"Stahel wydał rozkaz zamordowania wszystkich więźniów Mokotowa"

Reiner Stahel był zbrodniarzem wojennym. Obciąża go mord więźniów aresztu na Rakowieckiej, ale też wiele zbrodni, do których dochodziło w pierwszych dniach powstania w Warszawie - taki osąd wydaje pion śledczy IPN.

Dyskusję na temat postawy dowódcy warszawskiego garnizonu wywołał jego wnuk, kwestionujący to, że Muzeum Powstania nazywa dziadka zbrodniarzem wojennym. Dlaczego Stahel nie został w takim razie skazany? - Bo wzięty do niewoli przez Armię Czerwoną, został wywieziony w głąb Rosji, gdzie szybko zmarł, ale IPN nie ma wątpliwości, że Stahel wydał rozkaz zamordowania niemal 800 polskich więźniów i mimo że został odcięty przez powstańców w Pałacu Bruhla, nie protestował i nie zapobiegł rzeziom m.in. na Woli czy Ochocie - mówi w rozmowie z RMF FM prokurator Marcin Gołębiewicz, który badał działalność Stahela.

Reklama

Konrad Piasecki RMF FM: Czy Instytut Pamięci Narodowej jest w stanie udowodnić, że Reiner Stahel był zbrodniarzem wojennym?

Prok. Marcin Gołębiewicz: - Tak. Na podstawie zebranych w śledztwie dowodów wykazano ponad wszelką wątpliwość, że Reiner Stahel - wojskowy komendant miasta stołecznego Warszawy wydał rozkaz zamordowania wszystkich 794 więźniów więzienia mokotowskiego. Co istotne, w dacie wydania rozkazu zostali zwolnieni więźniowie niemieccy, czyli Volksdeutsche, więc w momencie przystępowania do realizacji rozkazu w więzieniu przebywali wyłącznie Polacy.

To była zbrodnia wojenna, której rozkaz wykonania wydał Stahel pisemnie czy ustnie? Ponieważ on w pierwszych dniach powstania został odcięty od faktycznego dowodzenia , był uwięziony w Pałacu Brühla.

- Nie dysponuję rozkazem pisemnym, takim zawartym na kartce papieru, podpisanym. Natomiast zebrane materiały, przede wszystkim raport pełniącego obowiązki kierownika więzienia Kirschnera dowodzi, że taki rozkaz został podjęty i że podlegli, a więc kierownik tego więzienia, przystąpił do jego realizacji. Po drugie, ta egzekucja została przeprowadzona siłami 3. Zapasowego Batalionu Grenadierów Pancernych SS, który stacjonował vis-a-vis więzienia na Rakowieckiej.

I rozumiem bez żadnych wątpliwości możemy powiedzieć, że to była egzekucja bez wyroków, ponieważ żaden sąd w tej sprawie się nie odbył?

- To była arbitralna decyzja Stahela, żaden sąd nie odbył się. To byli więźniowie śledczy, którzy byli aresztowani do różnych spraw.

Politycznych czy kryminalnych?

- Różnych. Wyroki śmierci, które wcześniej były wydane zostały wykonane, albo więźniów przerzucono do innych więzień na Zachód. W związku z tym, to nie były osoby, którym groziła kara śmierci.

A czy możemy mówić o odpowiedzialności Stahela za to, co przede wszystkim działo się na Woli i na Ochocie w pierwszych dniach powstania, czyli coś co dzisiaj się określa Rzezią Woli, Rzezią Ochoty?

- Możemy powiedzieć, że do Stahela dopływały informacje o tragediach, jakie działy się na ulicach, o  zbrodniach, których dokonywali żołnierze, podlegli Dirlewangerowi i Bronisławowi Kamińskiemu. O tym możemy powiedzieć, że Stahel wiedział. Wiemy również, że w początkowej fazie powstańcy, jeńcy, byli traktowani jak bandyci i w przypadku ich aresztowania, po przesłuchaniach, byli oni niejako przekazywani tym formacjom, które dokonały ich zatrzymań, czyli na przykład żołnierzom podległym Dirlewangerowi.

Czy to też był efekt jakiegoś rozkazu, czy te decyzje podejmowali jacyś szeregowi, oficerowie, czy podoficerowie niemieccy?

- Trudno powiedzieć. W każdym razie skoro wojskowy komendant dysponował danymi i nie reagował, znaczy, że akceptował  i podlegli mu dowódcy stosowali się do wypracowanego sposobu postępowania.

A czy jesteśmy w stanie powiedzieć, jakie były reakcje Stahela na te informacje? Rozumiem, że nie protestował, nie zabraniał dokonywać mordów ludności cywilnej i powstańców, których traktowano jak bandytów?

- Możemy tylko powiedzieć o pojedynczych sytuacjach na podstawie zachowanej relacji , że w pojedynczych przypadkach próbował reagować, tak in plus za rannymi jeńcami, ale to są tylko pojedyncze przypadki. Co do reguły, co do zasady, czyli w tej dużej masie Stahel nie reagował.

Stahel nigdy nie został osadzony?

- Nie został osądzony dlatego, że trafił do niewoli sowieckiej w Rumunii, trafił do różnych obozów etapowych NKWD-owskich i już do Niemiec nie wrócił.

Ale rozumiem, że gdyby żył, czy gdyby przeżył, zapewne trafiłby przed sąd wojenny, a nawet pan dzisiaj, mając do czynienia z nim żywym, wystosowałby przeciwko niemu akt oskarżenia?

- Oczywiście, na podstawie tych materiałów albo byśmy zmierzali do tego, ażeby został wydany w celu jego osądzenia, albo byśmy przekazali stosowne materiały do państwa, które by podjęło się jego osądu.

Czyli ta krucjata jego wnuka, który żąda, żeby go nie nazywać zbrodniarzem wojennym, jest właściwie skazana na niepowodzenie?

- Myślę, że tak. Nie możemy mówić o zbrodniarzach wojennych tylko tych, którzy zostali przez jakiś sąd polski, czy inny, uznani za tych zbrodniarzy. Tak było z Himmlerem, tak było z Hitlerem, oni też nie zostali osądzeni, co nie świadczy o tym, że nie byli zbrodniarzami. Podobnie również jest  w przypadku Stahela.

Ale rozumiem, że on nie był zbrodniarzem wojennym z pierwszego szeregu?

- Tak, rzeczywiście  możemy tak to określić, nie był tym zbrodniarzem z pierwszego szeregu. Jego oczywiście przebił znacząco von dem Bach-Zelewski, który był jego następcą, co nie zmienia faktu, że w tym tak zwanym pochodzie przestępstwa wypełnił formalne przesłanki zbrodni nazistowskiej, zbrodni wojennej i zbrodni przeciw polskości.

Ale rozumiem, gdyby go sądzono, to sądzono by go dzisiaj tylko za to, co wydarzyło się w więzieniu na Rakowieckiej, za Rzeź Woli, czy za Rzeź Ochoty, raczej by nie odpowiedział karnie?

- Nie wykluczam tego. W przypadku zbrodni na Rakowieckiej materiały zostały skompletowane i w związku z tym tutaj problemu by nie było, natomiast jeżeli chodzi o tę zbrodnię na Woli, jak najbardziej ten materiał jest pogłębiany, i my nie możemy wykluczyć, że gdyby żył to odpowiednio wcześniej te materiały byśmy skompletowali i byśmy je przekazali, ażeby one również stanowiły przedmiot osądu.

Konrad Piasecki


RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy