Dariusz Kaliński: Sowieci rozkradli baraki w Auschwitz. Później sprzedali je Polakom

"Czerwona zaraza. Jak naprawdę wyglądało w wyzwolenie Polski?" Dariusza Kalińskiego to książka wstrząsająca. Choć dziś otwarcie mówi się o zbrodniach Armii Czerwonej rzekomo wyzwalającej Polskę, to jednak skala przestępstw i barbarzyńska bezwzględność czerwonoarmistów poraża. O zezwierzęceniu sowieckich żołnierzy i nielicznych ludzkich gestach z ich strony rozmawiamy z autorem książki Dariuszem Kalińskim.

Artur Wróblewski, Interia: O skali sowieckich rabunków symbolicznie świadczy fakt, że żołnierze wycinali nawet lasy. Czy było coś czego czerwonoarmiści nie ukradli albo nie próbowali ukraść?

Dariusz Kaliński: Nie spotkałem się z informacjami, że coś im się nie przydało. Zabierali wszystko: od żywności, ubrań, pościeli, poprzez płody rolne, zwierzęta gospodarskie, meble, rowery, motocykle, auta, wyposażenie szkół, szpitali, warsztatów rzemieślniczych, maszyny fabryczne, na surowcach naturalnych w rodzaju węgla kamiennego kończąc. Na "ziemiach odzyskanych" sami członkowie grup "trofiejnych" tłumaczyli Polakom, że "zostawią im tylko mury i gołą ziemię". Czasem była to rzeczywiście goła ziemia. Przykładowo Sowieci wzięli się za rozbieranie budynków na terenie niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, w tym baraków w których przetrzymywano więźniów. Przy okazji zrobili na tym też niezły interes, bo materiały budowlane uzyskane z rozbiórki tych budynków sowieckie władze sprzedały Zarządowi Miejskiemu Oświęcimia.

Reklama

We wspomnieniach zawartych w aneksie książki "Czerwona zaraz" możemy znaleźć również pozytywne wzmianki o żołnierzach sowieckich, którzy na przykład przekazywali Polakom jedzenie, leki czy karali czerwonoarmistów popełniających przestępstwa. Skąd zatem aż taki "rozstrzał" w zachowaniu Sowietów?

Jest to po prostu dowód na to, że i w Armii Czerwonej zdarzali się porządni ludzie. Z dużą życzliwością w stosunku do Polaków odnosili się zwłaszcza ci czerwonoarmiści, którzy byli dobrze wykształceni. Niektórzy żołnierze mówili naszym rodakom wprost, że oni też nienawidzą tego zbrodniczego systemu. Przypominam sobie jednego z nich, jak opowiadał polskiej rodzinie, że komuniści zamordowali jego rodziców, a on tylko czeka sposobności, aby spotkać się z wojskami alianckimi i dać nogę na Zachód. Najgorsi byli natomiast żołnierze z republik azjatyckich Związku Sowieckiego, których bali się nawet ich właśni oficerowie.     

Zaskakujące jest to, że na przestrzeni kilku miesięcy z jednej strony Sowieci aresztowali czy mordowali akowców, a z drugiej pomagali Polakom. Skąd to zachowanie. Wypełniali rozkazy? Czy wśród sowieckich żołnierzy nie tworzył się jakiś dysonans, niezrozumienia sytuacji?

Należy tu rozróżnić Armię Czerwoną i NKWD. Sami akowcy wspominali, że spotkania z sowieckimi frontowcami częstokroć były jak spotkania z towarzyszami broni. Jeśli dochodziło do zbrodni na Polakach, to była ona raczej efektem ich demoralizacji. Natomiast jednostki NKWD działały według rozkazów. W myśl rozporządzeń Stawki, czyli naczelnego sowieckiego dowództwa, AK była organizacją wrogą i należało ją wyeliminować. Rozkazy precyzowały też sposób postępowania z zatrzymanymi akowcami. Zgodnie z nimi należało traktować ich jak Niemców.   

W książce opisywane są również sytuacje, kiedy to oficerowie Armii Czerwonej dyscyplinowali popełniających przestępstwa szeregowych żołnierzy, często nawet zabijając ich na miejscu bez sądu. Bandytyzm czerwonoarmistów malał również, gdy  na miejscu pojawiało się NKWD. Co to mówi o tej armii i jej żołnierzach?

Tak jak wspomniałem wcześniej, była to armia mało zdyscyplinowana i mocno zdemoralizowana. Z jednej strony trudno się temu dziwić, gdyż czerwonoarmiści nie otrzymywali urlopów, nie widzieli swoich bliskich i domu nieraz przez kilka lat. To byli ludzie ukształtowani przez okrutną wojnę i mało co mogło na nich zrobić wrażenie. Trzeba również pamiętać, że na froncie znajdowały się również oddziały tzw. "sztrafników" złożone z byłych więźniów, kryminalistów i dezerterów. Dla nich życie ludzkie często nie miało żadnej wartości. Historycy szacują że przez te jednostki mogło przewinąć się aż 1,5 mln ludzi.

Inna zaskakująca sytuacja opisana w "Czerwonej zarazie" to ta, kiedy to w Grudziądzu Sowieci płynną polszczyzną ostrzegali mieszkańców miasta przed gwałtami i przestępstwami ze strony czerwonoarmistów. Dlaczego to robili? Wynikało to z rozkazu czy po prostu do Grudziądza przybył "ludzki" czerwonoarmista?

Być może był to po prostu żołnierz, niewykluczone że Polak, pochodzący z terytoriów II Rzeczypospolitej zagarniętych po 17 września 1939 roku przez Związek Sowiecki.

Dlaczego Sowieci na ziemiach zachodnich faworyzowali Niemców kosztem Polaków? Opis takiej sytuacji znalazł się w pana książce. To coś, co zaprzecza obrazowi czerwonoarmisty walczącego z Niemcami w wielkiej wojnie ojczyźnianej.

Myślę, że duży wpływ na to miała indywidualna postawa poszczególnych komendantów wojennych, którzy zarządzali podbitymi terytoriami. Dla nich to były wciąż tereny niemieckie, a ich przyszłość wciąż wydawała się nierozstrzygnięta, więc naturalnym było, że kierownicze stanowiska w lokalnej administracji będą obejmowali Niemcy. Polacy w większości zasiedlali ziemie odzyskane już po zakończeniu wojny, kiedy mocno zelżała już propaganda antyniemiecka w sowieckich szeregach.  

A czy sowiecka propaganda podsycała do zbrodni w Polsce, tak jak podsycano do zemsty na Niemcach za nazistowskie zbrodnie w Związku Sowieckim?

Nie spotkałem się z takimi informacjami. Do Polski Armia Czerwona miała wkroczyć w aureoli wyzwolicieli. 

W wielu powojennych wspomnieniach Niemców rysuje się jako ludzi oczywiście wyrządzających potworne zło, ale cywilizowanych. I zaznacza się, że Sowieci byli dużo gorsi, barbarzyńscy. W Polsce takie oceny wciąż budzą kontrowersje. Dlaczego?

Uważam, że to jest naleciałość czasów Polski Rzeczpospolitej Ludowej i efekt przeszło czterech dekad indoktrynacji politycznej, historycznej i ideologicznej. Podczas okupacji niemieckiej 70-80 proc. polskich obywateli zachowywała się biernie. Dla nich po wypędzeniu Niemców znikała, przynajmniej teoretycznie, choćby groźba osadzenia w obozie, przyszłość rysowała się pewniej, w jaśniejszych barwach. Ponadto Armia Czerwona na swoich bagnetach przyniosła Polsce system, dzięki któremu wielu ludzi z ówczesnych nizin społecznych awansowało w hierarchii, stworzyło nową elitę społeczno-polityczną. Stąd czerwonoarmiści mają w Polsce jeszcze wielu sympatyków, którzy zwłaszcza podkreślają ogrom przelanej krwi żołnierza sowieckiego - 600 tys. poległych na ziemiach polskich. Jednak widać, choćby na różnych forach internetowych, że wraz ze zmianą pokoleniową to postrzeganie Sowietów w sensie pozytywnym, jako wyzwolicieli, zmienia się. Dla młodych Polaków Armia Czerwona to kolejny okupant. Zresztą nie oszukujmy się, Polska w drugiej wojnie światowej była największą zdobyczą Józefa Stalina, taką wisienką na torcie wszystkich podbitych terytoriów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama