Ernest Malinowski. Pogromca Andów

Ernest Malinowski miał w życiu trochę pecha, ale jednak o wiele więcej szczęścia. Pecha: gdyż jego najdonioślejsze osiągnięcie – stworzenie kolei transandyjskiej - przez wiele lat kojarzono z nazwiskiem nie jego, lecz Henry'ego Meiggsa, amerykańskiego bogacza, finansującego prace. Szczęścia zaś - bo przecież tak czy owak historia zapisała wszystko prawidłowo. No i poświęcił najlepsze lata na coś, co było jego pasją.

Urodzony w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie (na Wołyniu w 1818 r.) nie mógł rozwijać się a ojczyźnie, lecz - w konsekwencji udziału ojca i brata w powstaniu listopadowym - na obczyźnie. Wykształcił się we Francji (szkoła politechniczna oraz szkoła mostów i dróg), tam też zaczął karierę inżynierską. Zatrudniony był przy budowach kolei i dróg, rozbudowywał port Algier, regulował koryto rzeki Mozy. Po wybuchu Wiosny Ludów usiłował dostać się do szeregów zbrojnych na ziemiach polskich, jednak nie zdążył dotrzeć na miejsce przed upadkiem zrywu.

Reklama

Pozostał zatem we Francji, nadal budował drogi i regulował rzeki - aż w 1852 zawarł kontrakt na 6-letnie piastowanie stanowiska inżyniera rządowego w Peru. Miał tam projektować i budować drogi, mosty, prowadzić roboty melioracyjne, zajmować się topografią, a także kształcić miejscową kadrę techniczną.

Z sześciu lat na kontynencie po drugiej stronie Atlantyku zrobiło się... 47. Wszystkie wypełniła intensywna praca o zakresie daleko wykraczającym poza obowiązki zapisane w pierwszym kontrakcie. Malinowski współzakładał pierwszą peruwiańską organizację techniczną i wyższą uczelnię techniczną, odbudowywał miasto Arequipa po zniszczeniach wojennych, projektował linie kolejowe, piastował (w 1866 r., podczas konfliktu z Hiszpanią) stanowisko głównego inżyniera portu Callao (udział w jego obronie przyniósł mu honorowe obywatelstwo Peru), opracował nawet studium na tematy monetarne - i wreszcie został zaangażowany jako główny projektant linii kolejowej, przecinającej Andy i umożliwiającej nawiązanie komunikacji z Amazonią, a tym samym z atlantyckim wybrzeżem Ameryki Południowej.

Prace, rozpoczęte w 1870 r., doprowadziły do powstania dzieła bezprecedensowego. Zaprojektowana i zrealizowana pod osobistym nadzorem Polaka trasa wzniosła się na wysokość prawie 5.000 m, a poprowadzenie jej trawersami, półkami skalnymi, tunelami i mostami uznano w światowej literaturze fachowej za majstersztyk niemający porównywalnego stopniem trudności odpowiednika w całym świecie. Powstanie jej pozwoliło na połączenie stolicy, Limy, z górniczym ośrodkiem Cerro de Pasco oraz rolniczą doliną Jauja.

Budowa nie przebiegała bez zakłóceń. W 1874 r. roboty zawieszono wskutek krachu finansowego państwa - i wtedy kontynuowano je za prywatne pieniądze Meiggsa, ale też i Malinowskiego. Dzięki temu udało się dokończyć drążenie wszystkich zaplanowanych tuneli i budowę mostów, a także układanie nasypów pod tory do miasta La Oroya. Pierwszy odcinek był gotowy w 1878 r. Na trasie mijał najwyższy punkt kolejowy świata: stacyjkę La Cima na wysokości 4817,8 m.

Malinowski nie został autorem li tylko kolei transandyjskiej, gdyż w 1879 r., kiedy wybuchła wojny Peru z Chile, wyjechał do Ekwadoru. Zajmował się tam przeprowadzeniem żelaznej drogi przez Kordyliery Zachodnie, kiedy zaś wrócił w 1886 do Peru, zajął się dawnym dziełem. Zatrudniony w brytyjskiej kompanii Peruvian Corporation zyskał możliwość uwieńczenia dzieła, rozpoczętego w 1870: firma sfinansowała układanie torów na ostatnim nieskończonym odcinku do La Oroyi. Dzięki temu, w styczniu 1893 główna trasa kolei transandyjskiej była gotowa.

Inżynier rodem z Polski nie opuścił nigdy Peru. Ostatnie lata spędził w Limie. Powszechnie ceniony i poważany, prowadził dom otwarty, angażował się w życie towarzyskie, naukowe i kulturalne stolicy. Był wszak współzałożycielem prestiżowego Club Nacional, skupiającego osoby najbardziej wpływowe, działał w towarzystwach dobroczynnych i naukowych, udzielał się wreszcie w wyższej szkole inżynierskiej.

Gdy zmarł na atak serca, o godne miejsce spoczynku zadbała rodzina prezydencka, a jego śmierć odnotowała cała peruwiańska prasa. Niestety, wraz z upływem czasu pamięć o dokonaniach zblakła - na szczęście dzięki m.in. zainicjowanej przez Elżbietę Dzikowską akcji, zakończonej wzniesieniem na najwyższej na trasie kolei przełęczy Ticlio pomnika upamiętniającego polskiego inżyniera, Ernest Malinowski odzyskuje w Peru zatracone uznanie.

(wald)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy