Siła Wyższa w COP-ie. Fabryka porcelany elektrotechnicznej w Boguchwale

Czy inicjatywa tak racjonalna i oparta na starannie przemyślanych założeniach jaką był bezsprzecznie Centralny Okręg Przemysłowy, mogła zawierać element cudu? W Boguchwale, podrzeszowskiej miejscowości, szczycącej się statusem miasta, od przedwojennych czasów ugruntowane jest przekonanie, że tak. Działa tu założona w 1939 r. fabryka porcelany elektrotechnicznej.

Ponoć powstanie w ówczesnej wsi fabryki porcelany elektrotechnicznej ściśle było związane z pobożnością jej założyciela: miało być otóż tak, że szukający lokalizacji dla planowanego zakładu inżynier Stanisław Syska, ujrzawszy w drodze ze Strzyżowa (gdzie oglądał grunty, proponowane pod budowę) do Rzeszowa tablicę z napisem "Boguchwała", uznał to za wyraźną podpowiedź ze strony Siły Wyższej, w którą głęboko wierzył. Nie wahał się więc i mocodawcom z Ministerstwa Spraw Wojskowych, Ministerstwa Przemysłu i Handlu oraz Zjednoczenia Energetycznego Okręgu Radomsko-Kieleckiego zameldował, iż inwestycję będzie realizował właśnie w Boguchwale.

Reklama

Pomysł na uruchomienie w kraju produkcji izolatorów wysokiego napięcia zrodził się w 1936 r. w konsekwencji z rozwoju energetyki, niezbędnego do rozbudowy potencjału przemysłowego Polski. Ofertę stworzenia linii produkcyjnych takich wyrobów złożono wytwarzającej porcelanę fabryce w Ćmielowie - do konkretnych rozmów zasiadła jednak spółka, złożona z dwóch tamtejszych inżynierów: Stanisława Burtana i Stanisława Syski (do nich miało należeć 79 proc. udziałów, pozostałe zamierzali rozprowadzić w wolnym obrocie), z której ostatecznie wycofał się Burtan. Umowę z władzami państwowymi podpisał więc sam Syska.

Uzgodnienia, na mocy których miał uruchomić produkcję towaru, którego w Polsce nie wytwarzał nikt, i który wobec tego sprowadzano z Niemiec, Francji oraz Danii, obligowały go do skorzystania z licencji amerykańskiej firmy Chio Bros Chicago, względnie z sublicencji, pozostającej w dyspozycji francuskiego koncernu Compagnie Generale d’Electroceramique. Kiedy państwo zagwarantowało mu szeroką pomoc kredytową, Syska zdecydował się podjąć wyzwanie.

Urodzony w 1886 r. w Pisarzowicach koło Bielska-Białej syn górala z Krzeczowa pod Lubniem, nauczyciela szkół ludowych, choć od 14. roku życia był półsierotą (pozostawał pod opieką matki, rodem Morawianki, Johanny z domu Klein), zdołał nie tylko zdobyć maturę w krakowskim Gimnazjum im. Sobieskiego, ale także - jako stypendysta państwowy, nagrodzony za wzorowe postępy w nauce - Akademię Górniczą w Leoben w Styrii.

Po uzyskaniu w 1908 r. dyplomu inżyniera górnika i odbyciu praktyki robotniczej w kopalniach węgla w Westfalii rozpoczął karierę w nadzorze: pracował przy wydobyciu węgla w zagłębiach Morawsko-Karwińskim, Krakowskim oraz Śląsko-Dąbrowskim, przechodząc drogę od zwykłego inżyniera ruchu przez inspektora aż na fotel dyrektorski (lata I wojny spędził w mundurze, walcząc m.in. na froncie wschodnim).

W 1926 r. rozstał się w górnictwem i zamienił stanowisko dyrektora kopalni Silesia w Czechowicach na analogiczne w Zjednoczonych Fabrykach Porcelany w Ćmielowie. I kiedy wyprowadził je - wcześniej bankrutujące - na prostą, od urzędników ministerialnych otrzymał kuszącą propozycję.

Ciekawie o okolicznościach, w jakich dyrektor kopalni (wysoka pensja, willa z ogrodem i szklarnią, samochód, służba) zmienił specjalność, napisał w pamiętnikach, dostarczonych Zakładom Porcelany Elektrotechnicznej Zapel SA w Boguchwale jego syn, również inżynier ceramik i ekspracownik ojcowej fabryki, Zbigniew: "Traf chciał, że będąc na urlopie w Truskawcu spotyka krajana, Stanisława Burtana (...). Zaproponował on ojcu następującą koncepcję - 'Słuchaj Staszek, są do kupienia za bezcen i na bardzo korzystnych warunkach splajtowane zakłady ceramiczne Ćmielów, Chodzież, Marywil, Suchedniów, Zielonki pod Krakowem i coś tam jeszcze. Bank położył na nich rękę. Kupmy to, ale ty to poprowadzisz'. (...) Warunki kupna były rzeczywiście fantastycznie dogodne i wyjątkowo długie spłaty ratalne. Ojciec zastanawiał się długo. Tu idealne warunki stabilne na kopalni dobrze prosperującej (...) a tam niepewne, bez stałej płacy, wszystko na pożyczkach, wekslach, organizacyjnie bałagan w zakładach etc. W końcu dopingowany przez żonę (centrala miała być w Krakowie, a więc wymarzone miejsce dla mieszkających na głębokiej jakby nie było prowincji, szkoła dla dorastających synów) zgodził się (...), wniósł cały swój wkład oszczędnościowy kupując 25% akcji Ćmielowa i Chodzieży. I zaczęło się... Stał się porcelaniarzem mimo woli".

Syska dziarsko zabrał się do roboty. Wznoszenie zakładu o kubaturze 3000 metrów sześciennych - w nader sposobnym miejscu: tuż przy stacji kolejowej, we wsi, pomimo bliskości rozwijającego przemysł maszynowy Rzeszowa i pomimo istnienia dużego gospodarstwa rolnego, należącego do fundacji Naukowy Zakład Gospodarczy im. Zenona i Wandy Suszyckich, cierpiącej na brak miejsc pracy - rozpoczął w lipcu 1938. Wcześniej nie mógł: musiał czekać na zżęcie łanów pszenicy i owsa... Budowę ukończył w sierpniu 1939.

Roboty realizowało Przedsiębiorstwo Budowlane inż. Medarda Stadnickiego z Krakowa, wedle projektu autorstwa biura Fryderyk Tadanier i S-ka również z Krakowa. Urządzenia techniczne pochodziły z Francji; tam też Syska wykupił licencję na wyrób porcelany elektrotechnicznej. Docelowa wielkość produkcji (obejmującej także porcelanę stołową, apteczną i galanteryjną) miała osiągnąć poziom 600 ton rocznie.

Pieniądze na zrealizowanie inwestycji zapewniły Sysce kredyty bankowe (gwarantowane przez państwo i udzielane na korzystnych warunkach), zaliczka na dostawy izolatorów wisiorowych, przeznaczonych na linię Rożnów-Warszawa, a także spieniężenie udziałów w ćmielowskiej spółce. Nie bez znaczenia była perspektywa 10-letniego zwolnienia z podatków, przysługującego firmie startującej w Centralnym Okręgu Przemysłowym.

Próbny wypał nastąpił w maju 1939, w sierpniu zainicjowano już stałą działalność: z pieców wyszły pierwsze izolatory, poddawane następnie próbom we własnym laboratorium wysokich napięć. Za jakość odpowiadała specjalistyczna kadra, sprowadzana przez założyciela zakładu przede wszystkim z Ćmielowa oraz Chodzieży i wysyłana na szkolenia zagraniczne. Pod okiem fachowców do pracy przyuczani byli z kolei robotnicy, pochodzący ze wsi i jej okolic. Fabryka Porcelany Boguchwała szybko stała się największym pracodawcą na południe od Rzeszowa.

Rozwoju firmy nie przerwała wojna - uznany za przydatny gospodarce Rzeszy zakład nie tylko, że działał bez zakłóceń, ale został jeszcze rozbudowany: jego moce produkcyjne podwojono, budując i uruchamiając dwa dodatkowe piece do wypału porcelany. Zatrudnienie wzrosło do ponad 200 osób (choć prawdą jest też, że inż. Syska, chcąc chronić ludzi przed wywozem na roboty do Niemiec, zatrudniał więcej pracowników, niż wymagała tego wielkość produkcji...).

Choć fabryka pozostawała pod ścisłą kontrolą okupanta, korzystający z osłony, jaką zapewniał im właściciel, pracownicy przechowywali w zakamarkach zakładowych broń, ukrywali poszukiwanych przez Gestapo ludzi; w zakładzie działały komórki ruchu oporu (zresztą i właściciel został zaprzysiężony jako żołnierz Armii Krajowej).

Tak jedyna w II Rzeczypospolitej wytwórnia porcelany elektrotechnicznej wysokiego napięcia (tę niskiego i średniego napięcia produkowano też w Chodzieży) dotrwała do końca wojny - aby w 1946 r., na mocy ustawy o nacjonalizacji przemysłu, zmienić status. Wprawdzie pozostawała formalnie własnością prywatną jeszcze do 1948, ale w tym czasie państwo sprawowało nad nią nadzór, decydując praktycznie o wszystkim. Było to o tyle łatwiejsze, iż rejestrowy właściciel przebywał głównie na Ziemiach Zachodnich, gdzie uruchamiał produkcję w poniemieckich fabrykach porcelany.

Ostatecznie Stanisław Syska utracił wszelkie prawa do zakładu 22 grudnia 1948 r., w dniu, w którym jego reprezentant, Józef Sobolewski, złożył podpis pod protokołem zdawczo-odbiorczym, na mocy którego firma przeszła na rzecz państwa i otrzymała nazwę Państwowa Fabryka Porcelany Elektrotechnicznej Boguchwała, podległa wielozakładowemu przedsiębiorstwu Zjednoczone Zakłady Porcelany w Solicach Zdroju.

Po definitywnym rozstaniu się ze swym przemysłowym dzieckiem Stanisław Syska stworzył - na zlecenie Centrali Handlowej Przemysłu Ceramicznego - w Wieliczce fabrykę potasu; już po roku jednak musiał ją zamknąć z powodu braku surowców... Zmarł w 1974 r. w Krakowie.

W historii Boguchwały zapisał się świetnie. Nie tylko, że stworzył jakże wiele miejsc pracy, to dał się poznać jako człowiek o wielkim sercu, szerokim geście i społecznikowskich inklinacjach. Z funduszów fabrycznych zbudował dom ludowy z salą teatralną, sfinansował założenie biblioteki, zadbał też o urządzenie boiska sportowego (wraz z budową pawilonu klubu "Izolator").

O zapobiegliwości fabrykanta dobrze świadczy anegdota: że "kiwając" Niemców zdołał zgromadzić tak poważne zapasy surowców oraz węgla, iż kiedy po przejściu frontu parowozownia w Rzeszowie została pozbawiona dostaw paliwa, przez długi czas zaopatrywała się właśnie w boguchwalskich składach.

A jak z tą Siłą Wyższą? Syska junior twierdzi, że było trochę inaczej: "Staliśmy z Ojcem i inż. Franciszkiem [błąd, architekt nosił imię Fryderyk - przyp. aut] Tadanierem na peronie w Boguchwale, wraz ze Schmidtem, naczelnikiem stacji. (...) Po uzgodnieniach i dokonaniu wizji lokalnej Ojciec po pożegnaniu ze Schmidtem odwrócił się jeszcze, spojrzał na napis B o g u c h w a ł a i wówczas powiedział te słowa: 'Ładna nazwa, ku chwale Boga wybuduję tu zakład'".

Waldemar Bałda

-----------------------------------------------------

Strona internetowa zakładów porcelany w Boguchwale


 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL