17 grudnia 1970 r. „Dzisiaj milicja użyła broni”. Masakra robotników w Gdyni

17 grudnia 1970 r. przeszedł do historii współczesnej Polski jako „czarny czwartek”. Do idących do pracy gdyńskich stoczniowców wojsko otworzyło ogień. Od salw zginęło 18 osób.

Strajki na Wybrzeżu wybuchły 14 grudnia 1970 r., w dwa dni po ogłoszeniu przez ekipę  Władysława Gomułki niespodziewanej i dotkliwej podwyżki cen. Była ona wynikiem fatalnej sytuacji gospodarczej PRL-u, duszącego się pod rządami towarzysza "Wiesława", jak zwany był w partyjnych kręgach.

"Gomułka, stary, przedwojenny komunista, nie umiał zmierzyć się z oczekiwaniami nie tylko inteligencji, na którą stale sarkał, ale i klasy robotniczej. Kiedy dowodził, że można zastąpić cytryny kiszoną kapustą, bo ma więcej witaminy C, opowiadał robotnikom na Żeraniu w 1967 roku, że podwyżka cen szynki ich nie dotyczy, bo i tak przecież jej nie jedzą, lub wspominał, że przed wojną miał dwie koszule, które mu całkowicie wystarczały, stawał się wręcz śmieszny" (Paweł Kowal, Mariusz Cieślik "Jaruzelski. Życie paradoksalne" SIW Znak, Kraków 2014).

Reklama

Grudniowa podwyżka 1970 r. była dlatego tak dokuczliwa dla polskiego społeczeństwa, bo dotyczyła cen podstawowych produktów żywnościowych. Mleko miało zdrożeć o 8 proc., mąka o 16 proc., a mięso o 17 proc.

Pierwsza zastrajkowała Stocznia Gdańska. Jej robotnicy wylegli na ulice, a do protestu przyłączyły się inne zakłady Trójmiasta. Milicja użyła petard i granatów łzawiących.

15 grudnia gdańscy stoczniowcy pomaszerowali pod komendę milicji żądając uwolnienia aresztowanych demonstrantów. Wtedy z budynku padły strzały i zginęli pierwsi robotnicy. Stoczniowcy w odwecie spalili Reichstag (czyli budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku).

Zanim doszło do pierwszej masakry, 15 grudnia na naradzie u Gomułki zapadła decyzja o użyciu siły przeciwko demonstrantom i o wprowadzeniu do akcji wojska. Ówczesny minister obrony gen. Wojciech Jaruzelski - jak wynika z "Dzienników" Mieczysława Rakowskiego - "zaskoczył obecnych cywilów szybkością decyzji i sprawnością, przedstawił konkretny plan użycia wojska".

W Gdańsku wprowadzono godzinę milicyjną. Protesty rozlały się na inne miasta Wybrzeża (Gdynia, Elbląg, Słupsk, Szczecin) i przeniosły w głąb Polski. Władza wprowadziła do akcji wojsko, stoczniowcy Trójmiasta ogłosili strajk powszechny.

W gdyńskiej stoczni im. Komuny Paryskiej toczyły się negocjacje z robotnikami. 16 grudnia wicepremier Stanisław Kociołek wezwał stoczniowców do powrotu do pracy. Następnego dnia rano pracownicy gdyńskiej stoczni wysypali się z wagonów kolejki dowożącej ich do stoczni. Ludowe Wojsko Polskie zaczęło strzelać do robotników, zabijając 18 osób.

Dlaczego doszło do masakry? Wojsko działało wedle dyrektywy wydanej przez Zenona Kliszkę, członka Biura Politycznego KC PZPR i najbliższego współpracownika Gomułki. Kliszko nakazał blokadę stoczni im. Komuny Paryskiej. Robotnicy przyjeżdżający do pracy 17 grudnia znaleźli się w śmiertelnej pułapce, wystawieni na atak wojska uzbrojonego do działań bojowych, używającego ciężkiego sprzętu i śmigłowców.

Całodzienna pacyfikacja w Gdyni przyniosła tragiczne żniwo.

W protestach Grudnia 1970 r. na Wybrzeżu wojsko i siły bezpieczeństwa PRL zabiły co najmniej 45 osób, a ponad 1165 zostało rannych.

20 grudnia 1970 r. Gomułka został zdjęty z funkcji I sekretarza KC PZPR. Jego miejsce zajął Edward Gierek.

Sprawcy masakr 1970 r. na Wybrzeżu - w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie i innych miastach - nigdy nie ponieśli kary.

Stanisław Kociołek, o którym w robotniczej balladzie śpiewano "poczekaj draniu - my cię dostaniem", sądzony i uniewinniany w III RP, zmarł 1 października 2015 r. i został pochowany na Powązkach Wojskowych, nieopodal miejsca spoczynku Wojciecha Jaruzelskiego.

Ofiary masakr na Wybrzeżu chowano w bezimiennych grobach, nie informując rodzin, gdzie znajdują się ich mogiły.

"Janek Wiśniewski padł"

17 grudnia w okolicach stacji Gdynia Stocznia został zastrzelony jeden z demonstrantów. Jego ciało położono na drzwiach i w pochodzie ulicami miasta poniesiono w stronę budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Ta dramatyczna scena stała się symbolem Grudnia 1970. Po tragedii powstała opowiadająca o niej "Ballada o Janku Wiśniewskim". Jej autor, Krzysztof Dowgiałlo, nie znając tożsamości ofiary, użył jednego z najpopularniejszych nazwisk. "Jankiem Wiśniewskim" był naprawdę 18-letni robotnik pochodzący z Elbląga - Zbigniew Godlewski, który miesiąc wcześniej przyjechał do pracy w gdyńskiej stoczni.

(Adam Dziurak, Marek Gałęzowski, Łukasz Kamiński, Filip Musiał "Od niepodległości do niepodległości. Historia Polski 1918-1989" IPN, 2014) 

Posłuchaj "Ballady o Janku Wiśniewskim" w wykonaniu Kazika

 "Ballada o Janku Wiśniewskim"

Sł. Krzysztof Dowgiałlo

Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni,
Dzisiaj milicja użyła broni.
Dzielnieśmy stali, celnie rzucali.
Janek Wiśniewski padł!

Na drzwiach ponieśli go Świętojańską,
Naprzeciw glinom, naprzeciw tankom.
Chłopcy stoczniowcy - pomścijcie druha!
Janek Wiśniewski padł!

Jeden zraniony, drugi zabity,
Krwi się zachciało słupskim bandytom.
To partia strzela do robotników,
Janek Wiśniewski padł!

Krwawy Kociołek, to kat Trójmiasta,
Przez niego giną dzieci, niewiasty.
Poczekaj draniu - my cię dostaniem,
Janek Wiśniewski padł!

Stoczniowcy Gdyni, stoczniowcy Gdańska,
Idźta do domu, skończona walka.
Świat się dowiedział, nic nie powiedział,
Janek Wiśniewski padł!

Nie płaczcie matki - to nie na darmo!
Nad stocznią sztandar z czarną kokardą!
Za chleb i wolność, i nową Polskę,
Janek Wiśniewski padł!

Stoczniowcy Gdyni, stoczniowcy Gdańska,
Idźcie do domu, skończona walka.
Świat się dowiedział, nic nie powiedział,
Janek Wiśniewski padł!

Nie płaczcie matki - to nie na darmo!
Nad stocznią sztandar z czarną kokardą!
Za chleb i wolność, i nową Polskę,
Janek Wiśniewski padł!




INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy