Oblężenie i upadek twierdzy Przemyśl. Wydawało się, że Rosji nic już nie zatrzyma

Zdobycie przez Rosjan twierdzy przemyskiej 23 marca 1915 r. odbiło się szerokim echem w całej Europie, uwikłanej w śmiertelne zmagania Wielkiej Wojny. Upadek Przemyśla, uznawanego za fortecę nie do zdobycia, w Wiedniu odebrany został jako cios w cesarstwo i przygnębiająca oznaka jego słabości. W Rosji wywołał euforię, graniczącą z przekonaniem, że pochodu armii carskiej na Węgry i w głąb Europy nic już nie jest w stanie zatrzymać.

Twierdza Przemyśl była największym zespołem fortyfikacji w monarchii austro-węgierskiej i jednym z trzech najpotężniejszych w Europie (oprócz Verdun we Francji i Antwerpii w Belgii). Tuż po wybuchu wojny, już 17 września 1914 r. armia rosyjska rozpoczęła oblężenie fortecy, spod której z dużymi stratami odstąpiła 10 października.

5 listopada 1914 r. Rosjanie ponownie oblegli Przemyśl. To drugie oblężenie miało trwać 173 dni i przeszło do historii jako najdłużej trwająca obrona twierdzy w warunkach całkowitego otoczenia.

Reklama

Jak wyglądało pół roku życia mieszkańców okrążonego miasta? Przedstawiają je wspomnienia zebrane w 80. numerze kwartalnika "KARTA", których wybór prezentujemy.


Stanisław Gayczak

Polak, oficer armii austro-węgierskiej, w dzienniku

Jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość, że armia nasza znowu się cofa. W mieście nowa ewakuacja - wypędzają ludzi jak bydło. Byłem na stacji, ale widząc te okropne rzeczy, jak małe dzieci pędzono do wagonów, rozbeczałem się [...]. Drugie oblężenie będzie na pewno, na to już nie ma rady. Zdaje mi się, że teraz my wszyscy zginiemy, bo drugiego oblężenia Przemyśl nie wytrzyma.
4 listopada 1914 r.

Helena z Seifertów Jabłońska

w dzienniku

Dziś od godziny 2.00 w nocy silne słychać strzały, do 6.00 to trwało. Zaraz rano dowiedziałam się, żeśmy już otoczeni i zamknięci zupełnie. Miasto jak wymarłe, taka cisza, strzałów wcale nie słychać.
10 listopada

Wanda Zakrzewska

Tu, w naszej twierdzy, skąd pieniądz nie może się na zewnątrz wydostać, zaczyna pomału tracić na wartości. Rozwija się handel zamienny - pieniądz służy właściwie do oznaczenia cen.

Gdy oficer prowiantowy wyjeżdżał na wieś po zakupy, to nie na pieniądze kładł główny nacisk, ale brał ze sobą: cukier, naftę, mąkę, zapałki, sól, by to mieniać za masło, jaja, kurę, cielę itd. W podobny sposób urządzały się wieśniaczki - nie stawały ze swoim towarem na rynku, lecz krążyły po domach, szukając zamiany. W sklepach również za artykuły spożywcze można było otrzymać towar. Szewc nie naprawił butów za pieniądze, lecz stosownie za wielkość pracy żądał przyniesienia bochenka chleba lub 2 kg mąki albo pół kg cukru. Cofnęliśmy się wprawdzie do czasów pierwotnych, ale z drugiej strony zbliżyliśmy się do życia realnego i do natury. Poznaliśmy wartość ciężkiej pracy wytwórczej, staliśmy się naraz ludźmi praktycznymi, oszczędnymi, poprzestającymi na małym.

Smutno i dziwnie żyje się teraz. Poczty nie kursują z chwilą zamknięcia Przemyśla. Cieszymy się nadzieją, że lotnik przyniesie nam jakąś wiadomość, a my go również obciążamy naszą korespondencją. Lotnik - to jedyny łącznik pomiędzy twierdzą a światem. Zazwyczaj przywozi on ze sobą gazety, listy, wiadomości od swoich; za czym obrońcy fortecy najwięcej tęsknili.
Listopad

Helena z Seifertów Jabłońska

w dzienniku

Huk okropny, drzwi się same porozwierały, okna brzęczały, dom się wstrząsł. Myślałam, że to na nasze kamienice spadła bomba. Zamknęłam drzwi i szybko wybiegłam na ulicę. Wszystko w ruchu, jedni uciekają do domu do piwnic, drudzy lecą z domów na ulicę. Popłoch straszny. Pali się. Patrzę, [...] to dom Cytrowa się pali, a tam w górze leci czerwono-biały aeroplan.

Stanęłam pod latarnią naprzeciw apteki. Co to za gwałt. Zaraz rzucano się do zrywania dachu. Wojsko, straż pożarna dotrze, ale niebezpieczeństwa nie ma, wnet ugasili. [...] Drugi aeroplan zrzucił bombę na Słowackiego 20 [...]. Bomba wpadła na podwórze dużej kamienicy, zabiła konia i troje ludzi pokaleczyła: jedną dziewczynę - pół głowy jej rozpłatawszy, drgającą jeszcze niesiono do szpitala, druga w piersi pokaleczona, a chłop ma wiele drobniejszych ran.

[...] Mówią jeszcze o 2 dziewczynkach.
1 grudnia

***
Drożyzna w mieście chyba do zenitu dochodzi - końskiego ścierwa tylko dostać można i to gorsze części, lepsze dla wojska. Handel przeważnie za¬mienny, płaci się cukrem, mąką, krupami, zapałka¬mi, tytoniem - pieniądz nie ma wartości.
16 grudnia

Z artykułu w "Ziemi Przemyskiej"

Święta obchodzili również i wzięci do niewoli jeńcy Polacy. Z dalekich stron Królestwa, a nawet i z Litwy przybyli - tu losem twardym zagnani, w szynele moskiewskie odziani - ci najnieszczęśliwsi także doznali pocieszenia i ukojenia, słuchając mszy świętej i kazania. Płakali z wielkiego rozrzewnienia jak dzieci na wspomnienie tych świąt, choć niedawno bez wzruszenia patrzyli śmierci w oczy.
28 grudnia

Helena z Seifertów Jabłońska

w dzienniku

Głód niesłychany. Te masy, które tu ściągnęły, nie wiedzieć skąd i jakimi drogami - najwięcej żydostwo z okolic Lwowa i ze wsi okolicznych. Na ulicach twarze zupełnie obce, niektórzy cierpią straszny już głód, poczernieli, wyschli. Już też niejednokrotnie słyszy się szemrania i krok jeden dzieli od jakichś ekscesów - mimo stanu wojennego i sądów doraźnych. Niedługo ta szarańcza rzuci się rabować. Opowiadają sobie baśnie o stojących gotowych 200 wagonach z żywnością dla Przemyśla, które czekają otwarcia drogi. Otwarcia! A tymczasem ta droga co raz się zacieśnia.
3 stycznia 1915
***
Ach, jakiż przykry widok. Prowadzono około tysiąca koni na rzeź, a potem fura za furą, kilkadziesiąt fur mięsa końskiego. Już znowu od tygodnia robią konserwy z tego mięsa, na ogromnym placu koło szpitala odbywa się ten smutny asenterunek [pobór]; śliczne i prześliczne konie obok szkap fornalskich idą na rzeź.
5 stycznia

Jan Lenar,

żołnierz austriackiego Landsturmu

Widać było w każdym miejscu nędzę wojenną z powodu braku koni. Żołnierze i forszpany [woźnice] ciągnęli sami wozy, to z szutrem i opałem czy chlebem, zaprzęgnięci sami to ciągali, bo koni wiele poginęło, resztę bito dla wojska. Od Świąt Godnych [Bożego Narodzenia] ciągle nas żywiono koniną, na razie nie wszyscy jedli, ale kiedy głód się wzmagał, każdy jadł, aż się kurzyło. Pokąd można było jeszcze odszukać kartofle, ale kiedy ścisnął [mróz], już nie było żadnej rady. Fasowaliśmy ćwiartkę chleba na 24 godziny i 15 kg ryżu na 230 ludzi, bo tyle liczono w kompanii. Więc z tego ryżu było śniadanie, obiad i kolacja. [...]

Widziałem sam, jak koty honwedzi naganiali do zabicia z pola, a gdy konie padły, to w parę minut je obłupili po kawałku.
Styczeń

Wanda Zakrzewska

Brak wszystkiego zmusza nas do pomysłowości, a potrzeba jest matką wynalazków. Do niedostatku przyczyniały się mrozy styczniowe, by jeszcze bardziej nas gnębić. Biedni żołnierze, licho odziani, odczuwali go bardzo, bardzo..., bo sukna, flaneli, switerów i w ogóle ciepłych rzeczy nie można było dostać za żadną cenę. Porucznik N., będący na fortach w Pikulicach, wpadł na taki pomysł. Krajał podwójnie materię lekką, w środek dawał to, co ciepło trzyma: a więc siano, papier, liście, szmaty - pikował je gęsto, a otrzymawszy w ten sposób materię, krajał z niej ubrania, a szczególnie ciepłe kamizelki, które ku wielkiej wygodzie i jako trwałe ciepliki rozdawał żołnierzom.
Styczeń

Helena z Seifertów Jabłońska

w dzienniku

Dezercja się coraz bardziej rozszerza, głód jest powodem najgłówniejszym. Smutne sceny nieraz. I tak opowiadał kapelan wojskowy, bardzo rzewnie, rozstrzelanie dwóch ludzi. Na poście stał żołnierz, Polak, drugi żołnierz - Rusin, głodny, [ten] go zatrzymał: "Człowieku, gdzie idziesz? Co robisz?". "Ot, z głodu ginę, idę do Moskali" - i wyrwał się z rąk posta. Ten zaś, zamiast go zastrzelić, zawołał za nim: "Niech cię szlag trafi!". Tymczasem nadchodzący patrol przytrzymał uciekiniera i gdy się okazało, że post go przepuścił, obydwu skazano na rozstrzelanie. [...] Rozstrzelania teraz są tak częste. Odbywa się to na dziedzińcu w sądzie garnizonowym, zwykle dwóch żołnierzy strzela, czasem czterech.
13 lutego

Oficer węgierski w dzienniku

Zdaniem urzędników mających pieczę nad magazynem żywności, w twierdzy są jeszcze zapasy na jeden miesiąc, a jeśli bardzo zaciśniemy pasa, to starczy na sześć tygodni.

[...] W całym mieście nie ma już nafty, ludność cywilna zmuszona jest siedzieć wieczorami po ciemku. Nasze konie są absolutnie niezdatne do walki, padają z głodu.
13 lutego

Jan Vit,

Czech, oficer armii austro-węgierskiej

Od pierwszych dni marca wszystko wskazywało na zbliżający się koniec. Magazyny stawały się puste. [...]
Głodowali żołnierze, ale jeszcze bardziej głodowali cywilni mieszkańcy miasta. Zrobiono bardzo dokładny przegląd posiadanych przez nich zapasów i wszystko, co uznano za nadwyżkę ponad ustaloną normę, rekwirowano. Najbiedniejsi dostali coś z tych zapasów.

Cywilów w twierdzy było około 30 tysięcy. Ceny żywności ciągle rosły. Za krowę trzeba było zapłacić 10 koron za 1 kg żywej wagi, za psa średniej wielkości płacono 20 koron. Wszystkie koty wyprzedano. Przysmakiem naszego brygadiera - generała Kalteneckera - był rosół z wron.
Marzec

Wanda Zakrzewska

Publiczność cywilna z pierwszym marcem po raz ostatni z magazynów otrzymała prowianty za pieniądze. Powiedziano jej tam, że więcej wydawać już nie będą, tym bardziej, że już prawie wszystkie składy były próżne. [...]

W mieście wieczorami i nocami panowała ciemność. Przewody elektryczne pozdejmowano, bo elektrownia nie miała materiałów. Ulice więc nieoświetlone - a tylko z niektórych okien kamie¬nic padały lekkie przebłyski świec stearynowych. Obraz prawdziwej nędzy. A z kątów ciemnych wyglądała śmierć.

Głód i nędza w całym tego słowa znaczeniu. Lecz jeść i żyć czymś trzeba. Otóż chleb wypiekają z kory mielonej, z kory brzozowej, którą łupią żołnierze w lasach i dają jako piątą część do mąki. Chleb ten ma kolor biały, rozsypuje się, ciężki do strawienia, przyczynia się do wywiązania różnych chorób.

Z potrzeby nowym pożywieniem żołnierzy były gotowane buraki rozmieszane z odrobiną mąki z dodatkiem i półtora cwibaka [suchara]. To była menaż na cały dzień. [...]

Mnóstwo włóczęgów ciągnie po ulicach - nocą kradną, rozbijają kłódki, wciskają się do mieszkań. Istna rewolucja w zanadrzu, potrzeba, a właściwie głód, zmusza ich do tego [...]. Patrząc na nich, ma się to złudzenie, że to są cienie ludzi - o policzkach wybladłych, zapadłych oczach, w których można uchwycić nieraz złowrogi błysk zwierzęcy.
Marzec

Helena z Seifertów Jabłońska

w dzienniku

Gospodarka taka, że pozabierano chłopom okolicznym wszystko, wszystko, cokolwiek kto miał otwarte lub ukryte. Ostatnią krowinę wyprowadzono, już nie ma krów zupełnie. Zrazu myśleliśmy, że to jedynie głód do takiego rabunku własnej ludności nakłania, lecz był i drugi powód. Zabrano wszystko, aby Moskalom nic nie zostawić do zabrania. Bez miłosierdzia, bez litości, to niegodne cywilizowanego i katolickiego narodu. Okrutny rozkaz, lecz okrutniejsi jeszcze wykonawcy. Tak już dosłownie: wszystko brać i nic nie zostawiać. Że wspaniałomyślnie zostawili tylko życie!
A zatem to nastąpi dziś lub jutro, do pięciu dni najdalej będziemy mieli rządy rosyjskie.
15 marca
***
Żydzi w strachu szyldy zdejmują, aby nie poznano, który sklep do kogo należy. Na okopisku [cmentarzu żydowskim] do grobów rabinów formalnie pielgrzymki. Tam leżą plackiem i zawodzą rozpaczliwie. Teraz chcieliby wszyscy uciekać, a tak się wzbogacili, tak dusze darli z biednych żołnierzy.
18 marca

Z relacji jeńca - żołnierza austriackiego w "Gazecie Warszawskiej"

Dnia 18 marca wydano rozkaz wycieczki. Do tej chwili nie wiedzieliśmy nic pozytywnego, jakie są właściwie szanse obrony twierdzy. Chodziło wiele gadek, żywiono rozmaite pragnienia. Ale po raz pierwszy komendant [Hermann] Kusmanek przyznał, że brak twierdzy zapasów.

[...] W moim otoczeniu przyjęto ten rozkaz jako zbliżanie się przygnębiającego, nużącego końca. Dłużej nie wytrzymamy. Tedy albo przebijemy się, albo cofniemy się i forteca padnie. Byle już jakie rozwiązanie!

Komenda prawdopodobnie chciała rzucić całą załogę. Tedy rozdano wojsku zapasów na cztery dni i wypłacono gaże do 1 kwietnia. Zaatakowano pozycje rosyjskie z różnych stron, a największe siły rzucono w kierunku wschodnim fortu Hurko. [...] Nie doszliśmy nawet do okopów rosyjskich, gdy postępując po równinie, prażeni ogniem artyleryjskim, mitraliezowym [z kartaczownic] i karabinowym, poniósłszy bardzo duże straty, musieliśmy wracać w obręb twierdzy.
18 marca

Stanisław Gayczak w dzienniku

W mieście straszna panika, ludzie płaczą - magazyny otwarto i rozebrano natychmiast. Po południu otrzymałem posiłki, całą kompanię i ostrzeżenie, że będzie szturm w nocy. A po cóż by Moskale atakowali, skro za dwa-trzy dni dostaną twierdzę bez wylewania jednej kropli krwi?

19 marca

Helena z Seifertów Jabłońska w dzienniku

Dziś praca gorączkowa nad paleniem i niszczeniem wszystkiego. Palą i rąbią wozy, broń, odzienie, buty, skórę, papiery, a nawet papierowe pieniądze. [...] Otworzono magazyn tytoniu. Żołnierze i cywilna ludność zabiera liście tytoniowe takimi olbrzymimi stosami, ile kto może zmieścić. Na razie wypuszczają do wody z beczek naftę, terpentynę i spirytus do palenia. Ludzie żebrzą, aby pozwolono zabrać, ale tego nie dają. Do Sanu wrzucają patrony [naboje] i broń, nienadającą się spalić. Ja już zakopać kazałam karabiny i patrony, dwa bagnety zatrzymałam na noże kuchenne. Nie wiem, co zrobią z resztą prowiantów, czy rozdadzą ludności, czy także zniszczą.
20 marca

Wanda Zakrzewska

Naraz o godzinie drugiej po północy, z 21 na 22 marca wzmaga się na ulicy nagły ruch, krzyk, hałas, słychać uderzenia do bram, okien i nawoływanie: "Wychodzić czym prędzej z domów, wychodzić spiesznie, bo będą werki [forty] i mosty wysadzać!". To policja chodzi po domach i alarmuje nawoływaniem w ten sposób.

W ciągu 10 minut wszystko wypłynęło na ulice - owinięci w ciemne szaty, płaszcze, a nawet kołdry. Nieprzygotowani, nieuczesani, niektórzy na pół ubrani, z włosem rozwianym, z małym pakunkiem w rękach, ze wzrokiem przerażonym, twarzami śmiertelnie bladymi, które w tym pomroku i błysku wyglądają, jakby z marmuru wykute.

Wszystko to tłoczy się, miesza, kroczy, poru¬sza się. Ta masa zbita, jakby stado, to się rozchodzi, to się skupia. [...]
Naraz zachwiała się ta bezmyślna fala ludzka, bo z nią zadrżała ziemia w swych posadach, rozszedł się taki przejmujący huk, że krew ścięła się w żyłach. Stoją z rozwartymi ustami, przejmuje ich ryk czelustnych gardzieli dział, świst, trzask, jakby wszystkie gromy piekieł i nieba rozszalały się w chmurach po to, by wstrząsnąć w posadach ziemią, rozbić ją gruzami rozpadających się werków i wzgórz.

Był to wybuch pierwszej miny na fortach [...].

Mieszają się różne odgłosy, bo oto brzę-czą, wypadają i pękają szyby, kołyszą się balkony, chwieją się dachy, wyskakują ramy drzwi ze swoich osad, padają z łoskotem na ziemię; rolety sklepowe gną się, zwijają, jakby cienkie listki papieru, rzucając odłamki dokoła; spadają z łoskotem na bruk fasady, cegły, gzymsy, rynny; toteż ulice są wyścielone masą odłamków, części muru, prochu i cegieł. [...] Potężne eksplozje następują jedna po drugiej.
[...]

W szeregach rosyjskich podczas eksplozji zapanowało ogromne zdziwienie i przerażenie. Nie spodziewali się ani nie przypuszczali, że te smugi dymu wznoszące się, lizane językami płomieni, te pękające czeluści ziemi - to zniszczenie fortów przemyskich, których powodem był nie oręż, lecz głód.
22 marca

Jan Lenar

Z rozwidniającym się dniem poczęła się ziemia trząść około Przemyśla. Huk nie do opisania leciał, echo jeszcze powtarzało, przeważnie kiedy dwa mosty żelazne minowali, potem werk silny [...] w oczach nam wyleciał wulkanicznie w powietrzu, słup dymu i kurzu poszedł aż pod obłoki. Słońce się zamgliło, jakby nastąpiło zaćmienie. Patrony, naboje biły nieustannie w ogniu. Słupy telefoniczne ucinają, inni wozy amunicyjne trenowe podpalają bodaj wiązką słomy. Nam kucharze wydali ostatnią kawę, a kotły zdziurawione - buch do rowu; tu automobil leży, tam [ktoś] koniowi mierzy rewolwerem w głowę. Po zniszczeniu wszystkich rzeczy siedliśmy na słońce [...].

Na polach już powiewały białe chorągwie. My spoczywaliśmy po tej pracy zadumani. Za chwilę mówią: "Idą Moskale z pola, już są tu". [...] Nas obstawili wkoło wartami, a sami z resztą ruszyli ku miastu, ze śpiewem i gwizdaniem, a my ze łzami w oku spoglądali na siebie.
22 marca

Jan Vit

Około godziny 9.00 pojawiły się pierwsze rosyjskie patrole, a o 10.00 już całą hurmą wlali się Rosjanie do twierdzy. Zachowywali się bardzo spokojnie, grzecznie, a nawet po przyjacielsku, okazując naszym ludziom miłe współczucie.

Częstowali ich tytoniem i wszystkim, co mieli. W każdej kompanii pozostawiono 6 karabinów i 30 naboi dla utrzymania porządku. Nie było to jednak potrzebne. Panował całkowity spokój.
22 marca
***

Wincenty Daniec

uciekinier z Rzeszowa

Bawiłem wieczorem w napchanej jak zwykle polską publicznością kawiarni Puchera na Kohlmarkcie w Wiedniu, gdy przyszła wiadomość o upadku Przemyśla [...]. Przybity na ścianie kawiarni telegram o upadku największej austriackiej twierdzy w okamgnieniu obległy tłumy. Wiadomość podziałała piorunująco, wielu łzy miało w oczach. To samo działo się w innych lokalach, bo wiadomość przyszła nagle, niespodziewanie i wbrew urzędowym zapewnieniom, że forteca nie do zdobycia.

Najsmutniejsze to, że twierdza upadła z głodu.
Wiedeń, 22 marca
 
Księżna Maria Lubomirska 

w dzienniku

Krzyk chłopców sprzedających dodatki nadzwyczajne zwiastuje nam po południu wzięcie Przemyśla. Rozum doznaje zadowolenia, ale serce cierpi. Wszak Przemyśl do Galicji Wschodniej przyłączą. Na mieście podniecenie szumi nad zwycięstwem jak piana na świeżo nalanym szampanie. Dochodzi nawet do demonstracji ulicznych, idą żołnierze z chorągwiami z wizerunkiem cesarza i św. Mikołaja i śpiewają Boże, cara chrani - za nimi ciągnie gawiedź ciekawa.
Rzekłbyś, hałaśliwe lokatory urządzające festyn w cudzych ścianach, a zupełnie niepomne gospodarza domu.
Warszawa, 22 marca

*******************

Zajęcie twierdzy Przemyśl było jednym z ostatnich znaczących sukcesów rosyjskich na froncie wschodnim. 3 czerwca 1915, po dwutygodniowym oblężeniu, do miasta weszły wojska niemieckie i austro-węgierskie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: I wojna światowa | Wielka Wojna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy