"Stan wojenny? Władza popełniła samobójstwo"

Już jesienią 1981 roku było wiadomo, że kto pierwszy zaatakuje, ten przegra – wspomina Krzysztof Wyszkowski, ówczesny publicysta, redaktor Tygodnika Solidarność.

Stan wojenny zastał Krzysztofa Wyszkowskiego w towarzystwie m.in. Tadeusza Mazowieckiego, Jana Strzeleckiego i Krzysztofa Czabańskiego w Grand Hotelu, w Sopocie. Były opozycjonista wspominał: "Początek był nawet dość przyjemny. Wydawało się, że może to wszystko jest jakąś przymiarką do poważniejszych rozmów politycznych. Okazało się jednak, że idioci komuniści wypowiedzieli wojnę społeczeństwu polskiemu, narodowi. Kiedy się o tym dowiedziałem, paradoksalnie znowu wpadłem w dobry humor. Uznałem, że władza popełniła samobójstwo, co oświadczyłem funkcjonariuszowi, który zakładał mi kajdanki".

Reklama

Publicysta był wtedy przekonany, iż komuniści polegną w ciągu następnych kilku miesięcy. "Trzeba było jednak czekać strasznych 8 lat, w czasie których Polska cofnęła się w rozwoju o epokę, gdy świat gnał do przodu" - opowiadał Wyszkowski.

"Przewidywanie upadku komunizmu wtedy nie było trudne, w moim przekonaniu było oczywistością"- mówił Wyszkowski. "Już jesienią 1981 r. było wiadomo, że kto pierwszy zaatakuje, ten przegra. Jeżeli Solidarność miałaby zacząć się zbroić, atakować... mowa była nawet o tym, że jakieś bojówki są robione... to wszystko bzdury. Ale wiadomo było, że jeżeli władza zdecyduje się na wprowadzenie stanu wyjątkowego czy wojennego, to również przegra. Ten, kto pierwszy podniesie rękę na przeciwnika czy partnera, ten będzie oskarżony o zbrodnie. I tak rzeczywiście się stało".

Krzysztof Wyszkowski przyznał, że nie przewidział jedynie skali zbrodni, na które zdecydowała się ówczesna władza.

"Masowe aresztowania kilkunastu tysięcy ludzi, przetrzymywanie ich przez rok, a jeśli chodzi o elitę Solidarności - przez kilka lat, było nie do przewidzenia. To była głupota, która zemściła się na komunistach w ten sposób, że 4 czerwca 1989 r. społeczeństwo jednoznacznie powiedziało - precz z komunizmem! Nie chcemy żadnego komunisty w parlamencie" - przypomina Wyszkowski i dodaje: "Okrągły Stół spowodował co prawda, że komunistom jakoś to gładko przeszło, ale komunizm został ostatecznie odrzucony".

W wyniku wprowadzonego 13 grudnia 1981 r. przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego stanu wojennego zginęło co najmniej kilkadziesiąt osób, a tysiące internowano, w tym niemal wszystkich członków Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność".

Na ulicach miast pojawiły się patrole milicji i wojska, czołgi, transportery opancerzone i wozy bojowe. Wprowadzono oficjalną cenzurę korespondencji i łączności telefonicznej; zmilitaryzowano także najważniejsze instytucje i zakłady pracy. Zawieszone zostało wydawanie prasy, z wyjątkiem dwóch gazet ogólnokrajowych ("Trybuny Ludu" i "Żołnierza Wolności") oraz 16 terenowych dzienników partyjnych.

Władze PRL spacyfikowały 40 spośród 199 strajkujących w grudniu 1981 r. zakładów. Najtragiczniejszy przebieg miała akcja w kopalni "Wujek", gdzie interweniujący funkcjonariusze ZOMO użyli broni, w wyniku czego zginęło dziewięciu górników.

31 grudnia 1982 r. stan wojenny został zawieszony, a 22 lipca 1983 r. odwołany, przy zachowaniu części represyjnego ustawodawstwa. Dokładna liczba osób, które w wyniku wprowadzenia stanu wojennego poniosły śmierć, nie jest znana. Przedstawiane listy ofiar liczą od kilkudziesięciu do ponad stu nazwisk. Nieznana pozostaje również liczba osób, które straciły w tym okresie zdrowie na skutek prześladowań, bicia w trakcie śledztwa czy też podczas demonstracji ulicznych.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy