Fakty i mity na temat bitwy pod Wiedniem

Znaczenie Odsieczy Wiedeńskiej nigdzie nie jest tak doceniane jak w Polsce, bo to jedna z nielicznych wiktorii militarnych odniesionych przez Rzeczpospolitą w drugiej połowie XVII wieku - mówi PAP prof. Dariusz Kołodziejczyk, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego. Mija 335 lat od bitwy z Imperium Osmańskim pod Wiedniem 12 września 1683 r.

Bitwa pod Wiedniem stoczona została 12 września 1683 r. między wojskami polsko-austriacko-niemieckimi pod dowództwem króla Jana III Sobieskiego a armią Imperium Osmańskiego pod wodzą wielkiego wezyra Kara Mustafy.

Prof. Dariusz Kołodziejczyk podkreślił, że choć jest to ważna bitwa w dziejach Europy, to jej znaczenie nigdzie nie jest doceniane tak jak w Polsce. "To jedna z nielicznych wiktorii militarnych odniesionych przez Rzeczpospolitą w drugiej połowie XVII wieku" - mówił profesor i dodał, że na postrzeganie tego zwycięstwa miały wpływ także późniejsze losy kraju, gdy próbowano szukać w historii momentów "ku pokrzepieniu serc".

Reklama

"Wiktoria Wiedeńska jest również fetowana w Wiedniu, bo rzeczywiście umożliwiła Habsburgom późniejszy ogromny wzrost polityczny. W samej Turcji też jest znana, nawet nazwisko Sobieskiego jest dzisiaj kojarzone" - tłumaczył historyk.

Jak podkreślił, dzięki zwycięstwu pod wodzą Sobieskiego udało się odepchnąć armię osmańską od Wiednia, uratować miasto i trwale wyeliminować zagrożenie ze strony Turków dla Europy Środkowej. Natomiast - zaznaczył - to niebezpieczeństwo ze strony imperium bywa przeceniane. Wizja Polski jako ratującej Europę przed muzułmańskim niebezpieczeństwem - jego zdaniem - jest historycznym nadużyciem.

"Jeślibyśmy się zabawili w historię alternatywną: co by się stało, gdyby Sobieski nie poszedł pod Wiedeń? Miasto - mogłoby zostać zdobyte. Tyle tylko, że cesarz już był w Linzu, jednej z rezydencji Habsburgów, mógł też przenieść się do Pragi lub Innsbrucka" - wyjaśniał historyk. I dodał, że Turcy nie mogli długo okupować Wiednia z uwagi na nadchodzącą zimę i "prawdopodobnie po miesiącu opuściliby miasto". Ludność oczywiście na skutek rabunku bardzo by ucierpiała, ale - jak mówił -przypuszczalnie Habsburgowie rok później wróciliby do Wiednia i go odbudowali.

Prof. Dariusz Kołodziejczyk zwrócił uwagę, że dzisiaj na stolicę Austrii patrzymy przez pryzmat muzyki Jana Straussa, secesji wiedeńskiej, pałacu Schönbrunn. "Wiedeń stał się taką europejską stolicą sztuki dopiero po Odsieczy Wiedeńskiej. Nie powinniśmy ekstrapolować znaczenia miasta dla okresu przed 1683 r. Pamiętajmy, że w pierwszej połowie wieku XVII to Praga była główną stolicą Habsburgów, a nie Wiedeń, i to nie Praga była oblężona, tylko Wiedeń" - tłumaczył.

Historyk podkreślił, że zwycięstwo nad Imperium Osmańskim było koalicyjne, a wojska polskie stanowiły mniej więcej jedną czwartą tych sił. "Natomiast rzeczywiście to była ta jedna czwarta, która mogła przesądzić o zwycięstwie" - powiedział.

O tym, że wojskami koalicji dowodził Jan III Sobieski, rozstrzygnęła ceremonialna hierarchia i roztropność cesarza Leopolda, który zrezygnował z dowodzenia armią, ustępując miejsca drugiemu rangą królowi Polski. "Leopold wiedział, że nie jest wielkim wodzem, i wiedział, iż Sobieski ma doświadczenie w walce z Turkami i z Tatarami. Doradzał mu też Marco d’Aviano - kapucyn kaznodzieja, który odegrał tutaj podobno dużą rolę, aby przekonać cesarza, że to Sobieski musi być głównodowodzącym. Jedynym wyjściem dla cesarza było wycofanie się, co oznaczało, że wtedy naturalnie dowódcą zostaje król" - mówił prof. Kołodziejczyk. Jak dodał, to z kolei spowodowało, że w polskiej propagandzie pojawiały się zarzuty, iż cesarz stchórzył i wyjechał do Linzu. "Gdyby nie wyjechał do Linzu i został, to Sobieski nie mógłby dowodzić" - stwierdził prof. Kołodziejczyk.

Jak podkreślił, król Polski odpowiadał za całość bitwy i przeprowadził decydujące uderzenie, natomiast nie jest jedynym autorem sukcesu. Dużą rolę odegrał dowódca wojsk habsburskich Karol Lotaryński. "Postać bardzo pozytywna i bardzo ciekawa. Był konkurentem Sobieskiego do tronu Polski. Mimo że przegrał, potrafił schować urazę. Wiemy, że bardzo szanował Sobieskiego jako wodza, podporządkował mu się i właściwie współpraca tych dwóch wodzów: Jana Sobieskiego i Karola Lotaryńskiego, w dużym stopniu przyczyniła się do zwycięstwa" - opowiadał prof. Kołodziejczyk.

Historyk zwrócił także uwagę na fakt, że Sobieski osobiście dbał o to, by o jego dokonaniach było głośno. "Był mistrzem propagandy. Wysyłał listy do żony nie tylko po to, żeby tam wyrazić swoją tęsknotę, ale dawał jej bardzo dokładne instrukcje, jaka część tych listów ma być natychmiast wysłana do Amsterdamu. Miasto było wówczas centrum medialnym podobnie jak dziś Nowy Jork, a publikowane tam +newsy+ w formie gazetek i druków ulotnych docierały do czytelników w całej Europie". Jak dodał profesor: "Sobieskiemu i Marysieńce głównie zależało na tym, żeby zapewnić tron jednemu z synów, Jakubowi"; sam król był człowiekiem bardzo rodzinnym, który próbował zbudować własną dynastię.

Profesor odniósł się również do anegdot, które krążą o bitwie, z których najbardziej znana dotyczy kawy. "Rzeczywiście w obozie tureckim znaleziono duże zapasy kawy. Wiemy z kronik osmańskich, że Kara Mustafa traktował kawę tak, jak traktowano wódkę podczas II wojny światowej w armii radzieckiej. Tak, jak żołnierzowi radzieckiemu dawano 100 gramów do wypicia przed szturmem, tak samo żołnierzom osmańskim, zwłaszcza formacjom, które szły na mury pierwsze - dawano kawę. Kawa w XVII wieku działała na ludzi znacznie mocniej niż dzisiaj, bo ludzki organizm nie był do niej przyzwyczajony" - opowiadał prof. Kołodziejczyk.

Profesor podkreślił też, że kawę pito także dla przyjemności. Po przegranej bitwie zapasy kawy trafiły w ręce zwycięzców, a sam zwyczaj picia kawy został spopularyzowany w Wiedniu. "W tej historii pojawia się postać Franciszka Kulczyckiego, który być może nie był wcale Polakiem, lecz Rusinem lub Serbem. Jakąś rolę szpiegowską pewnie odgrywał, chodził na obie strony, znał turecki i przy okazji później założył kawiarnię" - opowiadał profesor.

Zaznaczył jednak, że w tamtym czasie kawa była już w Europie znana. "W Wenecji, Londynie i Paryżu kawiarnie istniały już przed Odsieczą Wiedeńską. Na terenie Rzeczypospolitej Turcy po zdobyciu Kamieńca Podolskiego założyli w mieście 10 kawiarni" - podkreślił prof. Kołodziejczyk.

Inna anegdota, szczególnie popularna w internecie, opowiada o sytuacji, gdy Kara Mustafa miał wysłać korzec maku Sobieskiemu, twierdząc, że tak liczne są tureckie wojska, a Sobieski miał mu odpowiedzieć, wysyłając korzec pieprzu, by pokazać, że polskie wojska, choć mniej liczne, są ostre jak pieprz.

Prof. Kołodziejczyk podkreślił, że historykom ta opowieść jest zupełnie nieznana i nie mogła się wydarzyć. Jednym z powodów jest fakt, że "Kara Mustafa do ostatniej chwili nie wierzył, iż Sobieski przyjdzie pod Wiedeń". Jak mówił historyk, "z punktu widzenia Mustafy Sobieski był zdrajcą, ponieważ złamał porozumienie pokojowe, które zostało zawarte kilka lat wcześniej.

Skoro nawet wojska sojusznicze jeszcze do ostatniej chwili nie wiedziały, kto będzie głównodowodzącym to skąd Kara Mustafa miał wiedzieć, że to będzie Sobieski".

"Poza tym, po co Mustafa miałby wysyłać korzec maku? Chyba tylko po to, by dać Sobieskiemu szansę na tak inteligentną odpowiedź. To historia ku pokrzepieniu serc. Czy ona mogła się pojawić już w XVII wieku w jakimś panegiryku pokazującym, jaki król był bystry i inteligentny? Teoretycznie to możliwe, ale w źródłach jej nie znalazłem" - powiedział prof. Kołodziejczyk.

Zdaniem profesora jest bardzo możliwe, że ta anegdota została wymyślona w XIX wieku. "Powstawało wtedy wiele historii ku pokrzepieniu serc, wymyślonych przez autorów polskich. Natomiast możliwe też, że to współczesny wymysł, który moglibyśmy uznać za fake news" - podsumował historyk.

Na pytanie, w jakim stopniu zwycięstwo Sobieskiego pogrążyło turecką potęgę - w ocenie historyka - trudno jednoznacznie odpowiedzieć. "Przez długi czas historię Imperium Osmańskiego postrzegano jako dzieje wzrostu i upadku, trochę jak u człowieka, gdzie mamy dzieciństwo, dorosłość, potem schyłek. Niektórzy początków tego schyłku upatrywali już w bitwie pod Lepanto w 1571 r., kiedy flota osmańska została pokonana przez chrześcijańską koalicję. Niektórzy właśnie w Wiedniu, niektórzy w traktatach karłowickich 1699 r., jeszcze inni dopiero w traktatach z Rosją, kiedy Imperium Osmańskie straciło Krym pod koniec XVIII wieku" - tłumaczył.

Historyk podkreślił, że dzisiaj zwraca się uwagę na to, że Imperium Osmańskie trwało 600 lat. "Dynastia Osmanów wprawdzie upadła, ale przeżyła o pięć lat Romanowów, o cztery lata Habsburgów, a więc mówienie o tym, że to był +chory człowiek Europy+, który musiał przegrać, jest nie do końca uzasadnione" - powiedział.

Profesor dodał jednak, że wyprawa na Wiedeń była ostatnim tak agresywnym zrywem Imperium Osmańskiego na terenie Europy Środkowej. "W efekcie nie dość, że Turcy zostali odepchnięci od Wiednia, to jeszcze w tej samej kampanii pod Parkanami - to jest bardzo ważna bitwa, militarnie bodaj ważniejsza od wiedeńskiej - armia osmańska na terenie Węgier została zniszczona i w toku następnych kampanii Habsburgowie wypchnęli Osmanów z Węgier" - mówił.

Prof. Kołodziejczyk wskazał też na fakt, że Kara Mustafa popełnił bardzo duży błąd polityczny, który zaważył na klęsce imperium. "Podstawą polityki osmańskiej w XVI wieku, za Sulejmana Wspaniałego, było nie doprowadzić do tego, żeby Europa się zjednoczyła. Sulejman stawiał na sojusz z Francją i z Jagiellonami przeciwko Habsburgom. Myśmy byli sojusznikiem Turcji przez cały XVI wiek. Natomiast Kara Mustafa potrafił zrazić do siebie i Habsburgów, i Wenecję, i Rzeczpospolitą" - wyjaśnił historyk, podkreślając, iż w ten sposób wódz doprowadził do tego że, te podmioty, które się wcale nie lubiły, zaczęły współpracować. "Do tego, jak doszła jeszcze Rosja, to musieli walczyć na czterech frontach, i nic dziwnego że przegrali" - podsumował.


PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy