Koło Posłów „Znak”: Ciało obco-własne w komunistycznym parlamencie

20 stycznia 1957 r. odbyły się pierwsze po Październiku "wybory" do Sejmu PRL. Cudzysłów jest tu uzasadniony, bo był to element teatru politycznego, charakterystycznego dla tamtego ustroju. Fasadowe były także "wybory", bo głosować można było tylko na jedyną w okręgu listę kandydatów, uprzednio uzgodnionych z KC PZPR. I z takich też list zostali "wybrani" do sejmu posłowie reprezentujący ruch "Znak". A mimo to była to na gruncie "socjalistycznego parlamentaryzmu" grupa oryginalna.

Koło "Znak" wywodzi się w prostej linii z "Tygodnika Powszechnego", faktycznie zlikwidowanego przez ekipę Bieruta w roku 1953, a następnie przywróconego przez ekipę Gomułki na przełomie 1956 i 1957 roku. W pierwszych latach po wojnie "Tygodnik" nie miał tego "aktywistycznego" nastawienia, które przejawiło się dopiero wraz z dojściem do władzy reformatorskiej grupy Gomułki. Co się zmieniło?

Po pierwsze zmienił się komunizm: wersja stalinowska z powszechnym terrorem została zastąpiona wersją post-stalinowską, operującą selektywnymi represjami. Potworne ciśnienie ideologii, w ramach którego np. zakazywano wykładania psychologii (jako nauki "burżuazyjnej"), a botanikom kazano w Polsce uprawiać ryż, zastąpiono ideologią dopuszczającą i znaczny poziom racjonalności w nauce i dość dużą swobodę w kulturze, i odejście od kolektywizacji rolnictwa.

Reklama

Deal z Gomułką

Po drugie, zmieniła się strategia polityczna środowiska "Tygodnika Powszechnego". O ile w latach 1945-1953 Stanisław Stomma - główny strateg "TP" - zakładał, że najlepsze, co da się zrobić, to przetrwać w pewnej niszy i nie angażować się na scenie publicznej, o tyle w 1956 r. doszedł on do wniosku, że system jest reformowalny, a zatem należy weń wejść, udzielić mu umiarkowanego poparcia, a w zamian za to uzyskać od komunistów pewne koncesje.  Tak też się stało.

Deal, jaki środowiska "Tygodnika", późniejszego warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej i pewnych grup skupionych wokół KUL-u, zawarły z nową władzą, polegał właśnie na tym, że katolicy  głośno popierają gomułkowską wersję komunizmu, a za to Gomułka daje im pewne przyczółki instytucjonalne: tworzą się Kluby Inteligencji Katolickiej, przywrócony zostaje "Tygodnik", a wraz z nim miesięcznik "Znak" (potem na tej samej fali powstaną jeszcze Wydawnictwo Znak i miesięcznik "Więź").

Naturalnie po wejściu do Sejmu PRL ta grupka ma prawo utworzyć własne koło poselskie. Ruch "Znak" był w tym czasie zdominowany przez środowisko "Tygodnika Powszechnego". Dość powiedzieć, że przewodniczącym Koła Posłów Katolickich "Znak", ukonstytuowanego po 20 stycznia 1957 r., został Stanisław Stomma - i to był wybór oczywisty. Stomma był głównym ideologiem "Tygodnika" i twórcą koncepcji neopozytywizmu politycznego - jednej z najbardziej oryginalnych w dziejach PRL-u.

Neopozytywizm Stommy i Kisielewskiego

Neopozytywizm zakładał, że są takie sytuacje polityczne, kiedy walka jest bezsensowna, a trzeba się dogadać z przeciwnikiem. Stanisław Stomma pisał: "Walkę można prowadzić albo jeśli są realne szanse zwycięstwa, albo jeśli to jest nieuchronną koniecznością, natomiast walka niekonieczna bez szans zwycięstwa jest zasadniczo biorąc ewentualnością nie do przyjęcia". I dalej, że dany moment historyczny, czyli dojście do władzy Gomułki z programem destalinizacji, każe katolikom włączyć się w ten proces i poprzeć go: "Ludzie VIII Plenum [czyli Gomułka i jego polityczni stronnicy - RG] potrafili pokierować procesami społecznymi, harmonizując żywiołowość z koniecznymi nakazami racji stanu. W październiku 1956 znalazło się kierownictwo będące na wysokości zadania, jakiego nie było w listopadzie 1830, w latach 1861 - 63 oraz w Warszawie 1944" (oba cytaty z: Stanisław Stomma, Idea i siła, "Tygodnik Powszechny", 25 grudnia 1956).

Podobnie rozumował Stefan Kisielewski, którego na ogół nie sytuujemy w obozie neopozytywistów, pamiętając jego antykomunizm. Kisiel był, owszem, antykomunistą, ale na pewnym etapie łączył go z geopolityką, co dawało w efekcie konkluzje bardzo zbliżone do poglądów Stommy.

Kisielewski pisał, że odwrócenie się Polski od ZSRR sprowadziłoby na nas narodową katastrofę: "Zważywszy nasze położenie geograficzne, między Rosją a Niemcami, zważywszy jak najbardziej żywotne interesy Rosji w NRD, zważywszy wreszcie ogólną sytuację polityczno-strategiczną Europy i świata stwierdzić trzeba, że każda próba ze strony Polski oderwania się od Rosji, od bloku wschodniego i od idei oraz haseł socjalizmu powodowałaby groźbę zbrojnej interwencji rosyjskiej u nas, co postawiłoby nas w sytuacji Węgier albo gorzej (...)". Uważał, wobec tego, że Polacy mogą jedynie walczyć o niezależność w ramach bloku wschodniego. Twierdził też, że taka postawa nie musi wynikać z marksizmu, przeciwnie - niemarksistowscy zwolennicy zreformowanego komunizmu też są komunistom potrzebni i powinni to wykorzystać: "Szczerzy zwolennicy sojuszu ze Związkiem Radzieckim będący nimi dla względów ogólnonarodowych, a jednocześnie znajdujący się na prawo od socjalizmu są bardzo cenni. Aby jednak uwierzono w ich szczerość, nie mogą ukrywać faktu, że są >>na prawo<<"  (oba cytaty z: Stefan Kisielewski, Czy neopozytywizm?, "Tygodnik Powszechny", 25 grudnia 1956).

Po "wyborach" z  20 stycznia 1957 Stanisław Stomma utworzył Koło Posłów Katolickich "Znak" (w następnej kadencji nazwane skromniej Kołem Posłów "Znak"), a w jego skład weszło aż 11 posłów. Byli to: Stomma, Kisielewski, Jerzy Zawieyski, Zbigniew Makarczyk i Antoni Gładysz, startujący jako kandydaci ruchu "Znak" oraz 6 innych (5 bezpartyjnych oraz Konstanty Łubieński z PAX-u), którzy do tej grupki dołączyli. Było to pewnego rodzaju niedopatrzenie, "luz" w systemie, charakterystyczny dla okresów, gdy władza nowej ekipy jeszcze nie okrzepła. W następnych wyborach władza przewidywała dla "Znaku" jedynie 5 mandatów poselskich. I tego się trzymano.

20 lat strategii uczestnictwa

Ta symboliczna reprezentacja katolików w istocie odegrała jednak nieproporcjonalnie dużą rolę. Z prostego powodu. Zachowując się, choćby od czasu do czasu, racjonalnie i choćby od czasu do czasu przemawiając  z trybuny sejmowej normalnym, niezideologizowanym językiem, ta garstka ludzi zyskała silny polityczny rezonans. Zdarzało jej się głosować przeciw (w 1962 r. - ustawa o gospodarce gruntami), albo wstrzymywać się od głosu (1961 - ustawa oświatowa).

PZPR jednak tak manipulowała (przy pomocy administracji wyznaniowej i policji politycznej) środowiskami "znakowskimi", by stale zmniejszać w tej reprezentacji liczbę posłów lojalnych wobec kierownictwa ruchu. Skutecznie: na koniec, w 1976 r. Stomma samotnie wstrzymał się od głosu w sprawie nowelizacji konstytucji, podczas gdy 4 posłowie jego koła głosowali "za".   

Strategia polityczna oparta na neopozytywizmie przetrwała aż do roku 1976. Sam neopozytywizm załamał się wcześniej, gdzieś pomiędzy rokiem 1968 (kiedy posłów "Znaku" straszliwie przeczołgano w sejmie za ich niewinną interpelację, która wszelako ośmielała się zapytać, czy bicie studentów jest aby słuszne), a rokiem 1976 (kiedy Partia postanowiła wprowadzić do konstytucji przepisy o sojuszu z ZSRR i o przewodniej roli PZPR w państwie).

Roman Graczyk

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy