Jaruzelski: Solidarność miała dalekosiężną rację, która w ostatecznym rachunku zwyciężyła

Generał Wojciech Jaruzelski wielokrotnie zmieniał swoją opinię na temat Solidarności. Na początku mówił o ekstremistach i awanturnikach. Po 20 latach stwierdził, że "Solidarność miała dalekosiężną rację".

"Pozostaję z całym szacunkiem dla tych społeczno-politycznych kręgów i osób, które miały wizję i odwagę - nieraz ponosząc tego bolesne konsekwencje - stanąć przed laty do walki o demokratyczną Polskę" - pisał gen. Wojciech Jaruzelski w wydanej w 2005 r. książce "Pod prąd. Refleksje rocznicowe". We wspomnianej publikacji generał stwierdzał również: "'Solidarność' miała dalekosiężną rację, która - jako demokratyczny cel i wizja - w ostatecznym rachunku, chociaż w zupełnie innej niż w latach 1980-1981 społeczno-ekonomicznej filozofii i praktyce - zwyciężyła".

Reklama

"My, władza - dodawał - mieliśmy rację sytuacyjną, pragmatyczną. Pozwoliło to zapobiec katastrofie. Dojść do punktu, w którym przemiany mogły dokonać się nie jako niebezpieczne burzenie, ale jako sterowalny, pokojowy demontaż".

Opinie gen. Jaruzelskiego na temat Solidarności i jej przywódców wygłaszane po 1989 r. różniły się od ocen formułowanych przez niego w latach osiemdziesiątych.

Wprowadzając stan wojenny, generał oskarżał kierownictwo Solidarności o "jawne dążenie do całkowitego rozbioru socjalistycznej polskiej państwowości". Mówił o dążących do konfrontacji ekstremistach i awanturnikach, którym "trzeba skrępować ręce, zanim wtrącą Ojczyznę w otchłań bratobójczej walki".

Wyrażał jednocześnie przekonanie, że "zdrowy, zwłaszcza robotniczy nurt 'Solidarności', własnymi siłami i we własnym interesie odsunie od siebie proroków konfrontacji i kontrrewolucji".

22 grudnia 1981 r. na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR gen. Jaruzelski podkreślał, że należy "zwalczać fałszywy pogląd, że stan wojenny wprowadziliśmy po to, żeby zlikwidować całą +Solidarność+. Kto został w +Solidarności+ do końca, ten ma zeza politycznego, ale zez da się wyleczyć".

Jan Olaszek z IPN w artykule "Antysolidarnościowa propaganda władz PRL" pisał: "Rządzący chcieli uspokoić szeregowych członków 'Solidarności', podkreślając w propagandzie, że wszyscy oni mają +czystą kartę+. Decydującym kryterium w dokonywanej przez władze ocenie związkowców miała być ich aktualna postawa polityczna". ("NSZZ 'Solidarność' 1980-1989", t. 7)

Olaszek w cytowanej publikacji zwracał również uwagę na fakt, że rządowa propaganda przedstawiała działaczy podziemnej Solidarności nie tylko jako wrogów istniejącego ustroju, ale "jakiejkolwiek formy państwowości polskiej".

W przemówieniu wygłoszonym w maju 1983 r. gen. Jaruzelski stwierdzał: "wrogami Polski nie są ci, którzy różnią się z nami poglądami, lecz ci, którzy działają przeciw interesowi własnego narodu i państwa".

"Słowu patriota - konkluduje Olaszek - nadano w ten sposób nowe znaczenie. Używano go wyłącznie w odniesieniu do osób popierających wprowadzenie stanu wojennego i pozostałe działania rządu".

W lutym 1983 r. na warszawskiej konferencji sprawozdawczej PZPR gen. Jaruzelski, krytykując bierną postawę społeczną, stwierdzał: "Socjalizmu przeczekać się nie da. Dziś czekać - to znaczy cofać się, postępować wbrew interesom narodu. W tym świetle zwłaszcza ujawnia się nikczemność tych, którzy puścili w obieg pojęcie 'kolaboracji'. Osobliwa to postać 'patriotyzmu', który pochwala bierność lub wręcz szkodzenie własnemu państwu, ale dopuszcza, a nawet usprawiedliwia faktyczną kolaborację z zagranicznymi ośrodkami. Nazwijmy to wreszcie po imieniu: od strojenia się w opozycyjne piórka do programu zdrady narodowej jest często tylko krok".

Z kolei 16 marca 1984 r. na Krajowej Konferencji Delegatów PZPR gen. Jaruzelski mówił o opozycji w następujących słowach: "czy tego chce, czy nie, spełnia dziś funkcję klienta obcych dworów. Służy niepolskiej sprawie. Antykomunizm - to dziś jedna z głównych metod demontowania świadomości państwowej Polaków".

Innym oskarżeniem formułowanym przez gen. Jaruzelskiego wobec podziemnej Solidarności był zarzut podejmowania przez nią działań, których celem miało być pogorszenie sytuacji gospodarczej panującej w Polsce. "Front gospodarczy jak jeszcze nigdy staje się w naszym kraju frontem politycznym - mówił gen. Jaruzelski w marcu 1983 r. na Krajowej Naradzie Aktywu Robotniczego. - Według tej reguły działa przeciwnik krajowy i zewnętrzny ( ) To zrozumiałe. Każdy bowiem przejaw poprawy w sferze materialnej oznacza umocnienie się socjalizmu, a tym samym - kolejne niepowodzenie imperialistycznych rachub, porażkę rodzimej kontrrewolucji. Nie ma w tym żadnego uproszczenia. Taka jest nieubłagana logika współczesnej walki klasowej".

Przemiany zachodzące w Związku Sowieckim oraz problemy gospodarcze Polski i wynikające z nich niezadowolenie społeczne wymusiły jednak korektę polityki prowadzonej przez ekipę gen. Jaruzelskiego. Pierwsze oznaki "liberalizacji" pojawiły się w latach 1986-1987.

W lipcu 1986 r. Sejm PRL uchwalił ustawę amnestyjną, w wyniku której więzienia opuściło ponad dwustu więźniów politycznych. Dwa miesiące później, 29 września, Lech Wałęsa powołał jawną Tymczasową Radę NSZZ "Solidarność", która działała równolegle z będącą nadal w konspiracji Tymczasową Komisją Koordynacyjną.

Przełom rozpoczął się w 1988 r., kiedy to pod koniec sierpnia wobec kolejnej fali strajków i protestów społecznych władze komunistyczne zdecydowały się na podjęcie negocjacji z częścią solidarnościowej opozycji.

Miesiąc wcześniej w czasie spotkania z sekretarzem generalnym KC KPZR Michaiłem Gorbaczowem gen. Jaruzelski, mówiąc o sytuacji w Polsce, zapewniał: "Tak jak Armia Czerwona nie mogła odstąpić od Moskwy i od Wołgi, tak my dwóch granic nie przekroczymy: nie pójdziemy na pluralizm związkowy w takim rozumieniu, jak chce się nam narzucić i nie pójdziemy na tworzenie partii opozycyjnych".

20 sierpnia 1988 r. doszło do spotkania pomiędzy sekretarzem KC PZPR Józefem Czyrkiem a przewodniczącym warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej Andrzejem Stelmachowskim, występującym z upoważnienia Episkopatu i Lecha Wałęsy. Rozmowy ze strony władz miały charakter sondażowy i dotyczyły "nawiązania dialogu" z tzw. umiarkowaną opozycją.

Następnego dnia gen. Jaruzelski na posiedzeniu zwołanego w nadzwyczajnym trybie Biura Politycznego przedstawił propozycję rozpoczęcia rozmów z Lechem Wałęsą.

Uzasadniając swoje stanowisko i odnosząc się do głosów nawołujących do siłowego opanowania zaistniałej w kraju sytuacji, m.in. I sekretarza KW PZPR w Warszawie Janusza Kubasiewicza, gen. Jaruzelski stwierdził: "Tow. Kubasiewicz mówił, że konieczne są działania, że jesteśmy silni i zdecydowani. Jestem za tym, ale jak to zrobić, jak możemy tę siłę uruchomić i wyegzekwować. Pytanie kluczowe, ale w obciążenie należy wkalkulować ofiary, nawet przez kogoś 'majsterkowane'. Musimy podjąć decyzję przy stosunku 51 do 49".

Zgoda Biura Politycznego na podjęcie rozmów z Lechem Wałęsą wywołała poważne zaniepokojenie aparatu partyjnego.

Na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR 1 września 1988 r. gen. Jaruzelski uspokajał: "Rozmowa z Wałęsą, to nie nasza Canossa. To Wałęsa razem z biskupem pojechał do szefa policji, a nie odwrotnie".

Analizując działania władz komunistycznych w tym okresie prof. Andrzej Garlicki w książce "Rycerze Okrągłego Stołu" pisał: "Początkowo gen. Jaruzelski liczył, że uda się doprowadzić do rokowań z opozycją bez legalizacji +Solidarności+. Okazało się to niemożliwe. Przywrócenie +Solidarności+ było warunkiem wstępnym rozmów. Taka decyzja wymagała przygotowania aparatu partyjnego, zszokowanego już samym faktem rozmów gen. Kiszczaka z Lechem Wałęsą".

Zdaniem prof. Antoniego Dudka: "Strach przed możliwością relegalizacji 'Solidarności', który rzutował na działania ekipy Jaruzelskiego przez cały 1988 r., należy tłumaczyć głównie w kategoriach psychologicznych. Obawiano się nie tyle mało prawdopodobnej odbudowy dziesięciomilionowego ruchu społecznego, co tego, że powrót 'Solidarności' zostanie uznany - przez opinię publiczną, a zwłaszcza szerokie kręgi aparatu władzy - za symbol bankructwa linii politycznej realizowanej po 13 grudnia". (A. Dudek "Reglamentowana rewolucja")

Sprawa stosunku do Solidarności stała się powodem ostrego konfliktu wewnątrz aparatu władzy w trakcie trwania obrad X Plenum KC PZPR.

Podczas jego pierwszej części (20-21 grudnia 1988 r.) z Biura Politycznego odeszło sześciu członków przeciwnych porozumieniom z opozycją, którzy zostali zastąpieni przez ludzi mających zaufanie gen. Jaruzelskiego.

W trakcie drugiej części Plenum (16-17 stycznia 1989 r.), w związku z oporem znacznej grupy partyjnego aktywu przed zaakceptowaniem możliwości legalizacji Solidarności, czterej członkowie Biura Politycznego (W. Jaruzelski, Cz. Kiszczak, M. Rakowski, F. Siwicki) zagrozili podaniem się do dymisji.

Ostatecznie za przyjęciem "Stanowiska KC PZPR w sprawie pluralizmu politycznego i pluralizmu związkowego" głosowało 143 członków KC, przeciw było 32, a 14 wstrzymało się od głosu.

Dr Dudek pisał: "W ostatnim wystąpieniu poprzedzającym głosowanie Jaruzelski uzasadnił konieczność dokonania politycznego gambitu trzema głównymi przyczynami. Po pierwsze, ocenił, że już sama zapowiedź zwołania okrągłego stołu zapewniła kilkumiesięczny okres spokoju społecznego, ale 'benzyna jest rozlana [ ] i chodzi o to, kto rzuci tę zapałkę, czy Wałęsa ją rzuci'. Bez rozpoczęcia obrad szybko wystąpi 'znacznie trudniejsza i gorsza sytuacja'. Drugim motywem była konieczność przeprowadzenia wyborów do Sejmu, co bez udziału 'Solidarności' i wsparcia Kościoła groziło zdaniem generała frekwencją na poziomie 20-30 procent, a wówczas 'mandat do pełnienia funkcji ustrojowej, jaką spełniamy, zawisa w ogóle w próżni, staje się to wręcz kompromitujące'. Ostatnia przesłanka dotyczyła sytuacji międzynarodowej. Bez porozumienia z opozycją - dowodził Jaruzelski - nie ma co liczyć na wsparcie ekonomiczne Zachodu".

Decyzja podjęta przez X Plenum umożliwiła rozpoczęcie przygotowań obrad Okrągłego Stołu, który zapoczątkował upadek systemu komunistycznego i przemiany polityczne nie tylko w Polsce, ale również w całej Europie Środkowo-Wschodniej.

Prof. Paweł Wieczorkiewicz oceniając motywy, które skłoniły gen. Jaruzelskiego do podjęcia dialogu z opozycją, pisał: "Oczywiście uczynił to nie w celu demontażu systemu. Uzgodniona z Moskwą koncepcja +okrągłego stołu+ miała oznaczać jedynie relegalizację 'Solidarności' i wpisanie jej w istniejące realia polityczno-ustrojowe, czyli spełnienie postulatów społecznych z roku 1981". "I tu - dodawał prof. Wieczorkiewicz - po raz kolejny okazało się, że Jaruzelski nie ma wyczucia tempa zmian w skali globalnej. Klęska wyborcza, jaką poniosła PZPR w czerwcu 1989 roku, miała dlań wymiar osobisty. Załamany, wahał się, czy egzekwować ustalenia z Magdalenki i ubiegać się o urząd prezydenta". ("Kto rządził Polską?")

Blisko ćwierć wieku po wprowadzeniu stanu wojennego we wstępie do cytowanej już książki "Pod prąd. Refleksje rocznicowe" gen. Jaruzelski pisał: "Nie leży w mojej intencji licytowanie się z historyczną +Solidarnością+. Powszechnie znane są jej zasługi dla Polski. Ukazało się na ten temat tysiące artykułów i audycji, wygłoszono niezliczone ilości pochwalnych mów, powstały książki i filmy, w podręcznikach historii dominuje jednobarwna gloryfikacja. Przypominanie roli tego ruchu, jego patriotycznych i demokratycznych intencji dociera nieustannie 'pod strzechy' z odświętną kulminacją wokół kolejnych rocznic".

"Zasłużone jest również - stwierdzał gen. Jaruzelski - uznanie dla tych ludzi 'Solidarności', którzy narażając się na różnego rodzaju niebezpieczeństwa, cierpienia, dokuczliwości - walczyli w imię wzniosłej idei. To wszystko prawda. Ale jest też prawda druga, niejako równoległa - ta jednak nie ma dostatecznej siły przebicia. (...) Otóż głównym celem 'Solidarności', jej - nazwijmy to - polityczną cnotą była likwidacja systemu, nazywanego realnym socjalizmem. Od niepamiętnych czasów dyskusyjna jest teza: 'cel uświęca środki'. Cel generalny, do którego zmierzała 'Solidarność' był słuszny, nawet wzniosły. Ale jakie były środki? Można oczywiście je tłumaczyć, 'uświęcać', a diabolizować motywacje i postępowanie władzy. Faktem jest jednak, iż droga do tego celu obarczona była konsekwencjami rujnowania gospodarki, udręką codziennego bytu społeczeństwa, anarchizacją życia kraju, 'wywoływaniem wilka z lasu' zewnętrznego zagrożenia. Wszystko to sumowało się w stan zbliżającej się nieubłaganie - tragicznej, zwłaszcza w warunkach zimy - katastrofy".

"Każdy ma prawo do pamięci, do własnej oceny życiowej drogi - stwierdzał gen. Jaruzelski. Nie daje to jednak nikomu monopolu na patriotyzm. Nie da się go koncesjonować. To bowiem kwestia intencji, sumienia. A tego rozliczyć się nie da".

W swojej ostatniej książce wydanej pod koniec 2011 roku pt. "Starsi o 30 lat" Wojciech Jaruzelski podtrzymał zasadniczo swe poglądy na temat Solidarności, pisząc m.in. "była ona porywającym wielomilionowe masy - bezprecedensowym, wolnościowym fenomenem. Jednakże nie był to ruch jednolity, stanowił konglomerat często politycznie odległych od siebie kręgów i sił. Nie wszystkie z nich zasługują na gloryfikację".

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy