Małopolska – niemy świadek tragicznych historii

- Podczas trwania projektu odkrywaliśmy wiele interesujących historii. Pamiętam taki grób w okolicach Gdowa, znany tylko miejscowej ludności. Wiadomo było jedynie, że gdzieś jest "grób Elizy". Prostą mogiłę z drewnianym krzyżem studenci znaleźli w lesie - mówi prof. Hubert Chudzio, opiekun Studenckiego Koła Naukowego Historyków Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. W ciągu 10 lat trwania programu zinwentaryzowano około 1500 różnych obiektów, w tym całych cmentarzy, kwater i pojedynczych mogił.

Przez terytorium Polski przetaczało się wiele frontów wojennych. Od tragicznych powstań, poprzez I i II wojnę światową, czy walki żołnierzy AK już po przejęciu władzy w kraju przez komunistyczny rząd. Naturalnym skutkiem tych wydarzeń było powstawanie licznych mogił - zarówno całych cmentarzy wojennych, zbiorowych grobów żołnierzy - polskich, niemieckich, austriackich czy rosyjskich - położonych na lokalnych, parafialnych cmentarzach, jak i pojedynczych grobów, znajdujących się przy gospodarstwach, drogach lub w miejscach trudno dostępnych - górach, lasach.

O ile komuniści troszczyli się o groby radzieckich żołnierzy i polskich spod znaku gen. Berlinga, tak często miejsca spoczynku żołnierzy innych narodowości czy Armii Krajowej pozostawały bez opieki. Stąd spora liczba zniszczonych lub zapomnianych mogił na terenie województwa małopolskiego, bo groby żołnierzy polskich walczących po wojnie z systemem komunistycznym, w czasach PRL, miały pozostać zapomniane i anonimowe.

Reklama

Cykl obozów naukowych

Zakończony w tym roku, trwający 10 lat, program ewidencji grobów, kwater i cmentarzy wojennych na terytorium Małopolski zapoczątkował w 2007 r. wojewoda Jerzy Miller. Potem kontynuowali go kolejni wojewodowie.

W archiwum Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego znajdowały się liczne dokumentacje dotyczące cmentarzy wojennych, prowadzone do lat 70. XX wieku na terenie ówczesnego województwa krakowskiego. Dzisiejsze województwo małopolskie jest większe, stąd między innymi zrodziła się potrzeba sprawdzenia starego spisu oraz wykonania aktualnej dokumentacji grobów wojennych.  

O pomoc zwrócono się do kół naukowych historyków Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Pedagogicznego.

- Urząd Wojewódzki zwrócił się do studentów historii, aby uczestniczyli w inwentaryzacji grobów, kwater i cmentarzy wojennych. Studenci mieli jechać na delegację w wyznaczone miejsce i przygotować jego pełną dokumentację - zrobić zdjęcia, pomierzyć kwatery - mówi prof. Hubert Chudzio z UP.

Dodaje, że o ile sama idea mu się spodobała, z czasem zauważył pewne niedoskonałości projektu.

- Studenci jechali, często na koniec Małopolski, na jeden dzień. Gdy zinwentaryzowali konkretną mogiłę, podczas rozmowy z miejscowymi okazywało się, że obok jeszcze inny grób, ale niestety rozmowa musiała się skończyć się, zanim odjechał ostatni autobus do Krakowa - opowiada prof. Chudzio.

Uczelnia zaproponowała więc wojewodzie cykl wakacyjnych obozów naukowych poświęconych inwentaryzacji grobów, kwater i cmentarzy wojennych na terenie Małopolski.

- Obozy po pierwsze były tańsze, po drugie - studenci mieli możliwość nie tylko dokumentowania znanych urzędowi grobów wojennych, cmentarzy, kwater, ale także zyskiwali czas i możliwość poszukiwania takich, które do tej pory do bazy MUW nie trafiły - podkreśla.

I tak zaczęła się przygoda, która trwała dziesięć lat, a jej efekty przerosły wstępne oczekiwania.

Odkrywanie zapomnianego

W 2008 r. odbył się pierwszy obóz naukowy studentów UP. Inwentaryzacji poddano wtedy powiat gorlicki.

Przygotowanie do takiego wyjazdu zaczynało się dużo wcześniej. Zanim studenci rozpoczynali pracę "w terenie", tworzyli bibliografię tematu, czyli pewnego rodzaju zbiór publikacji naukowych związanych z obszarem poddanym badaniom. Analizowali dostępne w krakowskich archiwach dokumenty, sprawdzali, co dokładnie wydarzyło się w danym powiecie.

- Inwentaryzacja grobów, kwater i cmentarzy wojennych to był nie tylko spacer po pięknych terenach z listą obiektów do sprawdzenia. Przed samym wyjazdem musieliśmy przeprowadzić kwerendę, aby rozeznać się w działaniach wojennych na badanych terenach - mówi Mariusz Solarz, uczestnik projektu.

- Następnie zbieraliśmy informacje, przeprowadzając wywiady ze świadkami historii, szukaliśmy wskazówek o zmarłych wskutek walk w archiwach parafialnych. W ten sposób każdy wyjazd przynosił nowe odkrycia. Odnajdowaliśmy mogiły osób pojedynczych i groby zbiorowe w miejscach zupełnie niespodziewanych. Przemierzyliśmy wiele kilometrów, niejednokrotnie pieszo - podkreśla.

- Papiery, dokumenty archiwalne to jedno, ale bardzo ważne są także relacje świadków - mówi prof. Chudzio. - Od miejscowej ludności można się wiele dowiedzieć. Najczęściej to oni pokazywali, gdzie takie groby się znajdują. Nie tylko te, które były już znane. Często pokazywali takie, o których urzędy nie wiedziały. Dzięki ciężkiej pracy studentów powstała pełna baza fotograficzna i kartograficzna grobów wojennych w Małopolsce, zawierająca liczne szczegóły, takie jak choćby wymiary i stan nagrobków oraz informacje kto w nich spoczywa - dodaje.

Zaskakujące momenty

- Podczas jednego z obozów w 2010 roku inwentaryzowaliśmy powiat myślenicki oraz gminy powiatu wielickiego: Biskupice i Niepołomice. Od jednej z gminnych urzędniczek dowiedzieliśmy się, że gdzieś w okolicy jest grób zamordowanej Żydówki - wspomina Mariusz Solarz.

- Miejscowi odesłali nas do pana Leszka Wrześniaka, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Grób Żydówki znajdował się naprzeciwko jego domu, pod lasem. Ojciec pana Leszka - Ludwik Wrześniak - podczas II wojny światowej ukrywał wspomnianą Elizę w swojej stodole. Kiedy przez wieś przechodził niemiecki patrol, dziewczyna zlękła się i zaczęła uciekać. Niestety, została schwytana. Torturowano ją, aby wyjawiła nazwiska rodziny, która ją ukrywała, jednak nie udało się jej złamać. Zmarła, ale rodziny Wrześniaków nie wydała.

- Córki Ludwika, Władysława i Alfreda, dostały od Niemców rozkaz wykopania grobu dla zabitej Elizy. Wtedy jeszcze nie wiedziały, że kopią mogiłę dla dziewczyny, którą rodzina ukrywała w stodole. Dziś nad grobem Elizy stoi drewniany krzyż. Nie jest to może tradycyjna żydowska macewa, ale to piękny symbol pamięci mieszkańców wsi Biskupice i zapewnienie o modlitwie za zmarłą tragicznie dziewczynę. To także przykład odkrycia, które głęboko zapadło w mojej pamięci - podkreśla student.

Zdarzały się także innego rodzaju "odkrycia". Prof. Chudzio wspomina pewien nagrobek, opatrzony imieniem "Borys". W Białej Niżnej miejscowi opowiedzieli historię ukrywającego się w lasach radzieckiego żołnierza, zastrzelonego przez Niemców. Przy zbiorowej kwaterze pomordowanych w czasie wojny Żydów odnaleziono nagrobek opatrzony wspomnianym imieniem - Borys, co sugerowało, że mógł to być opisywany żołnierz.

"Śledztwo" nie trwało jednak długo, gdyż okazało się, że był to nagrobek... psa, a kochający pupila właściciele ufundowali mu pamiątkowy granitowy kamień z jego imieniem.

1500 mogił w 22 powiatach

W sumie w ciągu dziesięciu lat zinwentaryzowano około 1500 obiektów, w tym całe cmentarze, kwatery i pojedyncze mogiły wojenne, zlokalizowanych w 22 powiatach (19 powiatów i 3 miasta na prawach powiatu) na terenie Małopolski. Co najważniejsze, oprócz znanych wcześniej mogił, studenci dokonali licznych "odkryć", szczególnie z czasów najnowszych, czyli II wojny światowej i okresu komunizmu.

- Przez wiele lat po II wojnie światowej o ofiarach systemu komunistycznego nie wolno było mówić. Najczęściej na nagrobku widniała jedynie informacjo o tym, że ktoś zginął tragicznie. Pamiętam przykład lekarza z nowosądeckiego, Szczepana Niedźwiedzia. Początkowo na grobie napisano lakonicznie, że zginął w 1945 roku, a dopiero po 1989 roku rodzina mogła dopisać na nagrobku, że został bestialsko zamordowany - wspomina prof. Chudzio i podkreśla jeszcze jeden z problemów, który powoduje, że prawda o danym wydarzeniu długo nie wybrzmiewała.

- Często bywało tak, że mordercy byli doskonale znani we wsi czy okolicy. Nawet jeśli wiadomo, kto to zrobił, ludzie boją się o tym mówić, bo rodzina morderców żyje w danej miejscowości do dzisiaj. W przypadku doktora Niedźwiedzia było podobnie.

Prawna ochrona grobów wojennych

Studenci dostarczali informacje o znalezionych obiektach, ale ostateczną weryfikację przeprowadzali pracownicy urzędu. Nie wszystkie obiekty, które udało się odnaleźć zostały wprowadzone do bazy. Jak podkreśla prof. Hubert Chudzio, zawsze musi być całkowita pewność, że dany obiekt jest grobem wojennym:

- Czasami denerwowaliśmy się, że znaleźliśmy 21 mogił, a tylko kilka zostało wprowadzonych do bazy. Każdy obiekt musi zostać potwierdzony działaniami i wywiadami środowiskowymi, dokumentami. Musimy pamiętać, że "wciągnięcie" takiego grobu wojennego na listę, daje mu ochronę prawną, zgodnie z ustawą o "Grobach i cmentarzach wojennych" z 28 marca 1933 roku, uchwaloną przez Sejm II RP, a opiekę nad takim miejscem sprawują wojewodowie - mówi profesor.

Niewątpliwym plusem projektu stało się także to, że w niektórych przypadkach zwrócono uwagę na zaniedbane groby i cmentarze wojenne. Zdarzało się tak, że po "wizycie" studentów wiele się zmieniało.

Jak wspomina prof. Chudzio:

- Pamiętam taką historię, kiedy studentka zrobiła niekompletne zdjęcia na jednym z cmentarzy. Trzeba było wrócić i ponownie przeprowadzić inwentaryzację. Okazało się, że po dosłownie dwóch, trzech dniach, zarośnięty i zaniedbany cmentarz został uprzątnięty.

"Nie powiemy, gdzie leży, bo nam go zabierzecie"

Istotną kwestią przy inwentaryzacji mogił jest pochodzenie osoby, której grób został odnaleziony. Na przykład szczątki osób pochodzenia żydowskiego nie mogą zostać przeniesione bez wiedzy i pozwolenia rabina, nawet jeśli spoczywają w miejscu uznawanym za niegodne. Inaczej to wygląda w przypadku Niemców, których bardzo dużo mogił znajduje się w małopolskich lasach.

- Na mocy podpisanego 8 grudnia 2003 roku porozumienia między Polską a Niemcami odnalezieni żołnierze powinni być przenoszeni na niemieckie cmentarze wojenne. Na terenie naszego kraju znajduje się kilka takich cmentarzy. Żołnierze odnalezieni na terenach Małopolski spoczywają w Siemianowicach Śląskich - zaznacza profesor i dodaje:

- Czasami pojawia się jednak inny problem. Po wielu latach mieszkańcy nie traktowali niemieckiego pochówku jako miejsca spoczynku wroga, a jako element tragicznych losów tej miejscowości. Mogiły często stawały się dla tych ludzi pewnego rodzaju ważnym dziedzictwem lokalnym.

- Pamiętam, że w Chodorowej, gdzie żołnierz niemiecki został pochowany na polnej drodze przy rzece, do momentu gdy robiliśmy inwentaryzację, ten grób nie został przeniesiony. Składano na nim kwiaty, dbano o zachowanie spokoju tego miejsca. Po wielu latach złagodniało samo podejście do historii, a pochowany tam żołnierz niemiecki jakby przestawał być złym okupantem, a stał się nawet pewnego rodzaju "swoim, miejscowym" - opowiada prof. Chudzio.

- Zdarzały się także takie historie, gdy mieszkańcy potwierdzali nam, że niemiecki grób jest na przykład w lesie, szybko dodając: "ale nie powiemy gdzie, bo ich nam zabierzecie" - wspomina.

Ważna, pokoleniowa lekcja

Jak podkreśla opiekun projektu, przez dziesięć lat jego trwania wyrosło całe pokolenie młodych historyków.

- Ci młodzi ludzie wracają jako nauczyciele do swoich miejscowości z zupełnie innym podejściem do historii. Dzięki tej praktyce nie tylko inaczej patrzą na same groby wojenne, ale na wszystkie pamiątki przeszłości - podsumowuje prof. Chudzio.

Program inwentaryzacji wojennych mogił zakończył się kilka tygodni temu podsumowującą konferencją na Zamku w Suchej Beskidzkiej. Planowana jest także publikacja książkowa.

*Projekt współpracy Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego z uczelniami, stał się wzorem dla innych województw. W wielu miejscach kraju zarówno pojedyncze groby, jak i całe cmentarze wojenne z czasów I wojny światowej, są w tej chwili odnawiane.

Wyniki inwentaryzacji zamieszczone są na stronie internetowej projektu

Joanna Bercal

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama