30 sierpnia 1978 r. Obywatele NRD uprowadzają polski samolot

Samolot Tu-134 Polskich Linii Lotniczych LOT został uprowadzony przez obywateli Wschodnich Niemiec do Berlina Zachodniego.

Sprawcami uprowadzenia Tu-134 byli Hans Tiede oraz jego przyjaciółka Ingrid Ruske, która uciekła do Berlina Zachodniego wraz z 12-letnią córką. Obywatele Niemieckiej Republiki Demokratycznej przybyli do ludowej Polski w celu ucieczki do Niemiec Republiki Federalnej na promie płynącym z Gdańska do Lubeki. Miał im w tym pomóc partner kobiety Horst Fischer.

Przybyli do Trójmiasta Tiede i Ruske oczekiwali na Fischera przez cztery dni. Ten, dysponujący fałszywymi dokumentami na ich nazwiska, nie pojawił się. Jak się okazało, w między czasie został zatrzymany przez enerdowskie służby bezpieczeństwa. Chcący uniknąć pewnego więzienia, jakie czekało na nich w komunistycznych Niemczech, zdesperowani Tiede i Ruske postanowili uprowadzić samolot lecący z Gdańska do Berlina Wschodniego. W tym celu zakupili trzy bilety do stolicy Niemiec oraz zabawkowy pistolet startowy, którym zamierzali "sterroryzować" załogę.

Reklama

30 sierpnia 1978 roku Tu-134 z Tiede, Ruske, jej córką oraz 59 innymi pasażerami, wystartował z Gdańska. Portem docelowym lotu numer 165 był Berlin Wschodni. Na pokładzie Tiede wyciągnął przypominającą do złudzenia prawdziwy pistolet atrapę broni palnej i zagroził zastrzeleniem stewardesy. Zażądał skierowania samolotu na wojskowe lotnisko Tempelhof w Berlinie Zachodnim. Co ciekawe, wcześniej w czasie kontroli osobistej celnicy znaleźli pistolet w kieszeni płaszcza dziewczynki. Wtedy jej matka z rozbrajającym uśmiechem wytłumaczyła, że to zabawka.

Już na płycie lotniska Tempelhof Tiede wyrzucił z samolotu pistolet i oddał się w ręce amerykańskich żołnierzy. Uczynił to bardzo entuzjastycznie, bo - szczęśliwy z uniknięcia enerdowskiego więzienia - rzucił im się w ramiona. W Berlinie Zachodnim, poza Tiede, Ruske i jej córką, o azyl polityczny poprosiło siedmiu innych obywateli Niemiec Wschodnich. Pozostali pasażerowie, w tym dziesięciu Polaków, przesłuchano i odwieziono autobusem do Berlina Wschodniego.

Na koniec dodajmy, że choć Tiede uniknął komunistycznego więzienia w NRD, to ostatecznie odsiedział za kratkami dziewięć miesięcy. Wyrok wydał specjalny amerykański sąd dla Berlina (oficjalnie Stany Zjednoczone dalej "okupowały" Berlin), niejako "przymuszony" do orzeczenia międzynarodową konwencją przeciw piractwu powietrznemu, której podpisanie mocno lansowali Amerykanie i z której teraz nie mogli się wycofać. Wyrok pozbawienia wolności pokrywał się z czasem, jaki Tiede spędził oczekując na proces, bo orzekający sędzia wziął bowiem pod uwagę pobudki mężczyzny i zagrożenie więzieniem w komunistycznych Niemczech. Był to też jedyne postępowanie w 35-letniej historii specjalnego amerykańskiego sądu w Berlinie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama