8 kwietnia 1976 r. Polska pokonała w Katowicach ZSRR

Sensacyjne zwycięstwo Polaków nad Związkiem Radzieckim na hokejowych mistrzostwach świata wywołało euforię w nabitym do ostatniego miejsca katowickim "Spodku" i wśród milionów kibiców - jak PRL długi i szeroki. 8 kwietnia 1976 r. przeszedł do historii polskiego sportu, dając satysfakcję z pokonania niezwyciężonej ekipy Kraju Rad.


Koturnowa i ujęta w bizantyjskie wzorce formuła przyjaźni polsko-radzieckiej nie mogła w ówczesnych realiach znaleźć ujścia w ramach relacji politycznych czy społecznych, dlatego jedyną formą odreagowania sytuacji totalnej zależności Polski od ZSRR były rozgrywki sportowe.

Ładunek napięcia, którym podszyte były polsko-radzieckie pojedynki sportowe, wyzwalał narodową dumę w nieczęstych chwilach pokonania rywali ze wschodu.

Takie emocje w czasach PRL wzbudzały m.in. pojedynki pięściarzy, którym - szczególnie w czasach trenera Feliksa Stamma - udawało się celnie dosięgnąć "radzieckich mistrzów sportu". Do legendy przeszło pięć złotych medali wywalczonych przez polskich bokserów na mistrzostwach Europy w 1953 r. Choć pięściarze z ZSRR zdobyli wówczas tylko dwa złote medale, gazety Polski Ludowej krzyczały tytułami o olbrzymim sukcesie radzieckiej ekipy.

Reklama

Bierutowska propaganda wykonała swoje zadanie, a ludzie uczcili polskich mistrzów bez oglądania się na stalinowskie władze. Leszka Drogosza, 19-letniego wówczas zdobywcę złotego medalu, na dworcu w Kielcach witały tysiące ludzi, a trzykilometrowej drogi do domu nie był w stanie pokonać na własnych nogach, bowiem kibice ponieśli go na rękach.

Podobną legendą obrosło zwycięstwo 2:1 z ZSRR w piłce nożnej, które na Stadionie Śląskim w Chorzowie obejrzało 100 tys. widzów. Dwie bramki "dokopał Ruskim" Gerard Cieślik, a po meczu ze wzruszenia popłakał się bramkarz polskiej reprezentacji Edward Szymkowiak, którego ojca NKWD zamordowało w Katyniu.

Na międzynarodowych arenach Polacy świętowali zwycięstwa nad ZSRR w siatkarskich mistrzostwach świata w Meksyku w 1974 r. oraz na igrzyskach olimpijskich w Montrealu w 1976.

W żadnej dyscyplinie sportowej nie przegrywaliśmy z ZSRR tak regularnie i tak kompromitująco jak w hokeju. Na 25 meczów rozegranych do 1976 r. ze "Sborną" (jak określano radziecką reprezentację), doznaliśmy... 25 porażek. We wszystkich tych pojedynkach udało nam się wbić Rosjanom 31 bramek, podczas gdy oni trafili do naszej bramki 255 razy.

Przepaść dzieląca obydwie ekipy objawiała się w wynikach poszczególnych meczów. Najniższą porażkę 1:4 Polacy odnotowali podczas dwumeczu w styczniu w 1957 r. Takim wynikiem zakończył się drugi z serii pojedynek, bo w pierwszym wyjmowaliśmy krążek z bramki 15 razy. Dwa lata wcześniej hokeiści ZSRR wbili nam 13 bramek, w 1974 r. - 17 bramek, a w 1973 r. w Moskwie rekordowe 20 bramek. We wszystkich tych czterech sromotnie przegranych meczach nie zdobyliśmy ani jednego punktu.

Na dwa miesiące przed rozpoczęciem MŚ 1976 r., trzymając się "tradycji", Polacy przegrali z ZSRR na turnieju olimpijskim w Innsbrucku 1:16. I w takich nastrojach narodowa reprezentacja Polski przystępowała do jedynych MŚ w hokeju rozegranych w naszym kraju.

O nastrojach w ekipie prowadzonej przez Józef Kurka świadczyły przedmeczowe wypowiedzi. Polacy przystępowali do tego starcia - jak zapewniali - w nadziei, że nie doznają kolejnej kompromitującej porażki.

8 kwietnia 1976 r., w pierwszym dniu mistrzowskiego turnieju, w Katowicach zdarzył się sportowy cud. Mecz Polska-ZSRR był ostatnim, czwartym tego dnia pojedynkiem. Od samego początku meczu "Sborna" natarła na Polaków. Broniliśmy się dość rozpaczliwie, wybijając krążek jak najdalej od bramki. Aż do połowy pierwszej tercji spotkania, kiedy radzieckiego bramkarza pokonał najpierw zawodnik nowotarskiego Podhala Mieczysław Jaskierski, a chwilę później Ryszard Nowiński. W kolejnych tercjach drugą bramkę dołożył Jaskierski, a zwycięstwo Polaków przypieczętował Wiesław Jobczyk, trafiając trzy razy do bramki rywali. Ci odpowiedzieli tylko czterema trafieniami i mecz zakończył się wygraną Polski 6:4.

"Spodek" oszalał z radości, a cała Polska smaku zwycięstwa nad Krajem Rad zaznać mogła dopiero późną nocą. Opóźniona i skrócona relacja z meczu została pokazana w polskiej telewizji, dopiero kiedy z anteny wybrzmiał sygnał kończący kulturalny "Pegaz". Transmisji bezpośredniej nie nadano. Władza ludowa żywiła poważną obawę, że podczas radzieckiego hymnu rozlegną się gwizdy.

Jak po sukcesie bokserów z 1953 r., także nazajutrz po wygranej z 8 kwietnia 1976 r. PRL-owskie gazety zbywały krótkimi notkami sukces nad ekipą ZSRR.

Potknięcie z Polakami spowodowało, że hokejowa potęga ze wschodu nie wygrała katowickich mistrzostw, choć do tego czasu "Sborna" miała na swoim koncie już 14 mistrzowskich tytułów. Złoty medal przypadł ekipie Czechosłowacji, której kibicie żywiołowo dopingowali naszych zawodników w meczu z Rosjanami.

Wymowny sukces z 8 kwietnia 1976 r. okazał się - jak to wielokrotnie w naszym przypadku się zdarzało - odosobniony i nie zamieniony w poważniejsze osiągnięcie.

W następnych meczach katowickiego turnieju Polacy zdobyli zbyt mało punktów, aby utrzymać się w hokejowej elicie i spadli do grupy B.

Zobacz skrót historycznego meczu Polska-ZSRR:

NH

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy