70. rocznica spalenia więźniów Radogoszcza

Na terenie Muzeum na Radogoszczu - oddziale Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi - odbyły się w poniedziałek uroczystości 70. rocznicy spalenia więźniów Radogoszcza oraz zakończenia hitlerowskiej okupacji Łodzi.

Oprócz władz samorządowych miasta i regionu, parlamentarzystów, związkowców, kombatantów, kompanii honorowej Wojska Polskiego, łódzkiej młodzieży, przedstawicieli Kościołów: rzymskokatolickiego, ewangelicko-augsburskiego, prawosławnego oraz Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w uroczystości uczestniczył też Donat Doliwa, jeden z ostatnich żyjących jeszcze b. więźniów Radogoszcza.

Trafił tu w 1943 roku. Wspominając pobyt w tym miejscu Doliwa podkreślił, że panowały w nim bardzo ciężkie warunki a więźniowie byli regularnie bici.

Reklama

"To było straszne więzienie. Jedzenie było nędzne - brukiew i kawa zbożowa; pajdka czarnego chleba wieczorem. Trzy apele dziennie, trzy bicia. Bili nas strasznie. Najgorzej było rano, gdy trzeba było stać rozebranym do pasa. Był mróz, a wachman wyliczał, czy są wszyscy, choć nie było możliwości, żeby stąd uciec. Kto zgłosił się jako chory, to na górę już nie wrócił - wykończyli go. To było straszne" - mówił Doliwa, który w 1944 r. został zwolniony z radogoskiego więzienia.

Gdyby został w nim dłużej, to mógłby nie przeżyć wojny. W nocy z 17 na 18 stycznia 1945 roku, na kilkadziesiąt godzin przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Łodzi, Niemcy podpalili budynek więzienia na Radogoszczu. W płomieniach zginęło wówczas ok. 1500 osób, ocalało zaledwie 25.

"Do tak długo oczekiwanej wolności i końca niemieckiej okupacji zabrakło więźniom Radogoszcza zaledwie kilkunastu godzin. Blizny tragedii narodu goją się długo. Dlatego jesteśmy tutaj i będziemy co roku. Dymy wojennej pożogi rozwiewa stopniowo wiatr historii, co nie zwalnia nas z czujności i ciągłych starań o utrwalenie wartości najwyższych - tolerancji, pokoju, wolności i bezpiecznego życia we własnym, niepodległym kraju, o który walczyło wiele generacji Polaków" - powiedział podczas uroczystości wiceprezydent Łodzi Tomasz Trela.

O kultywowanie pamięci o tragicznych wydarzeniach sprzed kilku dekad zaapelował przewodniczący Wojewódzkiej Rady Kombatantów i Osób Represjonowanych Mirosław Pejka.

"Dwa lata temu byłem w Bykowni koło Kijowa, gdzie na mogiłach zamordowanych polskich oficerów i policjantów rosną sosny. My odchodzimy z każdym dniem na wieczną wartę. Więc zwracam się do młodych pokoleń o utrzymanie pamięci tamtych czasów i pokoju na świecie. Żeby los, jaki nas spotkał nie dotknął was i waszych rodzin" - powiedział Pejka.

Muzeum na Radogoszczu w Łodzi znajduje się na terenie byłej fabryki włókienniczej Samuela Abbego, w której w czasie II wojny światowej hitlerowcy utworzyli obóz, a później więzienie policyjne. W czasie całej wojny przebywało tu w sumie ok. 40 tys. osób. W latach 1940-1941 trafiali na Radogoszcz głównie Polacy masowo wysiedlani ze swoich gospodarstw. Od połowy 1942 r. Radogoszcz był przede wszystkim więzieniem przejściowym dla mężczyzn, których wysyłano do więzień, obozów pracy karnej lub obozów koncentracyjnych.

W nocy z 17 na 18 stycznia 1945 roku Niemcy spalili więzienie razem z przebywającymi w nim ludźmi. Z ok. 1500 więzionych w tym czasie osób uratowało się zaledwie 25. 19 stycznia 1945 do Łodzi wkroczyła 69. Armia I Frontu Białoruskiego.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy