Niepodległość - próba charakteru

Polska została wtłoczona przez geografię i historię między dwa największe na kontynencie europejskim imperia, dwie największe wspólnoty etniczno-polityczne: ruską/moskiewską/rosyjską z jednej i germańską z drugiej. A jednak po tysiącu lat jest dokładnie w tym miejscu, w którym była.

Dwa ogromne kamienie młyńskie europejskiej i światowej historii nie starły Polski na proch. Między nimi powstała w ciągu tego czasu oryginalna kultura, utrwalił się (przynajmniej do niedawna) specyficzny obyczaj.

Sprawa uniwersalna

Niemal 40 pokoleń, jakie przeszły przez tę ziemię w ciągu tysiąca pięćdziesięciu lat, związało się z tutejszym pejzażem, zmieniając go, ale i kochając jego urodę. Stworzyło także niezwykle bogaty w odcienie i możliwości wyrażania najbardziej subtelnych uczuć język - język polski.

Język, kultura, obyczaj, pejzaż - to ściany naszego domu. W tym niezwykłym miejscu, nie bronionym na osi wschód-zachód żadnymi naturalnymi granicami, ten dom stoi, bo w kolejnych pokoleniach jego mieszkańców znajdowali się ludzie, którzy go budowali, upiększali i zapełniali gwarem nowych dzieci. Znajdowali się także ci, którzy go bronili, i odbudowywali, kiedy upadał.

Reklama

Ten dom to jest praca, i życie, i odwaga owych 40 pokoleń naszych przodków. Jeśli język, kultura, obyczaj, pejzaż i pamięć naszych przodków, mieszkańców tego polskiego domu są nam bliskie, to powinniśmy rozumieć także znaczenie słowa "niepodległość" i pamiętać o tych, którzy ją obronili.

Niepodległość to nie jest tylko polska sprawa. To jest sprawa uniwersalna: wolności, niezależności od obcego rozkazu. Rozkaz to po łacinie "imperium".

Kultura poloneza i mazura

Niepodległość to zatem wolność od dyktatu imperium. Za tę wolność trzeba płacić. O tym mówi przykład 300 Spartan, którzy podjęli nierówną walkę z perskim imperium w obronie greckiej wolności. Zginęli, ale ostatecznie zwyciężyli, a raczej zwyciężyła dzięki ich ofierze sprawa greckiej wolności.

To uniwersalne znaczenie niepodległości i decyzji, by nie rezygnować z niej, przypomniał nie tak dawno milionom młodych ludzi na całym świecie wspaniały film Zacka Snydera "300". Dobrze byłoby, gdybyśmy w równie efektowny, trafiający do wyobraźni sposób potrafili opowiedzieć współcześnie sens polskiej niepodległości: obrony polskiego domu przed obcym imperium.

Bronili go wojowie Bolesława Chrobrego i Bolesława Krzywoustego, a nawet "zajadli chłopi" (jak to opisał Gall Anonim) przed najazdami niemieckiego cesarstwa i jego czeskich sojuszników. Bronili rycerze Władysława Łokietka pod Płowcami i Jagiełły pod Grunwaldem. Powstało wtedy polskie, a raczej polsko-litewskie imperium wolności, nie bojące się przez ponad dwa wieki żadnego zewnętrznego najazdu.

Ex imperio libertas - z tego, że słucha się tylko własnego rozkazu, powstała wspaniała szlachecka złota wolność: libertas. W niej rozkwitł wyjątkowy w skali Europy parlamentaryzm, samorządność sejmikowa, w niej powstała kultura ludzi zdolnych do wyrażania godności wolnych obywateli: Mikołaja Reja, Jana Kochanowskiego, Wacława Potockiego, powstała kultura poloneza i mazura, dumnych tańców wolnych ludzi.

Strach małego przed dużym

Zatracał się jednak w owej indywidualnej, a raczej stanowej wolności instynkt państwowy. Skupiona w sarmackiej "małej stabilizacji" na obronie własnych przywilejów wobec króla (państwa) i na swojej możności nieograniczonej eksploatacji chłopskich poddanych, straciła z oczu problem niepodległości. Ten przyszedł tym razem przede wszystkim ze wschodu, wraz z nieubłaganą ekspansją moskiewskiego, despotycznego imperium.

Zwięźle wyraził to doświadczenie Czesław Miłosz w wierszu "Trwoga - Sen" (1918): "Triepiet małogo pieried bolszym. Przed Imperium. / Które idzie i idzie na zachód, zbrojne w łuki, arkany, pepesze, / Podjeżdżając powozką, grzmocąc kuczera po plecach / Albo jeepem, w papachach, z kartoteką zdobytych krain. / A ja nic tylko uciekam, od stu, trzystu lat / Po lodzie i wpław, w dzień, w nocy, byle dalej, / Zostawiając nad rodzinną rzeką pancerz dziurawy i kufer z nadaniami króla, / Z Dniepr, potem za Niemen, za Bug, za Wisłę"...

To jest doświadczenie polskiej historii ostatnich 300 lat przynajmniej, odkąd imperium cara Piotra I zdobyło miażdżącą przewagę na Rzeczpospolitą. Triepiet małogo pieried bolszym - strach małego przed dużym: to pierwsza możliwa odpowiedź na to przypominające problem niepodległości wyzwanie. I wielu, bardzo wielu przedstawicieli elit Rzeczpospolitej taką odpowiedź wybrało. Jesteśmy mali, słabi, nie oprzemy się, cofajmy się, uciekajmy albo próbujmy współpracować - i tak aż do rozbiorów, a potem i pod rozbiorami.

Wymazana z mapy

Inni jednak zaczęli budzić się, szarpani za ramię przez odnowiciela pojęcia niepodległości w polskiej myśli politycznej, Stanisława Konarskiego. Ten ojciec polskiego Oświecenia już w 1733 roku, kiedy dwie armie rosyjskie wtargnęły w granice Rzeczpospolitej, aby narzucić wybór takiego króla, jakiego życzył sobie Petersburg, napisał do swoich braci szlachty:

"Opieka sąsiedzka może być macochą naszej swobody, matką jej być nie może. Nie łudźcie się, że pod carem czy pod królem pruskim wasza wolność się uchowa. Tylko własne państwo zabezpieczy waszą wolną tożsamość, tylko w swoim domu będziecie gospodarzami. O niepodległość trzeba walczyć, skoro nam ją odbierają, i trzeba ją odbudowywać i umacniać, póki możemy".

I Polacy powstali: właśnie rok 1733 był początkiem pierwszego polskiego (szlacheckiego) powstania w obronie niepodległości przeciw zagrażającemu jej rosyjskiemu imperium. To była konfederacja dzikowska. Konfederaci już nie chcieli uciekać, ani udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy rosyjski ambasador rządzi w Warszawie. Przegrali. Ale nie pozwolili już usnąć innym.

Po nich przyszła konfederacja barska (1768-1772) i powstanie kościuszkowskie (1794), a między nimi pokojowy wysiłek ratowania niepodległości: budowa Komisji Edukacji Narodowej, a potem wspaniałe ustawodawstwo Sejmu Czteroletniego i Konstytucja 3 Maja.

Sąsiedzkie imperia nie chciały jednak dopuścić do umocnienia polskiej niepodległości. Wymazały ją z mapy. I znowu - jedni mówili, pora się pogodzić z upadkiem, wybrać nową tożsamość: w słowiańskiej Rosji, w cywilizowanych Prusach, w katolickiej Austrii.

Aż skończył się problem niepodległości

Inni zaś podejmowali ponownie walkę. U boku Napoleona najpierw, a potem, kiedy powstało Królestwo Polskie przyłączone do Rosji - w kolejnych powstaniach, największych: listopadowym i styczniowym.

Nie wszyscy poszli w bój bez broni. Niektórzy wykuli broń nową, najpotężniejszą w tej walce: romantyczną kulturę niepodległości. Czy bez Mickiewicza, bez Słowackiego, bez Chopina Polska odzyskałaby niepodległość? Czy oni stworzyliby to, co stworzyli - czyli kanon kultury polskiej - bez powstań, bez walki o niepodległość?

Bez Słowackiego i bez pamięci o powstańcach 1863 roku nie byłoby Piłsudskiego, bez Sienkiewicza, który tego samego ducha romantyczno-heroicznej postawy rycerzy niepodległości spopularyzował najszerzej, nie byłoby obrońców Polski w roku 1920.

Bez Chopina nie byłoby najbardziej rozpoznawalnego znaku polskiej kultury, polskiej tożsamości na świecie. Tym znakiem jest już nie tylko polonez, ale przede wszystkim "Etiuda rewolucyjna": symbol wspaniałej polskiej niezgody na zniewolenie. Bez romantyczno-heroicznego dziedzictwa nie byłoby Karola Wojtyły, który ośmieli się sięgnąć po ster łodzi świętego Piotra. To walka o niepodległość nadała Polsce charakter. Rezygnacja z niepodległości charaktery łamała.

Możemy to teraz wszystko odrzucić. Powiedzieć: nas to już nie dotyczy. Przecież była potem Polska Niepodległa: II RP - i znowu straciła niepodległość, bo silniejsi raz jeszcze mieli "rację" - czyli przemoc po swojej stronie. I znów "realiści" (z PZPR) byli górą po 1945 roku. A w końcu przyszedł rok 1989 i skończył się problem podległości.

Tylko u siebie, w swoim domu...

Czy jednak rok 1989 sam przyszedł? Czy nie przygotowali go ciągłym dobijaniem się o wolność ludzie z polskim charakterem: "Żołnierze Wyklęci", ludzie Czerwca 1956, Millenium 1966, Marca 1968, Grudnia 1970, Czerwca 1976, Sierpnia 1980? Czy nie dostaliśmy tej niepodległości dlatego, że ktoś się o nią wciąż upominał? Nie drżąc przed "bolszym"...

No, ale dziś już "niepodległość" zdaje się już całkiem nieaktualna. Jesteśmy przecież w UE, mamy do niej dorastać z za ciasnego już dla nas polskiego podwórka. Nikt nas nie najeżdża. Wyrastamy "z polskości jako nienormalności"... Cieszymy się coraz większym dobrobytem.

Ale gdzie? Czy na zmywaku w Londynie? Na budowie w Niemczech, przy cebulkach w Holandii? Tam znajdziemy niepodległość od Polski? Niezupełnie. Gdziekolwiek zakotwiczy w Europie młody Polak, zawsze będzie skądś - z kraju, z którego może być dumny (bo dorósł do niepodległości), albo z Polski, czyli znikąd, jak to kiedyś ujął w "Królu Ubu" Alfred Jarry.

Tylko u siebie, w swoim domu, zbudowanym z rodzinnego języka, z kultury, obyczaju, pejzażu, i z grobów swoich przodków - tylko tu będzie gospodarzem, a nie sługą gospodarzy. Może zobaczy wtedy, kiedy to zrozumie, że imperia ograniczające naszą niepodległość, nie zniknęły z historii.

"Flet szczurołapa"

Może dostrzeże, że niepodległość ma związek nie tylko z "abstrakcyjną" godnością, ale i z prostym interesem: z tym, ile płacimy za gaz, czy nie zabraknie nam elektryczności, czy nasza osobna waluta to historyczne obciążenie, czy raczej wygodny instrument w walce z kryzysem?

Może dojrzy także współczesny triepet  małogo  piered  bolszym: jak nasz premier uśmiecha się przymilnie i chyli pokornie przed imperatorem. Obaj stoją nad trupem polskiej niepodległości.

 Ten moment, tę zmianę opisał Czesław Miłosz w wizyjnym "Flecie szczurołapa", jednym z ostatnich swoich wierszy:

"Może to jednak źle, że rozpada się samo / pojęcie obowiązku wobec ojczyzny? / Że gorliwi służalcy i dobrze płatni oprawcy / nie tylko nie poniosą kary, ale siedzą / w swoich willach i piszą pamiętniki, / odwołując się do wyroku historii? // Nagle ukazał się nieduży kraj, zamieszkany / przez małych ludzi, w sam raz na prowincję / zdalnie kierowaną przez imperium. /.../ stado pyszczków / węszących za żerem, do których zbliża się / szczurołap ze swoim fletem i prowadzi ich / w jaką zechce stronę. // Flet szczurołapa wygrywa piękne melodie, / głównie z repertuaru "Naszej małej stabilizacji". / Obiecują one globalne kino i błogie wieczory / z puszką piwa przed telewizyjnym ekranem. // Minie jedno, może dwa pokolenia, i młodzi / odkryją nieznane ich ojcom uczucie wstydu. / Wtedy dla swego buntu będą szukać wzorów / w dawno zapomnianej antyimperialnej rebelii".

Andrzej Nowak

----------------

Prof. Andrzej Nowak jest historykiem, publicystą, wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesorem zwyczajnym w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: niepodległość | Marszałek Józef Piłsudski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy