"Operacja polska" NKWD. Wyniszczyć naród

Celem operacji polskiej NKWD z lat 1937-38, której ofiarą była ludność polska w Związku Sowieckim, była totalna likwidacja więzi z zagranicą, przy czym represje zbliżyły się do granicy, za jaką zaczyna się wyniszczenie narodu - mówi PAP historyk Nikita Pietrow.

Badacz Stowarzyszenia Memoriał, które jako pierwsze publikowało dokumenty o operacji polskiej, przypomniał, że w Związku Sowieckim w latach 30. żyło co najmniej 800 tysięcy osób narodowości polskiej. Ogółem w trakcie stalinowskiego Wielkiego Terroru, którego częścią była operacja polska, aresztowano około 200 tysięcy Polaków.

O tym, że represje zyskają wymiar narodowościowy było wiadomo od końca czerwca 1937 roku. Wówczas, jak przypomina Pietrow, odbyło się plenum Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików), na którym wystąpił szef NKWD Nikołaj Jeżow. Zaraz potem przygotowano wielką operację przeciw "elementom antysowieckim", przedstawicielom dawnych klas posiadających, zamożnym chłopom, duchownym. "Ale już mówiło się o tym, że będą pewne cechy narodowościowe", a w tego rodzaju operacjach chodziło już o inny cel: "budowę żelaznej kurtyny", odcinanie więzów łączących społeczeństwo sowieckie z zagranicą - mówi Pietrow.

Reklama

Władze ZSRS uznały za sprawę zasadniczej wagi likwidację tzw. bazy szpiegowskiej wywiadów zagranicznych. Operacje narodowościowe były wymierzone nie tylko w konkretną społeczność, ale we wszystkie osoby związane z danym krajem, np. w tych, którzy w nim byli czy mieli tam krewnych. "Wszystkie kraje otaczające ZSRS rozpatrywane były jako wrogi przyczółek Zachodu przeciwko nam" - przypomina badacz Memoriału.

Jak tłumaczy, operację polską uzasadniono obecnością wielu Polaków w radzieckich organach partyjnych i państwowych, komunistycznej Międzynarodówce, armii, NKWD. "Uderzono najpierw w nich, bo zajmowali dość ważne stanowiska. I stanowiło to także uzasadnienie - oto, jak głęboko przeniknęła rzekoma 'działalność wywiadowcza Polski' w głąb społeczeństwa sowieckiego" - mówi Pietrow. Potem "szpiegomania osiągnęła wyżyny" - od aresztowanych wydobywano zeznania, które mnożyły się i powstawał fikcyjny "spisek Polskiej Organizacji Wojskowej".

Jednak operacja polska polegała nie tylko na likwidowaniu "góry" rzekomego spisku; stała się "oczyszczaniem" społeczeństwa "z elementów polskich, propolskich i związanych z Polską" - mówi badacz. Wśród około 140 tysięcy aresztowanych w ramach operacji byli Polacy, ale też ludzie innych narodowości mający różnego rodzaju powiązania z Polską i Polakami.

Operacja polska była "wycyzelowana do perfekcji" pod względem techniki represji - ocenia historyk. Opracowano ich mechanizm: sprawy aresztowanych rozpatrywała "dwójka", czyli komisja złożona z szefa lokalnego NKWD i prokuratora. Listy oskarżonych (w formie zszytych arkuszy, tzw. albumów) kierowano do Moskwy w celu zatwierdzenia wyroków. Pod tym względem "operacja polska stała się modelową dla wszystkich pozostałych" i np. formalnie rozpoczęta wcześniej, pod koniec lipca 1937 roku, operacja niemiecka "zaczęła toczyć się po torach polskiej" - podkreśla Pietrow.

Badacz zwraca uwagę, że zlikwidowano założone wcześniej polskie rejony narodowe w ZSRS i w tym aspekcie operacja polska miała głębsze skutki niż np. niemiecka. "Z punktu widzenia Józefa Stalina Polaków sowieckich pewnie nie powinno było być w ogóle, czy też nie powinni oni być Polakami mającymi choćby niewielki autonomiczny ustrój narodowy" mówi Pietrow.

Choć w innych operacjach narodowościowych również często zapadały wyroki śmierci, to w przypadku polskiej zwraca uwagę ich wysoki odsetek. Spośród około 140 tysięcy aresztowanych rozstrzelano około 110 tysięcy.

Liczba 200 tysięcy aresztowanych, w przypadku których zapisano w dokumentach narodowość polską, oznacza, że podczas Wielkiego Terroru aresztowany został co czwarty żyjący w ZSRS Polak. Nawet jeśli przyjąć, że ludność polska liczyła więcej niż 800 tysięcy, to aresztowanym mógł być np. co piąty, a za ofiary represji nie można uznawać tylko tych, którzy trafili do więzień. "Są dzieci, które znalazły się w domach dziecka, są najbliżsi krewni, rodziny, które straciły swego żywiciela... W każdym przypadku jest to potworna strata dla narodu, który żyje i uważał się za naród sowiecki, choć nie miał swojej (autonomicznej) państwowości narodowej w ramach ZSRS" - mówi Pietrow.

Skala represji wobec tej ludności "graniczy z pojęciem ludobójstwa" - uważa badacz. Zastrzega, że można się w tej kwestii spierać i "jeśli ktoś powie, że Stalin nie stawiał sobie za cel ludobójstwa, to będzie miał rację", gdyż dziś patrzymy na to zjawisko z punktu widzenia skutków dla społeczności, której zagroziło "niemal praktyczne wyniszczenie". "Nie znając słowa 'ludobójstwo' i nie planując tego, co dziś nazywamy ludobójstwem, Stalin niemniej doszedł do tej niebezpiecznej granicy, za którą zaczyna się zjawisko wyniszczania narodu" - mówi badacz Memoriału.

Za początek operacji polskiej uważa się rozkaz Jeżowa z 11 sierpnia 1937 r., noszący numer 00485. Rozkaz wskazywał, że aresztowaniu podlegają m.in. członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej, pozostający w ZSRS żołnierze wzięci do niewoli podczas wojny polsko-bolszewickiej, mieszkańcy dawnego terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, którzy znaleźli się w granicach Sowietów w wyniku ustaleń traktatu ryskiego, byli działacze PPS, duchowni, nauczyciele, urzędnicy, ale także zamożniejsi chłopi. W rozkazie polecono także, by wszyscy aresztowani zostali podzieleni na dwie kategorie: pierwszą podlegającą rozstrzelaniu, drugą osadzeniu w więzieniach i łagrach z wyrokami od 5 do 10 lat. Akcję likwidacji ludności polskiej w ZSRS zakończyła decyzja NKWD i Rady Komisarzy Ludowych ZSRR z 15 listopada 1938 roku.

Z Moskwy Anna Wróbel 

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy