Jak rozpętaliśmy I wojnę światową? Polskie wpływy polityczne w Wiedniu, w 1914 roku

Przed I wojną światową galicyjscy Polacy czuli się w stolicy austro-węgierskiej monarchii jak u siebie w domu. W 1914 r. na stałe zamieszkiwało ich tutaj ok. 30 tysięcy, w tym wielu polityków, urzędników, intelektualistów, artystów oraz żołnierzy. Rzesze naszych rodaków przyjeżdżały nad Dunaj, by załatwiać tu rozmaite polityczne interesy. Wszystko wskazuje na to, że niektórzy z nich odegrali w wydarzeniach początku Wielkiej Wojny znacznie ważniejszą rolę niż nam się to dzisiaj wydaje...

Przez cały okres autonomii galicyjskiej, tj. od lat sześćdziesiątych XIX w., Wiedeń był dla Galicjan prawdziwą stolicą, a więc nie tylko miejscem, gdzie rezydowały władze państwa zaborczego, ale także ośrodkiem, gdzie ambitniejsze jednostki mogły robić kariery, osiągać oszałamiające sukcesy, a niekiedy realnie wpływać na losy swojej prowincji.

Galicja dała Austrii dwóch premierów, kilkudziesięciu ministrów oraz niezliczone rzesze urzędników i wojskowych. Polska reprezentacja w austriackim parlamencie (Radzie Państwa) liczyła w 1914 r. 78 osób, co stanowiło ok. 15 % ogólnej liczby posłów. Ich polityczna siła była jednak znacznie większa niż wynikałoby to ze statystyki - dzięki różnym skomplikowanym układom zrzeszające większość z nich Koło Polskie pozostawało w austriackiej grze parlamentarnej swoistym "języczkiem u wagi".

Reklama

Na szczyty kariery wiódł Polaków specyficznie pojmowany galicyjski patriotyzm, ale też zwykłe ludzkie ambicje, zdolności czy też po prostu oportunizm. Zadanie ułatwiały im zwiększające się możliwości techniczne - pociąg z Krakowa do Wiednia jechał zaledwie 6 godzin, ze Lwowa - 8.

Galicyjski Wallenrod?

Najbardziej tajemniczą i wpływową postacią, która odegrała istotną rolę w wydarzeniach lata 1914 r., był z pewnością Leon Biliński. Wcześniej, od przeszło dwudziestu lat, robił on w Wiedniu imponującą karierę, zajmując eksponowane stanowiska we władzach CK Monarchii. Pełnił m.in. funkcję prezydenta kolei państwowych, gubernatora Banku Austro-Węgierskiego, dwukrotnie piastował też stanowisko ministra skarbu Austrii i wreszcie, od 1912 r., wspólnego ministra skarbu monarchii. W tym ostatnim przypadku teka ministerialna łączyła się z wielce delikatną funkcją cywilnego namiestnika Bośni i Hercegowiny.

Polski polityk pozostawał przy tym jedną z najbardziej zaufanych osób sędziwego cesarza Franciszka Józefa i ponoć niewielu mogło się z nim równać, jeśli chodzi o liczbę odbytych u monarchy audiencji.

Biliński uchodził za przykład polskojęzycznego Austriaka, dla którego patriotyzm oznaczał przede wszystkim wierność Habsburgom. Do sprawy polskiej odnosił się co prawda z dużym sentymentem i nie uchylał się od podejmowania na jej rzecz rozmaitych działań, przy czym interes czarno-żółtej monarchii stanowił dla niego granicę absolutnie nieprzekraczalną. Czy aby jednak na pewno?

28 czerwca 1914 r. zamordowany został w Sarajewie arcyksiążę Franciszek Ferdynand, austro-węgierski następca tronu. Mord ten stanowił do pewnego stopnia tragedię, do pewnego stopnia sensację, nikt nie spodziewał się jednak, że uruchomi lawinę wypadków, które doprowadzą do rozpętania ogólnoeuropejskiej, a nawet światowej wojny. Mieszkańcy nie tylko Galicji, ale i całej monarchii udali się na wakacje, nie spodziewając się, że w ciszy gabinetów zapadają decyzje, które w ciągu miesiąca odwrócą ich życie o 180 stopni.

Inaczej rzecz się miała z Bilińskim. Jako jeden z najważniejszych ministrów uczestniczył on w słynnym posiedzeniu wspólnej Rady Ministrów monarchii habsburskiej 7 lipca 1914 r. To właśnie na nim zapadła decyzja o zainicjowaniu twardej polityki wobec oskarżanej o inspirowanie zamachu na arcyksięcia Serbii i wystosowaniu wobec niej niezwykle ostrego ultimatum. Jego przyjęcie oznaczałoby daleko idące upokorzenie oraz praktycznie utratę samodzielności tego państwa. Na spotkaniu tym, w sposób jednoznaczny, zadecydowano więc o obraniu kursu na wojnę.

Co ma z tym wszystkim wspólnego Leon Biliński? Otóż w publikacjach, które pojawiały się już po wojnie, zarówno w polskiej jak i austriackiej prasie, padały stwierdzenia, że to właśnie on najbardziej parł do rozprawy z Serbią.
 

Nie byłoby to nadmiernie sensacyjne, gdyby nie fakt, że rozpoczęcie działań przeciwko państwu Karadziordziewiciów ogromnie zwiększało wówczas prawdopodobieństwo wybuchu wojny z Rosją. To z kolei byłoby realizacją polskiego snu - marzenia o wielkim konflikcie między zaborcami. "O wojnę powszechną za wolność ludów, Prosimy Cię Panie" - pisał Mickiewicz i dla większości naszych rodaków było absolutnie jasne, że bez wojny między europejskimi mocarstwami nie ma co myśleć o odzyskaniu niepodległości.

Los sprawił, że historia potoczyła się dokładnie według tego scenariusza. Czy mógł za tym stać wpływowy polski urzędnik? On sam w swoich wydanych już po wojnie pamiętnikach stanowczo się od takiej "wallenrodowskiej" wizji odżegnywał. Nie podawał jednak żadnych szczegółów, które pozwalałyby właściwie ocenić jego rolę w wydarzeniach 7 lipca.

Choć Biliński zarzekał się, że myślał tylko i wyłącznie kategoriami interesów monarchii, to jego austriaccy koledzy i tak wiedzieli swoje. Aleksander Hoyos, szef gabinetu ministra spraw zagranicznych stwierdził, że Biliński, jak każdy Polak, myślał głównie o wyzwoleniu Polski...

Gra na ostro o Legiony Polskie

Kolejny moment, kiedy polski głos dał się wyraźnie usłyszeć w wiedeńskich gabinetach, przypadł na sierpień 1914 r. Dnia 10 tegoż miesiąca zawitał nad Dunaj prezydent Krakowa, a równocześnie prezes Koła Polskiego, Juliusz Leo. Przyjechał, by wraz z innymi wpływowymi Polakami poszukać rozwiązania palącego problemu: 6 sierpnia granicę z Królestwem Polskim przekroczyli pod dowództwem Józefa Piłsudskiego młodzi, polscy strzelcy.

W mniemaniu statecznych galicyjskich polityków była to impreza całkowicie nieodpowiedzialna, narażająca galicyjską młodzież na straszliwe konsekwencję i coś należało w tej sprawie zrobić. Wraz z Bilińskim udali się następnego dnia do szefa sztabu generalnego Conrada von Hötzendorfa i tutaj dowiedzieli się, że jeden ze współpracowników Piłsudskiego, Władysław Sikorski, w tajemnicy zaproponował, aby w miejsce oddziałów strzeleckich utworzyć regularne, walczące w składzie CK Armii, Legiony Polskie. Leo uznał, że to jest dokładnie takie rozwiązanie, którego szukali. Problem polegał jednak na tym, że Austriacy nie byli do tego pomysłu całkowicie przekonani. 

Polski polityk wykazał się jednak sporą energią i inicjatywą. Wraz z Bilińskim przez cały dzień dyskutowali na ten temat z Conradem, konferowali też z ministrem spraw zagranicznych Leopoldem Berchtoldem, ministrem ds. Galicji Zdzisławem Morawskim oraz ministrem obrony krajowej Friedrichem von Georgim. Wieczorem Biliński wydał nawet dla austriackich oficjeli wystawny obiad, w czasie którego kontynuowano rozmowy. Ostatecznej i jednoznacznej zgody na utworzenie Legionów jednak nie było, choć ostro naciskany szef sztabu miał się wyrazić, że "im więcej bagnetów, tym lepiej".

Czasu nie było, Austriacy nie mówili "tak", ale i nie mówili "nie". Leo dokonał wówczas politycznego majstersztyku. Wrócił do Krakowa, ogłosił, że jest zgoda na wystawienie polskiej armii i szybko zmontował - co samo w sobie było już cudem - porozumienie absolutnie wszystkich sił politycznych Galicji, które zebrały się w jednym miejscu (w krakowskim magistracie) i stanowczo opowiedziały się za utworzeniem Legionów.

Dopiero w tym momencie Leo wystosował do Conrada prośbę o ostateczną zgodę. Ten, stojąc w obliczu faktów dokonanych, niechętnie jej udzielił. W ten oto sposób 16 sierpnia 1914 r. powołane zostały do życia Legiony Polskie. Był to jeden z niewielu w naszej historii popisów politycznej skuteczności  osiągnięty dzięki umiejętnemu wykorzystaniu budowanych latami osobistych wpływów oraz przebojowości.

Mateusz Drozdowski

Autor jest absolwentem historii i stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Jagiellońskim, doktorantem w Instytucie Historii UJ.

-----

Weź udział w konkursie "Historia jednej fotografii". Opisz losy swojej rodziny i zdobądź nagrody.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Legiony Polskie | Juliusz Leo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy