80 lat temu Beck wypowiedział słowa "My w Polsce nie znamy pokoju za wszelką cenę"

80 lat temu, 5 maja 1939 r., minister spraw zagranicznych Józef Beck wygłosił w Sejmie przemówienie, w którym m.in. zapowiedział, że Polska nie zgodzi się na żądania terytorialne Niemiec.

Ostre deklaracje ministra Becka były bezpośrednią odpowiedzią na wypowiedzenie przez Hitlera polsko-niemieckiego paktu o nieagresji z 1934 r. zaledwie tydzień wcześniej - to z kolei było reakcją na potwierdzenie gwarancji pomocy na wypadek wojny udzielonych Polsce przez rząd Wielkiej Brytanii. Można śmiało założyć, że II wojna światowa zaczęła się już wówczas, bo jedyną dyplomatyczną pracą do wykonania przed rozpoczęciem działań zbrojnych było podpisanie traktatu Ribbentrop-Mołotow. 

Kiedy Józef Beck wkraczał na mównicę, Polska miała już od dwóch miesięcy gotowy plan wojny obronnej z Niemcami - Niemcy plan napaści na Polskę nieco krócej, bo od miesiąca. W Polsce była zarządzona częściowa mobilizacja - Niemcy były nieustannie zmobilizowane od 1933 r. Przemawiając w Sejmie, Beck wiedział, że jedyną szansą na zachowanie pokoju mogła być obawa Hitlera przed reakcją Londynu. Ale już wówczas, w maju 1939 r., zdawał sobie prawdopodobnie sprawę, że nie można być jej pewnym. 

Reklama

Od dłuższego czasu Hitler testował cierpliwość zachodnich mocarstw. W marcu 1938 r. armia niemiecka wkroczyła do Austrii, przyłączając ją do III Rzeszy - nie napotkała przy tym oporu ani ze strony samych Austriaków, ani państw zachodnich. Jesienią tamtego roku przyłączono do Rzeszy tzw. Kraj Sudecki, czyli część Czechosłowacji, istotnie w większości zamieszkaną przez tzw. Niemców sudeckich. Tym razem reakcją Zachodu była konferencja w Monachium - bez udziału Czechosłowacji - na której mocarstwa zgodziły się na fakty dokonane, licząc, że za cenę tego niewielkiego terytorium zyskają - jak ujął to brytyjski premier Neville Chamberlain - "pokój dla naszych czasów". Nie wszyscy politycy byli tak naiwni jak szef dyplomacji Zjednoczonego Królestwa. Po Monachium francuski ambasador Robert Coulondre zanotował:

"Pierwsza część programu pana Hitlera - a więc wcielenie 'niemczyzny' do Rzeszy - została z grubsza zrealizowana. Teraz wybiła godzina walki o 'przestrzeń życiową'".

Miał rację, zaledwie kilka miesięcy później, w marcu 1939 r., wojska Wehrmachtu zajęły resztę Czechosłowacji, z Czech i Moraw tworząc okupowany Protektorat, jednocześnie proklamując formalnie niepodległą, faktycznie jednak całkowicie podległą Berlinowi Słowację. Jeśli do końca marca 1939 r. można było mieć wątpliwości co do zamiarów Hitlera względem Polski, to już w kwietniu sprawa wydawała się przesądzona. 

"Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna, tą rzeczą jest honor" - mówił Beck 5 maja w Sejmie, potwierdzając tym samym, że sytuacja jest krytyczna. 

"W rzeczywistości nie było czego negocjować" - przyznawał historyk Jochen Böhler opisujący początek wojny z niemieckiej strony.

Negatywne skutki dla polityki zagranicznej

Józef Beck był typowym "produktem" sanacji. Był blisko trzydzieści lat młodszy od Piłsudskiego (rówieśnikiem Marszałka był ojciec Becka), ale obaj byli sobie bardzo bliscy jeszcze od lat poprzedzających wybuch I wojny światowej. Poznali się zupełnym przypadkiem w Zakopanem i - jak pisze biograf ministra, Ludwik Malinowski - "[Piłsudski] od początku zrobił na nim wielkie wrażenie, od tej pory stał się jego największym nauczycielem i szefem". W opinii tej Beck utwierdził się, walcząc w Legionach, choć jednocześnie on sam coraz bardziej rósł w oczach Piłsudskiego. Musiał być też zdolnym oficerem, bo nie tylko dosłużył się stopnia porucznika, ale wysyłany był również do Moskwy i Kijowa w celu organizowania tam struktur Polskiej Organizacji Wojskowej. 

Po odzyskaniu niepodległości został wezwany przez Naczelnika do Warszawy i od tego momentu rozpoczyna się jego zaskakująco szybka kariera. Najpierw otrzymał wysokie stanowisko w wywiadzie wojskowym, następnie brał udział w delegacjach do Budapesztu i Brukseli, wreszcie, po zaledwie trzech latach, został mianowany attaché wojskowym w Paryżu. Takie kariery nie rozgrywają się bez wsparcia z samej góry i istotnie Beck był w sposób oczywisty protegowanym Piłsudskiego. Do tego stopnia, że gdy ten w 1923 r. wycofał się na chwilę z życia politycznego do Sulejówka, Beck także został z niego wycofany i pracował jako buchalter w banku. Ministrem spraw zagranicznych został 2 listopada 1932 r., w młodym jak na to stanowisko wieku - 38 lat.

Piłsudski prowadził jego karierę, ale też kształtował poglądy. Beck wierzył w mocarstwowość Polski i z takiej pozycji starał się rozmawiać jako minister, co niekoniecznie miało dobre skutki dla polityki zagranicznej kraju. Obserwując metody rządów Piłsudskiego, nie bardzo ufał demokracji - wyraźnie cenił sobie silną, autorytarną władzę. Jak wspominał francuski ambasador Jules Laroche: 

"Przypuszczam, że indywidualność nowego ministra odbije się przede wszystkim na metodach postępowania. Nie brak mu było ani inteligencji, ani znajomości spraw. Miał dopiero 38 lat, był bardzo ambitny i gorąco pragnął odegrać ważną rolę. Odznaczał się zręcznością i również wiarą w energię. Zdradzał wyraźne sympatie dla profaszystowskich Włoch".

Beck został więc ukształtowany przez kult silnej władzy i sanacyjną propagandę mocarstwowej Polski, jednak nie znaczy to, że nie miał rozeznania w sytuacji. Sporo na ten temat mówią pozostawione przez niego pamiętniki. Po potwierdzeniu gwarancji brytyjskich dla Polski i komentującym je przemówieniu Hitlera w Reichstagu zapisał:

"Sytuacja wynikająca z tych różnorakich układów dawała nam, przynajmniej na papierze, maksimum 'zabezpieczenia', nie odcinając możliwości - o ile to od nas zależało, jak to publicznie oświadczyliśmy - nowych rozmów z Niemcami. Nie łudziłem się jednak: sposób, w jaki Hitler postawił w swej mowie sprawę Gdańska i autostrady, stwarzał sytuację, można powiedzieć bez wyjścia. Postawił on sprawę nie tylko jako żądanie jednostronne i kategoryczne, lecz zastrzegł sobie, że chodzi tu o przeszłość i że mogą dojść jeszcze nowe roszczenia. Nasi sprzymierzeńcy sugerują nam próby negocjacji, jednocześnie dzielili się z nami swoją raczej pesymistyczną oceną sytuacji i ze swej strony gorączkowo prowadzili rozmowy z Moskwą".

Nie miał już nic do stracenia?

Ze słynnego przemówienia 5 maja pamięta się dziś głównie mocne słowa, ale w gruncie rzeczy miało ono dokładnie taki wydźwięk jak powyższy cytat. Beck mógł zaprezentować twardą postawę, bo i tak nie miał już nic do stracenia, oprócz honoru. Polacy, jak wskazywała reakcja na to przemówienie, jednoznacznie entuzjastyczna, byli tego samego zdania. Warto zwrócić jednak uwagę, że nie była to wyłącznie pusta deklaracja wojowniczych nastrojów. Beck starannie zbijał też argumenty Hitlera - choćby ten o złym położeniu mniejszości niemieckiej w Gdańsku czy jej trudności w komunikacji z Rzeszą. Wykazał także bezprawność zerwania przez Hitlera układu z 1934 r. 

Wysoko ocenił zarówno przemówienie, jak i całą politykę Becka wobec narastającej agresywności Rzeszy m.in. historyk Norman Davies, zauważając, że choć przesadnie wierzył w siłę Polski, to w gruncie rzeczy oceniał sytuację bardziej realistycznie niż Londyn czy Paryż. Słowa ministra kończące jego sejmowe przemówienie zdają się tę opinię potwierdzać:

"W świetle tych wyjaśnień Wysoka Izba oczekuje zapewne ode mnie, i słusznie, odpowiedzi na ostatni passus niemieckiego memorandum, który mówi: 'Gdyby Rząd Polski przywiązywał do tego wagę, by doszło do nowego umownego uregulowania stosunków polsko-niemieckich, to Rząd Niemiecki jest do tego gotów'. Wydaje mi się, że merytorycznie określiłem już nasze stanowisko. Dla porządku zrobię resumé. 

Motywem dla zawarcia takiego układu byłoby słowo 'pokój', które pan kanclerz Rzeszy z naciskiem w swym przemówieniu wymieniał. Pokój jest na pewno celem ciężkiej i wytężonej pracy dyplomacji polskiej. Po to, aby to słowo miało realną wartość, potrzebne są dwa warunki : 1) pokojowe zamiary, 2) pokojowe metody postępowania. Jeżeli tymi dwoma warunkami Rząd Rzeszy istotnie się kieruje w stosunku do naszego kraju, wszelkie rozmowy, respektujące oczywiście wymienione przeze mnie uprzednio zasady, są możliwe. Gdyby do takich rozmów doszło - to Rząd Polski swoim zwyczajem traktować będzie zagadnienie rzeczowo, licząc się z doświadczeniami ostatnich czasów, lecz nie odmawiając swej najlepszej woli. 

Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor". 

Na podstawie:

"Pamiętniki Józefa Becka", Warszawa 1955 Ludwik Malinowski, 

"Politycy II Rzeczypospolitej", Toruń-Warszawa 1995 Jochen Böhler,

"Najazd 1939", Kraków 2011 Marek Kamiński, Michał Zacharias,

"Polityka zagraniczna Rzeczypospolitej Polskiej 1918-1939", Warszawa 1998

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy