Pomnik Sławika i Antalla - bohaterów trzech narodów

Polak Henryk Sławik i Węgier József Antall senior podczas II wojny światowej wspólnie uratowali co najmniej 5 tys. polskich Żydów. Pomnik upamiętniający ich dokonania odsłonią w sobotę w Katowicach prezydenci Polski i Węgier.

O Sławiku (1894 - 1944) mówi się "śląski Schindler", Antalla (1896 - 1974) nazywano "Ojczulkiem Polaków". Są uznawani za bohaterów trzech narodów - polskiego, węgierskiego i żydowskiego, ale przez wiele lat ich dokonania były zapomniane.

Jak ocenia dr Tomasz Kurpierz z katowickiego IPN, autor publikacji na ich temat, przesądziły o tym względy polityczne. - Proces przywracania pamięci i oddawania sprawiedliwości ich dokonaniom toczy się od lat. Można uznać, że rozpoczął się późno, bo dopiero pod koniec lat 80., ale te inicjatywy cieszą. W 2010 r. zostali pośmiertnie odznaczeni przez ówczesnego prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, wysoka jest ranga obecnej wizyty, reprezentacyjne miejsce, w którym zostaną upamiętnieni - powiedział.  

Reklama

Pomnik Sławika i Antalla powstał na placu przed halą Spodka w sąsiedztwie nowego budynku Międzynarodowego Centrum Kongresowego. Stanowią go dwie betonowe ściany pokryte błyszczącą stalą; wewnątrz jest grupa drzew, ławka oraz podobizny obu postaci i informacja o ich dokonaniach. Autorami tej koncepcji są Jan Kuka i Michał Dąbek.

Henryk Sławik, Ślązak, urodził się we wsi Szeroka (obecnie dzielnica Jastrzębia Zdroju) jako dziewiąte dziecko w chłopskiej, niezamożnej rodzinie. Był samoukiem, ukończył jedynie pruską szkołę ludową. Został dziennikarzem, politykiem, społecznikiem, uczestnikiem powstań śląskich, członkiem władz niepodległościowej Polskiej Partii Socjalistycznej, katowickim radnym, redaktorem naczelnym miejscowej "Gazety Robotniczej". Po wybuchu II wojny światowej musiał wyjechać na Węgry.

W październiku 1939 r. los zetknął go z Antallem - politykiem, społecznikiem, doktorem praw, przed wojną jednym z autorów gruntownej reformy systemu opieki społecznej. Jako wyższy urzędnik w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Królestwa Węgier został on we wrześniu 1939 r. delegowany do zorganizowania opieki nad polskimi uchodźcami, których Węgrzy przyjęli bardzo serdecznie.

Podczas wizyty Antalla w obozie w Helembie Sławik zabrał głos i powiedział, że jeszcze kilka miesięcy pobytu, a wszyscy rozleniwią się i rozpiją, bo gospodarze węgierscy są tacy gościnni. Podkreślił, że Polacy powinni pomnażać swoje siły, bo po powrocie do kraju czeka ich ciężka praca i odbudowa zniszczonego kraju.

Przeczytaj także: "Henryk Sławik - bohater zapomniany"

- Węgra zaskoczyła tak śmiała i stanowcza postawa polskiego uchodźcy. Zareagował błyskawicznie. Po krótkiej rozmowie zaproponował Sławikowi, aby objął on kierownictwo polskiej instytucji, która miałaby dla niego charakter opiniodawczy, a następnie mogła koordynować całość spraw związanych z opieką nad uchodźcami. Henryk zgodził się - opowiadał dr Kurpierz.

Tak Sławik został prezesem Komitetu Obywatelskiego do spraw Opieki nad Polskimi Uchodźcami na Węgrzech. Współpraca zaowocowała stworzeniem wzorowej opieki nad dziesiątkami tysięcy uchodźców polskich. Zapewniano im nie tylko opiekę socjalną, ale i medyczną, organizowano szkolnictwo, w tym polskie gimnazjum i liceum w Balatonboglar, gdzie w latach 1939-1944 kształciło się ok. 800 uczniów.

Na Węgrzech zaczęły też powstawać tajne struktury wojskowe i cywilne, które początkowo zajmowały się przede wszystkim przerzucaniem żołnierzy do tworzącego się we Francji Wojska Polskiego. W tę akcję, organizowaną przez poselstwo RP w Budapeszcie oraz attachat wojskowy, zaangażowali się również członkowie Komitetu Obywatelskiego, w tym i Sławik.

Wyjątkowym przedsięwzięciem była pomoc dla żydowskich dzieci. Sławik wraz z Antallem, przy współpracy kilku uchodźców żydowskich, zorganizowali dla nich sierociniec w miasteczku Vac. Zakład otwarty pod koniec lipca 1943 r. oficjalnie nazwany został Domem Sierot Polskich Oficerów. W rzeczywistości wraz z polskimi i żydowskimi opiekunami przebywało tam ok. stu żydowskich dzieci zaopatrzonych w "aryjskie" papiery ze zmienionymi nazwiskami. Działało przedszkole i szkoła, w której realizowano polski program nauczania. Jednocześnie jednak nie pozbawiano dzieci ich tożsamości - po oficjalnym udziale w mszy świętej, potajemnie uczono je hebrajskiego i objaśniano Stary Testament.

W kamuflaż włączył się też Kościół katolicki. Dla zwiększenia bezpieczeństwa dzieci, dzięki pomocy hrabiny Erzsbet Szap ry, wielkiej przyjaciółki Polaków, wiceprezeski Węgiersko-Polskiego Komitetu Pomocy Uchodźcom, sierociniec odwiedził wtajemniczony w całą sprawę nuncjusz apostolski na Węgrzech arcybiskup Angello Rotta.

W tym czasie bliskim współpracownikiem Sławika stał się m.in. Henryk Zvi Zimmermann, prawnik z Krakowa, członek żydowskiego ruchu oporu, który uciekł z krakowskiego getta w 1943 r., dotarł na Węgry i pod fałszywym nazwiskiem został jednym z pracowników Komitetu Obywatelskiego, a faktycznie łącznikiem między prezesem a różnymi grupami ukrywających się nad Dunajem polskich Żydów. Dzięki zaangażowaniu wielu ludzi umieszczone w Vacu dzieci udało się ocalić. W maju 1944 r., a więc już podczas okupacji Węgier, zostały potajemnie przewiezione do Budapesztu i tam, ukryte w kilku miejscach, wszystkie dotrwały do końca wojny.

- I Sławik, i Antall byli ludźmi ciężkiej pracy, świetnymi organizatorami, mieli wysokie kwalifikacje moralne. Jeszcze przed wojną obaj angażowali się w działania na rzecz ludzi najuboższych. Choć Antall był chadekiem, a Sławik socjalistą, odmienne poglądy polityczne nie przeszkodziły ich przyjaźni. Coś między nimi od razu zaiskrzyło, ufali sobie - to wszystko sprawiło, że razem osiągnęli tak wiele - ocenił dr Kurpierz.

Sławik trafił w ręce gestapo w połowie lipca 1944 r., prawdopodobnie został zdradzony przez jednego z uczniów z liceum w Balatonboglar. Aresztowany został również Antall. Obaj znaleźli się w budapeszteńskiej siedzibie gestapo. Hitlerowcy chcieli zdobyć przede wszystkim informacje o udziale Węgra w akcji przerzucania Polaków na Zachód oraz jego roli w ratowaniu Żydów. Ujawnienie zaangażowania Józsefa w te przedsięwzięcia równałoby się jednak wydaniu na niego wyroku śmierci. Sławik całą odpowiedzialność wziął na siebie, mimo brutalnego śledztwa nie zdradził przyjaciela.

W drodze z aresztu do więzienia Sławik i Antall siedzieli obok siebie w ciemnym samochodzie. - Poszukałem jego ręki, by podziękować mu za uratowanie mego życia. Z uściskiem dłoni tak mi szepnął - "Tak płaci Polska" - wspominał ostatnie spotkanie z polskim przyjacielem József Antall.

Sławik trafił wraz z najbliższymi współpracownikami z Komitetu Obywatelskiego do obozu w Mauthausen. Tam został powieszony 23 sierpnia 1944 r. Antalla, któremu śledczy z gestapo nie udowodnili żadnych zarzutów, wypuszczono, ale niepewny swego losu do końca wojny już się ukrywał. Do 1950 r. był jeszcze prezesem Węgierskiego Czerwonego Krzyża, potem żył w odosobnieniu aż do śmierci w 1974 roku. Jego syn, József Antall, był pierwszym premierem demokratycznych Węgier.

W przywróceniu pamięci o bohaterach ogromną rolę odegrał Henryk Zvi Zimmermann, który po wojnie pełnił m.in. funkcję wiceprzewodniczącego Knesetu i ambasadora Izraela w Nowej Zelandii. W listopadzie 1988 r. zamieścił w "Przekroju" ogłoszenie, że poszukuje "pana Sławika", który "dopomógł w ocaleniu wielu Polaków i Żydów". Dotarł w ten sposób do żony i córki Sławika. W 1990 r. Sławikowi przyznany został pośmiertnie Medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, rok później odznaczono nim Józsefa Antalla.

W 2010 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył Sławika najwyższym polskim odznaczeniem - Orderem Orła Białego. Józef Antall otrzymał wówczas pośmiertnie najwyższe odznaczenie nadawane cudzoziemcom - Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski.

Sejmik Województwa Śląskiego ogłosił rok 2014 Rokiem Henryka Sławika. Jednym z następstw tej uchwały, było przyjęcie przez Senat RP uchwały upamiętniającej 70. rocznicę śmierci Sławika oraz 40. rocznicę śmierci Antalla seniora. Uchwałę tej samej treści przyjęło też Zgromadzenie Narodowe Węgier.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy