"Spłacał kredyt", "Miał wypasioną furę"... Czy to po sobie zostawisz?

Co zabrałbyś ze sobą uciekając z płonącego domu lub przed grożącym ci śmiertelnym niebezpieczeństwem? Takich wyborów dokonywali nasi rodzice i dziadkowie, myślę więc, że warto przyjrzeć się, co dla nich było najważniejsze.

Od paru lat ten temat jest dla mnie bardzo intrygujący. Będąc w Muzeum Katyńskim oglądałem pamiątki, jakie udało się odnaleźć przy zwłokach zamordowanych polskich oficerów. Najwięcej jest tam odznaczeń, pamiątek rodzinnych i elementów religijnych. Jest to bardzo wymowne i daje do myślenia o wartości rzeczy. Tu nie złoto było najcenniejsze, nawet nie chleb, tylko Virtuti Militari za wojnę polsko - bolszewicką lub ryngraf z Matką Boską Ostrobramską, upamiętniający promocje na podporucznika.

Mój dziadek, który po walkach w obronie Warszawy, przeszedł niemiecki stalag w okolicach Królewca, potem sowieckie więzienie w Wilnie, łagier Workuty, armię Andresa, ewakuację do Iranu, loty bombowe nad Niemcy i ostatni, tragiczny, z pomocą dla Walczącej Warszawy, potem znowu niemiecki stalag, przez cały okres wojennej tułaczki miał ze sobą trzy rzeczy - książeczkę wojskową, obrazek Matki Boskiej i zdjęcie swojej matki.        

Reklama

Globalne medium, jakim jest internet, dostarcza wielu odpowiedzi na postawione pytanie. Jako zapalony kolekcjoner codziennie przeglądam oferty serwisów aukcyjnych. Niesamowite jest, co można tam znaleźć. W Nowej Zelandii znalazłem odznakę 1. Brygady Legionów, w Australii kilkadziesiąt zdjęć z lat 30. z pojazdami wojskowymi, w Ameryce kilka ryngrafów z dedykacjami dla oficerów. W Brazylii odnaleziono duży zbiór korespondencji. Można by tak wymieniać długo. Wystarczy wejść na którykolwiek z narodowych serwisów aukcyjnych Ebay i w dziale "Militaria" wpisać słowo "POLSKA" w danym języku. Po kilku sekundach wyskoczy nam kilkaset lub co najmniej kilkadziesiąt aukcji. Najwięcej jest odznak, listów, zdjęć, drobnych pamiątek z herbami rodowymi lub symbolami patriotycznymi.

Przygotowując swoje kolejne książki, na tematy związane z historią motoryzacji w Wojsku Polskim, poszukiwałem zdjęć za granicą. Za pośrednictwem stowarzyszeń i grup kombatanckich udało mi się zdobyć kilkaset zdjęć. Co ciekawe, duża część z nich była z okresu II Rzeczpospolitej. Skąd się wzięły w Anglii, Australii, Brazylii, Ameryce, Kanadzie i w innych miejscach na całym świecie? Nikt ich tam nie wysyłał po wojnie. Osoby, z którymi się kontaktowałem, wybierając się na wojenną poniewierkę zabierały ze sobą przeważnie coś, co przypominało im ludzi, których kochali. Namiastką tych uczuć były przeważnie fotografie lub drobne pamiątki. Takie rzeczy potrafiły przetrwać nawet pobyt w sowieckich łagrach, miejscach, gdzie ludzi odzierano z człowieczeństwa.

Dlaczego piszę te słowa? Chyba dlatego, że codziennie rano oglądając aukcje internetowe zadaję sobie to samo pytanie: co z rzeczy było najważniejsze dla naszych rodziców i dziadków? I codziennie rano dostaję całą masę niesamowitych odpowiedzi. Przeważnie bardzo podobnych - odznaczenia, fotografie, listy, drobne pamiątki nie mające żadnej wartości materialnej.

Niedawno znów odwiedziłem warszawskie cmentarze - na Powązkach i Bródnie. Kiedy miałem 10 lat moja Mama zabrała mnie na Powązki po raz pierwszy, tłumacząc, że tu najlepiej uczyć się historii Warszawy i Polski. Od tego czasu wracam tam często i zawsze jest to dla mnie wielkie wydarzenie. Podczas spacerów po wspomnianych cmentarzach przyglądałem się napisom na nagrobkach - imię, nazwisko, data urodzenia, data śmierci lub liczba przeżytych lat i... jedno zdanie, które charakteryzowało, co dla danej osoby było najważniejsze. Zdanie, które musi odzwierciedlić całe życie, charakter danej osoby, jej wartości. Owo zdanie było napisane przez rodzinę zmarłego. To ważne, bo oni przez lata obserwowali z boku, co w domu jest najważniejsze. Po śmierci danej osoby musieli to wyrazić w jednym zdaniu. 

To niesamowita lektura : "Żołnierz Armii Krajowej", "Podporucznik Armii Krajowej", "Urodzony w Wilnie", "Pilot 300 Dywizjonu Bombowego", "Uczestnik Powstania Warszawskiego", "Żołnierz batalionu PARASOL", "Łączniczka zgrupowania RADOSŁAW", "Żołnierz 2 Korpusu Polskiego", "Uczestnik walk na Powiślu". I wiele tym podobnych zdań.

Czytając kolorowe magazyny i prasę codzienną, pełną "newsów" o: partnerze znanej piosenkarki, marce spodni pewnego celebryty, szczerych wyznaniach tracącej na blasku gwiazdy serialowej; słuchając audycji radiowych i przysłuchując się tematom rozmów przeciętnych mieszkańców Warszawy, zastanawiałem się, co ich potomkowie napiszą na ich grobach. W wizjach przyszłości, przesiąkniętych czarnym humorem w stylu Monthy Pythona, widziałem nagrobki z epitafiami: "Miał wypasioną furę", "Spłacił kredyt 5 lat przez czasem", "Właściciel trzech pokoi na Tarchominie", "Kiedyś uścisnęła mu rękę Doda", "Przez 5 lat pracował na budowie w Anglii", "Zmarł śmiercią tragiczną na atak serca tyrając na spłatę 4 kredytów".

Daleki jestem od ujmowania rangi naszym czasom. To my, w trudzie i znoju, po latach budujemy znowu wolną Polskę i zmagamy się z nowymi, dotychczas nieznanymi nam, problemami. Nie trzeba też wojny, aby żyć ciekawie. Chciałbym jednak spowodować chwilę zadumy nad tym, co kiedyś było i dziś jest ważne. Może to dobra droga, aby kiedyś na naszych grobach znalazły się jednak słowa inne, niż wspomniane powyżej. Na przykład takie: "Był uczciwym człowiekiem", "Patriota", "Prawy Polak", "Kochający rodzic", "Prawdziwy przyjaciel".

Paradoks, ale cmentarze i internetowe aukcje są dobrą lekcją historii i tego, co dla naszych przodków było najważniejsze.

Tomasz Szczerbicki

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Katyń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy