Ród Skrzyńskich. Klejnotu ropa nie plamiła

Zakorzeniony stereotyp każe w przedstawicielach polskiej szlachty - a już zwłaszcza arystokracji - widzieć cokolwiek rozwydrzonych pięknoduchów, nieskorych do zajmowania się sprawami tak przyziemnymi jak biznes.

Hrabiowie Skrzyńscy z Zagórzan pod Gorlicami są tego uogólnienia zaprzeczeniem: błękitnokrwiści nie brzydzili się robieniem interesów w przemyśle naftowym. Bez najmniejszych wątpliwości ropa nie plamiła ich szlacheckiego klejnotu Zaremba, znanego powszechnie oraz cenionego w rodzinnych stronach - Wielkopolsce.

Skrzyńscy pojawili się na Podkarpaciu w I połowie XVIII stulecia, w Zagórzanach osiedli na początku XIX. Pierwszy z rodu, który tam zamieszkał, Tadeusz, wzniósł we wsi efektowny pałac, zaprojektowany przez cieszącego się wzięciem oraz uznaniem włoskiego architekta Franciszka Marii Lanciego w stylu neogotyckim (lata 1834-1839) - i gdy zadomowił się w nim, postanowił uszczknąć coś dla siebie z nasilającej się koniunktury na handel olejem ziemnym.

Reklama

W 1856 r. założył w sąsiedniej wsi (również będącej jego własnością), a mianowicie Libuszy, kopalnię. Typowe dla tamtych czasów przedsięwzięcie polegało na drążeniu ręcznie pogłębianych studzien, na dnie których gromadziła się ropa.

Po śmierci Tadeusza (arystokraty ale i społecznika: własnym sumptem uruchomił szkołę dla niezamożnych szlachcianek; przez czas jakiś wykładał w niej Wincenty Pol) naftowy biznes przejął jego bratanek, Adam (1853-1905).

Powiększył on obszar eksploatacji, wprowadził postęp techniczny: za jego czasów wprowadzono do użytku wahacz, czyli coś w rodzaju żurawia (na jednym końcu kiwającej się żerdzi, opartej pośrodku na nieruchomym słupie, mocowano linę kopną albo łańcuch, do którego uczepiano dłuto bądź świder, drugim końcem poruszali robotnicy, bez użycia kilofów i łopat pogłębiając tym samym otwór w ziemi), a następnie kierat koński; z inicjatywy arystokraty sprowadzono też kanadyjskiego specjalistę od wierceń Williama McGarvey’a, dzięki któremu wydobycie znakomicie się zwiększyło.

Adam Skrzyński rozbudował też przedsiębiorstwo - wobec trudności ze sprzedażą surowej ropy uruchomił w Libuszy destylarnię, w której produkowano benzynę apteczną (wyroby wywożono dzięki budowie własnej bocznicy kolejowej - poza kilometrem szyn Skrzyński sfinansować musiał most przerzucony nad nurtem Ropy).

Był podobny do poprzednika: fundował stypendia dla ubogiej młodzieży, finansował potrzeby parafii i szkoły powszechnej, zbudował w kopalni figurę św. Barbary, ufundował - w imieniu górników - sztandar z wizerunkiem ich patronki do kościoła, potrafił nawet mieć względy dla chcących porzucić koczowniczy tryb życia Cyganów, którym oddał nieodpłatnie grunt w Kobylance.

Za Adama ród urósł w znaczenie: w 1895 r. cesarz Franciszek Józef I nadał mu - oraz jego sukcesorom - dziedziczny tytuł hrabiowski. Od 1882 do 1901 piastował godność posła na Sejm Krajowy, od 1891 r. reprezentował okręg jasielsko-gorlicki w Radzie Państwa. Działał w Krajowym Towarzystwie Naftowym, dobrze znano go w kręgach kulturalnych i politycznych Galicji.

Choć zaliczał się bezsprzecznie do ludzi rozsądnych i trzeźwo myślących, nieobce mu były wielkopańskie fanaberie - przepadał za grami hazardowymi, w których topił znaczne kwoty, w zapiskach znaleźć też można uwagę, iż "niby szach perski wydawał sumy na swoje fantazje"...

Kolejny krok na drodze do rozwoju postawił następca Adama, Aleksander (1882-1931). Starannie wykształcony (prawnik po uniwersytetach w Krakowie i Wiedniu), jeszcze za życia ojca przyjął na siebie obowiązki pełnomocnika firmy, w którą przekształcił rafinerię, a mianowicie Spółki Naftowej Libusza.

Jako spadkobierca prowadził oraz rozwijał przedsiębiorstwo aż do końca I wojny; i nie przeszkadzało mu w tym podjęcie kariery dyplomatycznej na dworze austro-węgierskim: po praktyce urzędniczej w namiestnictwie we Lwowie i starostwie w Gorlicach został attache w Watykanie, następnie szambelanem na dworze cesarskim, pracownikiem poselstwa w Hadze, ambasady w Berlinie i ambasady w Paryżu.

Sprzedawszy w 1918 r. zakłady spółce braci Nobel (uciekinierom z opanowanego przez bolszewików Baku; z powodu szalejącej w Polsce inflacji stracili większość zasobów finansowych i wkrótce musieli połączyć się z amerykańską Standard Oil Company, tworząc firmę Standard Nobel SA) wstąpił do służby publicznej. W 1919 został ambasadorem Rzeczypospolitej w Bukareszcie, w 1922 objął tekę ministra spraw zagranicznych i piastował ją (z przerwą między majem 1923 a lipcem 1924) do maja 1926.

W okresie 20 listopada 1925 - 5 maja 1926 Aleksander Skrzyński był premierem rządu RP. Potem odszedł z wielkiej polityki (gdyż, jak twierdził, "nie chciał współpracować z człowiekiem, który ma krew bratnią na rękach", czyli z Piłsudskim) i zajął się biznesem. Działał jednak nie w branży naftowej, lecz drzewnej. Założył w Gorlicach zakład Przemysł Drzewny Dr Al. Skrzyńskiego, był prezesem Rady Pierwszej Fabryki Lokomotyw w Polsce, wiceprezesem zarządu Towarzystwa Międzynarodowych i Krajowych Zawodów Konnych w Polsce.

Życie arystokraty, który nie brzydził się interesów, nie trwało długo. W 1931 r. zginął w wypadku samochodowym w Łąkocinach koło Ostrowa Wielkopolskiego. Jako pasażer wozu attache wojskowego w Berlinie ppłk. Witolda Morawskiego udawał się na polowanie.

Odznaczany był wielokrotnie i w wielu krajach. Kawaler najwyższych orderów całej Europy - samych wielkich wstęg, czyli w stopniu I, miał dziewięć: Orderu Polonia Restituta, papieskiego Orderu Błogosławionego Piusa IX (zyskał tym samym watykańskie szlachectwo z tytułem rycerza), francuskiego Orderu Legii Honorowej, Orderu Korony Włoch, Orderu Gwiazdy Rumunii, czechosłowackiego Orderu Białego Lwa, szwedzkiego Królewskiego Orderu Gwiazdy Polarnej, fińskiego Orderu Białej Róży, Orderu Słońca Peru.

Spoczął w parku w Zagórzanach, w rodzinnym grobowcu o kształcie piramidy Cheopsa (acz skatolicyzowanej znakiem krzyża) zaprojektowanym przez Teodora Talowskiego. W Zagórzanach krąży opowieść, że długo przed śmiercią hrabia zapłacił elektrowni za 100 lat oświetlania grobowca prądem - próżno jednak szukać tam nie tylko światła, ale śladów instalacji.

Waldemar Bałda

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Aleksander Skrzyński
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy