na podstawie ustawy o amnestii z 21 lipca 1983 r. umorzył postępowanie wobec skazanych. Na mocy tej samej ustawy umorzono również postępowanie wobec funkcjonariuszy służby więziennej uczestniczących w pacyfikacji w Kwidzynie.

Tragedia, która rozegrała się 25 lat temu w Kwidzynie, nie była pierwszym przypadkiem znęcania się nad internowanymi przez służbę więzienną, zdarzenia takie miały miejsce m.in. 13 lutego 1982 r. w Wierzchowie Pomorskim i 25 marca tego samego roku w Iławie. 

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama