Ksiądz Stanisław Stojałowski: Radykał w sutannie. "Jego życie było nieustanną walką"

Nazywano go "ojcem ruchu ludowego", "wielkim krzewicielem oświaty wśród ludu", "obrońcą i męczennikiem sprawy ludowej", "budzicielem rzesz ludowych". Tytuły piękne, wdzięczność krótsza. Dziś o ks. Stanisławie Stojałowskim jest częściej cicho aniżeli ktoś go wspomina. I nawet - gdyby nie dowody szacunku, pozostawione przez współczesnych mu - w jego rodzinnej dawnej Galicji pewnie zostałby całkiem przysypany popiołem niepamięci.

Ks. Stojałowski zapisał się w historii nie jako duchowny, lecz działacz społeczny i polityczny, edukator, publicysta, wydawca. Z pochodzenia (urodził się w 1845 r. w Zniesieniu, wtedy samodzielnej wsi, obecnie dzielnicy Lwowa) ubogi szlachcic, z przekonań politycznych - radykał.

Po ukończeniu szkół powszechnej i średniej w Przemyślu oraz Lwowie, wstąpił w 1863 r. do zakonu jezuitów (święcenia przyjął w klasztorze w Starej Wsi pod Brzozowem w 1869); studiował następnie w Krakowie teologię i filozofię, by po przyjęciu sakramentu kapłaństwa wyjechać na dalsze studia do Belgii.

Reklama


Kiedy powrócił do Galicji, zajął się wydawaniem "Intencji Apostolskich", książeczek o treści religijnej. Wkrótce wyszło jednak na jaw, że umieszczał w nich zmyślone - to nic, że w zbożnych celach... - cytaty, rzekomo czerpane z Pisma Świętego.

Wystąpił potem ze zgromadzenia, został księdzem diecezjalnym. Objął najpierw stanowisko wikariusza najpierw w Gródku Jagiellońskim, potem w parafii św. Marcina we Lwowie, aż w 1881 r. otrzymał probostwo w Kulikowie (też niedaleko Lwowa).

W 1875 r. rozpoczął swoje wielkie dzieło: wydawanie dwóch pism, przeznaczonych dla chłopów: "Wieńca" oraz "Pszczółki". Kupił je, bankrutujące, przy aprobacie oraz finansowym wsparciu arcybiskupa metropolity lwowskiego ks. Franciszka Wierzchleyskiego.

Tytuły te - z uwagi na cenzurę polityczną ukazujące się na przemian co tydzień - odegrały wielką rolę w narodowym i politycznym uświadamianiu galicyjskiej wsi. Ks. Stojałowski propagował w nich idee spółdzielcze, które również osobiście wprowadzał w życie. Zakładał kółka rolnicze, czytelnie i komitety wyborcze, urządzał pielgrzymki, demonstracje oraz wiece, na których zapoznawał chłopów z przysługującymi im prawami obywatelskimi, przekonywał o pożytkach, wynikających ze wspólnej pracy.

Gdy "Wieniec" i "Pszczółka" okrzepły, znajdując czytelników, zaczął wydawać kolejne tytuły: "Piast" i "Polska" (dla inteligencji), a także "Dzwon" (kierowany do duchowieństwa). Treści wszystkich pism wzbogacał o dodatki - "Niewiasta", "Cepy", "Gospodarz Wiejski", "Rolnik".

Ksiądz zasłużył się także dla tworzenia ruchu ludowego w Galicji. Był członkiem władz Stronnictwa Chłopskiego, powstałego w 1893 r. w Nowym Sączu, i Stronnictwa Ludowego, utworzonego w 1895 w Rzeszowie. Założył ponadto w 1896 własne Stronnictwo Chrześcijańsko-Ludowe (w 1906 r. połączyło się ono ze Stronnictwem Katolicko-Narodowym, tworząc Polskie Centrum Ludowe). Jako jego reprezentant został - głosami przede wszystkim chłopów - wybrany posłem do Sejmu Krajowego, a w 1898 - do parlamentu w Wiedniu.

W 1900 r. powołał Zjednoczenie Stronnictw Ludowych, 8 lat później - Polskie Centrum Ludowe. Charakter mniej polityczny, bardziej za to społeczno-gospodarczy, miały inne jego inicjatywy: Towarzystwo Ludowe Oświaty i Pracy (założone w 1878 r.), Towarzystwo Kółek Rolniczych (1882), Polski Związek Chrześcijańskich Robotników i Robotnic.

Ta wszechstronna działalność stała się dlań powodem wielu kłopotów. Decydujący w Galicji o wszystkim ziemianie (zwłaszcza arystokratyczni, utytułowani i herbowi), pomni na straszliwe doświadczenia rabacji, czuli obawę przed aktywizującą się wsią. Upatrując w Stojałowskim głównego inicjatora tych procesów, dokładali wszelkich starań, aby utrudnić mu działanie.

Bywał więc wielokrotnie aresztowany - zwłaszcza przed wyborami parlamentarnymi - i więziony, a także nękany przez policję oraz żandarmerię, które wielokrotnie przerywały jego wiece.

Nie znajdował poparcia w Kościele: podzielający opinie "dobrze urodzonych" purpuraci pozbawili go probostwa, obłożyli nawet klątwą (5 sierpnia 1896 r. sam papież Leon XIII ekskomunikował go - imiennie!), a w 1895 r. biskup tarnowski nakazał oficjalnie ogłosić z ambon zakaz czytania "Wieńca" i "Pszczółki" (na indeksie pism zakazanych umieścili oba tytuły także ordynariusze lwowski i przemyski).

Nałożoną klątwę papież wprawdzie cofnął (5 września 1897 r. - po złożeniu w Watykanie przez ks. Stojałowskiego memoriału, streszczającego jego działania i dyktujące je poglądy społeczno-polityczne; memoriał poparli szanowani w Austrii działacze społeczni, Johann książę von Liechtenstein i Karl Lueger), jednak zaufania kościelnych patronów w Galicji usunięty z prebendy duchowny nigdy nie odzyskał.

Goryczy przysparzały mu także rozdźwięki w szeregach ludu: w miarę, jak umacniały się partie chłopskie, wyrastali nowi przywódcy, bezceremonialnie kwestionujący pozycję i zasługi księdza - zwanego długo "ojcem ruchu ludowego".

Wszystko razem spowodowało, że pod koniec życia ks. Stojałowski zniechęcił się do dotychczasowych współpracowników i zaczął sprzyjać Narodowej Demokracji. Oddał wtedy swoje pismo działaczowi galicyjskiego Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego, Janowi Zamorskiemu.

Wcześniej przeżył ogromne rozczarowanie. "Błaznowanie w sejmie i parlamencie odebrało mu powagę", stwierdzał Ignacy Daszyński, "(...) gdy rząd zadecydował, że mu ksiądz i jego pionki są niepotrzebni, zachwiał się cały byt polityczny »stronnictwa«. Podczas wyborów w roku 1911 Stojałowski został wzięty w dwa ognie. Namiestnik dr Bobrzyński wraz z konserwatystami z jednej, a socjaliści z drugiej strony zabrali się do niego i ani jeden poseł Stojałowskiego nie został wybrany do parlamentu. Klęski tej Stojałowski nie przeżył. Umarł w kilka miesięcy po wyborach w Krakowie".

Daszyński był przynajmniej elegancki w epitetach - o wiele paskudniej ks. Stojałowskiego opisał w swoich pamiętnikach cywilizowany przecież i znany z dobrych manier hrabia Kazimierz Chłędowski. Jego zdaniem - "Do reszty obrzydliwą figurą był ksiądz Stojałowski (...) istna figura zbrodniarza. Chudy, blady, bez cery, w zasmarowanej brudnej sutannie, nie umyty, nie uczesany, o spojrzeniu stępionym, podstępnym, pełen fałszu i obłudy. Wyglądał tak, jakby ciągle walał się po szynkach i domach publicznych, a dla odpoczynku przychodził od czasu do czasu do parlamentu. Usta jego zapełnione były śliną ropuchy, która truje, gdy padnie na inne żywe stworzenie (...)".

Zaiste: wielkopańska grandezza, godny wysoko urodzonego i wykształconego szacunek dla bliźniego...

Ale patrzymy z innej strony! W opinii Wincentego Witosa, "(...) nie może ulegać najmniejszej wątpliwości, że pierwszeństwo w pracy nad obudzeniem śpiącego snem wiekowym chłopstwa należy się bezwzględnie temu kapłanowi. Tej prawdy nie mogą zmienić ani jego błędy, ani przewinienia, jakie mu zarzucano (...)".

Opamiętanie "wychowanków" przyszło poniewczasie. Dopiero po śmierci księdza uświadomiono sobie, jak wiele galicyjscy chłopi mu zawdzięczają - i dlatego, pewnie w formie swoistej ekspiacji, zaczęto spontanicznie upamiętniać jego osobę.

We wsiach pojawiły się różnego rodzaju pomniki, poświęcone ks. Stojałowskiemu. Jedne w formie krzyży, opatrzonych odpowiednimi tablicami (np. w podrzeszowskiej Terliczce: "Ku czci i chwale wszechmogącego Boga z okazyi uczczenia wielkiego krzewiciela oświaty wśród ludu ks. Stanisława Stojałowskiego, zmarłego w 1911 r. Włościanie z Terliczki 1912"; albo w położonej po drugiej stronie dzisiejszej stolicy województwa Trzcianie), inne przypominające kapliczki (napis na budowli, widocznej na pograniczu Czarnej i Krzemienicy koło Łańcuta, głosi: "Bóg i Ojczyzna. Ś. p. ks. Stanisławowi Stojałowskiemu wdzięczny lud polski. Krzemienica 1913 Czarna").

Zamożniejsze społeczności ufundowały nawet prawdziwe pomniki, zawierające płaskorzeźbione konterfekty księdza. Na takiej budowli w Przybyszówce (w jej części, włączonej dziś do Rzeszowa) wykuto: "Bóg i Ojczyzna. Ku uczczeniu ś. p. ks. Stanisława Stojałowskiego, ur. r. 1845 + r. 1911, jako Obrońcy i Męczennikowi Sprawy Ludowej Gmina Przybyszówka postawiła ten pomnik 1912". W nieodległym Łukawcu zaś - "Bóg i Ojczyzna. Ku uczczeniu ś. p. ks. Stanisława Stojałowskiego, obrońcy i męczennika sprawy ludowej gmina Łukawiec r. 1912".

Formą pośrednią między krzyżem a pomnikiem jest obiekt w Turbi koło Stalowej Woli. Poniżej portretowego reliefu widnieje napis: "Budzicielowi rzesz ludowych, obrońcy ludzi i narodu polskiego. Męczennikowi za sprawę ludową ś. p. ks. Stanisławowi Stojałowskiemu ur. 1845 w Zniesieniu, zm. 1911 w Krakowie w dowód pamięci, wdzięczności cześć - dnia 3/5 1912 włościanie z parafii Turbia".

Dowodem rewizji postrzegania kapłana - społecznika może być też redakcyjny artykuł, zamieszczony w "Tygodniku Ziemi Sanockiej" z 29 października 1911 r. "(...) 23 października (...) zasnął spokojnie i lekko snem śmierci (...) kapłan, którego całe życie było nieustanną walką. (...) Walka nieustanna, to była walka za wolność ludu polskiego, roboczego w Galicyi, za korzystanie z praw, jakie temu ludowi nadała konstytucya, a które mu różnemi sztuczkami odbierała jego niby to starsza brać - szlachta - po to, aby nim rządzić tak, jak za czasów Rzeczypospolitej.

(...) Pracę swą nad ludem rozpoczął z całą energią, jemu właściwą, od tej chwili, kiedy nabył od Czesława Pieniążka pisemko ludowe "Wieniec i Pszczółka", które do dzisiaj wychodzi, a należało i należy bodaj czy nie do najlepszych pisemek ludowych.

(...) Ksiądz Stojałowski rozpoczął swoją pracę nad ludem od unarodowienia chłopa polskiego, od wpojenia w niego tego przeświadczenia, że jest Polakiem, że rząd austryacki bynajmniej nie zabrania mu nim być, biorąc zaś wzór z Księstwa Poznańskiego założył mu Kółka Rolnicze, aby lud polski podnieść materialnie i pod względem gospodarczym. Obok tego zaś powiedział chłopu polskiemu, że konstytucya nadaje mu prawo wybierania własnych posłów z pomiędzy siebie, którzyby go bronili w sejmie i parlamencie, z którego to prawa nie korzysta, dając je sobie gwałtem czy sztuczkami najróżnorodniejszymi wydzierać przez starszą brać t.j. szlachtę, a ta w rzeczywistości o chłopa nigdy nie dbała i nie dba do dziś dnia.

(...) I oto rozpoczyna się dla człowieka, który całe swoje życie poświęcił dla dobra ludu polskiego, który całe swoje życie pracował w myśl idei, nie dbając o korzyści materialne, prawdziwa Golgota. Człowiek »żelaznej ręki« namiestnik hr. Kazimierz Badeni, jako reprezentant władzy świeckiej - ówczesny sufragan lwowski ks. biskup Puzyna i biskup tarnowski ks. Łobos jako reprezentanci władzy duchownej grają w tłumieniu działalności ks. Stojałowskiego główną rolę.

(...) Po stracie parafii, po pierwszem uwięzieniu w r. 1889, rozpoczyna się dla ks. Stojałowskiego okres dziesięcioletniej tułaczki, dziesięcioletniego zmagania się z ludźmi, którzy mając władzę w ręku używali jej na złamanie człowieka, mówiącego chłopu, że ma prawa nadane mu konstytucyą (...).

Ale nie tu miejsce w tem krótkiem wspomnieniu pośmiertnem kreślić przebieg tych mąk, jakie przechodził (...) ks. Stojałowski. Dosyć wspomnieć, że wśród tych walk popadł w zatarg z władzami kościelnemi, z powodu czego kongregacja rzymska obłożyła go klątwą kościelną. Dosyć wspomnieć, że ile razy nadeszła kampania wyborcza, tyle razy uniemożliwiano mu wzięcie w niej udziału zamykając go do więzienia. A był sadzany w więzieniu, ni mniej ni więcej, tylko 27 razy i przesiedział w niem ogółem około 9 lat. (Tu w Sanoku byliśmy świadkami, jak ks. Stojałowskiego - księdza katolickiego - prowadzono okutego w kajdany ku zgorszeniu nawet żydów).

W historyi ludu polskiego w Galicyi ks. Stojałowski jako pierwszy, a nieustraszony i nieugięty wojownik o prawa przynależne ludowi - jako gorliwy pracownik dla podniesienia materyalnego i kulturalnego ludu zajmuje jedną z najpiękniejszych kart. Przy nim nauczyło się pracować wielu i ci zbierali za niego owoce (...)  Natomiast ks. Stojałowskiego niespożytą zasługą na wieki pozostanie to jedno, że pierwszy ruszył i oświecił lud o jego prawach i obowiązkach, że z tej drogi nikomu się zawrócić nie dał - że nie ugięty ani niezłamany żadnemi przeciwnościami i prześladowaniami wielmożów galicyjskich - ludu nigdy nie zdradził i wytrwał mu wierny do końca (...) To też w sercu tego poczciwego ludu polskiego, o ile nie znieprawili go ci, którzy robią wybory w Galicyi, pozostanie dla niego na zawsze pomnik piękniejszy i trwalszy od spiżu".

Waldemar Bałda

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy