Ostatni dowódca powstania styczniowego

Jak uczy doświadczenie, wiele prawd, traktowanych niczym aksjomaty, miewa swoją "drugą stronę”, a rzeczywistość rzadko bywa czarno-biała, zero-jedynkowa. Potwierdzeniem słuszności zachowania rezerwy wobec stereotypów jest przypadek ks. Stanisława Brzóski.

Historiografia jest zazwyczaj zgodna, że powodem fiaska powstania styczniowego była jego elitarność, czyli niedostateczne włączenie do zbrojnego ruchu chłopstwa. I choć to prawda niekwestionowana - to jednak z owej "drugiej strony" faktem pozostaje, iż w patriotycznym zrywie uczestniczyła niemała liczba przedstawicieli najniższej klasy społecznej. Przykładem: powstańcza partia, sformowana przez ks. Stanisława Brzóskę.

Oddział stworzony został z ochotników, zamieszkałych w powiecie łukowskim, którego powstańczym naczelnikiem był ów kapłan. Urodzony w szlacheckiej familii, świetnie wykształcony (oprócz seminarium duchownego, które ukończył w Janowie Podlaskim, miał na koncie trzy lata studiów uniwersyteckich w Kijowie), prześladowany przez carat (wygłoszenie w 1861 r. patriotycznego kazania spowodowało, że stanął przed sądem wojennym i skazany został na 2 lata zesłania; ostatecznie pierwotny wyrok złagodzono mu do roku twierdzy, a w odosobnieniu spędził kwartał). Kiedy wybuchło powstanie ksiądz, pełniący obowiązki wikarego w Łukowie, otrzymał nominację na naczelnika miasta oraz powiatu - i stanąwszy na czele zbrojnej partii, już 23 stycznia zaatakował garnizon łukowski. Niestety koszar, zajmowanych przez 10-krotnie liczniejsze siły, nie udało mu się zdobyć.

Reklama

Także i później kapłan nie chował się na tyłach, lecz uczestniczył w bojach. Jego postawa oraz mir, jakim cieszył się w społeczeństwie, dostrzegł Rząd Narodowy, decyzją którego objął obowiązki naczelnego kapelana wojsk powstańczych województwa podlaskiego w randze generała.

Walcząc pod komendą płk. Walentego Lewandowskiego i płk. Karola Krysińskiego ks. Brzóska brał czynny udział w wielu bitwach, m.in. pod Siematyczami, Sosnowicą (został tam ranny w nogę), Woskrzenicami, Gręzówką, Włodawą, Sławatyczami i Fajsławicami. Po tej ostatniej zapadł na tyfus; kiedy wyzdrowiał, w 1864 r. utworzył kilkudziesięcioosobowy oddział konny i stojąc na jego czele toczył - rzec można - prywatną wojnę z wojskiem rosyjskim. Działania takie topniejąca (wskutek strat bojowych - ale także rejterady części ochotników na wieść o carskiej reformie uwłaszczeniowej) partia prowadziła do grudnia.

Po rozbiciu chłopskiej grupy ks. Brzóska wraz z adiutantem Franciszkiem Wilczyńskim zaszył się we wsi Krasnodęby-Sypytki koło Sokołowa Podlaskiego. Nie dane mu jednak było długo ukrywać się: na wiosnę 1865 r. w ręce Moskali wpadła zdążająca do księdza kurierka Rządu Narodowego Antonina Konarzewska; wzięta na tortury ujawniła miejsce pobytu poszukiwanego. Otoczenie wsi pierścieniem wojsk uniemożliwiło poszukiwanemu ucieczkę; bohatersko walczący do ostatniej chwili powstańczy kapelan został ranny, wzięty do niewoli i postawiony przed sądem polowym. Wyrok był surowy: powieszenie; po zatwierdzeniu werdyktu przez namiestnika Królestwa Polskiego feldmarszałka Fryderyka Wilhelma Remberta von Berga, księdza i jego adiutanta stracono 23 maja 1865 r. na rynku w Sokołowie Podlaskim. Egzekucji przypatrywał się 10-tysięczny tłum. Posłany na śmierć bohater miał niespełna 33 lata... Przed śmiercią zdążył powiedzieć: "Żegnajcie bracia i siostry, i wy, małe dziatki. Ginę za naszą ukochaną Polskę, która przez naszą krew i śmierć...". Pożegnanie przerwał warkot werbli.

Ksiądz Brzóska zginął jako ostatni powstaniec - był więc swego rodzaju prekursorem losu mjr. Henryka Dobrzańskiego - "Hubala". Pamięć o duchownym, który umiał skrzyknąć do powstania chłopów, nie zaginęła. W 70. rocznicę wybuchu powstania prezydent Mościcki nadał mu pośmiertnie Krzyż Niepodległości z Mieczami, 75 lat później prezydent Kaczyński przyznał ks. Brzósce Order Orła Białego.

(wald)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy