Józef Dietl. Awansował Kraków

W porównaniu z następcami na urzędzie prezydenta Krakowa – najważniejszego w mieście stanowiska nie piastował wcale długo, bo tylko 8 lat. W przeciwieństwie do wielu jednak zdążył dokonać tyle, iż niejeden ze sprawujących urząd sukcesorów wciąż może mu zazdrościć. Józef Dietl był tym, który po ustąpieniu zostawił Kraków na znacznie wyższym poziomie cywilizacyjnym, niż go zastał.

Urodzony w 1804 r. pod Drohobyczem syn austriackiego urzędnika i polskiej szlachcianki, kształcony kolejno w Drohobyczu, Tarnowie, Nowym Sączu, Lwowie i Wiedniu, przybył do Krakowa jako pan w średnim wieku: 47-letni doktor medycyny. Przybył, aby objąć stanowisko profesora, szefa uniwersyteckiej katedry medycyny wewnętrznej oraz kliniki lekarskiej.

Oceniając decyzję z punktu widzenia kariery, postąpił słusznie, gdyż nie tylko odniósł w Krakowie wiele sukcesów naukowych (m.in. uznaje się go za ojca balneologii, odrębnej dziedziny medycyny) i zapisał się trwale w historii najstarszej polskiej uczelni jako jej rektor (w roku akademickim 1861/1862; w 1862 wybrano go jeszcze raz, ale decyzji tej nie zaaprobowały władze administracyjne). Z punktu widzenia osobistego zaś chyba nie do końca, albowiem poślubionej 5 lat przed przyjazdem nad Wisłę żonie krakowski klimat doskwierał tak bardzo, iż rychło opuściła męża i wyjechała do rodzinnego Wiednia...

Reklama

Pięknie rozwijająca się akademicka kariera Dietla doznała załamania w 1865 r., kiedy cesarz Franciszek Józef usunął go ze wszystkich stanowisk uniwersyteckich i przeniósł - bez podania przyczyn! - na emeryturę. Przyczyny w rzeczy samej były istotne: zdaniem niechętnych profesorowi urzędników, stał on "na czele szerzącej się na krakowskim uniwersytecie narodowej agitacji".

Na szczęście dla krakowian zdymisjonowany medyk nie przeszedł w stan spoczynku, lecz podjął się zgoła odmiennych obowiązków: jesienią 1866 r. został prezydentem miasta. Co ciekawe, on, który przybywając do Krakowa, niemal nie posługiwał się językiem polskim (podczas wykładu inauguracyjnego miał powiedzieć do studentów: "Wy mnie nauczycie języka polskiego, a ja was nauczę medycyny"), na uroczyste zaprzysiężenie przywdział kontusz i żupan! I był w tym konsekwentny; nie jest bowiem tajemnicą, iż jednym z powodów usunięcia go z profesury było dążenie do wyrugowania języka niemieckiego z obiegu naukowego na Wydziale Lekarskim.

Jako propagator higieny (niemałą część naukowej aktywności poświęcił zwalczaniu jakże wonczas powszechnego kołtuna), bez zwłoki przystąpił do porządkowania tej sfery życia miasta. Doprowadził do oczyszczenia i uporządkowania Plant oraz murów, otaczających Stare Miasto, spowodował likwidację pełnego zakisłej, brudnej wody starorzecza Wisły, przekształconego potem w Planty (nazwane zresztą po latach jego imieniem), rozwinął sieć wodociągów i kanalizacji. Na dodatek - powołał straż ogniową, poszerzał zasięg oświetlenia ulicznego. Przejmując z kolei odpowiedzialność za prowadzenie szkół powszechnych sprawił, iż miasto zyskało wpływ na tę jakże ważną dziedzinę, a przyczyniając się do utworzenia Szkoły Sztuk Pięknych i Szkoły Przemysłowej podniósł atrakcyjność oświatową Krakowa. Zasługą Dietla było wreszcie przystąpienie do odbudowy zaniedbanych Sukiennic - i, co bodaj w tym wszystkim, najważniejsze, udało mu się podwoić dochody miasta, chociaż nie obłożył mieszkańców żadnymi dodatkowymi obciążeniami podatkowymi. Zdołał bowiem znacznie rozwinąć krakowski przemysł, m.in. doprowadzić do uruchomienia sławnej Cygarfabryki z ul. Dolnych Młynów.

Byłaby to opowieść o wielkim sukcesie oraz ciągu udanych przedsięwzięć, gdyby nie drobiazg: pod koniec drugiej kadencji Dietl coraz częściej popadał w konflikt z rajcami, niekoniecznie dorównującymi mu zarówno poziomem umysłowym jak i śmiałością zamierzeń. Skończyło się, jak często się kończy: ustąpieniem prezydenta, który wobec zaostrzających się sporów i krytyk podał się w 1874 r. do dymisji. Tyle w tym wszystkim pociechy, że wybrany na jego miejsce Mikołaj Zyblikiewicz (trzeba trafu, pochodzący spod położonego blisko Drohobycza Sambora...) nie odcinał się bynajmniej od dorobku poprzednika, a przygotowane bądź rozpoczęte przezeń przedsięwzięcia skrupulatnie doprowadził do końca.

W historii prof. Józef Dietl (zmarły w 1878) zapisał się także jako inicjator powstania bądź zasłużył dla rozwoju kilku uzdrowisk (Krynica, Szczawnica, Iwonicz, Żegiestów, Swoszowice, Rabka) tudzież autor pionierskiej klasyfikacji polskich wód leczniczych. Jego bodaj jednak czy nie największą zasługą jest stworzenie swego rodzaju paradygmatu nowoczesnego urzędnika samorządowego: nie li tylko administratora, nie osoby pielęgnującej dostojeństwo, lecz wizjonera, potrafiącego stawiać sobie i innym ambitne cele. Oraz, co chyba najważniejsze, skutecznego w tym, czego się podejmował.

(wald)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy