5 czerwca 1949 r. Samobójstwo "Marcysi"

5 czerwca 1949 roku w Warszawie popełniła samobójstwo Emilia Malessa "Marcysia", kapitan Armii Krajowej, w latach 1940-1945 kierowała wydziałem łączności zagranicznej Oddziału V KG ZWZ-AK. Aresztowana przez władze komunistyczne i skazana 1947 roku w procesie ZG Zrzeszenia WiN na 2 lata więzienia, została ułaskawiona przez prezydenta Bolesława Bieruta.

Emilia Malessa z domu Izdebska, czyli "Marcysia" uro­dzi­ła się 13 lu­te­go 1909 roku w Ro­sto­wie nad Donem. W sierpniu 1939 r. wzięła ślub z pierwszym mężem - dużo starszym od siebie Stanisławem Malessą. Przed wojną rozpoczęła też studia na Wydziale Pedagogicznym w Wolnej Wszechnicy Polskiej. Podczas kampanii wrześniowej była kie­row­cą w po­moc­ni­czej służ­bie przy 19 Dy­wi­zji Pie­cho­ty, z którą dotarła pod rumuńską granicę. Mąż ewakuował się do Francji, a potem do W. Brytanii. Emilia pozostała jednak w Polsce i wróciła do Warszawy. Przystąpiła do konspiracyjnej organizacji Służba Zwycięstwu Polski, w której pracowała w dziale łączności zagranicznej. Do końca niemieckiej okupacji była szefem tego działu - "Zagrody" Wydziału V Komendy Głównej AK.

Reklama

To pod opiekę Emilii przydzielono jednego z pierwszych cichociemnych zrzuconych do Polski jesienią 1941 r. - Jana Piwnika "Ponurego". Niedługo później został on jej drugim mężem. Piwnik był dowódcą partyzanckiego ugrupowania w Górach Świętokrzyskich, a potem na Nowogródczyźnie. Zginął podczas ataku na niemiecką strażnicę graniczną latem 1944 r., na kilka tygodni przed wybuchem Powstania Warszawskiego.

Po rozpoczęciu powstania "Marcysia" była szefową kancelarii szturmowego batalionu "Rum", który walczył w Śródmieściu. Za bohaterską służbę dostała Virtuti Militari. Kiedy powstanie upadło, uciekła z transportu do obozu jenieckiego. Przedostała się do Krakowa i próbowała reanimować podziemne struktury w Krakowie. Pomagała w przerzucie do kraju kpt. Jana Nowaka-Jeziorańskiego.

Po wojnie i rozwiązaniu AK nadal kierowała łącznością zagraniczną w sztabie Delegatury Sił Zbrojnych, a potem w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość, którego prezesem był pułkownik Jan Rzepecki. W październiku 1945 r. zamierzała wycofać się z konspiracji. Zgłosiła już swoje odejście z WiN i chciała wyjechać do Włoch. Nie zdążyła jednak przekazać swoich obowiązków - 31 paź­dzier­ni­ka 1945 roku zatrzymało ją UB.

Została osadzona w celi X Pawilonu warszawskiego więzienia przy Rakowieckiej. Przesłuchiwał ją kpt. Józef Różański, który przekonywał do ujawnienia współpracowników z WiN, obiecując, że nie będą aresztowani, co najwyżej przesłuchani. Ona sama miała odzyskać wolność. Różański dawał jej "słowo honoru". Podczas śledztwa udawał uprzejmego, a nawet próbował "Marcysię" adorować. Wreszcie uciekł się do szantażu, grożąc, że coś może się stać małemu Michałowi. "Siunio" był sierotą, którą "Marcysia" opiekowała się podczas powstania, gdy ciotka chłopca była chora. Emilia traktowała "Siunia" jak syna. Po tych groźbach Emilia nie wytrzymała i zaczęła mówić.

Zawierzyła obietnicom Różańskiego i wy­da­ła za­kon­spi­ro­wa­nych dotąd człon­ków I Za­rzą­du WiN, spisując ich nazwiska i pseudonimy. Jej wątpliwości osłabły podczas konfrontacji zorganizowanej z zatrzymanym płk. Janem Rzepeckim. Jako przełożony "Marcysi" wydał jej rozkaz ujawnienia podkomendnych i sam to także zrobił. Gdy UB zaczęło aresztować ludzi ze spisu Malessy, zrozpaczona kobieta rozpoczęła głodówkę na znak protestu. Pisała listy do Różańskiego, przypominając mu o złożonej obietnic. 

Zatrzymanych członków WiN są­dzo­no w po­ka­zo­wym pro­ce­sie w styczniu 1947 r. Na ławie oskarżonych zasiadła cała "góra" WiN, w sumie 10 osób, wśród nich "Marcysia". Zapadły łagodne wyroki - Emilia została skazana na 2 lata, płk. Rzepecki - na 8. Już po dwóch dniach pięciu skazanych, w tym Malessę, ułaskawił prezydent Bierut. "Marcysia" odmówiła wyjścia z więzienia i do­ma­ga­ła się uwolnienia pozostałych. Gdy w końcu wyszła na wolność, poczuła się odtrącona. Część AK-owców uznało ją za zdrajczynię. "Marcysia" przez dwa lata przypominała władzom o złożonej obietnicy. Pisała listy do Różańskiego, ministra bezpieczeństwa publicznego gen. Stanisława Radkiewicza, prezydenta Bieruta, placówek dyplomatycznych państw zachodnich. Na kapitana, który dał jej "słowa honoru", koczowała pod więzieniem, ten straszył ją zamknięciem w szpitalu psychiatrycznym.

W maju 1948 r. po raz trzeci wyszła za mąż - za poznanego w więzieniu mokotowskim Edwarda Staniula. Ich związek przetrwał tylko 3 tygodnie, mąż został w Gdańsku, a "Marcysia" wróciła do Warszawy. 5 czerwca 1949 r. w swoim mieszkaniu zażyła tabletki nasenne, weszła do wanny i podcięła sobie żyły.

Małgorzata Żyłko

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy