2 kwietnia 1969 r. Katastrofa lotnicza na Policy

53 osoby zginęły w wyniku rozbicia się samolotu An-24 polskich linii lotniczych LOT na północnym stoku Policy w Paśmie Babiogórskim. Przyczyny katastrofy nie zostały wyjaśnione do dziś.

2 kwietnia 1969 roku o godzinie 15.20 z lotniska Okęcie wystartował pasażerski An-24 rejs numer 165. 55 minut później samolot miał lądować w podkrakowskich Balicach. Tak się jednak nie stało. Z niewiadomych przyczyn maszyna zboczyła z kursu.

Do godziny 15.40 na pokładzie An-24 wszystko odbywało się zgodnie z planem. Następne 18 minut to już zagadka. Wiadomo, że na 10 minut przed katastrofą załoga i stacja radiowa w Balicach nie znały położenia samolotu. Od godziny 16. łączność przejął kapitan Czesław Doliński i prowadził ją już do końca feralnego lotu. Kilka minut później zorientował się, że lot przebiega niezgodnie z planem. Obniżył jednak lot i wykonywał polecenia operatora radaru. Ten ostatni po godzinie 16.08 informuje, że stracił kontakt z załogą maszyny.

Reklama

Poszukiwania samolotu pasażerskiego podjął znajdujący się w powietrzu wojskowy samolot LI-2. Bezskutecznie. W tym czasie milicja z Suchej Beskidzkiej poinformowała, że "samolot gdzieś usiadł w ich rejonie". LI-2 podejmuje poszukiwania w okolicy, ale ze względu na zerową widoczność, zawraca.

Wrak samolotu odnaleziono dopiero około godziny 20. Jak relacjonował po latach na łamach "Gazety Krakowskiej" Jerzy Pałosz, miejsce katastrofy wyglądało przerażająco. Zmasakrowane zwłoki 53 pasażerów i załogi rozrzucone były na przestrzeni kilkuset metrów kwadratowych. Wiele z nich zawisło na drzewach albo było wbitych w kadłub samolotu. Większość z nich miała porozrywane przez pasy bezpieczeństwa jamy brzuszne.

Oficjalną przyczyną katastrofy były - jak podały peerelowskie władze - błędy załogi, naruszenie przepisów kierowania ruchem lotniczym, błędy działania kontrolerów ruchu lotniczego, wreszcie błędny system kierowania ruchem lotniczym.

Są też inne teorie tłumaczące rozbicie się An-24 w Paśmie Babiogórskim. Kapitan Doliński miał poważne problemy zdrowotne i miał doznać zawału w czasie lotu. Dodatkowo, samolot był przeciążony, co uniemożliwiło podniesienie maszyny tuż przed katastrofą. Mówi się również o rzekomej próbie ucieczki Dolińskiego do Europy Zachodniej, co w czasach Polski ludowej było częstą praktyką. Wreszcie, nie można pominąć błędów radarzysty z Balic. Operatorowi umożliwiono jednak wyjazd do Szwecji, a władze prowadziły śledztwo tak, by zatuszować prawdziwe przyczyny katastrofy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy