Bertold Merwin: Do końca legionista

Kiedy 100 lat temu wyruszał na wojnę, nie był egzaltowanym młodzieńcem, wiedzionym romantycznymi porywami, ale doświadczonym nauczycielem i dziennikarzem, wiedzącym dobrze, na co się porywa. Czy jednak spodziewał się, że weźmie udział w wydarzeniach o historycznej wadze?

Bertold Merwin wstąpił do Legionów Polskich jesienią 1914 r. Jako ochotnik z niebagatelnym wykształceniem, w dodatku nie pierwszej młodości, nie trafił do oddziałów liniowych, lecz otrzymał przydział do Komendy Legionów, wraz z którą znalazł się w Brygadzie Karpackiej, nazwanej później II Brygadą. Przeszedł z nią cały szlak bojowy, od Węgier przez Karpaty Wschodnie, Galicję i Bukowinę po Wołyń. Był referentem prasowym sztabu Komendy Legionów, pełnił także obowiązki tzw. Menage Meister, czyli szefa zaopatrzenia w żywność.

Reklama

Wcześniej dał się poznać jako człowiek utalentowany i pracowity. Urodzony 13 listopada 1879 r. w Tarnowie pod nazwiskiem Baruch Menkes, syn księgarza o publicystycznych ambicjach Edwarda i Róży z Frenklów, kształcił się w gimnazjach w rodzinnym mieście oraz we Lwowie. Nie wiadomo jednak, czy egzamin dojrzałości składał w Gimnazjum im. Franciszka Józefa nad Pełtwią, czy może w macierzystej szkole nad Wątokiem - tych danych brak; wiadomo natomiast, że w 1907 r. otrzymał na Uniwersytecie Lwowskim stopień doktora filozofii, wzmocniony uzyskanym niewiele później dyplomem absolwenta Wydziału Prawa.

Już jako student (w tym okresie, będąc zwolennikiem asymilacji, zmienił nazwisko na Bertold Merwin) udzielał się społecznie: był aktywnym członkiem Stowarzyszenia Młodzieży Akademickiej "Zjednoczenie" i Towarzystwa Szkoły Ludowej. W latach akademickich rozpoczął też pracę zawodową. Od października 1902 r. zatrudniony był w II Gimnazjum we Lwowie (z językiem wykładowym niemieckim), gdzie doszedł od suplenta do profesora. Wykładał historię powszechną i krajową, geografię, język polski i niemiecki.

Energii mu nigdy nie brakowało. Obowiązki studenta i pedagoga łączył z rozwijaniem kariery dziennikarskiej. Redagował żydowskie pismo "Jedność", opowiadające się za asymilacją potomków Izraela w polskim społeczeństwie, był stałym współpracownikiem "Gazety Wieczornej" i "Nowego Głosu Polskiego", pisywał do "Słowa Polskiego", "Wędrowca" oraz "Prawdy". Zajmował się sprawozdawczością i publicystyką, recenzował ponadto dzieła literackie i spektakle teatralne. W 1910 r. odbył podróż do Stanów Zjednoczonych. Jej plonem stał się tom reportaży "W krainie dolara" oraz cykl opublikowanych w "Jedności" artykułów "Żydzi w Ameryce. Wrażenia z podróży". Wydał ponadto książkę "Żydzi w powstaniu 1863 r." i zbiór szkiców literackich "Profile i perspektywy".

Choć związany był z Polskim Stronnictwem Demokratycznym (zajmował w nim stanowisko sekretarza), po wybuchu wojny zawiesił członkostwo w niej, a uznając, że przyszedł czas na wstąpienie do wojska - zgłosił się do Legionów Polskich. Aczkolwiek przeznaczono go do służby sztabowej, nie uchylał się bynajmniej od udziału w działaniach na froncie. Świadectwo odwagi wystawił mu legionowy poeta Józef Mączka, który w ułożonej w grudniu 1914 r. kolędzie zawarł taką zwrotkę:

Merwin co był redaktorem

Teraz jest żołnierza wzorem

W kąt nożyce i gazety

Jeździ z nami na wedety.

W czerwcu 1915 r. porucznik Merwin został przeniesiony do Departamentu Wojskowego Naczelnego Komitetu Narodowego, gdzie pracował w Krajowym Inspektoracie Zaciągu do Wojska Polskiego i współdziałał blisko z płk. Władysławem Sikorskim. Po kryzysie przysięgowym znalazł się w Dowództwie Uzupełnień Polskiego Korpusu Posiłkowego, gdy zaś PKP w lutym 1918 rozwiązano, trafił do obozu internowanych w Dulfalvie na Węgrzech, a stamtąd na front włoski.

Po upadku monarchii Habsburgów służył w Wojsku Polskim, brał udział w wojnie z bolszewikami. W grupie wojsk dowodzonej przez gen. Edwarda Śmigłego-Rydza, a następnie w sztabie 3. Armii, zajmował stanowisko szefa oddziału personalnego, po zawarciu pokoju z Rosją bolszewicką skierowano go do Dowództwa Okręgu Korpusu w Warszawie. Formalnie - jako oficer nadetatowy - zaliczony do kadry 6. Pułku Strzelców Podhalańskich z garnizonem w Stryju, pełnił funkcję wykładowcy historii wojskowości w dwóch stołecznych uczelniach wojskowych: Szkole Podchorążych Piechoty oraz Oficerskiej Szkole Inżynierii.

Po odejściu w 1928 r. na emeryturę (miał wtedy rangę majora, mundur zaś ozdobiony kolekcją wysokich odznaczeń: cztery Krzyże Walecznych, Krzyż Niepodległości, Order Polonia Restituta V klasy, Złoty i Srebrny Krzyż Zasługi, Medal Pamiątkowy Za Wojnę 1918-1921, Medal Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości; na pożegnanie nadano mu rangę tytularnego podpułkownika) powrócił do dziennikarstwa. Pisał dla "Kuriera Warszawskiego" i "Tygodnika Ilustrowanego", pełnił obowiązki redaktora politycznego "Expressu Porannego". Poza pracą aktywnie działał w Związku Legionistów.

Bo legionistą czuł się zawsze, zresztą większość jego publicystyki poświęcona była Legionom. Napisał na ten temat wiele prac, publikowanych w latach 1915-1918: "Legiony w Karpatach", "Polnische Legionen 1914-1915", "Legiony w boju", "Mit den Polnischen Legionen in Karpathen 1914", "Z życia w Legionach", "Z Dulfalvy nad Tagliamento". Podejmował ponadto badania historyczne (wydał "Pisma wojskowe dyktatora M. Langiewicza"), był autorem antologii "Polskie listy miłosne od XV do XIX w." i "Listy miłosne sławnych ludzi", przekładał z niemieckiego na polski dzieła Gerharda Hauptmanna.

We wrześniu 1939 r. Merwin został powołany na rzecznika prasowego Ministerstwa Informacji. Objęcie stanowiska, na którym wiele zdziałać nie był w stanie, miało konsekwencje ważkie o tyle, że wraz z rządem ewakuował się do Rumunii, gdzie trafił do obozu dla internowanych. Jako że zajmował stosunkowo niskie stanowisko, nie spędził w odosobnieniu całej wojny - udało mu się wyjechać i dotrzeć... aż do Zambii w Afryce. Zorganizował tam gimnazjum dla polskich dzieci, przybyłych w większości ze Związku Radzieckiego via Bliski Wschód (i został za to nagrodzony przez Rząd RP na Wychodźstwie kolejnym wysokim odznaczeniem, Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami). Zambii nigdy już nie opuścił. Zmarł w jej stolicy, Lusace, 10 stycznia 1946 r.

Waldemar Bałda


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy