Rzeź Ochoty. Mordy, gwałty, pijaństwo

​- To, co się działo na Ochocie w sierpniu 1944 r., było spektaklem szaleństwa. Coś, co dzisiaj nie mieści się nam w głowie, wtedy też wykraczało poza percepcję ludzi. Często świadkowie rzezi opisują, że czuli się wówczas tak, jakby oglądali koszmarny film. Właśnie to wybrzmiewa we wspomnieniach - koszmar gwałtów, morderstw, pijaństwa, szaleństwa - mówi PAP Katarzyna Utracka, historyk, zastępca kierownika Pracowni Historycznej Muzeum Powstania Warszawskiego.

PAP: Stosunkowo dużo wiemy o Rzezi Woli w czasie Powstania Warszawskiego. Dlaczego zatem w pamięci zbiorowej Rzeź Ochoty jakoś umyka?

Katarzyna Utracka: Rzeź Ochoty jest traktowana po macoszemu, jest w cieniu Rzezi Woli. Nieraz te dwa wydarzenia łączono, zwłaszcza że zbiegły się w czasie. Mówi się często o Rzezi Woli, dodając osoby cywilne, które zginęły na Ochocie. 

PAP: W jakich dniach doszło do Rzezi Ochoty?

Katarzyna Utracka: Mordowanie mężczyzn - powstańców, lecz również cywilów - zaczęło się tak naprawdę już 1 sierpnia 1944 r. Pacyfikowana była wówczas Kolonia Staszica, później ulice Tarczyńska i Grójecka. Ginęły wówczas także kobiety i dzieci. Oddziały niemieckie realizowały rozkaz Hitlera i Himmlera o całkowitym zniszczeniu Warszawy i wymordowaniu wszystkich jej mieszkańców. Rozkaz ten był realizowany od pierwszych dni powstania, również na Ochocie. Na wydarzenia na Ochocie wpływ miało też to, co działo się 1 sierpnia, jeśli chodzi już o same działania powstańcze. Powstańcom nie udało się wówczas zdobyć ważnych strategicznie obiektów. Dzielnica była obsadzona silnymi placówkami niemieckimi, a walczącym brakowało broni i amunicji, podobnie zresztą, jak i w innych częściach Warszawy. Nie było także łączności z innymi dzielnicami. Ppłk Mieczysław Sokołowski "Grzymała", komendant IV Obwodu AK "Ochota", nie wiedział, co się dzieje na Woli czy w Śródmieściu. Podjął wówczas dramatyczną decyzję o wyprowadzeniu nieuzbrojonych oddziałów do pobliskich Lasów Chojnowskich. Tam miały się one dozbroić i wrócić do Warszawy, aby kontynuować walkę. W nocy z 1 na 2 sierpnia nastąpiła ewakuacja dużej części oddziałów powstańczych z Ochoty. Nie wszyscy jednak wiedzieli o ewakuacji - na Ochocie zostały niewielkie grupy powstańców. Stworzyli oni dwie słynne reduty- Kaliską i Wawelską - gdzie organizowali obronę. Redutę Wawelską stanowiły bloki w kwartale ulic: Wawelska, Pługa, Mianowskiego i Uniwersytecka. Natomiast Reduta Kaliska obejmowała kwartał ulic: Kaliska, Joteyki, Białobrzeska i Kopińska. Cywile, którzy mieszkali w blokach przy tych ulicach, razem z powstańcami budowali barykady i przekopy, organizowali kuchnie. W Reducie Wawelskiej codzienne msze odprawiał słynny ksiądz kapelan Jan Salamucha, który po upadku Reduty został zamordowany przez Niemców. Reduta Wawelska broniła się do 11 sierpnia, kiedy to jej obrońcy ewakuowali się kanałami do Śródmieścia Południowego. Było to pierwsze przejście kanałami zwartego oddziału powstańczego. Dzień wcześniej, w nocy z 9 na 10 sierpnia, powstańcy opuścili płonące zabudowania Reduty Kaliskiej. Powstanie na Ochocie upadło. Ochota była dla Niemców ważna taktycznie. Przez dzielnicę bowiem wiodła ważna droga przelotowa z zachodu na wchód przez Warszawę, wzdłuż ul. Grójeckiej i dalej Alejami Jerozolimskimi do Mostu Poniatowskiego. Zbliżał się front i Niemcom zależało, aby sprawnie przerzucać posiłki na Pragę. W momencie gdy wybuchło Powstanie, ruch Grójecką był utrudniony. Niemcy musieli jak najszybciej stłumić zryw na Ochocie, żeby udrożnić tę arterię. 

Reklama

PAP: Jakimi środkami Niemcy chcieli stłumić Powstanie na Ochocie?

Katarzyna Utracka: 3 sierpnia na Okęcie przybył pułk brygady SS RONA (Rosyjska Wyzwoleńcza Armia Ludowa). Był to oddział kolaborancki, złożony z Rosjan, nieżonatych mężczyzn, którzy wcześniej zajmowali się zwalczaniem partyzantki sowieckiej. Kulminacja Rzezi Ochoty nastąpiła po 4 sierpnia, kiedy do dzielnicy wkroczyły wspomniane oddziały RONA. Rzeź trwała do 13 sierpnia, a nawet jeszcze dłużej. 19 sierpnia bowiem wydarzyła się jeszcze jedna duża zbrodnia, gdy Niemcy wrócili do Instytutu Radowego mieszczącego się przy ul. Wawelskiej. Instytut jest w ogóle ciekawym miejscem, którego los wiele mówi o tym, co wydarzyło się na Ochocie w sierpniu 1944 r. Oddziały RONA wkroczyły do Instytutu już 5 i 6 sierpnia. Wtedy doszło do mordów na personelu i pacjentach szpitala. Wrócili tam raz jeszcze 19 sierpnia. Wówczas zginęło kolejnych kilkadziesiąt osób. Zostały one wypędzone z Instytutu, przegonione na Zieleniak, gdzie je zamordowano. Następnie ich zwłoki zostały przeniesione do pobliskiej szkoły i tam spalone w sali gimnastycznej. Zieleniak działał do 20 sierpnia, do tego czasu trwały też mordy na Ochocie. W momencie gdy Zieleniak został zamknięty, można powiedzieć, że skończyła się rzeź na Ochocie, chociaż jeszcze dochodziło do pojedynczych zabójstw. 

PAP: Wspomniała pani o Zieleniaku. Jaką funkcję pełnił on podczas Powstania?

Katarzyna Utracka: Zieleniak jest wyjątkowym miejscem dla pamięci Powstania, wiele mówiącym o tym, co się wydarzyło na Ochocie. Był to punkt zborny. Niemcy przez cały czas Powstania w różnych częściach miasta tworzyli takie punkty, do których spędzali ludność cywilną. Odbywała się w nich selekcja, której towarzyszyły egzekucje. Ludność stamtąd była pędzona na Dworzec Zachodni, z którego trafiała do obozu przejściowego w Pruszkowie - słynnego Dulagu 121, przez który przeszła cywilna część ludności Warszawy wypędzona z miasta w trakcie i po upadku Powstania. Zieleniak utworzono na początku sierpnia i spędzano tam ludność z Ochoty. Wcześniej było to targowisko, jest to miejsce obecnych targowych Hal Banacha. Teren Zieleniaka był wyłożony kostką i ogrodzony ceglanym murem. Spędzana tam była ludność z domów, które następnie były podpalane. Od 5 sierpnia osoby koczowały tam po kilka dni. Dopiero 9 sierpnia ruszył pierwszy transport. W tym czasie nie mieli oni jedzenia i picia. Była, co prawda, jedna studnia, która szybko jednak się wyczerpała, nie było sanitariatów. Wśród ludności były rodzące kobiety, kobiety w ciąży, dzieci, starcy, którzy koczowali pod gołym niebem na kostce brukowej. Najgorsze były jednak noce, kiedy pijani ronowcy przychodzili i wyciągali spośród ludności kobiety, aby je zgwałcić. Kobiety często się przebierały za starsze, aby uniknąć najgorszego, choć nie zawsze się to udawało. Do gwałtów dochodziło na Zieleniaku, często też ronowcy ciągnęli kobiety do pobliskich zabudowań. Od 9 sierpnia transporty szły coraz częściej, więc czas oczekiwania zmniejszył się do kilkunastu godzin, do dnia. Do 13 sierpnia Ochota została przez Niemców "oczyszczona" z ludności cywilnej. Jednak jeszcze do 20 sierpnia na Zieleniak trafiały osoby ewakuowane z sąsiednich dzielnic. 

PAP: Jak działała RONA?

Katarzyna Utracka: To oddział, który głównie skupił się na gwałtach i grabieżach. Nawet sami Niemcy pisali w meldunkach, że RONA nie walczyła, tylko mordowała i grabiła. Zachował się dość ciekawy dokument, niestety tylko w odpisie, ponieważ oryginał zaginął - dziennik żołnierza z pułku RONA, Iwana Waszenki. Notatki zaczynają się 2 sierpnia 1944 r. Pod datą 4 sierpnia, czyli w momencie gdy oddział wkroczył na Ochotę, możemy przeczytać: "Wkraczamy do miasta, żołnierze wyszukują ludność, dowódca kompanii rozstrzeliwuje znalezionych. Po co to? Co mają z tym wspólnego oni - te kobiety i dzieci? Szykujemy się na nocleg w szpitalu". Pod datą 5 sierpnia autor notuje dalej: "W mieście masowe rabunki, dokonywane przez niemieckich żołnierzy, jak i przez żołnierzy RONA. Prawdę mówiąc, żołnierzy RONA pociągają jedynie kosztowności, zegarki, złoto, a Niemcy chwytają odzież, bieliznę, palta, walizy itd. Żołnierze RONA zabierają również żywność, różne przysmaki, a także wódkę". To, czego autor tego dziennika nie zanotował, chociaż wspomina o zbrodniach i mordowaniu kobiet i dzieci, to to, co było charakterystyczne dla Rzezi Ochoty - gwałty na kobietach. Łączniczki, sanitariuszki, ale również kobiety spośród ludności cywilnej były masowo gwałcone. Wiele z nich tego koszmaru nie przeżyło. Wiemy o tym z relacji osób, które były świadkami, lecz także od samych kobiet, które przeżyły. To bardzo intymne, poruszające relacje. Charakterystyczne właśnie dla Ochoty. Palone były również domy. Jeżeli ktoś nie wyszedł z domu, ponieważ był ranny czy starszy, to ginął - Niemcy i ronowcy rzucali granaty do środka. Stosowali metodę spalonej ziemi, podobnie zresztą jak na Woli. 

PAP: Czego dowiadujemy się z relacji świadków tamtych wydarzeń?

Katarzyna Utracka: Właśnie to wybrzmiewa we wspomnieniach - koszmar gwałtów, morderstw, pijaństwa, szaleństwa. To, co się działo na Ochocie, było spektaklem szaleństwa. Coś, co dzisiaj pewnie nie mieści się nam w głowie, wtedy też wykraczało poza percepcję ludzi. Często świadkowie rzezi opisują, że czuli się wówczas tak, jakby oglądali koszmarny film. 

PAP: Czy Rzezie Woli i Ochoty różni np. metodologia zbrodni?

Katarzyna Utracka: Chciałabym podkreślić, że o ile na Woli egzekucje miały charakter masowy - w jednym miejscu było rozstrzeliwanych kilkaset ludzi - o tyle na Ochocie znanych jest kilkadziesiąt miejsc, w których zginęło od kilkudziesięciu do ponad stu osób. W porównaniu z Wolą dużo więcej było zabójstw pojedynczych osób czy niewielkich grup. Może też dlatego te mordy z Ochoty umykają naszej uwadze, pamięci. 

PAP: Jakie są szacunki odnośnie do ofiar Rzezi Ochoty?

Katarzyna Utracka: Szacuje się, że zginęło ok. 10 tys. osób. Ochota przed Powstaniem liczyła 45 tys. mieszkańców, zatem liczba tych, którzy zginęli, jest znacząca. Jeżeli chodzi o sam Zieleniak, to szacuje się, że zginęło lub umarło tam ok. tysiąca osób. Trzysta osób zostało rozstrzelanych, a pozostali zmarli z głodu, wycieńczenia albo w wyniku fatalnych warunków panujących w tym punkcie. Musimy jednak mieć świadomość tego, że na Ochocie, na Zieleniaku, ginęli nie tylko mieszkańcy samej Ochoty, lecz również innych dzielnic - Woli czy Śródmieścia. Zatem te 10 tys. ofiar to nie tylko mieszkańcy Ochoty. Mówimy o tym wydarzeniu jako o Rzezi Ochoty, ponieważ wydarzyła się w tej dzielnicy. Na Ochocie zginęło wielu wybitnych ludzi nauki i kultury. Wśród nich znalazł się Juliusz Kaden-Bandrowski, który mieszkał przy ul. Kaliskiej 13. Został ranny 6 sierpnia w swoim mieszkaniu, a zmarł dwa dni później. Karol Irzykowski, który mieszkał przy Filtrowej 75, został postrzelony 7 sierpnia, kiedy był wypędzany z mieszkańcami na Zieleniak. Trafił do szpitala w Milanówku, gdzie 2 listopada zmarł. Ponieważ został ranny podczas rzezi, można go postrzegać jako ofiarę tego wydarzenia. Ofiarą egzekucji z 5 sierpnia, podczas wypędzania, był również olimpijczyk, wioślarz Józef Szawara. Wśród ofiar Rzezi Ochoty znalazły się również dwie malarki - siostry Halina i Stanisława Maszyńskie. Zostały one rozstrzelane 6 sierpnia przez żołnierzy RONA. Wtedy również zginął ich brat - znany aktor dramatyczny Mariusz Maszyński - który został rozstrzelany razem z żoną. 

PAP: Czy dokonano ekshumacji wszystkich ofiar?

Katarzyna Utracka: Ekshumacje były prowadzone zaraz po wojnie. Ci, których zamordowano, często byli paleni przez oddziały Verbrennungskommando Warschau -złożone z przymusowych robotników, często z Polaków, którzy byli chwytani i pod strażą niemiecką znosili trupy, aby je spalić. Tym samym Niemcy chcieli zatrzeć ślady zbrodni. Trudno mi ocenić, czy wszystkie ofiary zostały ekshumowane. Pewnie są takie miejsca, do których ekipy ekshumacyjne Polskiego Czerwonego Krzyża nie dotarły. Pamiętajmy także, iż współczesna Ochota zmienia swoje oblicze, powstają kolejne osiedla, więc te miejsca nam umykają. 

PAP: Czy to, że w pamięci zbiorowej Rzeź Ochoty umyka, może wynikać również z tego, że ten temat nie jest opracowany badawczo?

Katarzyna Utracka: Tak, to drugi element, który przyczynił się do tego, że ta pamięć o Rzezi Ochoty umyka. Brakuje kompleksowej publikacji, która traktowałaby o tych wydarzeniach. Jest oczywiście znakomita monografia IV Obwodu AK "Ochota" autorstwa Józefa Kazimierza Wroniszewskiego. Autor jednak koncentruje się w niej bardziej na działaniach zbrojnych niż na tym, co się działo na zapleczu frontu. Jest również książka "Ochota. Okęcie" ze znanej serii "Warszawskie Termopile 1944", w której także zostały opisane miejsca pamięci związane z Rzezią Ochoty. To jednak tylko przyczynek historyczny, monografia, która nie wyczerpuje tematu. Kolejną ciekawą pozycją jest "Zagłada Ochoty" Lidii Ujazdowskiej, która ukazała się w 2005 r. To jednak zbiór relacji. Oczywiście są to ważne dokumenty, świadectwa zbrodni. Cały czas jednak brakuje monografii, która zbierałaby i systematyzowała wiedzę o wydarzeniach z sierpnia 1944 r. na Ochocie. O ile właśnie Wola doczekała się monografii Piotra Gursztyna - "Rzeź Woli" - to Ochota niestety nie. 

PAP: Jak wygląda pamięć o wydarzeniach wśród mieszkańców dzisiejszej Ochoty?

Katarzyna Utracka: Zbrodnia w Instytucie Radowym, o której wcześniej wspominałam, jest bardzo żywa w świadomości pracowników tego Instytutu. Na podłodze głównego korytarza do dziś widoczne są ślady, prawdopodobnie po krwi osób, które zostały tam zamordowane w pierwszych dniach Powstania. Od zawsze w świadomości pracowników Instytutu panowało przekonanie, że to krew ludzka. Postanowiono zbadać, czy tak faktycznie jest, i parę miesięcy temu przeprowadzono badania. Niestety specjaliści nie byli w stanie stwierdzić, czy to krew, ponieważ posadzka jest codziennie myta chemikaliami. Chyba już się tego nie dowiemy. Jest natomiast inicjatywa, aby powiesić w Instytucie tablicę upamiętniającą to miejsce. Na terenie Zieleniaka jest tablica pamiątkowa. Pewnie nie wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że znajdujemy się w miejscu, w którym działy się sceny dantejskie. Takich upamiętnień na planie dzielnicy jest jednak dużo więcej. Przypominają nam one o tych tragicznych i nieco zapomnianych wydarzeniach z sierpnia 1944 r.

Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy