Pierwszy okres transformacji ustrojowej w Polsce (1989 - 1991 r.)

​12 września 1989 roku Sejm zdecydowaną większością głosów powołał rząd Tadeusza Mazowieckiego.

​12 września 1989 roku Sejm zdecydowaną większością głosów powołał rząd Tadeusza Mazowieckiego.

W jego skład weszli przedstawiciele "Solidarności" (12 ministrów), ZSL (4), SD (3) oraz PZPR (4), a każde z tych ugrupowań otrzymało także jedno ze stanowisk wicepremiera.  Do rządu wszedł również jeden minister niezależny, Krzysztof Skubiszewski, który objął resort spraw zagranicznych. Wiele stanowisk w rządzie było przedmiotem konfliktów co do ich obsady - przykładem może być resort rolnictwa, który chciało zarówno ZSL, jak i "Solidarność" Rolników Indywidualnych (ostatecznie objął go Czesław Janicki z ZSL).

Ministrem finansów i jednocześnie wicepremierem został Leszek Balcerowicz, a był on trzecią czy nawet czwartą osobą, której stanowisko to Mazowiecki proponował. Wcześniejsze kandydatury (Witold Trzeciakowski, Cezary Józefiak, Waldemar Kuczyński), gdyby zostały przyjęte przez zainteresowanych, zaowocowałyby najprawdopodobniej mniej liberalną polityką fiskalną i gospodarczą; w tym sensie można powiedzieć, że zakres i tempo transformacji ustrojowej w sferze gospodarczej prowadzonej przez rząd Mazowieckiego (i potem następne rządy, w których wicepremierem był Balcerowicz) był dziełem przypadku - podobnie zresztą, jak obsada wielu innych stanowisk ministerialnych.

Reklama

Prócz wymienionych osób do rządu weszli m.in. Czesław Kiszczak jako wicepremier i minister spraw wewnętrznych, Florian Siwicki (obrona), Jacek Kuroń (praca i polityka społeczna), Tadeusz Syryjczyk (przemysł), Aleksander Paszyński (gospodarka przestrzenna i budownictwo), Aleksander Hall (współpraca z organizacjami społecznymi). Skład rządu gwarantował zarówno pewną ciągłość w sprawowaniu władzy (resorty "siłowe" pozostały w rękach PZPR), jak i przeprowadzenie zmian. Przy tym - podobnie jak sama osoba premiera - skład rządu, cieszącego się poparciem blisko 90 proc. społeczeństwa, nie zapowiadał zmian o charakterze rewolucyjnym.

W pierwszym przemówieniu sejmowym (w sierpniu) Mazowiecki mówił m.in. o oddzieleniu przeszłości grubą linią i ponoszeniu odpowiedzialności za podejmowane aktualnie działania na rzecz wydobycia kraju z kryzysu ekonomicznego (potem określenie "gruba kreska" nabrało przysłowiowego wręcz charakteru). Pierwszą wizytę zagraniczną premier złożył w październiku 1989 w Watykanie i we Włoszech, ale w listopadzie był także w Związku Radzieckim, a jego pierwszym po powołaniu rządu rozmówcą zagranicznym był szef KGB, Władimir Kriuczkow. Niemniej jednak polska polityka zagraniczna uległa reorientacji, zasadniczym celem stała się po pewnym czasie integracja z Zachodem, a rolę strategicznego partnera zaczęły pełnić Niemcy.

Ukształtowanie się większości parlamentarnej bez partii komunistycznej oraz powstanie pierwszego rządu z niekomunistycznym premierem, to początkowe elementy transformacji ustrojowej, dające początek dalszym zmianom. W sferze politycznej doszło do zasadniczych decyzji pod koniec grudnia 1989 roku -   Sejm z konstytucji usunął zapisy o kierowniczej roli partii, sojuszu z ZSRR i innymi państwami socjalistycznymi, wzmianki o socjalizmie i gospodarce planowej.

Symboliczny charakter miała zmiana nazwy państwa na "Rzeczpospolita Polska", o której zapisano, że jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. Zagwarantowano też m.in. swobodę zrzeszania się w partiach politycznych oraz swobodę działalności gospodarczej bez względu na formę własności. Następną ważną regulacją była ustawa o samorządzie terytorialnym i wpisanie go do konstytucji (w miejsce rad narodowych) z odróżnieniem    jego   zadań i kompetencji od sfery działania administracji rządowej.  Istotną zmianą ustroju politycznego było wprowadzenie powszechnych wyborów prezydenckich. Dawało to prezydentowi silną legitymację do rządzenia (szczególnie w okresie, gdy Sejm nie pochodził jeszcze z wolnych wyborów) i mogło być wstępem do kształtowania jego silnej pozycji.

W sferze ekonomicznej od początku następnego roku (1990) podjęto realizację tzw. planu Balcerowicza, którego jednym z zasadniczych celów było powstrzymanie hiperinflacji uniemożliwiającej racjonalną działalność ekonomiczną. Chodziło również o zrównoważenie budżetu (deficyt budżetowy wynosił w 1989 roku blisko 5 bilionów ówczesnych zł) oraz urynkowienie gospodarki i zmianę struktury własności. Urynkowienie oznaczało uwolnienie większości cen (pierwsze decyzje w tej sprawie podjął jeszcze w sierpniu 1989 r. rząd Rakowskiego), urealnienie oprocentowania kredytów, wprowadzenie wewnętrznej wymienialności złotego.

Zmiana struktury własności dokonywać się miała przede wszystkim w wyniku prywatyzacji, a ponadto zniesienia ograniczeń w obrocie nieruchomościami i wyodrębnienia majątku komunalnego. Sam Balcerowicz, przedstawiając w Sejmie w grudniu 1989 roku pakiet 11 projektów ustaw (z których 10 Sejm uchwalił 27 grudnia), stwierdził, że chorej gospodarce polskiej może pomóc jedynie operacja - głębokie chirurgiczne cięcie.

Dla większości społeczeństwa zapoczątkowane reformy oznaczały przede wszystkim szokująco wyższe ceny (uwolnienie cen od ich regulacji przez państwo oznaczało czasem wielokrotny ich wzrost - w marcu 1990 roku podano, że ceny detaliczne przez ostatni rok wzrosły o 1360 proc.) oraz jednoczesne zahamowanie wzrostu płac (głównie przez wprowadzenie tzw. popiwku - podatku od ponadnormatywnych wynagrodzeń: zakład pracy przekraczający wyznaczony przez rząd poziom podwyższania płac musiał odprowadzać restrykcyjnie duży podatek). Łącznie prowadziło to do bardzo wyraźnego spadku płac realnych (o 24 proc. w stosunku do roku poprzedniego) i w efekcie indywidualnego spożycia. Nastąpił spadek produkcji, niespodziewanie duże okazało się bezrobocie.

Okazało się jednak, że to, co nie udawało się władzom w okresie lat osiemdziesiątych - przeprowadzenie radykalnej reformy gospodarki - zostało zapoczątkowane, a biorąc pod uwagę skalę wyrzeczeń większości społeczeństwa i obniżenie stopy życiowej, spotkało się ze zrozumieniem i relatywnie słabymi protestami. Nowe władze, mimo nie w pełni demokratycznej drogi ich wyłonienia, cieszyły się przez pewien czas wyjątkowo dużym poparciem i zaufaniem społecznym; większość społeczeństwa oczekiwała stosunkowo szybkiej poprawy swojego położenia, a ponadto nie orientowała się co do wielkości negatywnych skutków strukturalnych reform gospodarki (zresztą politycy również byli zaskoczeni wysokim bezrobociem, dużo wyższym niż oczekiwane, słabą wydajnością pracy czy wielkością korupcji i trudnościami z wprowadzeniem gospodarki w pełni rynkowej).

Przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych oznaczał dla społeczeństwa, oprócz wspomnianych negatywnych zjawisk, początek dochodzenia do normalności w sferze zaopatrzenia, tzn. do sytuacji, że sklepy są zapełnione towarami i mając odpowiednią ilość pieniędzy można kupić praktycznie wszystko. Szokujące były natomiast ceny, dla wielu ich wysokość oznaczała, że pożądanej rzeczy nie będą w stanie kupić jeszcze długo, a być może nigdy. Wysokość cen była czymś oczywistym z punktu widzenia konieczności równoważenia popytu i podaży (przy istniejącej wcześniej przez lata "nadprodukcji" pieniądza i jednocześnie słabej wydajności gospodarki), ale dla ludzi nawykłych raczej do braku towarów niż do braku pieniędzy na ich zakup - sytuacja taka była trudna do zaakceptowania. Tym bardziej że zaczęły się ujawniać coraz częściej zjawiska patologiczne - korupcja, nadużycia i wielkie afery gospodarcze.

Zmiany w Polsce dokonywały się  równocześnie z przeobrażeniami w otoczeniu międzynarodowym. W jesieni 1989 r. zwanej "jesienią narodów" - doszło do zmian ustrojowych również w innych państwach realnego socjalizmu: na Węgrzech, w Czechosłowacji, NRD, Bułgarii, Rumunii. Zburzony został mur berliński symbolizujący podział  nie tylko  Niemiec,  ale całej Europy, w rok potem dwa państwa niemieckie zjednoczyły się. W Związku Radzieckim pojawiły się silne tendencje odśrodkowe, poszczególne republiki zaczęły ogłaszać swoją niepodległość, w efekcie pod koniec 1991 roku ZSRR został rozwiązany (w jego miejsce powstał luźny sojusz 11 byłych republik - Wspólnota Niepodległych Państw).

Trwał proces rozpadu Układu Warszawskiego (który formalnie rozwiązany został w połowie 1991 roku) oraz Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej  (zlikwidowanej  również w 1991 roku), co doprowadziło do załamania się wymiany gospodarczej między dawnymi państwami członkowskimi.

W takiej sytuacji Polska musiała szukać nowych powiązań i sojuszy. Od początku nowy rząd nawiązał bliską współpracę z Niemcami, a w trakcie wizyty kanclerza RFN, Helmuta Kohla w Polsce, w listopadzie 1989 roku, obie strony zadeklarowały działania na rzecz rozwijania dobrosąsiedzkich stosunków. W rok później, już po zjednoczeniu Niemiec, rząd Kohla podpisał układ uznający granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej. Stopniowo Niemcy stały się też największym partnerem gospodarczym Polski. Jednak na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych o przystąpieniu Polski do NATO mówiono jeszcze nieśmiało i dość odległy wydawał się proces integracji ze Wspólnotą Europejską. Początkowo duże nadzieje wiązano raczej z integracją środkowoeuropejską, a skutkiem starań idących w tym kierunku było podpisanie w lutym 1991 roku w Wyszehradzie przez Czecho-Słowację, Polskę i Węgry deklaracji o dążeniu do integracji europejskiej, co dało początek tzw. Grupie Wyszehradzkiej. Co prawda Grupa nie spełniła wiązanych z nią oczekiwań, ale ułatwiła wspólne wystąpienia w sprawie przystąpienia do Paktu Północnoatlantyckiego i Wspólnoty Europejskiej.

Stosunki ze Związkiem Radzieckim, a potem z Rosją, zdominowała sprawa obecności wojsk radzieckich w Polsce. Układ w sprawie ich wycofania zawarty został w Moskwie w październiku 1991 roku i przewidywał wycofanie ostatnich jednostek do końca 1993 roku. Pewnym zgrzytem w tych stosunkach stało się niezdecydowane zachowanie Polski (szczególnie prezydenta Wałęsy) w trakcie tzw. puczu sierpniowego w Moskwie, będącego próbą zamachu stanu, mającą na celu powstrzymanie rozpadu systemu komunistycznego. Ponadto w ramach polityki wschodniej Polska stanęła w obliczu wypracowania polityki wobec nowo powstających państw - Litwy i innych republik nadbałtyckich, Ukrainy i Białorusi. Stosunki te przebiegały różnie - np. Polska jako pierwsze państwo uznała niepodległą Ukrainę, co można było uznać za osiągnięcie, ale w polityce wobec Litwy popełnione zostały różne błędy, nie przyczyniające się do przełamywania historycznie ukształtowanej nieufności.

Nie czekając na odpowiednie regulacje prawne zaczął tworzyć się nowy system partyjny. Tworzyły go zarówno partie wywodzące się z poprzedniego okresu (PZPR, ZSL i SD), które ulegały na ogół istotnym przeobrażeniom, jak i nowo powstające, których liczba z czasem zaczęła przekraczać granice zdrowego rozsądku (w pewnym momencie istniało ich ok. 300, co było efektem przede wszystkim silnych tendencji do dzielenia się ugrupowań, m.in. ze względów ambicjonalnych). Wśród partii mających opozycyjną genezę jedną z liczących się była Konfederacja Polski Niepodległej, a po-nadto dość trwała okazała się założona w   kwietniu 1989 pod przewodnictwem Janusza Korwina-Mikkego Unia Polityki Realnej. Ugrupowania, które zaznaczyły dość silnie swoją obecność choćby w "drugim obiegu" wydawniczym, takie jak Liberalno-Demokratyczna Partia "Niepodległość", Polska Partia Socjalistyczna czy Polska Partia Niepodległościowa nie odegrały żadnej poważniejszej roli w nowej rzeczywistości, podobnie jak inne (obok PPS) próby reaktywowania "historycznych" partii, m.in. Stronnictwa Pracy czy Stronnictwa Narodowego.

Pierwszą znaczącą wśród nowo powstałych partii było utworzone w październiku 1989 roku (z połączenia szeregu działających wcześniej grup o opozycyjnym charakterze)  Zjednoczenie  Chrześcijańsko-Narodowe z Wiesławem Chrzanowskim na czele; inną utworzony przez gdańskie środowisko liberalne w czerwcu 1990, ale faktycznie działający od końca 1988 roku (początkowo jako Kongres Liberałów) Kongres Liberalno-Demokratyczny. W obydwu wymienionych partiach znalazło się wielu działaczy "Solidarności", ale dopiero od powstania na początku maja 1990 roku Porozumienia Centrum datuje się rozpad obozu solidarnościowego.

Przemianom  podlegały  partie  wywodzące się z dawnego systemu sprawowania władzy, w tym PZPR. W partii tej, po porażce w wyborach i    równocześnie z procesem utraty pozycji ustrojowej, gwarantującej posiadanie władzy (m.in. organizacje partyjne zostały wyprowadzone z zakładów pracy, które do tej pory stanowiły główną bazę i teren działalności), toczyły się liczne dyskusje i tworzyły się różne struktury, z których warto wspomnieć o mającym reformatorski charakter Ruchu 8 Lipca. Po rezygnacji W. Jaruzelskiego w związku z objęciem stanowiska prezydenta państwa, ostatnim, jak się okazało I sekretarzem KC został M.F. Rakowski (przed 1980 r. długoletni redaktor naczelny "Polityki").

W efekcie toczących się dyskusji i sporów zapadła decyzja o rozwiązaniu PZPR i powołaniu w jej  miejsce  nowej  partii,  co zrobiono w trakcie trwania XI Zjazdu w styczniu 1990 roku (ostatni zjazd PZPR przekształcił się w Kongres Założycielski SdRP). W ten sposób powstała Socjaldemokracja Rzeczypospolitej Polskiej, której przewodniczącym został Aleksander Kwaśniewski, a sekretarzem generalnym Leszek Miller. Wynikiem różnic poglądów występujących wśród delegatów było powołanie drugiej, znacznie mniejszej partii - Unii Socjaldemokratycznej (która potem przyjęła nazwę Polska Unia Socjaldemokratyczna) z Tadeuszem Fiszbachem na czele. O ile SdRP okazała się formacją trwałą (do czego zresztą przyczyniła się baza organizacyjna i majątek po PZPR), tworząc udaną koalicję, a następnie partię - Sojusz Lewicy Demokratycznej, PUS istniała jedynie do lipca 1991 roku, a potem wielu jej działaczy (m.in. Marek Pol i Wiesława Ziółkowska) przystąpiło do utworzonej w 1992 roku Unii Pracy.

Wcześniej w podobny sposób zmiany zaszły w ruchu ludowym. Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, którego kierownictwo odegrało jedną z istotnych ról w powstaniu nowej koalicji rządzącej, zakończyło swoją działalność, a właściwie przekształciło się w Polskie Stronnictwo Ludowe "Odrodzenie", a następnie łącząc się (w maju 1990 roku) z grupą działaczy, który reaktywowali powojenne PSL, przyjęło nazwę Polskie Stronnictwo Ludowe. Prezesem Naczelnego Komitetu Wykonawczego został Roman Bartoszcze, przewodniczącym Rady Naczelnej Roman Jagieliński, przewodniczącym nowego klubu poselskiego utworzonego przez posłów z obu ugrupowań - Józef Zych. Spośród partii poprzedniego systemu najgorzej  powiodło się Stronnictwu Demokratycznemu, które właściwie nie znalazło własnego miejsca na nowej scenie politycznej i stało się ugrupowaniem marginalnym.

Sytuacja polityczna ulegała szybkim zmianom, które można rozpatrywać w dwóch płaszczyznach. Pierwsza z nich to ukształtowanie się w ramach obozu solidarnościowego trzech (kierownictwo OKP z Geremkiem, rząd Mazowieckiego oraz grupa skupiona wokół Wałęsy), potem dwóch (wokół Mazowieckiego i Wałęsy) centrów, a następnie rozpad tego obozu. Druga to szybka utrata poparcia i zaufania społecznego przez rząd Mazowieckiego, ale także przez "Solidarność", która ten rząd firmowała i wspierała; na bazie takich nastrojów możliwy był np. casus Tymińskiego, jednego z kandydatów do prezydentury w Polsce. Wybory wyznaczono na listopad 1990 roku, ale kampania wyborcza - której efektem był rozpad rozpad obozu solidarnościowego - zaczęła się jeszcze w czerwcu.

Różnice polityczne w "Solidarności" były czymś oczywistym od dawna. Jednak nowa sytuacja polityczna i nowe uwarunkowania ustrojowe spowodowały, że różnice zaczęły przekształcać się w podziały. Najsilniejszy wynikał z faktu, że z jednej strony Wałęsa dążył do wywierania wpływu na posunięcia Mazowieckiego i jego rządu, z drugiej premier postanowił być możliwie niezależny i unikać nacisków ze strony Wałęsy. Ten ostatni zaczął formułować najpierw hasło przyspieszenia zmian, a następnie wojny na górze dla uniknięcia wojny na dole. W czerwcu w wywiadzie opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" Wałęsa stwierdził, że Polsce potrzeba prezydenta z siekierą i narzędzie to stało się jednym z symboli wykorzystywanych w kampanii wyborczej, choć przede wszystkim przeciwko autorowi tego zwrotu. Zarówno tego rodzaju wypowiedzi, jak i znajomość niektórych cech i poglądów Wałęsy, powodowały u wielu osób obawy przed wysunięciem go do najwyższego urzędu w państwie.

Pozycję Wałęsy wzmocnił II Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ "Solidarność", na którym ponownie został wybrany przewodniczącym, uzyskując siedmiokrotnie więcej głosów niż kolejny kandydat (Andrzej Słowik). Zjazd wezwał do przeprowadzenia w pełni demokratycznych wyborów parlamentu oraz prezydenta, co było oczywistym poparciem dla zgłoszonej kilka dni wcześniej przez Wałęsę chęci kandydowania na ten urząd. Dla poparcia kandydatury Wałęsy, przyspieszenia zmian (wyborów, prywatyzacji itp.) oraz tworzenia rzeczywistego pluralizmu politycznego, grupa działaczy reprezentujących różne poglądy i ugrupowania (liberalne, chadeckie, ludowe, związkowe), ale połączonych krytycznym stosunkiem do rządu Mazowieckiego, utworzyła w maju 1990 roku Porozumienie Centrum z Jarosławem Kaczyńskim jako przewodniczącym.

Odpowiedzią zwolenników Mazowieckiego i polityki jego rządu było m.in. utworzenie ugrupowania Ruch Obywatelski - Akcja Demokratyczna, w którym znaleźli się Bujak, Frasyniuk, Michnik, Lityński, Wujec i inni działacze o nastawieniu socjalliberalnym oraz Forum Prawicy Demokratycznej z Aleksandrem Hallem. Wspomniane trzy ugrupowania zaczęły różnicować także Obywatelski Klub Parlamentarny oraz Komitet Obywatelski i lokalne komitety obywatelskie, co praktycznie przyczyniło się do upadku tego ruchu.

Szczególnie spektakularny charakter miał rozpad Komitetu Obywatelskiego (z którego wystąpiło ponad 60 osób należących do zwolenników Mazowieckiego). Relację z posiedzenia w dniu 24 czerwca, na którym nastąpiło zasadnicze starcie, pokazywała telewizja. A posiedzenie to pełne było kłótni, utarczek słownych, ataków personalnych itd., co wywarło jak najgorsze wrażenie na większości widzów. Reszty - jeśli chodzi o rozpad obozu solidarnościowego - dopełniło wystawienie dwóch kandydatów w wyborach prezydenckich i sposób prowadzenia, szczególnie przez Wałęsę, kampanii wyborczej.

Rozpad obozu solidarnościowego i styl, w jakim się dokonywał z jednej strony i pogorszenie się sytuacji dużej części społeczeństwa zamiast spodziewanej poprawy z drugiej - to czynniki, które złożyły się na częściową utratę zaufania przez rząd Mazowieckiego oraz "Solidarność". Jednocześnie ugrupowania będące kontynuacją PZPR czy jej satelitów z poprzedniego systemu, na których ciążyły zarzuty związane z doprowadzeniem kraju do głębokiego kryzysu, przeżywały wyraźną słabość, a inne oprócz "Solidarności" ugrupowania wywodzące się z opozycji nie zdobyły większej popularności. W tej sytuacji nie powinna dziwić zawrotna kariera "człowieka znikąd", jak określono Stanisława Tymińskiego, który w sumie bez żadnego zaplecza politycznego zgłosił swoją kandydaturę na prezydenta i posługując się ogólnikowymi hasłami i kilkoma chwytami (w rodzaju "czarnej teczki", która miała zawierać dokumenty kompromitujące rywali), życiorysem człowieka nie uczestniczącego w żadnych sporach i układach, a przy tym człowieka sukcesu, który wiedział, jak dojść do dużych pieniędzy - zdołał w pierwszej turze wyborów prezydenckich uzyskać 23 proc. głosów (Wałęsa - 40 proc., Mazowiecki - 18 proc., a z innych kandydatów: popierany przez SdRP Włodzimierz Cimoszewicz - 9 proc., reprezentujący PSL Roman Bartoszcze - 7 proc., lider KPN Leszek Moczulski - 2,5 proc.).

W drugiej turze, po niezwykle ostrej i nie przebierającej w środkach kampanii skierowanej przeciwko niemu, prowadzonej m.in. w telewizji i kościołach, Tymiński uzyskał niecałe 26 proc. głosów. Zwycięzcą został Wałęsa (ok. 74 proc.), co wydaje się oczywiste, natomiast fakt, że Tymiński wyeliminował Mazowieckiego (będącego również jedną z symbolicznych postaci "Solidarności") i zdobył ponad 1/4 głosów można uznać za przejaw frustracji znacznej części społeczeństwa. Warto jednak dodać, że frekwencja w drugiej turze wynosiła ok. 53 proc. (w pierwszej ponad 60 proc.), co można uznać za odrzucenie obydwu kandydatów przez wielu wyborców. Trzeba też pamiętać, że  wcześniej, w maju 1990, odbyły się wybory do samorządu terytorialnego, który dzięki wprowadzonym regulacjom stawał się gospodarzem swojego terenu. Jednak nie zachęciło to większości obywateli do wzięcia w nich udziału (szczególnie w większych miastach) - frekwencja wyborcza niewiele przekroczyła 42 proc. ogółu uprawnionych.

Wybór Wałęsy w demokratycznych wyborach powszechnych można uznać za moment symbolicznego zakończenia pierwszej fazy transformacji - przywódca "Solidarności", ruchu, który zapoczątkował zmiany i był ich podmiotem, został demokratycznie wybrany prezydentem państwa. Prócz tego był to jednak początek   okresu, w którym miały zostać podjęte decyzje odnoszące się do ostatecznego kształtu ustroju politycznego, a przede wszystkim dotyczące wzajemnych relacji między władzą ustawodawczą a wykonawczą, pozycji prezydenta, sposobu powoływania parlamentu itd. Konkurowały ze sobą różne koncepcje, a tymczasowy ustrój państwa określony w tzw. małej konstytucji był kompromisem między nimi.

Już po pierwszej turze wyborów do dymisji podał się Tadeusz Mazowiecki wraz ze swoim rządem, uznając wyniki głosowania za wotum nieufności ze strony społeczeństwa dla jego osoby. Wałęsa co prawda proponował Mazowieckiemu kierowanie rządem do najbliższych wyborów parlamentarnych, jednak ten odmówił; z tworzenia rządu zrezygnował także Jan Olszewski, gdy okazało się, że Wałęsa chce mieć bezpośredni wpływ na obsadę większości stanowisk ministerialnych. W tej sytuacji pod koniec grudnia 1990 roku tworzenie rządu prezydent powierzył Janowi Krzysztofowi Bieleckiemu nie znanemu szerzej przedstawicielowi gdańskiego środowiska  liberalnego.


Źródło: "Wielka Historia Polski" Wydawnictwo Pinnex, Kraków 2000




INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tadeusz Mazowiecki | plan balcerowicza | RWPG
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy