Jak Piłsudski z legionistami "tańczył" pod Limanową

Przełęcz pomiędzy Łopieniem a Mogielicą w Beskidzie Wyspowym, miejscowość Chyszówki, 700 m n.p.m. To tutaj 100 lat temu, 23 listopada 1914 roku, legioniści dowodzeni przez majora Edwarda Rydza-Śmigłego, późniejszego marszałka, pokonali podczas nocnego ataku zwiadowczy szwadron kawalerii rosyjskiej. Był to mocny początek "krwawego tańca" pod Limanową. Polakom pomógł szczęśliwy przypadek.

Związki komendanta Józefa Piłsudskiego z Ziemią Limanowską sięgają 1913 roku, kiedy to wykładał razem z Kazimierzem Sosnkowskim w Oficerskiej Szkole Strzeleckiej, która mieściła się w dworku w Stróży (obecnie szkoła podstawowa). Szkolono tam kadrę oficerską dla przyszłych polskich formacji wojskowych. Wśród 90 uczestników szkolenia byli późniejsi dowódcy Legionów i znane postacie II RP, m.in. Michał Karaszewicz-Tokarzewski, Leopold Lis-Kula, Mieczysław Ryś-Trojanowski.

Pod koniec listopada 1914 prawie dwutysięczny oddział Legionów Polskich pod dowództwem brygadiera Piłsudskiego (nominację na ten stopień otrzymał 15.11.1914 - rozkazem naczelnego wodza arcyksięcia Ferdynanda; stopień odpowiadający pułkownikowi Austriacy stworzyli specjalnie dla niego) przybył w okolice Limanowej, by kontynuować walkę u boku armii austriackiej - oczyścić przedpole z wroga w rejonie Dobrej i Jurkowa przed przygotowywanym przeciw Rosjanom uderzeniem na Limanową i Nowy Sącz.

Reklama

Rozkazem dowództwa strzelcy Piłsudskiego zostali skierowani do Dobrej na pomoc korpusowi kawalerii generała Nagy'ego. Komendant był przekonany, że Austria pomoże Polakom zjednoczyć znajdujące się pod zaborami ziemie, jeśli wcześniej sami wykażą się siłą bojową.

Wzięli do niewoli cały oddział

Legioniści dotarli do Dobrej 23 listopada pod wieczór. Szukali ciepłej kwatery, od kilku dni utrzymywał się 20-stopniowy mróz. W tutejszej karczmie dowiedzieli się, że wszystkie wolne miejsca zajęli już Austriacy, którzy czekali na rozkaz do ofensywy. Powiedziano im także, że w sąsiedniej miejscowości, Chyszówki, zatrzymał się szwadron kawalerii rosyjskiej. Piłsudski zadecydował, że pierwszy i piąty batalion będzie kwaterował w Jurkowie, a drugi i trzeci pójdzie do Chyszówek i tam znajdzie nocleg, pod warunkiem, że wcześniej wyrzuci z kwater Rosjan.

Nocnym atakiem w Chyszówkach dowodził Rydz-Śmigły. Strzelcy z II i III batalionu otoczyli wieś od północy i południa. Podeszli pod chałupy, w których nocowali rosyjscy ułani z 14 dywizji jazdy generała Dragomirowa. Rosyjski wartownik dostrzegł ich, ale nie wszczął alarmu, bo wziął przeklinających po rosyjsku legionistów za swoich. Żołnierze Rydza-Śmigłego byli ochotnikami z Kongresówki, dołączyli do legionów kilka tygodni wcześniej na Kielecczyźnie i dobrze mówili po rosyjsku. Ułani zostali kompletnie zaskoczeni. Poddali się prawie bez walki.

Szwadron kozacki został rozbity. Polacy wzięli do niewoli 5 oficerów i 86  szeregowych. Zdobyli też 70 koni i przejęli miejsca na nocleg. Jeńców zamknęli w największej stodole. Dwóch z pojmanych oficerów zdołało uciec. Jeden z nich zastrzelił pilnującego jeńców Polaka. Odnalezionych uciekinierów doprowadzono do kwatery Piłsudskiego w Jurkowie.

"Myślałem, że umrę od wewnętrznego śmiechu, gdym usłyszał, czemu właściwie zawdzięczamy powodzenie! Nie słychany i całkiem nowy pomysł dla taktyki" - wspominał Piłsudski, gdy dowiedział się, dlaczego rosyjscy żołnierze tak szybko dali się podejść.

Po takim sukcesie głównodowodzący odcinkiem gen. Nagy sam przyjechał do Jurkowa z gratulacjami dla Piłsudskiego. Legioniści zostali doposażeni węgierskimi karabinami maszynowymi i armatami górskimi.

Przełęcz Rydza-Śmigłego

Na cześć zwycięstwa w Chyszówkach w okresie międzywojennym przełęcz między Łopieniem a Mogielicą nazwano imieniem Edwarda Rydza-Śmigłego. W 1928 roku, w 10. rocznicę odzyskania niepodległości, postawiono w tym miejscu drewniany krzyż, a 10 lat później, w 1938 roku - pomnik na pamiątkę walk Legionów Polskich w 1914 r. Napis na tablicy powieszonej na krzyżu głosi: "Tu, w Chyszówkach w listopadzie 1914 roku walczyli legioniści polscy pod wodzą Józefa Piłsudskiego i wzięli do niewoli oddział kawalerii rosyjskiej. W 10. rocznicę odzyskania Niepodległości Polski postawiło ten krzyż Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej z Dobrej 11 XI 1928 roku na znak hołdu dla bohaterów, którzy oddając krew i życie za Ojczyznę utrwalali w narodzie wiarę w zwycięstwo".

Po II wojnie światowej, gdy władze PRL starały się za wszelką cenę zatrzeć pamięć o wszystkim, co było związane z II Rzeczpospolitą, nazwę Przełęcz Rydza Śmigłego usunięto z map i zastąpiono określeniem "Przełęcz Chyszówki". Znajdujący się tam pomnik próbowano zniszczyć. Przez lata nieodnawiany popadał w ruinę.

Sytuacja zmieniła się dopiero po 1989 roku. Przełęcz Rydza-Śmigłego odzyskała dawną nazwę, a pomnik został odrestaurowany. W 1998 roku, w 80. rocznicę odzyskania niepodległości, to miejsce pamięci dopełnił jeszcze obelisk poświęcony żołnierzom AK i "wszystkim walczącym z okupantami niemieckim i sowieckim w latach 1939-1956 o wolną i niezawisłą Ojczyznę". Tak powstał "Pomnik Spotkań Pokoleń".

Co roku 11 listopada na Przełęczy Rydza-Śmigłego odbywają się rocznicowe uroczystości.

"Kontredans koło Limanowej"

Zwycięstwo na przełęczy w Chyszówkach było pierwszym od dłuższego czasu sukcesem wojsk cesarza Franciszka Józefa na froncie rosyjskim i zapowiedzią ich zwycięstwa w Bitwie Limanowskiej.

W trzecim dniu pobytu w Jurkowie legioniści ruszyli do Limanowej. Już pod koniec listopada było jasne, że właśnie w pobliżu tego małego miasteczka zetrą się ze sobą wrogie siły. Część mieszkańców uciekła, reszta została, by dopilnować swego dobytku.

Piłsudski dotarł do Limanowej 4 grudnia. Zatrzymał się w domu lekarza powiatowego Kazimierza Mieroszewskiego (jego dom przy ul. Matki Boskiej Bolesnej stoi do dzisiaj opatrzony pamiątkową tablicą). Tutaj również legioniści spotkali się z gościnnym przyjęciem, tak jak w czasie całego swojego pobytu na Ziemi Limanowskiej. "Warunki wojny na Podhalu były pod innym względem nadzwyczaj przyjemne. Mówię tu o stosunkach z ludnością. Nie było tu jak w Królestwie gwałtownego i najczęściej daremnego szukania oparcia i zrozumienia wśród ludności cywilnej. Nie trzeba było tu niczego szukać, bo wszystko czego dusza żołnierza walczącego dla umiłowanej Ojczyzny pragnie było mu dane. Tu czułem się jak w Ojczyźnie, czułem się potrzebny dla niej jako jej obrońca. Kiedy stanęliśmy w Limanowej, mój oddział był w rezerwie, na odpoczynku, mieliśmy kwatery we wschodniej części miasta. Sam z moim sztabem zatrzymałem się u zdaje mi się miejscowego lekarza. Dawno nie widziałem takich wspaniałości. Czysta pościel, jasne oświetlone pokoje, obrusy na stołach, dużo wody do umycia. Przyjemna kwatera (...)" - wspominał później komendant.

Przez kilka następnych dni legioniści musieli zmagać się z Rosjanami. Pomiędzy 5 a 8 grudnia 1914 roku przeszli trasę Jurków - Limanowa - Wysokie - Trzetrzewina - Marcinkowice - Limanowa.

Piłsudski ze swoim wojskiem raz zbliżał się do Limanowej, a raz oddalał, co później opisał w swej książce "Moje pierwsze boje" jako "kontredans koło Limanowej".

"Tragedia marcinkowicka" - najładniejsza bitwa

Z tego "tańca koło Limanowej" Piłsudski bardzo dobrze zapamiętał bitwę pod Marcinkowicami. Wspominał ją jako jedną z najcięższych, a zarazem najładniejszych swoich bitew.

5 grudnia legioniści wyszli z Limanowej i przez Wysokie oraz Trzetrzewinę zbliżali się do Nowego Sącza, przeganiając po drodze Moskali. Piłsudski zamierzał uderzyć na miasto zajęte przez Rosjan. Pod wieczór dotarł do Marcinkowic i zatrzymał się w miejscowym dworze. Ułani Władysława Beliny Prażmowskiego zajęli pozycje na Górze Rdziostowskiej, skąd Nowy Sącz był dobrze widoczny. Po przeprawie przez Dunajec i dotarciu do wsi Dąbrowa miał nastąpić atak. Pojmani przez patrol ułanów jeńcy mówili, że do Sącza dotarł już 8 korpus rosyjski, ale Polacy nie bardzo w to wierzyli. Już nad ranem słychać było odgłosy nacierającego wroga.

"Nie sądzone mi już było ani zjeść śniadania, ani skończyć tej szklanki mleka, która stała przede mną. Rozpoczęła się tragedia marcinkowicka" - wspominał komendant poranek 6 grudnia spędzony w dworze należącym wówczas do Alfreda Faucka.

Rosjanie natarli z trzech stron, mając pięciokrotną przewagę wojska. Legioniści musieli wycofać się ze swoich pozycji na Górze Rdziostowskiej pod las w Marcinkowicach, a stamtąd przez Pisarzową dotarli do Limanowej.

Bitwa pod Marcinkowicami stoczona z siłami 8 korpusu rosyjskiego pozostała nierozstrzygnięta. Opóźniła jednak atak Rosjan na Limanową o 16 godzin, podczas których Austriacy mogli dokonać przegrupowania swej armii i przygotować się do skutecznego kontrataku. 

Kilka lat później Piłsudski miał okazję dopić mleko pozostawione podczas śniadania. W 1921 roku, już jako Naczelnik Państwa, odwiedził w Marcinkowicach groby "swoich żołnierzyków". Na powitanie kazał sobie przygotować szklankę do połowy wypełnioną mlekiem. "Nie mogłem znieść na sobie tego, żem taki głodny, jak wtedy byłem, nie dopił mleka"- wspominał. Kubek, z którego pił Naczelnik, do dziś stoi w jednej z gablot Szkolnego Muzeum Historycznego Zespołu Szkół Rolniczych im. Władysława Orkana w Marcinkowicach, mieszczącego się w dawnym dworze.

Powitanie w Nowym Sączu i zgolona broda

8 grudnia rozpoczynała się wielka bitwa pod Limanową, podczas której legioniści osłaniali górskie przejścia w kierunku Mszany Dolnej. Zostali skierowani do obrony doliny Dunajca. Przeszli przez Zalesie, Kamienicę, Łącko. Po Bitwie Limanowskiej ścigali Rosjan wycofujących się w kierunku Nowego Sącza.


13 grudnia Piłsudski na czele legionistów wkroczył do wyzwolonego Nowego Sącza, gdzie nastąpiła koncentracja wszystkich oddziałów liniowych. Był to wejście tryumfalne. "Wysłałem do Nowego Sącza naprzód moich ułanów, sam zaś maszerowałem z piechotą. Belina doniósł mi, że w mieście przygotowują specjalną owację na cześć moją i mego oddziału. (...) Wreszcie rynek. Jasno oświetlony, czarny od tłumu. Gdym się na nim na Kasztance ukazał, rozległ się krzyk całego tłumu i padły pociski z kwiatów (...). Nowy Sącz przyjął nas nadzwyczaj serdecznie. A te rozkosze 'wielkomiejskie'. Elektryczne światło, kawiarnie, wanna, fryzjer" - pisał potem Piłsudski, wspominając ostatni etap podhalańskiej kampanii Legionów Polskich.

Większość legionistów pierwszy raz ujrzała wtedy Piłsudskiego bez brody, niektórzy podobno z tego powodu go nie rozpoznali. Tym, że komendant poszedł do miejscowego fryzjera, chwali się zarówno Limanowa jak i Nowy Sącz. Według najnowszych ustaleń Piłsudski zgolił sobie "socjalistyczną" brodę prawdopodobnie u fryzjera Węgrzynka w Limanowej.* Na tę wersję wskazywałby też zapis w kalendarium na stronach Muzeum Józefa Piłsudskiego: "6 grudnia 1914 - "Komendant zmienił wizerunek - zgolił brodę".

Mieszkańcy Nowego Sącza chętnie brali legionistów do siebie na kwaterę. Mieli nadzieję, że będą ich gościć także na Wigilii. Burmistrz miasta apelował już o przygotowanie świątecznych prezentów w postaci ciepłej bielizny i odzieży i wspólnego spotkania przy choince. Tymczasem po kilku dniach odpoczynku żołnierze Piłsudskiego musieli ruszyć dalej, zachowując miłe wspomnienia o miejscowej ludności - zarówno tej z miasta jak i wsi. Chłopi nieraz mieli okazję karmić legionistów w okopach, opiekować się ich rannymi i ukrywać w swoich chałupach, pomagać tym, którym udało się uciec od Rosjan.

Okres walk w okolicach Limanowej i Nowego Sącza stał się "jedną z najładniejszych kart w historii Legionów Polskich ze względu na bohaterskie i chlubne, a samodzielne walki z najazdem moskiewskim, wciskającym się jak potok górski do wszystkich przejść i szczelni Podkarpacia".**

Małgorzata Żyłko

---------------------------------

Wspomnienia Józefa Piłsudskiego pochodzą z jego książki "Moje pierwsze boje"

*Tadeusz Hejmej "Śladami Józefa Piłsudskiego po Limanowszczyźnie", w: "Almanach Ziemi Limanowskiej", nr 18, 2004 r.

**"Boje Legionów Polskich. Walki na Podhalu"

Bitwie Limanowskiej, która rozegrała się 100 lat temu, poświęcimy osobny artykuł

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Legiony Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy