Sojusz Marszałka z atamanem

Józefa Piłsudskiego i naczelnego atamana Symona Petlurę łączył wspólny cel: pokonanie bolszewickiej Rosji. Tylko w ten sposób można było zagwarantować niepodległość Polski i Ukrainy. Dlatego ukraińskie dywizje walczyły ramię z polskimi przeciw Armii Czerwonej. Cel osiągnięto, ale tylko Polska utrzymała niepodległość.

Droga do polsko-ukraińskiego sojuszu była niezwykle trudna. Odrodzona Rzeczpospolita stoczyła pierwszą wojnę nie z Rosją, lecz z Ukrainą, a ściśle rzecz biorąc z dwoma państwami: z naddnieprzańską Ukraińską Republiką Ludową i z galicyjską Zachodnioukraińską Republiką Ludową. Wśród polityków i wojskowych obu ukraińskich państw byli też tacy, którzy dążyli do porozumienia się z Leninem, by skierować cały wysiłek na rzecz walki z Polską. Konflikt polsko-ukraiński był nieunikniony. Wobec rozbieżnych stanowisk, nie można było sprawy granicy rozstrzygnąć przy stole negocjacyjnym. Musiały przemówić karabiny i armaty.

Reklama

Krew i żelazo

Obrona Lwowa dość dobrze istnieje w polskiej świadomości. Listopad 1918 roku był jednak tylko pierwszym miesiącem trwającej do lata 1919 roku wojny z Zachodnioukraińską Republiką Ludową.  W efekcie polskiego zwycięstwa, przestała istnieć. Nie musiało jednak tak być! Józef Piłsudski, idąc wbrew większości polskiego społeczeństwa godził się z podziałem Galicji Wschodniej, jednak uważał, że Lwów musi należeć do Polski.

Ukraińcy, których ambicje terytorialne sięgały za San i Bug nie wyrazili zgody. W styczniu 1919 roku odrzucili propozycję podziału spornych ziem przedstawioną przez francuskiego generał Barthelemy'ego. Generał uświadamiał Ukraińców, że wkrótce przybędzie z Francji do Polski armia pod dowództwem generała Józefa Hallera i zapewne zostanie rzucona na front polsko-ukraiński, przechylając szalę zwycięstwa na rzecz Polski. Nic to nie pomogło. Jeden z generałów ukraińskich powiedział: "Niech nas rozsądzi krew i żelazo". Tak też się stało. Ukraińcy zachodniogalicyjscy stracili szanse utrzymania małego, nie odpowiadającego ich ambicjom, jednak realnego państwa.

Naczelny ataman Symon Petlura, przywódca Ukraińskiej Republiki Ludowej prowadził wojnę z Polską.

Teatrem zmagań był Wołyń. Bohaterem tej wojny był płk. Leopold Lis-Kula, ulubiony oficer Komendanta z czasów legionowych, który poległ w brawurowym ataku na Torczyn.

Nie była to jednak jedyna wojna Petlury. Ukraińska Republika Ludowa walczyła nawet nie na dwa, lecz na trzy fronty: z Polakami, białymi i czerwonymi Rosjanami. Ataman uznał, że tak dalej być nie może. Nie da się obronić państwa ukraińskiego, gdy się ma trzech wrogów. Jeden z nich musi zostać sojusznikiem przeciw dwóm pozostałym. Tylko Polska mogła stać się sprzymierzeńcem Ukrainy w tej rozgrywce. Zarówno biała, jak i czerwona Rosja ani myślały pogodzić się z niepodległością Ukrainy. Z Polską pozostawał tylko problem, i to niebłahy, ustalenia granicy. Pierwsze polsko-ukraińskie rozmowy o polskiej pomocy dla walczącej z Rosjanami armii Ukraińskiej Republiki Ludowej, prowadzone już na wiosnę 1919 roku, zakończyły się fiaskiem, właśnie z powodu niezaakceptowania przez ukraiński Dyrektoriat granicy na Zbruczu i podziału Wołynia na część polską i ukraińską.

Za wolność naszą i waszą

We wrześniu 1919 roku Polska i Ukraina zawarły rozejm. Niewiele to jednak pomogło wojskom atamana Petlury, bitych zarówno przez Armię Czerwoną, jak i armię "białego" generała Antona Denikina. Państwo ukraińskie przestawało istnieć, miało jednak rząd i wojsko.

W tej sytuacji ataman Petlura przyjechał w grudniu 1919 roku do Warszawy na rozmowy z Józefem Piłsudskim. Dopiero jednak niemal po pół roku Polska i Ukraina zawarły 22 kwietnia 1920 roku umowę, w której Polska uznawała niepodległą Ukrainę. Cena sojuszu, który dla Petlury był ostatnią i jedyną szansą restytucji państwa ukraińskiego ze stolicą w Kijowie, była bardzo duża. Ataman musiał zrzec się pretensji do ziem dawnej Galicji Wschodniej, między Zbruczem i Sanem. Przeważała tam ludność ukraińska, w niektórych powiatach wręcz dominowała. Jednak we Lwowie było tylko kilkanaście procent Ukraińców. Petlura rezygnując z tych ziem, był realistą. Znajdowały się i tak w ręku polskim i nic nie wskazywało, by ten stan rzeczy uległ zmianie.

Zachodniogalicyjscy politycy potępili Petlurę, uznali go za zdrajcę, i nic dziwnego. Tymczasem ataman był realistą. Wiedział, że odbudowa państwa ukraińskiego, która musiała zacząć się od usunięcia Armii Czerwonej, nie będzie możliwa bez czynnej, zbrojnej pomocy Polski. Dzień po zawarciu układu polsko-ukraińskiego, podpisano konwencję wojskową. A następnego dnia ruszyła wyprawa kijowska. W depeszy do atamana Petlury, Marszałek pisał, że wojsko polskie walczy ramię w ramię z Ukraińcami ze wspólnym wrogiem, w imię starego polskiego hasła: "Za wolność naszą i waszą".

Gdy polskie i ukraińskie dywizje maszerowały na Kijów, marszałek Piłsudski wydal odezwę do Ukraińców. Pisał w niej, że wojsko polskie usunie z ziem ukraińskich najeźdźców, lecz pozostanie na nich tylko do czasu, gdy na Ukrainie powstanie rząd i armia zdolna obronić państwo.

O wyprawie kijowskiej i jej politycznym celu Marszałek mówił: "Jest to eksperyment (...) daję teraz Ukraińcom możliwości. Jeśli im się uda, to się uda, nie osiągną sukcesu, nie będą go mieć. Są dwa sposoby, by nauczyć ludzi pływania. Wolę sposób rzucania ich na głęboką wodę i zmuszania, by pływali. To właśnie robię z Ukraińcami".

9 maja 1920 roku odbyła się wspólna defilada polsko-ukraińska w Kijowe, do którego kilka dni wcześniej weszły wojska polskie. Przyjmowali ją przez generał Edward "Śmigły" Rydz i ataman Symon Petlura.

Rząd atamana został, tak jak mówił Piłsudski, rzucony na głęboką wodę. Zaczął organizować administrację państwową i armię. Jednak szło to ciężko. Na przeszkodzie stał brak kadr, zmęczenie Ukraińców wojną i ciągłymi zmianami rządów w Kijowie, brak masowego poparcia dla Petlury.

Ale przede wszystkim dramatycznie zabrakło czasu. Cóż można było zrobić przez miesiąc lub niewiele więcej? A właśnie po miesiącu ruszyła kontrofensywa Armii Czerwonej. Żegnając opuszczające stolicę Ukrainy polskie wojsko, Ukraińcy - jak się miało okazać - żegnali się z niepodległością.

Koniec marzeń

W październiku 1920 roku zawarto rozejm między Rzeczypospolitą, a bolszewicką Rosją. Wojna zakończyła się polskim zwycięstwem militarnym. Jednak wojna to sposób prowadzenia polityki. Celem politycznym Józefa Piłsudskiego było stworzenie warunków do odbudowy państwa ukraińskiego. Cel ten nie został osiągnięty. Społeczeństwo polskie, wyczerpane wojną, nie widziało sensu jej kontynuowania w imię dalekosiężnych planów Marszałka. Nie rozumiano, że zwycięstwo zbrojne powinno zostać przekute w sukces polityczny. Nie chciała kontynuowania wojny sejmowa delegacja polska na rozmowy pokojowe w Rydze. Niestety, były to nie tylko rozmowy z Rosją bolszewicką, ale także z delegacją marionetkowej bolszewickiej Ukrainy. W Rydze wyrzekliśmy się swojego sojusznika - Ukraińskiej Republiki Ludowej.

Nawet, jeśli przyjąć, że Polski nie było już stać na prowadzenie dłużej wojny, nawet, jeśli już jej nie chcieli Polacy, nie zmienia to, niestety, faktu, że traktat ryski oznaczał porzucenie ukraińskiego sojusznika.

Piłsudski był rozgoryczony. Jego federacyjne plany, mające być tarczą bezpieczeństwa dla Polski, a nawet tylko sojusz z niepodległą Ukrainą, legły w gruzach. Rozejm uważał tylko za przerwę w rozgrywce z bolszewicką Rosją.

Rozgoryczeni byli także Ukraińcy. Polska zobowiązywała się faktycznie nie wspierać niepodległościowych dążeń ukraińskich. W tej sytuacji Józef Piłsudski mógł tylko powiedzieć na spotkaniu z internowanymi w Polsce żołnierzami ukraińskimi. "Ja was przepraszam, ja was, panowie, bardzo przepraszam".

Komunistyczna Rosja już nie istnieje Pozostała jednak Rosja. Po stu latach od polsko-ukraińskiej wyprawy na Kijów, niepodległość Ukrainy jest tak samo ważna dla Polski.

Tomasz Stańczyk

Partnerem projektu "1920. Bitwa, która ocaliła Europę" jest PKN Orlen.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy