17 września 1939 r. Skutek paktu Hitlera i Stalina. Sowiecka agresja znaczona zbrodniami

Paktem Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r. nazistowskie Niemcy Hitlera i komunistyczny Związek Radziecki Stalina zdecydowały o wspólnym rozpoczęciu wojny, którego cele obydwa totalitarne i agresywne państwa opisały dokładnie, przewidując podział Europy Środkowej na swoje strefy wpływów i zagarnięcie terytoriów państw, które wyznaczyli na swoje ofiary. 1 września i 17 września 1939 r. to dwie daty tego samego skoordynowanego ataku, którego Polska nie była w stanie zatrzymać. Obydwaj dyktatorzy i obydwa państwa, na czele których stali, stały się jednakowo odpowiedzialne za wybuch II wojny światowej, niewyobrażalne cierpienia i śmierć dziesiątków milionów ludzi.

"Pakt 'krwawych bliźniaków" [Hitlera i Stalina - przyp. red] nie był doraźnym aliansem, służącym bezpieczeństwu Sowietów, jak twierdzą dziś byli funkcjonariusze KGB. To był zbrodniczy zamach na europejski cud niepodległości z jesieni 1918 r." - pisze Piotr Szubarczyk w książce "Czerwona apokalipsa" (Wydawnictwo AA, Kraków 2014).

Zapraszamy do zapoznania się z fragmentami tej publikacji. 

Agresja sowiecka na Polskę - zbrodnie od początku

Niedziela 17 września 1939 roku była dniem sowieckiej napaści na Rzeczpospolitą Polską. To był początek niewypowiedzianej wojny, rozpoczętej w momencie, gdy impet niemieckiego uderzenia na Polskę wyraźnie osłabł. Była jeszcze szansa na znaczące przedłużenie polskiego oporu, a przez to skłonienie Wielkiej Brytanii i Francji do aktywnych działań militarnych przeciwko Niemcom na Zachodzie, co - przy ówczesnym, niepełnym jeszcze potencjale Wehrmachtu - mogło mieć duże znaczenie dla przebiegu wojny, mogło powstrzymać jej eskalację na cały świat.

Reklama

Atak sowiecki na Polskę, niezależnie od jego prymitywnej otoczki propagandowej ("rozkład państwa polskiego, wyzwolenie, ochrona ludności zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy"), był aktem agresji i - o czym wówczas Polacy nie wiedzieli - pierwszym krokiem w realizacji postanowień tajnego niemiecko - sowieckiego protokołu z 23 sierpnia 1939 r., nazywanego dziś powszechnie paktem Ribbentrop-Mołotow. Z dłuższej perspektywy historycznej można traktować ten atak jako ponowienie wielkiej operacji bolszewickiej przeciwko odrodzonej Rzeczypospolitej, z lat 1919-1920, która miała prowadzić "przez trupa Polski do światowej rewolucji", czyli do bolszewickiej Europy.

17 września jest dla Polaków datą złowrogą, początkiem czerwonej apokalipsy, początkiem okresu nazywanego przez kresowian "za pierwszego sowieta". Wszystko, co najważniejsze w polityce eksterminacyjnej zbrodniczego państwa sowieckiego wobec obywateli Rzeczypospolitej, wydarzyło się "za pierwszego sowieta".

(..) Tajne porozumienia między Sowietami i Niemcami z roku 1939 były bezprawne i w świetle prawa międzynarodowego nieważne od samego początku. Tak samo nieważne były propagandowe plebiscyty zwane "wyborami", dokonane w warunkach terroru na terenie sowieckiej zony okupacyjnej jesienią 1939 r., "legalizujące" tajne porozumienia Związku Sowieckiego z Niemcami odnośnie do granicy między zaborcami.

(...) "Wyzwolicielski" marsz armii sowieckiej przez polskie Kresy, rzekomo dla obrony mniejszości narodowych, zagrożonych wojną, znaczony był od początku zbrodniami wojennymi - nigdy nie ukaranymi. Ich charakter odzwierciedla prawdziwe cele wojenne Związku Sowieckiego na terytorium zaatakowanej Polski, maskowane oświadczeniami o potrzebie wzięcia pod opiekę ludności białoruskiej i ukraińskiej, w warunkach rzekomego "wewnętrznego bankructwa państwa polskiego".

Członek Rady Wojennej Frontu Ukraińskiego, Nikita Chruszczow, późniejszy sekretarz generalny KC KPZR, ganił szefa kontrwywiadu: "Jak wy pracujecie, ani jednego rozstrzelanego!" We wrześniu 1939r. początkiem sowieckiego zniewolenia są zbrodnie popełnione na przedstawicielach polskiej elity społecznej i szeroko rozumianej inteligencji - obojętnie jak nazywanych: czy to "jaśniepanami polskimi, czy białymi oficerami, legionistami czy obszarnikami".

Zajmująca polskie terytorium Armia Czerwona prowadziła agresywną akcję propagandową, zmierzającą do wywołania rewolucji społecznej - zgodnie z frazeologią bolszewicką. Było to w praktyce podjudzanie do zbrodni na elitach społeczeństwa polskiego, zwłaszcza na właścicielach ziemskich, osadnikach wojskowych z okresu po wojnie bolszewickiej i na oficerach wojska polskiego. Podjudzanie do zbrodni całkowicie bezkarnych, co gwarantowała robotniczo-włościańska armia sowiecka.

Dowódca Frontu Białoruskiego atakującego Polskę od północnego - wschodu, komandarm Michaił Kowalow, wydał plugawą odezwę do "rzołnierzy Armii Polskiej", na poziomie moralnym porównywalnym z poziomem zastosowanej w niej ortografii i składni: "Rzołnierze Armii Polskiej! Pańsko-burżuazyjny Rząd Polski, wciągnąwszy was w awanturniczą wojnę, pozornie przewaliło się. Ono okazało się bezsilnym rządzić krajem i zorganizować obronu. Ministrzy i gienerałowie, schwycili nagrabione imi złoto, tchórzliwie uciekli, pozostawiają armię i cały lud Polski na wolę losu. Armia Polska pocierpieła surową porażkę, od którego ona nie oprawić wstanie się. Wam, waszym żonom, dzieciam, braciam i siostram ugraża głodna śmierć i zniszczenie. W te ciężkie dni dla Was potężny Związek Radziecki wyciąga Wam ręce braterskiej pomocy. Nie przeciwcie się Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej. Wasze przeciewienie bez kożyści i przerzeczono na całą zgubę. My idziemy do Was nie jako zdobywcy, a jako wasi braci po klasu, jako wasi wyzwoleńcy od ucisku obszarników i kapitalistów. Wielka i niezwolczona Armia Czerwona niesie na swoich sztandarach procującym, braterstwo i szczęśliwe życie. Rzołnierze Armii Polskiej! Nie proliwacie doremnie krwi za cudze Wam interesy obszarników i kapitalistów. Was przymuszają uciskać białorusinów, ukraińców. Rządzące kołe Polskie sieją narodową rużność między polakami, białorusinami i ukraińcami. Pamiętajcie! Nie może być swobodny naród, uciskające drugie narody. Pracujące białorusini i ukraińcy - Wasi procujące, a nie wrogi. Razem z nami budujcie szczęśliwe dorobkowe życie".

Dla Kowalowa agresja sowiecka na Polskę wynikała z konieczności udzielenia pomocy chłopskim "powstańcom!"

Jeszcze bardziej nienawistna i kłamliwa była odezwa dowódcy Frontu Ukraińskiego, komandarma Siemiona Timoszenki, który wzywał polskich żołnierzy: "Co pozostało wam? O co i z kim walczycie? Dla czego narażacie życie? Opór wasz jest bezskuteczny. Oficerowie pędzą was na bezsensowną rzeź. Oni nienawidzą was i wasze rodziny. To oni rozstrzelali waszych delegatów, których posłaliście z propozycją o poddaniu się. Nie wierzcie swym oficerom [...]. Bijcie oficerów i generałów. Nie podporządkowujcie się rozkazom waszych oficerów. Pędźcie ich z waszej ziemi. Przechodźcie śmiało do nas, do waszych braci, do Armii Czerwonej. W innej ulotce pisał: Bronią, kosami, widłami i siekierami bij swoich odwiecznych wrogów - polskich panów".

Te "siekiery" sowieckiego komandira z Ukrainy przywołują na myśl siekiery z roku 1943 na Wołyniu, później na Podolu i w Małopolsce Wschodniej. Ręka inna, ale sposób myślenia ten sam. Sowieckie metody wojenne, znane od czasów rewolucji bolszewickiej, mogły mieć wpływ także na obraz wołyńskiej. To nie była tylko propaganda wojenna, stosowana w wojnach napastniczych, by złamać morale przeciwnika. To było nawoływanie do zbrodni wojennych, do dziś nie ukaranych. To była zapowiedź enkawudowskiej akcji "obezhołowienia" (pozbawienia głowy) polskiego społeczeństwa, poprzez eksterminację bezpośrednią (zabójstwa bez sądu) i pośrednią (więzienia, łagry, deportacje).

Armia Czerwona nie wkraczała do Polski, w celu ochrony ludności ukraińskiej i białoruskiej, lecz atakowała Polskę w celu zagarnięcia jej terytorium i eksterminacji jej elit społecznych, by raz na zawsze zabić ideę niepodległego bytu państwa polskiego.

Temu atakowi towarzyszyły od początku zbrodnie wojenne, definiowane przez cywilizowany świat od połowy XIX w. (np. deklaracja paryska z 1856 r. czy konwencja genewska z roku 1864 i późniejsza z roku 1906). Te zbrodnie definiowano także w traktacie wersalskim z roku 1919, uznając, że są nimi naruszenia prawa i zwyczajów wojennych (artykuł 228).

Po wojnie Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze wymieniał rodzaje zbrodni wojennych: planowanie, przygotowanie, rozpoczęcie i prowadzenie wojny napastniczej lub będącej pogwałceniem traktatów, porozumień, międzynarodowych umów, morderstwa, nieludzkie traktowanie ludności zamieszkującej okupowane terytoria, deportacje, mordowanie i złe traktowanie jeńców wojennych, zabijanie zakładników, przywłaszczenie własności publicznej i prywatnej, wszelkie zniszczenia, nie usprawiedliwione koniecznością wojenną, prześladowania, eksterminacja i inne nieludzkie czyny, których celem jest zniszczenie całości lub części grupy narodowej, etnicznej, rasowej lub religijnej.

Karta Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze, definiująca w artykule VI rodzaje czynów, podlegających jurysdykcji Trybunału, w gruncie rzeczy wymieniała wszystkie rodzaje zbrodni, jakich dopuścili się sowieci na obywatelach Rzeczypospolitej Polskiej od pierwszych dni agresji. Tylko że Trybunał nie sądził wówczas zwycięzców, więc i szczytne zasady moralne oraz zasady prawa międzynarodowego, którymi się kierował, Związku Sowieckiego nie dotyczyły. Było to na tyle zachęcające dla sowieckich prokuratorów, że w trakcie procesu norymberskiego próbowali obciążyć Niemców nawet Zbrodnią Katyńską, czego jednak już nawet zafascynowany Stalinem "wolny świat" nie był w stanie przełknąć, ówczesna paranoja polityczna też miała swoje granice.

Zasada divide et impera, tak drastycznie ukazana w ulotce Timoszenki, wzywającej polskich żołnierzy do zabijania swych dowódców, przyniosła Sowietom we wrześniu 1939 r. połowiczny sukces. Co prawda, żaden żołnierz polski nie podniósł ręki na oficera, a zawarta w ulotce informacja o rzekomym rozstrzelaniu "delegatów" była z gruntu fałszywa, to jednak na skutek celowego pozostawienia zajętych obszarów - w okresie początkowym - bez kontroli sił porządkowych, doszło do licznych zbrodni oraz aktów pospolitego bandytyzmu i grabieży, inspirowanych przez sowieckie jaczejki, piątą kolumnę Stalina na terenie Rzeczypospolitej. W wyniku tych działań ucierpiało zwłaszcza polskie ziemiaństwo i polscy osadnicy wojskowi, przy czym okrucieństwo napastniczych band przerosło nawet sceny zapamiętane z okresu rewolucji bolszewickiej i wojny polsko - bolszewickiej.

(..) Pora, by do historii Polski wprowadzić ciągle nieznane ogółowi Polaków męczeństwo Ludwiki i Antoniego Wołkowickich, ziemian z Brzostowicy Małej na Białostocczyźnie. Komunistyczna, kryminalna banda związała ich ręce drutem kolczastym, do ust wlała wapno i żywcem zakopała. Taka była odpowiedź na nawoływania komandarmów sowieckich do walki z odwiecznymi wrogami - obszarnikami i kapitalistami.

(...) Jednak największych zbrodni dopuściły się w tym czasie regularne oddziały Armii Czerwonej. Wykorzystując jako pretekst fakt, iż Rzeczpospolita nie wypowiedziała Sowietom wojny w odpowiedzi na ich atak, nazywali wojsko polskie, podejmujące działania obronne, "polskimi bandami", kierowanymi przez "faszystowskie organizacje!".

"Armia Czerwona, podobnie jak Wehrmacht, znaczyła swój szlak bojowy na ziemiach polskich długim pasmem zbrodni. Podżegały wręcz do nich odezwy i rozkazy wyższych dowództw" - podkreślał prof. Paweł Wieczorkiewicz, znawca historii stosunków polsko - rosyjskich i polsko - sowieckich. Dodajmy, że nie były to zbrodnie wynikające z okrucieństwa poszczególnych dowódców, lecz zbrodnie zaplanowane i realizowane przez instytucje państwa sowieckiego, bowiem poszczególni wykonawcy tych zbrodni mieli świadomość tego, czego się od nich wymaga. Sowieckie sądy wojskowe karały wykroczenia, dotyczyły one jednak przede wszystkim rabunków mienia, pijaństwa i niesubordynacji, nie zaś zbrodni na bezbronnych jeńcach polskich.

Uznając polskich oficerów za "wrogów klasowych" a żołnierzy stawiających opór za "bandytów", Armia Czerwona już we wrześniu i w październiku 1939 r. zamordowała, według szacunków, około dwa i pół tysiąca polskich oficerów, żołnierzy i policjantów. Nie zginęli w walce, lecz jako jeńcy wojenni. Powinni być dopisani do rachunku katyńskiego.

Pierwszymi ofiarami sowieckich zbrodni byli obrońcy polskich granic - oficerowie i żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza. Wierni przysiędze żołnierskiej, bronili granicy Rzeczypospolitej przed napastnikami, którzy wtargnęli na jej terytorium. W rejonie miasta Sarny (woj. wołyńskie) sowieci rozstrzelali całą kompanię z batalionu KOP Sarny, wziętą do niewoli, razem 280 oficerów i żołnierzy!

Znanym już i często przytaczanym w literaturze historycznej, wymownym przykładem zbrodni wojennej na bezbronnych jeńcach była śmierć oficerów i podoficerów Pińskiej Flotylli Rzecznej, którzy - zgodnie z niepisanym prawem honorowym marynarki wojennej na całym świecie - zatopili przed kapitulacją swe okręty, by nie stały się łupem wojennym przeciwnika. Zostali za to zamordowani 26 września 1939 r. w Mokranach (rejon Brześcia) - nie przez NKWD, lecz przez regularny oddział sowieckich sił pancernych.

Największych zbrodni dokonano w Rohatynie (woj. stanisławowskie), gdzie dokonano rzezi na żołnierzach polskich i na ludności cywilnej, w Grodnie, w Nowogródku, w Sarnach, i w Tarnopolu, także w Wołkowysku, w Oszmianie, w Świsłoczy, w Mołodecznie, w Kosowie Poleskim, w Chodorowie, w Złoczowie i w Stryju. (...)W świetle relacji naocznych świadków, przytaczanych m.in. przez Juliana Siedleckiego, w Grodnie wiązano polskich jeńców i ciągnięto ich czołgami po bruku. "W Grodnie wymordowano 130 uczniów [harcerzy] i podchorążych, dobijano rannych i obrońców. Dwunastoletniego Tadzika Jasińskiego przywiązano do czołgu i ciągnięto po bruku. Po opanowaniu Grodna nastąpiły represje; rozstrzeliwano aresztowanych na tzw. Psiej Górze i w lasku ‘Sekret’>. Na placu pod farą leżał wał zamordowanych". Była to reakcja na obronę miasta przez żołnierzy wojska polskiego i harcerzy oraz na poskromienie dywersyjnej akcji jaczejek komunistycznych w przeddzień sowieckiego "wyzwolenia".

Znane są liczne przypadki rozstrzeliwania przez żołnierzy sowieckich wziętych do niewoli żołnierzy polskich w rejonie Wilna. Sowieci nie dotrzymywali żadnych umów o kapitulacji, "oficerskie słowa" ich komandirów nie miały żadnego znaczenia. Dowódca obrony Lwowa, gen. Władysław Langner, skutecznie obronił się przed atakami niemieckimi i podpisał kapitulację z dowództwem sowieckim. Przewidywała ona, po złożeniu broni, wymarsz polskiego wojska i policji w kierunku granicy rumuńskiej. Po poddaniu się wszystkich jeńców wywieziono w głąb Związku Sowieckiego, do obozów. Część odnalazła się potem na listach katyńskich. Niektórzy oficerowie, świadomi wartości umów z sowietami, popełnili samobójstwo (mówiła o tym m.in. gen. bryg. Elżbieta Zawacka "Zo" (1909 †2008) w filmie dokumentalnym "Pseudonim ‘Zo’"). "Gdy kolumna policjantów minęła rogatkę przy ulicy Zielonej, zostali oni zastrzeleni. Innych zamordowano w Brygidkach. Żołnierze sowieccy rabowali domy i gwałcili kobiety, a sowiecka komenda miasta nie reagowała" (J. Klauda, Gdy zamilkły strzały, "Ład", nr 40/1989).

O okrucieństwie i bezprawiu, pod parasolem ochronnym Armii Czerwonej lub z jej aktywnym udziałem, świadczą liczne, przerażająca relacje, m.in. cytowana przez Czesława Grzelaka relacja wójta gminy Urszulin pod Wytycznem, Józefa Klaudy: "Na drodze w pobliżu mego domu leżał żołnierz polski, ranny w brzuch. Miejscowi Ukraińcy bili go i kopali. Przed śmiercią powiedział mojej sąsiadce, Polce, że nazywa się Władysław Matusik i pochodzi z Pruszkowa [...]. W pobliżu zabudowań dworskich bolszewicy rozstrzelali trzech bezbronnych, wziętych do niewoli żołnierzy polskich [...]. Po boju bolszewicy polecili rannych wnieść do domu ludowego, gdzie zamknęli ich na klucz, nie udzielając żadnej pomocy lekarskiej [...]. Wszyscy zmarli z upływu krwi. Poległych i zmarłych odarto z mundurów a dokumenty złożono na stosie i spalone".

22 września 1939r., po obronie Grodna, sowieci rozstrzelali w Spoćkiniach (25 km od Grodna), strzałem w tył głowy, gen. Józefa Olszynę-Wilczyńskiego, dowódcę Okręgu Korpusu nr 3 w Grodnie, i jego adiutanta.

Za oddziałami Armii Czerwonej posuwały się siły specjalne NKWD, dokonujące aresztowań i zbrodni na lokalnych elitach polskich, wykorzystując informacje przekazywane przez miejscowe jaczejki i organizującą się "milicję ludową".

Tę "milicję", złożoną z sowieckich kolaborantów różnych narodowości, nielojalnych obywateli Rzeczypospolitej wysługujących się agresorowi, można porównać do Selbstschutzu w niemieckiej strefie okupacyjnej. Jedni i drudzy dopuścili się licznych zbrodni na obywatelach Rzeczypospolitej w pierwszym okresie okupacji. Selbstschutz pomagał Gestapo w przygotowaniu Sonderfandungsbuch Polen, czyli księgi poszukiwanych Polaków, przeznaczonych do "likwidacji".

NKWD uaktualniało też sowiecką "księgę poszukiwanych Polaków", osób zasłużonych w pracy dla państwa polskiego, przygotowywana przez komunistyczne jaczejki. Wskazuje na to sprawność, z jaką sowiecka policja polityczna dokonywała aresztowań przedstawicieli polskich elit społecznych.

"Wieczna przyjaźń" agresorów

Sowiecko - niemieckie "braterstwo broni", wynikające z litery i z ducha paktu Ribbentrop - Mołotow, przyczyniło się do zwiększenia skali represji i zbrodni. W wielu wspomnieniach polskich zesłańców przypomina się, jako okoliczność wyjątkowo przygnębiającą Polaków, że w okresie do czerwca 1941 r. sowieci wyrażali się z pogardą o Polsce, a z szacunkiem o Niemcach. Nasi rodacy wielokrotnie słyszeli wyrażenie nasz drug Gitler na potwierdzenie wiecznej przyjaźni sowiecko - niemieckiej.

W literaturze podaje się, jako symboliczny przykład początku tej "przyjaźni", uroczyste przekazanie sowietom przez Niemców twierdzy brzeskiej i miasta Brześć. Stało się to 22 września 1939 r., w obecności gen. Heinza Guderiana i kombryga Siemiona Kriwoszeina, dowódcy sowieckiej kolumny pancernej. Sowieccy i niemieccy oficerowie salutowali fladze ze swastyką, opuszczaną z masztu i fladze z sierpem i młotem, wciąganą na maszt. Potem odbyła się wspólna defilada. Nie pisze się na ogół jednak, że razem z twierdzą Niemcy przekazali sowietom polskich jeńców wojennych. Sowieci wypuścili większość żołnierzy, zaś oficerów powieźli w głąb Związku Sowieckiego. Odnajdą się potem na listach katyńskich.

Tak to przedstawił w swej powojennej relacji młody oficer z Pomorza, Brunon Żalikowski: "Niemcy wywozili z twierdzy ciężarówkami wszystko, co się dało, z żywnością włącznie. Polscy jeńcy otrzymali nagle rozkaz, żeby się ubrać i wyjść. Pod blokiem ustawiono ich w szereg i kazano przemaszerować w inne miejsce twierdzy pod wiaty. Wokół wiaty nakreślono na piasku linię, do której wolno się zbliżać, ustawiono niemiec­kiego strażnika z karabinem i bagnetem. Tak stali całą noc. Rano o 6 pod twierdzę przyjechali Sowieci. Niemcy witali ich z orkiestrą. Nastąpiło uroczyste przekazanie twierdzy, razem z jeńcami. Zaczęło się od wymiany straży. Podoficerowie niemieccy rozprowadzali sowietów, a Niemców zabierali. Teraz przy dźwięku hymnów niemieckiego i sowieckiego zmieniono flagę na wieży twierdzy. Wszystko trwało około godziny. Niemców pożegnano również z orkiestrą. Pilnujący Polaków sowieta nie chciał z nimi rozmawiać. Wśród polskich jeńców byli starsi, wysocy rangą oficerowie, świetnie władający językiem rosyjskim. Wydusili w końcu ze strażnika, że rozmawiać mogą z politrukiem i gdy taki znalazł się w pobliżu, wołaniem prosili o rozmowę. Wreszcie podszedł, ale na pytanie, co z nimi zamierzają zrobić, bo przecież wojsko polskie nie prowadzi ze Związkiem Sowieckim wojny, zaczął naigrywać się z armii polskiej, że nie jest warta ani kopiejki. Co z nimi będzie, nie wiedział i odszedł. Kiedy zaczęło się ściemniać, pospiesznie wciśnięto jeńców do betonowych bunkrów w twierdzy. Służyły one do przechowywania amunicji i innego zaopatrzenia. Zamknięto ich żelaznymi drzwiami. Powietrze dochodziło tylko specjalną szczeliną, niski strop nie pozwalał na wyprostowanie się a stłoczenie na siadanie na podłodze. Nie dostali jedzenia ani picia. Przed każdym bunkrem stał żołnierz sowiecki z ręcznym karabinem maszynowym [...]. Po rewizji kierowano ich szóstkami na perony do bydlęcych wagonów, które były zupełnie puste i miały okienka zakratowane drutem kolczastym. Do jednego wagonu upychano po około 60 osób bez imiennego spisu, zamykano i następny wagon upychano kolejnymi ludźmi [...]. Kiedy załadowano wszystkich, pociąg ruszył. W drodze zatrzymywał się często z nieznanych powodów".

Od strażnika dowiedzieli się, że jadą na Kijów. Żalikowski, razem z dwoma innymi, młodymi oficerami, uciekł z transportu, wiedziony złymi przeczuciami. Pociąg jechał do Ostaszkowa...

Na sowieckim plakacie propagandowym żołnierz Armii Czerwonej dobijał Białego Orła, symbol jaśniepańskiej Polski. Ten nienawistny plakat oddawał prawdziwe intencje Związku Sowieckiego wobec Rzeczypospolitej Polskiej i prawdziwe cele agresji, która się rozpoczęła w pamiętną niedzielę 17 września. Zarówno Niemcy Hitlera, jak i Sowiety Stalina dążyły do obalenia porządku politycznego, ustanowionego w traktacie wersalskim. Porządku politycznego i ładu moralnego w Europie, który urzeczywistnił wielopokoleniowe aspiracje zniewolonych narodów Europy do własnej państwowości: Finów, Litwinów, Łotyszów, Estończyków, Irlandczyków, Islandczyków, Czechów, Słowaków, narodów południowej Słowiańszczyzny, nade wszystko Polaków, śniących od pokoleń swój sen o "Tej, co nie zginęła, co wyrośnie z naszej krwi".

Tajny pakt sowiecko - niemiecki, spisany nocą z 23 na 24 sierpnia 1939r., wytyczał nowe granice w Europie, która znowu miała się stać więzieniem narodów. Zaborcy ustalili między siebie strefy interesów. Ustalili, który z nich odbierze wolność Litwinom, Estończykom, Łotyszom i Finom, a który Serbom czy Słoweńcom. Co do Rzeczypospolitej ustalili, że uczynią to razem.

Agresja na Polskę - zarówno niemiecka, jak sowiecka - zostały przeprowadzone z zachowaniem wszelkich pozorów. Niemcy zadali sobie wiele trudu, by zaaranżować prowokację gliwicką, tak jakby casus belli był w tej sytuacji w ogóle potrzebny! Sowieci opóźniali atak do 17 września, by zachować pozory, że przychodzą na pomoc zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainie w sytuacji, gdy państwo polskie rzekomo rozpadło się. W rzeczywistości to nie Gdańsk czy korytarz, to nie uciskanie mniejszości były przyczyną ataku na Polskę, lecz chęć unicestwienia Rzeczypospolitej, tak jak później chęć unicestwienia bytu państwowego pozostałych narodów, których niepodległość zapisano w traktacie wersalskim. Drogą do realizacji tego celu były od początku zbrodnie wojenne na obywatelach Rzeczypospolitej Polskiej - prowadzone ze szczególną bezwzględnością i okrucieństwem, z pogwałceniem nie tylko międzynarodowych traktatów, ale i podstawowych praw człowieka.

Zbrodnie popełnione we wrześniu i październiku 1939 r. przez wojsko sowieckie oraz przez inspirowane przez sowieckich dowódców wojskowych komunistyczne jaczejki, nie służyły osiągnięciu żadnych celów wojskowych, w postaci opanowania zaatakowanego obszaru, złamania oporu etc. Nosiły znamiona ludobójstwa dokonanego ze względu na narodowość (Polacy) i pozycję społeczną (elity społeczne państwa polskiego, inteligencja, ogół ludzi wykształconych). Były kontynuacją zbrodni, popełnionych na Polakach na terenie Związku Sowieckiego, w latach 30. Realizując rozkaz najwyższych władz sowieckich z 11 sierpnia 1937 r., w którym jedynym kryterium zleconej eksterminacji była polska narodowość, dokonano wtedy zbrodni na około 100 tysiącach Polaków. Zdaniem prof. Andrzeja Nowaka, sowietologa, można tamtą zbrodnię nazwać holokaustem, niewinną ofiarą. Drugi holokaust nastąpi wraz ze zbrodniczymi deportacjami setek tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci. Zbrodnie i gwałty z jesieni 1939 r. były jego zapowiedzią.

Polacy, porzućcie nadzieję...


O nienawiści przywódców sowieckich do Polski i Polaków - będącej źródłem kolejnych zbrodni na okupowanych terenach Rzeczypospolitej - świadczy elementarny fakt, rzadko poddawany analizie czy refleksji w publikacjach historycznych. Wszak ludność narodowości polskiej - mimo licznej reprezentacji ukraińskiej, białoruskiej i żydowskiej - przeważała na zajętych obszarach naszych Kresów wschodnich, wcielonych do zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy. Polaków na ziemiach wcielonych było 5,281 mln (40,02 proc., Ukraińców i Rusinów 4,513 mln (34,20 proc.), Białorusinów 1,122 mln (8,5 proc.), Żydów 1,115 mln (8,45 proc.).

Praktyka państwa sowieckiego podpowiadała w takich sytuacjach utworzenie republiki lub przynajmniej obwodu autonomicznego w obrębie Sowietów dla tak licznej reprezentacji narodowej. Sowieci jednak tego nie zrobili - w przeciwieństwie do Niemców, którzy mieli świadomość konieczności zachowania resztówki Polski w postaci tzw. Generalnego Gubernatorstwa. Co więcej, sowieci "paszportyzując" przymusowo Polaków w listopadzie 1939 r., od razu wprowadzili wobec nich element dyskryminacyjny w postaci zakazu przebywania w strefie nadgranicznej i w wielkich miastach, co należy traktować jako pierwszą zapowiedź późniejszych deportacji, de facto zbrodniczego skazania setek tysięcy ludzi na śmierć lub głód i niewyobrażalne cierpienia.

II pakt Ribbentrop-Mołotow

 

Niemiecko - sowiecki traktat o granicach i przyjaźni, podpisany w Moskwie 28 września 1939 r., nie przewidywał żadnej formy polskiej państwowości lub nawet jej namiastki, która byłaby gwarantowana przez okupantów. Precyzował natomiast granice rozbioru Polski, a właściwie korygował granice wyznaczone w tajnym protokole z 23 sierpnia 1939 r. Mówił o przyjaźni i współpracy między agresorami, którzy skwapliwie gwarantowali wzajemnie, że ich ustalenia nie mogą być kwestionowane przez inne państwa. Inaczej mówiąc, oświadczali, że wielkie międzynarodowe porozumienie, spisane po zakończeniu I wojny światowej w formie traktatu wersalskiego i innych aktów prawnych, regulujących granice państw europejskich, ich nie obowiązuje.

Tym samym Niemcy Hitlera i Związek Sowiecki Stalina brały pełną odpowiedzialność za wywołanie II wojny światowej - niezależnie od tego, jak tę rzecz interpretuje dziś nowa rosyjska "polityka historyczna", która w swoich najbardziej absurdalnych enuncjacjach usprawiedliwia sowiecko-niemiecki alians chęcią pokrzyżowania rzekomych planów ekspansji Rzeczypospolitej Polskiej na Związek Sowiecki!.

Ten bezprecedensowy przejaw agresji propagandowej - środowiska definiującego się jako naukowe i związanego z państwową komisją rosyjską! - spowodowało pamiętną reakcję w postaci oświadczenia prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Janusza Kurtyki, który stwierdził, że "usiłuje się usprawiedliwić zawarcie paktu Ribbentrop - Mołotow (który raczej należałoby nazywać paktem Hitler-Stalin). Pojawiają się argumenty, że dzięki temu porozumieniu Związek Sowiecki zyskał czas na przygotowanie do wojny lub wręcz zapobiegł okupacji niektórych terenów przez Niemcy. Tezy te mają charakter ahistoryczny [...], zawierając ten układ (i wypełniając jego postanowienia do ostatnich godzin przed wybuchem wojny niemiecko - sowieckiej), Stalin liczył na realizację własnych planów [...]. Tezy te [...] po raz pierwszy w druku pojawiły się w wydanej w 1948 r. propagandowej publikacji <O fałszerzach historii>. Fragment dotyczący paktu Ribbentrop - Mołotow został naniesiony na maszynopisie odręcznie przez Stalina, podobnie jak zarzut zawarcia przez Polskę antysowieckiego sojuszu z Niemcami".

Prezes IPN, przypominając te fakty, pokazał niepokojącą tożsamość obecnej "polityki historycznej", uprawianej przez niektóre środowiska w Rosji, ze stalinowską interpretacją sowiecko - niemieckich aliansów i ich zbrodniczych efektów.

Tajny protokół sowiecko-niemiecki, podpisany przy okazji traktatu granicznego, nazywany jest słusznie II paktem Ribbentrop - Mołotow. Stanowił, że "obie strony nie będą tolerować na swych terytoriach jakiejkolwiek polskiej propagandy, która dotyczy terytoriów drugiej strony. Będą one tłumić na swych terytoriach wszelkie zaczątki takiej propagandy i informować się wzajemnie w odniesieniu do odpowiednich środków w tym celu".

Ten złowieszczy zapis stał się podstawą do wzajemnej współpracy między policjami politycznymi obu państw, i wspólnych konferencji Gestapo z NKWD w Brześciu, Przemyślu, w Zakopanem i w Krakowie. Ta współpraca trwała aż do ataku Niemiec na Związek Sowiecki. Jej efektem były m.in. jednocześnie prowadzone od wiosny 1940 r., w obu zonach okupacyjnych, akcje eksterminacyjne wymierzone w polską inteligencję: niemiecka AB (Auserordentliche Befriedungsaktion - nadzwyczajna akcja pacyfikacyjna) i sowiecka zbrodnia katyńska.

Upiorna była sama oprawa II paktu. Ministra spraw zagranicznych Rzeszy Joachima von Ribbentropa powitały 27 września 1939 r. na moskiewskim lotnisku dźwięki Międzynarodówki! Dwa zbrodnicze systemy powracały do swych prawdziwych źródeł... Sensacją w latach 90. stały się odnalezione zapiski jednego ze współpracowników Ribbentropa, radcy ambasady niemieckiej w Moskwie Gustawa Hilgera. Zapisał on pod datą 28 września słowa Stalina, wypowiedziane po podpisaniu układu granicznego i tajnego protokołu: "Jeśli Niemcy znajdą się w trudnej sytuacji, wtedy lud sowiecki pospieszy Niemcom na pomoc i nie dopuści, by zostały zaduszone... Związek Sowiecki pragnie widzieć silne Niemcy i nie dopuści do ich upadku!"

------------------------------

Fragment książki: Piotr Szubarczyk "Czerwona apokalipsa. Agresja Związku Sowieckiego na Polskę i jej konsekwencje" Wydawnictwo AA, Kraków 2014

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy