10 listopada 1939 r. Śmierć za plakat

Już w dwa tygodnie po formalnym utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa, niemieckie władze w okupowanej Polsce dały wyraz ludobójczym zamiarom.

Po kampanii wrześniowej i zajęciu Polski, Niemcy początkowo nie wprowadzili na terenie podbitego kraju terroru. Znaczącym przykładem była osoba prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego, któremu - pomimo nadzorowania obrony stolicy przed Niemcami - początkowo pozwolono pozostać na stanowisku. Znaczący był również fakt, że wojskowy komendant Krakowa generał Eugen Höberth złożył kwiaty w krypcie Józefa Piłsudskiego na Wawelu. Zdumiewająco - w perspektywie późniejszych realiów okupacji - wyglądała urządzony w Warszawie wspólny wieczorek taneczny dla Polaków i Niemców.

Reklama

Niemiecka działalność w okupowanej Polsce szybko jednak się zmieniła, a miało to związek z rasową polityką III Rzeszy. Sygnałem do wprowadzenia terroru i realizowania ludobójstwa "podludzi", za jakich uważano Polaków, było utworzenie Generalnego Gubernatorstwa.

Dla Niemców alarmująca była też data 11 listopada 1939 roku, czyli Święto Niepodległości. Obawiający się patriotycznych demonstracji, postanowili pokazać prawdziwe oblicze. Gdy na polskich ulicach zaczęły pojawiać się plakaty wzywające do walki z okupantem, a związane ze zbliżającym się Świętem Niepodległości, 10 listopada generalny gubernator Hans Frank wydał polecenie, by w każdym domu, w którym zostanie znaleziony polski patriotyczny plakat, rozstrzelać jedną osobę.

Tymczasem w całym kraju tego dnia doszło do zatrzymań przedstawicieli polskiej polityki, nauki i kultury. W sumie bez powodu aresztowano ponad tysiące osób. Mieli oni zagwarantować, że obchody 11 listopada przebiegną bez zakłóceń.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy