Podwórka, świetlice i działki. Jak wyglądał czas wolny w PRL?

Peerelowskie władze usilnie starały się wnikać w każdą przestrzeń życiową obywateli. Przedmiotem inżynierii krzewicieli propagandy podlegał nawet wolny czas Polaków – kształtowany wedle odgórnie narzuconych wzorców. Jak w praktyce wyglądało uporządkowywanie relaksu Polaków portalowi Interia opowiada Maria Wąchała-Skindzier z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, kuratorka wystawy "PRL mieszka w nas? Kultura czasu wolnego".

Jak pisał socjolog Edmund Wnuk-Lipiński w książce "Praca i wypoczynek w budżecie czasu", "w rozumieniu koncepcji socjalistycznych czas wolny jest znakomitą okazją do kształtowania świadomości społecznej". W jaki sposób zatem władze kształtowały świadomość społeczną?

Maria Wąchała-Skindzier: W bardzo złożony sposób. Jak wiadomo, cała machina propagandowa lat 50. zeszłego stulecia, ale też późniejsze działania po czasie "odwilży gomułkowskiej" z 1956 roku, były bardzo inwazyjne i ingerowały w przestrzeń kultury czasu wolnego, czy życia prywatnego. Na wystawie  w tym kontekście mogę od razu przywołać tzw. leniniana, czyli propagandowe wytwory życia świetlicowego związane z działalnością Muzeum Włodzimierza Lenina w Poroninie, powstałe  na przykład z okazji rocznicy rewolucji październikowej czy setnej rocznicy urodzin Lenina. Są to m.in. rysunki i kafle przedstawiające go w infantylnych albo też utopijnych sytuacjach i okolicznościach, w których nigdy się nie znalazł. Przedstawiają Lenina-siewcę, wśród górali, z juhasem,  nad strumieniem czy też zanurzonego w lekturze książki, przemawiającego, jadącego na rowerze, i tak dalej. Dziś budzą one uśmiech politowania czy też grymas zdziwienia, a wtedy były rzeczywistością. Ale to nie wszystko. W świetlicach organizowano wolny czas na przykład poprzez wieczornice poświęcone rewolucji październikowej czy innym wydarzeniom z komunistycznego kalendarza. Jednym z bardziej wyrazistych przykładów kształtowania świadomości społecznej o silnej wymowie propagandowej, były pochody pierwszomajowe.

Reklama

- Jednocześnie organizowanie wolnego czasu nie polegało wyłącznie na "inżynierii dusz". Zawdzięczano to znakomitym animatorom kultury, którzy nie tylko wypełniali propagandowe polecenia, ale starali się w miarę sensowny sposób zapełnić Polakom czas wolny.

- Natomiast ten odgórny sposób kształtowania czasu wolnego związany z "inżynierią dusz", czy też z oporem wobec niej, znajdziemy w każdej przestrzeni wystawy.  I tak w przestrzeni poświęconej podwórku najbardziej wyrazisty przykład to osławione czyny społeczne. Znienawidzone i stanowiące wyzysk pracy, kiedy to w czasie wolnym i prywatnym wykonywano prace porządkowe, a wszystko podszyto ideologią rzekomego dobra wspólnego.

- Kolejny przykład to działka. Koncepcja ogródków działkowych powstała dużo wcześniej, bo już na początku XX wieku, ale w PRL był to kolejny wyrazisty przykład organizacji wolnego czasu: ogrody pracownicze i ogrody działkowe. Tu nie chodziło tylko o wolny czas, ale też o wyżywienie do owoców i warzyw - przynajmniej w sezonie letnim. W części poświęconej działkom możemy odnaleźć wspomnienia dotyczące stanu wojennego i palenia na działkach wydawnictw drugiego obiegu, tzw. bibuły, czy też strachu przed milicją.

- Ważnym elementem kultury czasu wolnego były Kluby Międzynarodowej Prasy i Książki, potocznie zwane "Empikami". W PRL-u były siecią państwową, po przełomie 1989 roku trafiły w ręce prywatnego inwestora; w tym na Placu Centralnym w Nowej Hucie, którego historia jest przywołana na ekspozycji także widzimy mroczną twarz komunizmu. To właśnie w Klubie MPIK odbyła się dyskusja o IV części "Poematu dla dorosłych" Adama Ważyka. Cały "Poemat" miał charakter rozliczeniowy, piętnował zbrodnie i wypaczenia stalinizmu, natomiast w czwartej, najbardziej znanej części wiersza, poeta przedstawił tragiczną sytuację młodej społeczności nowohuckiej, znieważając przy tym nowohucian. Humanistyczną odpowiedzią na sytuacje opisane w "Poemacie" był reportaż Ryszarda Kapuścińskiego. Całą jego treść możemy przeczytać na wystawie, podobnie jak zapis dyskusji dotyczącej "Poematu" w prasie, oczywiście w propagandowej wymowie.

- W latach 70. XX w. w nowohuckim "Empiku"  tętniło życie: organizowano wystawy, spotkania i pogadanki, można było poczytać prasę krajową i zagraniczną, nauczyć się języków obcych.

- Wreszcie kina, które były bardzo popularne w czasach PRL. To nie była wyłącznie rozrywka przy filmowych produkcjach głównie z bloków państw komunistycznych. Pamiętajmy o kronikach filmowych, które puszczano przed głównym seansem. Oczywiście miały one przede wszystkim propagandowy charakter, były tubą władzy, ale dla wielu ludzi, zwłaszcza na wsiach były też źródłem podstawowej wiedzy o świecie.

Porozmawiajmy jeszcze o ewenemencie, jakim były ogródki działkowe. Wiadomo, że w czasach PRL wyjazd za miasto był czymś wyjątkowym, bo niewiele osób dysponowało samochodami, a komunikacja kulała. OBOP twierdził wówczas, że ponad połowa Polaków marzyła, by weekendy spędzić na własnej działce. Jak wyglądał relaks na działce?       

- Idea działki powstała dużo wcześniej. W PRL działka została zaadaptowana na potrzeby uprawy, ale też aktywnego wypoczynku dla pracowników, stąd rozwój nie tylko rodzinnych ogródków działkowych, ale również przyzakładowych i pracowniczych. Działka to jednak nie tylko relaks i uprawa, ale to pojęcie obejmuje również pewnego rodzaju stan psychologiczny. Jak to napisał Stanisław Stanuch w jednym ze swoich kryminałów, którego akcja toczyła się m.in. w nowohuckim ogrodzie działkowym, działka pozwalała na "snucie refleksji". Działkowicz nie tylko odpoczywał fizycznie, ale też psychicznie. Działka była miejscem odosobnienia, gdzie można było zapomnieć o trudach codzienności.

- Zwrócę też uwagę na czynnik bardziej historyczny, czyli wspomniana wyżej ciasnota lokalowa. Przyjemniej było zorganizować spotkanie rodzinne, imieniny na działce, niż gnieździć się w ciasnym bloku.

Działki spełniały też pewnie inną rolę. Mianowicie w miastach, a zwłaszcza w Nowej Hucie, pojawiła się przesiedlona ze wsi ludność. Działki pewnie były dla nich namiastką utraconej roli.

- Na pewno. To było ważne z racji wykorzenienia, ci ludzie otrzymywali substytut wsi i ogródków przydomowych. To było bardzo istotne, bo na działce można było uprawiać i hodować, a przecież w czasach PRL często mieliśmy do czynienia z niedoborami żywności. Historycy szacują, że w latach 80. zeszłego stulecia, czasie drugiej fali popularności działek - pierwsza miała miejsce w latach 50. i 60. - działkowe produkty odpowiadały 5 procentom wydatków na żywność. Zresztą nie bez przyczyny działkowe regulaminy stanowiły, że działki mają być przystosowane do uprawy i hodowli. Wyraźnie zaznaczano, że rolą działek jest dostarczanie owoców i warzyw. Drugorzędną sprawą była estetyka ogródków. Zwrócę też uwagę na hodowlę zwierząt. Bardzo popularne były króliki, natomiast hodowanie świni w ogródku działkowym, a to też się zdarzało, uchodziło za swego rodzaju ewenement. Przecież wówczas świnię bardzo trudno było kupić, a co dopiero utrzymać. A jak już to się udało, to jej hodowla wymagała sporego nakładu.

W kinach prezentowano wnikliwie wyselekcjonowane filmy, z naciskiem na produkcje z krajów tzw. demokracji ludowej. Jak wyglądał frekwencja w peerelowskich kinach?

- Była wysoka. Kino to był jeden z najpopularniejszych sposób spędzania wolnego czasu. W kinach, inaczej niż teraz, były prawdziwe tłumy. Pamiętajmy, że w PRL-u nie każdy miał w domu telewizor. Często korzystano z niego w świetlicach, lub spotykano się w mieszkaniu u szczęśliwego posiadacza odbiornika. Kino było popularne także z tego powodu, że bilety były tanie. W zakładach pracy  działacze kulturalno-oświatowi przekazywali bezpłatne bilety pracownikom. Kina, z prozaicznych powodów, były popularnym miejscem randek. Zapewniały prywatność, kameralność. Zresztą tak jest do dziś. Oczywiście filmy radzieckie i kręcone w tzw. bloku wschodnim miały priorytet, ale pojawiały się przecież ambitne, kultowe dziś produkcje. Szerokim echem odbiła się np. premiera filmu "Człowiek z marmuru" Andrzeja Wajdy. Skłaniała do refleksji o nieludzkiej naturze stalinizmu. Gdy w kinie pojawiał się film zachodni, na projekcjach pojawiały się prawdziwe tłumy, był traktowany jak wydarzenie. Na wystawie opowiadam historię dwóch kin nowohuckich - "Świtu" i "Światowida" oraz krakowskiego kina "Kijów", a także prowincjonalnego kina "Sojusz" z Limanowej.

Domy kultury i świetlice również były miejscami, gdzie władza ukierunkowywała zainteresowania obywateli. Jakie były najbardziej charakterystyczne aktywności w tych obiektach?

- Propagandowa działalność tych miejsc to jedno. O niej opowiedziałam już na początku naszej rozmowy. Ale trzeba też podkreślić rolę animatorów z domów kultury i świetlic, którzy próbowali uciec od propagandy i polityki, wyjść poza sztywne ramy systemu. W tamtych czasach mieliśmy wielu wspaniałych działaczy oświatowych i animatorów kultury, którzy bardzo wiele zrobili, by czas spędzany w tych ośrodkach był jak najlepiej wykorzystany i jak najbardziej kreatywny.

- Wśród świetlicowych atrakcji dominowały na przykład zespoły muzyczne. Można było nauczyć się grać na różnych instrumentach, a powstałe grupy były otaczane przez domy kultury i świetlice pewnego rodzaju opieką artystyczną. Powstawały też liczne zespoły taneczne, jak na przykład działający do dzisiaj Zespół Pieśni i Tańca Nowa Huta. W ramach kółek fotograficznych wyjeżdżano w plener i uczono się robić zdjęcia. Odbywały się spotkania dotyczące sztuki. Na początku oczywiście na warsztat brano dzieła socjalistyczne, a później przechodzono do historycznych, czy też powstałych w kręgu oddziaływania kultury łacińskiej. Miały miejsce spotkania z pisarzami i dyskusje na temat książek. Jeżeli jesteśmy przy literaturze, to nie można nie wspomnieć o świetlicowych teatrach.

- Paradoksalnie to właśnie ożywiona działalność kulturalna była czymś, co pozwoliło nie poddawać się szarości, bylejakości i dyktaturze a także stwarzało warunki intelektualne do buntu wobec ustroju komunistycznego. Wiadomo, że człowiek, który więcej wie, jest bardziej świadomy swojej sytuacji i trudno mu wmówić pewne rzeczy, zaszczepić propagandową wymowę rzeczywistości.

- W świetlicach uczono również rzeczy praktycznych w ramach kółek modelarskich, stolarskich czy krawieckich, a nawet hafciarskich. Jak widać, działalność świetlic była bardzo różnorodna. W przyzakładowych domach kultury czy świetlicach czas mogły spędzać dzieci pracowników, które grały w ping ponga czy czytały bajki, ale też ich starsi i rodzice. Na koniec taki ciekawy przykład. Wczasach intensywnej elektryfikacji wsi w latach 50. XX w. w świetlicach Górnego Śląska uczono obsługi radioodbiorników, żelazka czy nawet tłumaczono działanie włączników światła.     

Na koniec porozmawiajmy o zanikających dziś podwórkach.

- Podwórka były przestrzeniami w których tworzyły się więzi sąsiedzkie i społeczne. Jak podkreślają socjologowie, psychologowie czy antropologowie, dziś tych więzi brakuje. W PRL tak nie było, sąsiedzi się znali, choćby dlatego, że potrzebowali się wzajemnie. Choć podwórka nie były zbyt estetycznymi miejscami, wręcz przeciwnie często były odrażające, to tam suszyło się pranie, w bramach siedzieli ludzie i rozmawiali, a obok zupełnie bez nadzoru bawiły się dzieci - ewentualnie patrzyły na nie babcie opierające się poduszkach leżących na parapetach. Dziś życie społeczne toczy się w internecie. W PRL obieg informacji był zupełnie inny. Trzeba było się znać. Teraz sąsiedzi nie tylko się nie spotykają, ale często w ogóle się nawet nie znają. Podwórko obecnie to przestrzeń estetyczna, ale pusta.

- Czy PRL wciąż w nas mieszka? To jest nasza historia, od której nie da się uciec, chociaż z wielu względów pewnie byśmy tego chcieli, bo był to okres trudny, dla wielu tragiczny. Po 1989 roku PRL, wcześniej sztucznie wychwalany i traktowany z pompą, znalazł się na śmietniku historii. O tym traktuje ostatnia część ekspozycji. Został w niej symbolicznie przywołany nowohucki pomnik Włodzimierza Lenina, który przez lata stanowił najważniejszy punkt Alei Róż vis a vis  Placu Centralnego, a w okresie transformacji został sprzedany szwedzkiemu kolekcjonerowi.

Rozmawiał Artur Wróblewski

Wystawę "PRL mieszka w nas? Kultura czasu wolnego" można oglądać w Muzeum PRL-u os. Centrum E1 w Krakowie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polska Rzeczpospolita Ludowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy