Polskie cmentarze w Afryce. Blizna po Syberii

W Afryce została blizna po Syberii - polskie cmentarze. I choć polscy Sybiracy-Afrykańczycy Czarny Ląd wspominają jako raj usytuowany gdzieś między piekłem mroźnych przestrzeni ZSRS, skąd przybyli, a ponurą, deszczową Wielką Brytanią, dokąd niektórym udało się dotrzeć po latach tułaczki, to Afryka pozostaje również polską nekropolią.

O niezwykłej misji, wzruszających Zaduszkach na Czarnym Lądzie, intensywnych pracach, dzięki którym dziś krewni mogą się w końcu dowiedzieć, gdzie dokładnie w Afryce spoczęli ich bliscy zesłani na Syberię, opowiadają:  dr hab. Hubert Chudzio oraz Anna Hejczyk, Alicja Śmigielska i Mariusz Solarz - dyrektor i pracownicy  Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń Uniwersytetu Pedagogicznego.

Najukochańszy brat

- Józefa Bielinowicz, osoba zupełnie niezwykła, opowiedziała mi historię "zgubiebia" brata. Tak naprawdę  najprawdopodobniej został zabity, bo szukał jedzenia w czasie wyjazdu do Armii Polskiej, która się wówczas tworzyła m.in. w Buzłuku , w Tockoje. Brat wyszedł. Do dziś nie wie, co się z nim stało, i nie chce wiedzieć. Rodzina wie, ale ona sama nigdy nie zapytała, bała się  - opowiada w rozmowie z Interią dyrektor Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń dr hab. Hubert Chudzio. - To był jej najukochańszy brat - dodaje.

Reklama

- Siostra pani Bielinowicz zmarła w Tengeru w Tanganice (obecna Tanzania - red.), bo rodzina tam właśnie trafiła. Dziewczyna dostała ataku wyrostka robaczkowego, a leczyli ją na coś innego, na malarię. To druga osoba, która została pochowana na cmentarzu w Tengeru. Przeżyła Syberię, a została pochowana w Afryce. Wieźliśmy znicze na jej grób - opowiada historyk.

Pomysł na inwentaryzację polskich grobów w Afryce narodził się w 2008 roku podczas jednego z obozów naukowych związanych z inwentaryzacją grobów wojennych na terenie Małopolski.

 - Powiedziałem  wtedy studentom, że podobną inwentaryzację można zrobić nawet w Afryce. Bardzo się do tego pomysłu zapalili. Opowiedziałem historię o polskich osiedlach w Afryce, które wtedy u nas w ogóle nie były znane, albo były znane niewielu osobom - opowiada mój rozmówca.

Dr hab. Hubert Chudzio, po ustaleniach ze studentami, zaproponował zorganizowanie misji do Kenii, Tanzanii i Ugandy. - Ten wyjazd się udał (2009 r. - red.) - wspomina, zaznaczając, że "był  to kolejny trybik, prowadzący do powstania Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń".

- Cmentarz w Koji  był zrównany z ziemią, teraz wygląda pięknie. Pomogli miejscowi salezjanie - ks. Ryszard Józwiak i jego podopieczni, ugandyjskie dzieci ulicy. To oni wykonali 97 krzyży dla pochowanych tam Polaków, w tym także dla takich samych biednych dzieci - małych polskich Sybiraków, którzy trafili kiedyś do Afryki i podobnie jak dorośli pozostali tam na zawsze.

Skąd się wzięli Polacy w Afryce?

- Historia jest długa. To efekt wybuchu II wojny światowej. Po tym, jak z jednej strony zaatakowali nas Niemcy, z drugiej Sowieci, jedną z form represji, stosowanych przez Sowietów wobec ludności polskiej były różnego rodzaju deportacje w głąb Związku Sowieckiego. Cztery największe deportacje odbyły się w latach 1940-41 - tłumaczy Anna Hejczyk.

W wyniku deportacji część Polaków, zwłaszcza z Kresów Wschodnich, znalazła się w Związku Sowieckiem. Trafili głównie na Syberię i w rejon Kazachstanu.

- Nie była to oczywiście ludność przypadkowa. Wywożono określone grupy społeczne. Chodziło przede wszystkim o to, by zlikwidować inteligencję, najbardziej patriotycznie nastawionych Polaków, więc byli to np. urzędnicy i ich rodziny, właściciele ziemscy, rodziny oficerów, żołnierzy, którzy zginęli w Katyniu. Większą część tej ludności deportowanej stanowiła ludność cywilna - dodaje Hejczyk.

Zesłanie oznaczało pracę w trudnych warunkach, w mrozie sięgającym często minus 40 stopni Celsjusza, a czasami więcej.

Wybuch wojny między Niemcami i Związkiem Sowieckim w 1941 roku sprawił, że zmieniła się sytuacja polityczna i doszło do podpisania w Londynie ważnego dla naszych zesłańców porozumienia, znanego w historii jako układ Sikorski-Majski.

- Był on istotny głównie z dwóch względów. Przede wszystkim mówił o tym, że na południu Związku Sowieckiego ma się tworzyć Armia Polska, nad którą dowództwo objął gen. Władysław Anders. W związku z tym na południe zaczęli się przemieszczać mężczyźni - zesłańcy czy łagiernicy, którzy chcieli wstąpić do armii. Z jednej strony był to patriotyczny obowiązek, z drugiej - szansa na wydostanie się ze Związku Sowieckiego. I drugi ważny punkt tej umowy: informacja o ogłoszeniu tzw. "amnestii". Sam termin jest oczywiście problematyczny. Ale owa "amnestia" umożliwiła ludności polskiej przemieszczanie się - z pewnym ograniczeniami - po ZSRS. Część polskich cywili zdecydowała się więc na podróż w nieznane - na południe ZSRS - w nadziei, że uda im się wydostać razem z żołnierzami - wyjaśnia Hejczyk.

Polskie osiedla w Afryce

Z ludnością cywilną, która próbowała wydostać się z ZSRS, trzeba było coś zrobić. -  Na podstawie umów polsko-brytyjskich Polacy zostali skierowani do specjalnie przygotowanych osiedli. Powstały one na terenach bezpiecznych, na których wówczas można było przeczekać wojnę. Była to Afryka Wschodnia i Południowa, czyli tereny będące koloniami bądź dominiami, protektoratami czy terytoriami mandatowymi Wielkiej Brytanii - zaznacza Anna Hejczyk.

Do Afryki w latach 1942-52 dotarło około 18-20 tys. rodaków, którzy zamieszkali w 22 różnych miejscach. Największe polskie osiedle w Afryce - Tengeru - istniało do 1952 roku. Na przełomie lat 40. i 50. polskie osiedla były już likwidowane, ponieważ skończyła się wojna.

Po polskich osiedlach zostały cmentarze. To do tych miejsc krakowscy studenci ze Studenckiego Koła Naukowego Historyków UP pod kierownictwem dr. hab Huberta Chudzio wyruszyli w 2009 roku. Misji naukowej przyświecały trzy cele: przywrócenie pamięci, dokumentacja filmowa, fotograficzna, kartograficzna  i renowacja polskich cmentarzy. Na tyle, na ile pozwalał czas i środki.

Koja. "Zmarli Polacy w drodze do ojczyzny".

Nad brzegiem Jeziora Wiktorii w Ugandzie wybudowano jedno z polskich osiedli. Z kościołem, kinem, teatrem, biblioteką. Wyglądało jak małe miasto. Był też szpital, który mógł pomieścić 130 pacjentów. Dzieci chodziły do polskich szkół, rozwijało się mocno harcerstwo. W obozie kwitło rzemiosło. Świetnie funkcjonowały warsztaty krawieckie, tkackie, szewskie czy meblarskie.

Gdy rozmawiałam z byłymi mieszkańcami tego osiedla, pojawiły się bardzo ciepłe wspomnienia. Danuta Sedlak i Artur Woźniakowski dotarli do Koji jako 5-letnie dzieci. W ich pamięci zapisało się wiele fantastycznych obrazów. Ich wspomnienia można przeczytać TUTAJ.

Po polskim osiedlu w Koji został cmentarz.  Gdy po 70 latach w to miejsce dotarła misja naukowa Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, w zaroślach poza murami nekropolii udało się odnaleźć duży, betonowy krzyż. Płyta z nazwiskami zmarłych zachowała się, ale trzeba było odtworzyć  oryginalny napis, znany z archiwalnych zdjęć:  "Zmarli Polacy w drodze do ojczyzny".

Nekropolia została zrównana z ziemią, najprawdopodobniej przez miejscową ludność wiele lat wcześniej. Przez busz trzeba było przedzierać się maczetami, tzw. pangami.

Studentom udało się udało się odnowić  główny pomnik na cmentarzu. Z kolei w  2012 r. z inicjatywy dyrektora Centrum, dr. Huberta Chudzio oraz byłych mieszkańców osiedla, na cmentarzu postawiono 97 symbolicznych krzyży. Projekt został zrealizowany przez ks. Ryszarda Józwiaka, salezjanina i jego podopiecznych z Misji Don Bosco. Wsparły go Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. 

Masindi. "Poloniae semper Fidelis"

W Masindi, w Ugandzie, mieszkało około 4 tys. Polaków. Do dziś stoi tam piękny kościół wybudowany przez rodaków miedzy 1942 a 1945 rokiem. Na budynku znajduje się napis w czterech językach (polskim, angielskim, łacińskim i suahili), który informuje, że kościół został wybudowany przez "wygnańców polskich  podczas tułaczki do wolnej ojczyzny". A nad wejściem deklaracja: "Poloniae semper Fidelis".

- Przyjeżdżamy do Ugandy i jest tam godło Polski, a w środku ołtarz drewniany w kształcie skrzydeł orła polskiego z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej - opisuje Mariusz Solarz.

- Na mszę w 2009 roku przyjechało bardzo dużo osób - chrześcijan a nawet muzułmanów. Ci pierwsi chcieli podziękować  Polakom za to, że wybudowali im kościół i mogą z niego korzystać.

Obok polskiego kościoła, który do dziś służy miejscowym, znajduje się cmentarz. Na nekropolii po bytności Polaków w tym miejscu, pozostało ponad 40 nagrobków. Dzięki wyprawie Studenckiego Koła Naukowego Historyków Uniwersytetu Pedagogicznego zostały odnowione m. in. nagrobne inskrypcje.

Tengeru. Mała Polska

W Tanzanii - jak wspominają uczestnicy wyprawy - pomagali franciszkanie - o. Michał Sabatura, który  prowadził misję niedaleko Aruszy.

Nieopodal od katolickiej misji, w Tengeru, znajdowało się kolejne polskie osiedle. Do dziś miejsce to nazywane jest "Małą Polską". Kiedyś było zamieszkiwane przez prawie 5 tys. Polaków. Część z nich mieszkała w tzw. "ulach" - okrągłych domkach z gliny, krytych trawą słoniową i liśćmi palmowymi.

Na polski cmentarz kieruje dziś duża, biało-czerwona tablica. Po osiedlu w Tengeru pozostało 149 nagrobków. To mogiły ludzi różnych wyznań. Najwięcej, co nie dziwi, rzymskokatolickiego, ale także prawosławnego i mojżeszowego.

Polskim cmentarzem opiekował się jeden z lokalnych mieszkańców. Wraz z nim krakowskiej misji udało się uporządkować nekropolię, pomalować część obiektów, w tym odnowić inskrypcje, wyciąć drzewa, zagrażające nagrobkom, a także przeprowadzić prace murarskie, scalające zniszczone groby.

Uczestnicy wyprawy zapamiętali poruszający napis, znaleziony na grobie 9-letniego Wiesia: "Czemuś o Boże zabrał me dziecię? Czemuś zostawił mnie na tym świecie? W mym sercu został smutek głęboki... Niezbadane są Boga wyroki!"

Misja dotycząca inwentaryzacji  i renowacji polskich nekropolii w Afryce Wschodniej i Południowej oraz dokumentacji losów Polaków na Czarnym Lądzie miała swoją kontynuację w 2015 r. Jej współorganizatorem była polska ambasada w Pretorii. Najtrudniejsze - pod względem logistycznym - były Zambia i Zimbabwe - mówi Mariusz Solarz. Chodziło o olbrzymie odległości między osiedlami -szczególnie Lusaką i Abercorn.

- Wielu polskich Sybiraków-Afrykańczyków prosiło nas o to, by dotrzeć do polskich cmentarzy również tam - wspomina Solarz.

- Abercorn, dzisiejsze Mbala, leży nieopodal jeziora Tanganika i w latach 40-tych XX wieku była osiedlem najbardziej oddalonym od innych. Miasteczko znajdowało się nieopodal południowego brzegu jeziora Tanganika. Tam trafiło kilkuset Polaków - dodaje dr Chudzio.

Po długich przygotowaniach plan udało się zrealizować. Niebagatelną rolę odegrał tu salezjanin ks. Piotr Malec, który niestety zmarł podczas przygotowań misji.  Ksiądz ten w 2014 roku wraz z Witoldem Majewskim z polskiej ambasady w Pretorii odkrył cmentarz w Abercorn. - Nie mieliśmy pewności, czy ten cmentarz jeszcze istnieje, więc oni tak naprawdę odkryli go na nowo - podkreśla Solarz.

Nad Tanganiką misji naukowej udało się poddać renowacji kilkanaście nagrobków polskich stanowiących kwaterę miejscowego cmentarza angielskiego. Metalowe krzyże przejechały z Pretorii na terenowym aucie wyprawy ponad 3 tys. km. Udało się także odnaleźć i odnowić pomnik Orła Białego z napisem "Honor i Ojczyzna", który stał w centralnym punkcie polskiego osiedla w Abercorn. 

Po Abercorn były jeszcze Lusaka i Bwana M’Kubwa.

Poza pracami inwentaryzacyjnymi uczestnicy misji naukowej spotkali się również ze świadkami historii w Johannesburgu, w RPA. Dzięki pomocy Barbary Kukulskiej, prezes Zjednoczenia Polskiego w Johannesburgu, udało się nagrać kilkanaście bezcennych wielogodzinnych wywiadów audio i wideo, które trafiły do archiwum Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń. Oprócz tego, uczestnicy misji szukali polskich śladów na terenie Zimbabwe. Odnaleźli je m.in. w Digglefold, gdzie w latach 40-tych XX wieku znajdowało się byłe polskie gimnazjum dziewczęce. Do dziś są tam godła polskie. Jedno bardzo duże z betonu, a drugie wyszywane przez polskie uczennice, które wisi w byłym głównym budynku szkoły. Tam znajduje się również sanatorium im. gen. Ferdynanda Zarzyckiego - dyrektora wspomnianej placówki.

Kolejne polskie  ślady odnaleźli w Lusace (Zambia) - tam w polskiej kwaterze na lokalnym cmentarzu pochowano 50 rodaków. Po osiedlu Bwana M’Kubwa zostało około 40 polskich grobów, pomnik i gigantyczne, kolorowe godło Polski, chluba tego polskiego osiedla.

"Pokazałem mu grób jego brata"

Podczas prac dokumentacyjnych w Australii pracowników Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń przyjęli członkowie Koła Sybiraków w Perth.

- Mieszkałem u pana Tadeusza Gruszki, Sybiraka - wspomina Mariusz Solarz. Jeden z jego braci zmarł w Ifundzie. Podczas jednej z wieczornych rozmów poruszył ten temat. Dopytałem: jak to w Ifundzie? A ma pan internet? "No mam". No to mu pokazałem grób jego brata. I on ze wzruszeniem powiedział, że po raz pierwszy od ponad 60 lat widzi grób brata. Było to możliwe dzięki stworzonej przez Mariusza Solarza stronie internetowej, gdzie zamieszczone są zdjęcia, plany i opisy cmentarzy wraz z listami nazwisk spoczywających tam Polaków.

- To było duże przedsięwzięcie uczelniane - mówią o odnawianiu cmentarzy na Czarnym Lądzie uczestnicy wyprawy. - Jak na to teraz patrzymy. Nikt nie wierzył, że się uda - podsumowują.

Ewelina Karpińska-Morek

* * *

Zdjęcia do tego tekstu zostały udostępnione przez Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

Polskie Cmentarze w Afryce Wschodniej - strona ze zdjęciami, planami, opisami oraz listami nazwisk Polaków, którzy zostali tam pochowani

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy