Sonik: Europosłowie obnażyli komunistyczny terror!

Rezolucje Parlamentu Europejskiego przebiły się przez nieskładny bełkot sowieckiej dyktatury i obnażyły całą prawdę na temat komunistycznego terroru - mówi Bogusław Sonik. Europarlamentarzysta opowiada o mało znanych faktach świadczących o zaangażowaniu PE w obronę praw człowieka w Polsce i w innych krajach bloku wschodniego w latach 80.

Po II wojnie światowej wschód Europy znalazł się za "żelazną kurtyną". W Polsce, Czechach, na Węgrzech, na Słowacji, w Estonii, na Litwie, Łotwie i w Rumunii prawa człowieka były łamane. Parlament Europejski, wybrany po raz pierwszy w wyborach bezpośrednich w czerwcu 1979 roku, od początku swojej działalności walczył o respektowanie swobód obywatelskich w tych krajach.

Rola, jaką PE odegrał w ich drodze do wolności, jest jednak wciąż niedoceniana. W latach 80. PE upominał się o osoby represjonowane w państwach bloku sowieckiego, wspierał opozycję demokratyczną, brał udział w integracji obu części Europy.

Reklama

O tych wydarzeniach w rozmowie z INTERIA.PL opowiada poseł do PE, współzałożyciel Studenckiego Komitetu Solidarności i współpracownik Komitetu Obrany Robotników, Bogusław Sonik.

Antonina Kotarba, INTERIA.PL: Jakie, patrząc z perspektywy czasu, znaczenie dla opozycji krajów bloku wschodniego miała działalność Parlamentu Europejskiego? Jak dużą rolę odegrał on w drodze tych krajów do wolności?

Bogusław Sonik: - Parlament Europejski był wówczas jedną z instytucji kształtujących poglądy wolnego świata. To przede wszystkim z PE płynął do zachodniej opinii publicznej przekaz, że kraje bloku wschodniego należy uznać za pionki podporządkowane sowieckiej dyktaturze.

- A zainteresowanie opinii publicznej tym, co dzieje się w Polsce, było dla nas szczególnie ważne. Dawało gwarancje bezpieczeństwa osobom angażującym się w działalność opozycyjną i - co najważniejsze - wpływało na postawę zachodnich rządów, od pomocy których mocno uzależnione były znajdujące się w tarapatach gospodarki państw komunistycznych.

- Trzeba pamiętać, że PE wybrano po raz pierwszy w wyborach powszechnych dopiero w 1979 roku, jednak od samego początku stał się on jedną z trybun skutecznie przyciągających uwagę opinii publicznej i mediów. Mogę to potwierdzić z własnego doświadczenia, gdyż w latach 1985-1989 byłem korespondentem Radia France International i również przygotowywałem relacje z PE.

Czy pan i pańscy koledzy z polskiej opozycji odczuwaliście to zaangażowanie PE? Czy dodawało wam pewności siebie i wiary w zwycięstwo?

- Trzeba podkreślić, że główna pomoc dla opozycji płynęła jednak ze Stanów Zjednoczonych. To amerykańskie fundacje przekazywały pieniądze czy np. środki poligraficzne. Jeśli chodzi o instytucje europejskie, to ten głos wołający o wolność wybrzmiał rzeczywiście z PE, podczas gdy np. Komisja Europejska ograniczała się jedynie do kontaktów międzyrządowych. Dla nas ważna była przede wszystkim świadomość, że ktoś o nas pamięta - to dodawało nam sił w walce z reżimem.

W latach 1980-1989 na forum Parlamentu Europejskiego toczyły się gorące debaty, których owocem było uchwalenie 87 rezolucji w sprawie obrony praw człowieka. 54 z tych dokumentów dotyczyło państw wschodnich: 37 - Europy Wschodniej, a 17 - ZSRR. Jaki wpływ miały te dokumenty na postawę władz komunistycznych?

- Komunistyczne władze państw pogrążonych w trudnościach ekonomicznych i gospodarczych były bardzo wrażliwe w kwestii swego wizerunku w krajach zachodnich. Chciały być traktowane na równi z innymi krajami demokratycznymi. Dlatego za wszelką cenę starały się zatuszować wszelkie przypadki naruszania praw człowieka, choćby przy pomocy cenzury.

- Rezolucje PE przebiły się jednak przez ten nieskładny bełkot i obnażyły całą prawdę na temat komunistycznego terroru. Zmieniały nastawienie poszczególnych partii politycznych w Europie Zachodniej, które musiały w tej sytuacji jasno opowiedzieć się, czy są za czy przeciw sowieckiej dyktaturze. Z tego przecież rozliczali je później wyborcy. Szczególnie uwrażliwione na tym punkcie były zachodnie partie lewicowe, które przywiązywały wagę do wartości demokratycznych.

- Postawa PE wpłynęła również, co szczególnie dobrze widać na przykładzie Polski, na umiarkowane postępowanie wobec opozycji, na unikanie totalnej rozprawy z dysydentami - w przeciwieństwie do ZSRR, gdzie opozycjonistów zamykano w zakładach psychiatrycznych, więzieniach czy łagrach.

Zwalniano też ludzi z więzień...

- Tak, przekaz płynący z PE przyczyniał się również do uwolnienia niektórych ludzi. Wystarczy przypomnieć zwolnienie Władimira Bukowskiego w zamian za jednego z chilijskich opozycjonistów. Tak jak zostało to pokazane w filmie "Punkt oparcia" w reżyserii Anny Ferens*, którego byłem pomysłodawcą, PE konsekwentnie przeciwstawiał się wschodniemu reżimowi, co przynosiło nieraz wymierne efekty.

Historyczne znaczenie miało przyjęcie przez PE w 1982 roku rezolucji w sprawie nominacji Lecha Wałęsy do Pokojowej Nagrody Nobla. Jak zostało to odebrane w Polsce?

- W Polsce już wcześniej oczekiwano Nagrody Nobla dla Wałęsy. Jaś Gawroński, włoski poseł do PE o polskich korzeniach, był inicjatorem zbierania podpisów dla tego pomysłu właśnie w PE. Dla nas jeszcze jedno wydarzenie stanowiło swoisty przełom, a mianowicie wybór Karola Wojtyły na papieża. Odebraliśmy to jako pewnego rodzaju potwierdzenie, że idziemy słuszną drogą.

- Przecież to właśnie Karol Wojtyła podzielał nasze spojrzenie na zniewolenie i stan nieustającej opresji, w jakich przyszło nam żyć pod komunistyczną dyktaturą. Nobel dla Wałęsy miał podobne znaczenie: zyskaliśmy potwierdzenie tego, że nasz opór nie poszedł na marne.

Dużym wydarzeniem stało się wystąpienie w 1988 roku w PE Jana Pawła II. Wypowiedział on słynne słowa: "Pragnieniem moim jest, by Europa suwerenna i wyposażona w wolne instytucje rozszerzyła się kiedyś do granic, jakie wyznacza jej geografia, a bardziej jeszcze historia". Jak na tę wypowiedź zareagowali europosłowie i czy przebiła się ona przez "żelazną kurtynę"?

- W filmie "Punkt oparcia" pojawia się wypowiedź Otto von Habsburga, jednego z tych posłów, którzy najgoręcej upominali się o wolność w krajach bloku wschodniego, który nawiązuje do tych właśnie słów Jana Pawła II i podkreśla, że istnieje jedna, niepodzielna Europa. Nie miejmy jednak złudzeń - uchodziła to wówczas za marzenie i pewnego rodzaju historyczny czy też kulturowy punkt odniesienia. W pełni zjednoczona Europa zaliczana była do sfery przedsięwzięć nierealnych.

- Zniewolone narody bloku wschodniego nie ośmielały się nawet myśleć, że zmiany, które przyniosą im wolność, mogą zajść w dającej się przewidzieć przyszłości. I myślę, że podobnie myśleli o tym europosłowie i zachodnia opinia publiczna.

- Pamiętam mój wywiad z prezydentem Francji François Mitterandem przed jego przyjazdem do Polski w czerwcu 1989 roku. Zadałem mu wtedy pytanie, jak widzi możliwości przyjęcia Polski do Unii Europejskiej. Otrzymałem kompletnie wymijającą odpowiedź, która z jednej strony wprawdzie odwoływała się do tego, o czym mówił Jan Paweł II, ale z drugiej nie kreśliła konkretnej drogi wejścia Polski w struktury UE. Konsekwencje takiego zjednoczenia budziły lęk. Wszystko pozostawało raczej w sferze myślenia życzeniowego.

26 kwietnia 1988 roku w Czechosłowacji zabito Pavla Vonkę, który chciał kandydować w wyborach jako kandydat niezależny. Sprawa wywołała oburzenie na forum Parlamentu Europejskiego, europosłowie zdecydowanie to potępili (PE piętnował także zbrodnie komunistyczne popełnione w Polsce - przyp. red.). Brat Vonki przyznał w rozmowie z Anną Ferens, że do dziś nie wiedział o zaangażowaniu w sprawę unijnej instytucji. Jak to możliwe?

- To wynikało ze stopnia organizacji opozycji w danym kraju. W Polsce była ona rzeczywiście dobrze zarządzana. Miała swoje źródła informacji, podziemną prasę, biura interwencji, kontakty w Europie Zachodniej, komitety "Solidarności", które działały w różnych krajach - choćby z siedzibą w Brukseli czy Paryżu. Obieg informacji był bardzo profesjonalny. Trudno mi natomiast mówić o tym, jak było w Pradze.

- Istniała tam mniejsza grupa dysydentów, w dodatku bardzo represjonowana - przetrzymywana w więzieniach z długoletnimi wyrokami. Tu jednak można wrócić do pierwszego pytania, podkreślając, że film "Punkt oparcia" nie powstał po to, aby budować wrażenie o wszechpotężnym Parlamencie Europejskim, którego głos natychmiast rozbrzmiewał na cały świat. Dokument Anny Ferens opowiada o instytucji, która ratowała honor zachodniego świata, działając jednocześnie z niezwykłą konsekwencją, czego dowodzi liczba rezolucji i debat poświęconych krajom bloku wschodniego.

Niewiele mówi się o roli, jaką w procesie przemian demokratycznych w krajach bloku wschodniego odegrał Parlament Europejski. Film Anny Ferens, a także pana działania, mają to zmienić. Jakie kroki są w tym celu podejmowane i czy są już jakieś efekty?

- Negocjuję obecnie wyświetlenie filmu w Telewizji Polskiej i we francusko-niemieckim kanale Arte. Chciałbym, żeby został wyemitowany w telewizjach narodowych poszczególnych krajów członkowskich UE. Wystąpiłem także o realizację wielu wersji językowych, bo obecnie posiadamy tylko wersje polską i angielską.

- Uważam, że ten film powinien stać się sztandarowym materiałem w trakcie kampanii informacyjnej przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Unaocznia on bowiem nie tylko działania PE, ale również wzbudza emocje, co przecież nie jest łatwe do pokazania w przypadku działalności takiej instytucji. Jest on również opowieścią, która uczy, że warto się upominać o sprawy trudne, które - jak się często okazuje - wcale nie muszą być beznadziejne.

- Chciałbym, żeby ten film trafił również do młodych ludzi i uzmysłowił im, dlaczego tak bardzo chcieliśmy przystąpić do UE. Dzisiaj bowiem nasze myślenie jest często skrzywione - skupiamy się jedynie na korzyściach ekonomicznych płynących z członkostwa w Unii albo dostrzegamy wyłącznie przepisy prawne, które nas śmieszą czy denerwują. Film "Punkt oparcia" pokazuje, że wola przystąpienia do Unii Europejskiej wynikała z podświadomej tęsknoty za życiem w wolnej Europie i z chęci odcięcia się od lat sowieckiej dyktatury.

Czy doświadczenia z lat 80. są obecnie wykorzystywane przez unijne instytucje? Czy pana zdaniem Parlament Europejski naciska dziś równie mocno i równie głośno potępia łamanie praw człowieka na Ukrainie?

- Te doświadczenia są bardzo cenne. Wystąpienia i rezolucje z tamtych lat dowodzą, że PE dążył do zinstytucjonalizowania swojej działalności w zakresie ochrony praw człowieka. I tak, najpierw ustanowiono Nagrodę Sacharowa. Później powstał Europejski Fundusz Na Rzecz Demokracji i Wolności. Stopniowo również PE zaczyna wymuszać na Komisji Europejskiej, by do umów stowarzyszeniowych wprowadzała zapisy warunkujące uzyskanie pomocy materialnej od przestrzegania standardów wolności i swobód obywatelskich.

- I to właśnie jest owoc tej działalności z lat 80. Ona sprawiła, że dziś czymś oczywistym jest istnienie w PE podkomisji ds. praw człowieka i dzięki niej właśnie w dyplomacji europejskiej są osoby odpowiedzialne za te kwestie. Jeśli delegacje europejskie wyjeżdżają do krajów, co do których zachodzi podejrzenie, że mogą tam być naruszane prawa człowieka, to zawsze żądają one spotkania z organizacjami pozarządowymi i opozycjonistami. Ta sfera polityki stała się integralną częścią unijnej polityki.

- W PE zawsze przynajmniej raz w miesiącu jest debata nad trzema ważnymi tematami z zakresu naruszania praw człowieka. Podczas najbliższej sesji będziemy rozmawiać o sytuacji w Egipcie i Syrii. W przypadkach tak nagłych, jak Ukraina, organizowane są nadzwyczajne debaty. Ukraina znów stanie się przedmiotem rezolucji i rozmów w PE. Naszym celem jest nie tylko potępienie łamania praw człowieka w tym państwie, ale również powstrzymanie władz przed rozlewem krwi.

- Unia Europejska stara się angażować wszędzie tam, gdzie łamane są prawa człowieka, a doświadczenia z lat 80. pomagają w podejmowaniu słusznych kroków. Tak więc i teraz nadadzą one kierunek działaniom na rzecz rozwiązania ukraińskiego pata.

Rozmawiała: Antonina Kotarba

-----

*Anna Ferens dotarła do archiwalnych materiałów, rozmawiała z europarlamentarzystami oraz działaczami opozycji z Czech, Estonii, Niemiec, Polski, Słowacji, Rumunii - tak powstał film dokumentalny "Punk oparcia". 10 stycznia projekcja filmu zainaugurowała w Parlamencie Europejskim w Brukseli, jubileuszowy rok 2014, w którym obchodzimy 25-lecie demokratycznych zmian w Europie Środkowej i Wschodniej oraz 10-lecie rozszerzenia UE o nowe państwa członkowskie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polska Rzeczpospolita Ludowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy