Polacy i Ukraińcy: 1848-1914. Jak doszło do konfliktu polsko-ukraińskiego w Galicji Wschodniej

Rozbudzone w trakcie Wiosny Ludów marzenia Polaków i Rusinów o samostanowieniu (naturalnie w ramach monarchii austriackiej) zostały przerwane przez powrót absolutyzmu. Cieszący się do dziś mitem dobrego władcy Franciszek Józef I rozpoczął swe rządy od brutalnego spacyfikowania "rewolucyjnych" ruchów w państwie.

We Lwowie toczono krwawe walki, Kraków został ostrzelany przez austriackie wojska z Wawelu, w końcu zlikwidowano Centralną Radę Narodową, co było tym większym ciosem w Polaków, gdyż Hołowna Rada Ruska mogła funkcjonować nadal - aż do 1851 roku.

Austriacy nie stworzyli narodu Rusinów, jak powtarzano przez dziesięciolecia w Galicji, ale umiejętnie rozgrywali tę kartę w grze z Polakami.

Trzeba przyznać, że Rusini okazali się bardzo prężni w owym czasie, co tylko świadczyło o politycznym dojrzewaniu ich elit. Zaczęto wówczas wydawać na stałe pierwsze pismo ruskie - "Zorję Hałyćką", uruchomiono organizacje kulturalno-oświatowe we Lwowie - Naridnyj Dim oraz Matycę Hałyćko-Ruską, na zgermanizowanym Uniwersytecie Lwowskim - na wydziałach teologicznym i prawniczym - zorganizowano wykłady po rusku, co odbierano jako przejaw dyskryminacji ze strony władz austriackich wobec Polaków, którzy mieli na uczelni jedynie Katedrę Języka Polskiego.

Reklama

Polskie elity w Galicji tymczasem w działaniach Rusinów w sferze kultury, nauki czy języka starały się wykazać przejaw rusofilstwa, którego w monarchii habsburskiej szczególnie sie obawiano. Widmo Rosji, która - odwołując się do tradycji dawnej Rusi - mogłaby przyłączyć Galicję Wschodnią, a więc dawną Ruś Halicko-Włodzimierską, było przywoływane przez całą drugą połowę XIX wieku.

Pamiętać też należy, że wielu Rusinów faktycznie szukało pomocy w imperium carów. Wystarczy przypomnieć postać niedawnego działacza ruskiego odrodzenia literackiego Jakowa Hołowaćkiego, a obecnie Gołowackiego, który w grudniu 1848 roku został kierownikiem Katedry Języka i Literatury Ruskiej na Uniwersytecie Lwowskim i podjął się zadania tworzenia języka literackiego ruskiego, bazując na używanym podczas nabożeństw w Cerkwi języku starocerkiewnosłowiańskim. Skutek był taki, że nie tylko język ruski zbliżył do rosyjskiego, ale i sam stał się rusofilem i panslawistą.

Szczególnie silnie przeciw działaniom tegoż Rusina występował namiestnik Galicji, a później minister spraw wewnętrznych Austrii - Agenor Gołuchowski, mając do pomocy innego Rusina - a w zasadzie gente Rutheni, natione Poloni - Euzebiusza Czerkawskiego, próbował narzucić Rusinom alfabet łaciński, co z kolei zostało odebrane jako zamach na kulturę ruską.

Ostatecznie ani alfabetu nie zmieniono, ani już Gołowacki nie wytrwał na posadzie uniwersyteckiej we Lwowie - za sprawą Gołuchowskiego pożegnał się z Galicją, znajdując posadę w rosyjskim wówczas Wilnie.

Tymczasem okres absolutyzmu stopniowo zelżał w obliczu klęsk Austrii w walkach z Francją w 1859 roku. Klęska Habsburgów zapoczątkowała proces przebudowy monarchii w kierunku demokratycznym.

Jedną z wprowadzonych wówczas zmian, było utworzenie mocą dyplomu październikowego z 1860 roku sejmów krajowych. I choć wydany niedługo potem patent lutowy z 1861 roku zmniejszał ich kompetencje, to i tak dawał możliwość artykułowania przez Polaków i Rusinów swoich politycznych żądań. Postulaty te galicyjscy posłowie zgłaszali nie tylko we Lwowie, ale również w austriackim parlamencie - Radzie Państwa w Wiedniu - do której byli delegowani przez Sejm Krajowy we Lwowie.

Polityczną aktywność Polaków i Rusinów chwilowo zatrzymał wybuch powstania styczniowego w 1863 roku. Był to czas, kiedy polskie elity ostatecznie zdały sobie sprawę, że Rusini nie chcą odbudowywać wraz z nimi dawnej Polski. Nie mogło tego zmienić czysto symboliczne umieszczenie na rządowych pieczęciach i powstańczych chorągwiach obok polskiego Orła i litewskiej Pogoni - archanioła Michała, godła Rusi.

Wydanie tzw. Złotej hramoty, dokumentu, który przewidywał uwłaszczenie chłopów ruskich na terenie zaboru rosyjskiego, niewiele mogło zmienić w samej Galicji.

I chociaż wielu ruskich studentów, przejętych polskimi hasłami patriotycznymi, przekraczało kordon i szło do walki w zrywie 1863 roku, to jednak żadne polityczne rozmowy między władzami Rządu Narodowego a elitami ruskimi nie doprowadziły do porozumienia i utworzenia choćby jednego ruskiego oddziału. Odbyły się w trakcie powstania co najmniej dwa spotkania mające doprowadzić do wciągnięcia do walki Rusinów, oba jednak zakończyły się bez powodzenia ze względu na rozmijanie się interesów obu stron.

Klęska powstania styczniowego, a jednocześnie brak entuzjazmu wśród Rusinów dla głoszonego z zapałem programu federacyjnego, mającego dążyć do uzyskania niepodległości dla związanych ze sobą Polski, Litwy i Rusi, nie doprowadziły jednak do konfliktów. Te miały dopiero się ujawnić wskutek rozwoju świadomości politycznej ruskiej inteligencji i pojawienia się spraw spornych, zwłaszcza po uzyskaniu autonomicznego statusu przez Galicję z końcem lat 60. XIX wieku.

Autonomia stwarzała możliwość zarzucenia wszechobecnego dotychczas języka niemieckiego w administracji, sądownictwie czy szkolnictwie. O polonizacji życia publicznego i szkolnego (na średnim i wyższym szczeblu edukacji) zadecydowała przewaga, jaką mieli posłowie polscy w organach władzy w Galicji, a więc przede wszystkim w Sejmie Krajowym czy odpowiedzialnej za szkolnictwo Radzie Szkolnej Krajowej.

Z punktu widzenia polskiego interesu narodowego niedopuszczanie do wyższych urzędów konfrontacyjnie nastawionych polityków ruskich, a co za tym idzie aprobowanie jedynie środowisk polonofilskich, ugodowych albo gente Rutheni, natione Poloni było konieczne do realizacji własnych celów.

Teoretycznie politycy ruscy, korzystając z legalistycznych form realizacji, mogli odmienić swoje położenie, w praktyce jednak, niewiele im się udawało, choćby z powodu liczebności ruskich posłów w Sejmie Krajowym. O tym decydował system kurialny stosowany przy wyborach do galicyjskiego parlamentu. Wybory odbywały się w czterech kuriach: wielkiej własności (44 posłów), izb przemysłowo-handlowych (3), większych miast (23, później 26, w końcu 31) oraz gmin mniejszych własności (74).

Do uzyskania mandatu w pierwszej kurii wystarczyło 50 głosów, w czwartej - aż 8 tysięcy. Fakt, iż ludność ruska miała o wiele szczuplejszą warstwę poczuwających się do ruskości ziemian, przedsiębiorców, szlachty czy inteligencji niż jej polscy sąsiedzi, powodował, że przynajmniej w zakresie liczebnym ilość mandatów ruskich w kolejnych kadencjach Sejmu nie odpowiadała potencjałowi populacji galicyjskich Rusinów.

Co więcej wśród wybieranych do sejmu Rusinów byli zarówno ludzie świadomi odrębności swej narodowości, osoby indyferentne, rusofile, jak i gente Rutheni, natione Poloni - wymieńmy tu choćby Mikołaja Zyblikiewicza, Zygmunta Sawczyńskiego, Michała Popiela, Teofila Merunowicza czy wspomnianego już Euzebiusza Czerkawskiego.

W zasadzie od samego początku istnienia Sejmu Krajowego zarysowały się problemy, które stanowiły oś niezgody między Polakami i Rusinami aż do końca zaborów.

Na przeszkodzie porozumienia między Polakami i Rusinami w Sejmie stały następujące nierozwiązane problemy: ilość szkół z ruskim (ukraińskim) językiem jako wykładowym, potrzeba utworzenia ukraińskiego uniwersytetu we Lwowie, równouprawnienie języka ruskiego (ukraińskiego) w administracji, w końcu powracający co jakiś czas postulat podziału Galicji.

Oprócz artykułowania żądań o charakterze politycznym, Rusini - czując się w gorszej pozycji - dokonali ogromnego wysiłku na rzecz rozwoju własnych instytucji kulturalno-oświatowych. Wystarczy wymienić, iż w 1861 roku powstała kulturalna organizacja "Ruska Besida", w 1864 - teatr ruski we Lwowie, w 1868 - towarzystwo oświatowe "Proświta", w 1873 - Towarzystwo Literackie im. Tarasa Szewczenki (w 1892 r. zmieniło nazwę na Towarzystwo Naukowe im. T. Szewczenki), w 1881 - towarzystwo pedagogiczne "Ridna Szkoła", a od 1880 roku wydawano najważniejszy tytuł prasowy Rusinów - "Diło".

Równolegle do narodowego rozwoju galicyjskich Rusinów postępował wzrost tendencji moskalofilskich w zaborze austriackim. Idee rusofilskie i panslawistyczne zataczały coraz szersze kręgi zwłaszcza wśród duchownych greckokatolickich, którym o wiele bliżej było do Cerkwi prawosławnej niż Kościoła rzymskokatolickiego, zwłaszcza ze względu na język liturgii, obrządek i wspólną przeszłość.

Niskie uposażenie duchownych greckokatolickich zmuszało ich niekiedy do szukania przez wsparcia "za kordonem", czy w Rosji. Rusofile we Lwowie mieli zarówno swoje instytucje, jak i gazety. Wystarczy wspomnieć szczególnie popularny tytuł prasowy - "Słowo", wydawane w latach 1861-1887.

Część greckokatolickich duchownych wyjeżdżała też z Galicji na Chełmszczyznę do Królestwa Kongresowego, gdzie w latach 70. władze rosyjskie siłą zmusiły do przejścia tamtejszych unitów na prawosławie.

Za kwestią wyznaniową szedł problem politycznych sympatii Rusinów. Nie tylko Polacy, ale cała monarchia obawiała się wzrostu sympatii prorosyjskich, tymczasem głoszone przez Rosjan idee, jakoby Rusini byli Małorusinami, czyli częścią wielkiego narodu ruskiego (w znaczeniu - rosyjskiego), padały na podatny grunt.

Szczególnie głośną aferą zakończyła się sprawa parafii greckokatolickiej w Hniliczkach Małych, gdzie w 1881 roku za namową rusofila, ks. Iwana Naumowicza, tamtejsi parafianie dokonali konwersji na prawosławie. Cała sprawa została bardzo nagłośniona w prasie nie tylko w Galicji, ale w całej monarchii. Przed sąd trafiło spore grono osób, podejrzewanych o zdradę stanu i szpiegostwo. Zarzucano im działania prowadzące do przyłączenia Galicji do Rosji.

I chociaż ostatecznie zapadły niskie wyroki, to jednak cała sprawa doprowadziła do przekonfigurowania politycznych priorytetów wśród polskich elit. Zaczęto wspierać rozwój ruchu narodowego Rusinów na przekór ruchowi rusofilskiemu.

Od władzy odsunięto dotychczasowego, zorientowanego rusofilsko metropolitę lwowskiego - Josyfa Sembratowycza, a na jego miejsce osadzono propolsko nastawionego Sylwestra Sembratowycza, jego bratanka. Po jego śmierci metropolitą został na krótko związany niegdyś z Hotelem Lambert Julian Kuiłowski, a po nim Andrzej Szeptycki, pochodzący ze spolonizowanej rodziny ruskiej. Jak się później okazało, stanie się on duchowym przywódcą ludności ukraińskiej w Galicji na niemal pół wieku.

Oprócz zmian w Kościele zmianie uległa też polityka władz galicyjskich, którą sprawowało w tym czasie środowisko krakowskich konserwatystów, znane też jako "stańczycy". Najlepszym przejawem nowego kursu była ugoda z 1890 roku zawarta z Rusinami opcji narodowej przez namiestnika Galicji hr. Kazimierza Badeniego.

Udało się wówczas odsunąć od wpływów środowisko rusofilskie, z drugiej strony obiecywano koncesje w zakresie języka.

Znakiem dobrej woli było sprowadzenie w 1894 roku na katedrę historii Ukrainy na Uniwersytecie Lwowskim kijowskiego wybitnego historyka Mychajłę Hruszewskiego, który w swoim monumentalnym dziele pt. Historia Ukrainy-Rusi propagował wizję ciągłości rozwojowej Ukrainy od czasów Rusi Kijowskiej do czasów mu obecnych. Podkreślał przy tym wielowiekową odrębność narodowości ukraińskiej, zamieszkującej i Galicję, i Ukrainę rosyjską, od Polaków i Rosjan.

Za rządów następcy namiestnika Badeniego - hr. Andrzeja Potockiego - nastąpił jednak chwilowy odwrót od polityki ugodowej względem Rusinów opcji narodowej. Wsparł on bowiem w trakcie wyborów sejmowych moskalofilów, zamiast ukraińskich narodowców.

Przypomnieć w tym miejscu należy, że był to już czas, kiedy galicyjscy Rusini tworzyli swoje własne partie polityczne, nierzadko w programie deklarujące dążenia do wywalczenia niepodległości. W 1890 roku powstała Ukraińska Partia Radykalna, z której później wyodrębniły się dwie kolejne: Ukraińska Partia Socjal-Demokratyczna oraz Ukraińska Partia Narodowo-Demokratyczna.

Większość polskich stronnictw politycznych w Galicji nie godziła się w tym czasie na ustępstwa względem Ukraińców. Z wyjątkiem ludowców, i tylko początkowo narodowców, pozostałe polskie obozy polityczne stały na stanowisku odtworzenia Polski w granicach przedrozbiorowych, albo w formie jednego państwa, albo federacji. Zwłaszcza konserwatyści wshodniogalicyjscy, tzw. podolacy, występowali stanowczo przeciwko ukraińskim dążeniom politycznym.

Konflikt zaognił się do niespotykanych dotychczas rozmiarów w 1908 roku. Andrzej Potocki, który przeciwdziałał szczególnie mocno zgłaszanemu postulatowi utworzenia uniwersytetu ukraińskiego we Lwowie, spotkał się z ostrą nagonką w prasie ukraińskiej. Przyczyniła się ona do rozbudzenia skrajnych emocji. 12 kwietnia 1908 roku ukraiński student, Myrosław Siczynśkyj, przyszedłszy na audiencję do namiestnika, zastrzelił go. I choć został skazany jako zabójca na wieloletnie więzienie, to dla części ukraińskiej opinii publicznej stał się bohaterem.

Wydarzenia te miały znaczenie niebagatelne dla narodowego samookreślenia indyferentnych jeszcze Rusinów. W tym czasie obserwuje się znaczący wzrost liczby osób, które postanowiły porzucić swój obrządek greckokatolicki i przejść na łono Kościoła rzymskokatolickiego, albowiem stereotypowo utożsamiano grekokatolików z Ukraińcami.

Od 1908 roku rozpoczął się okres silnego wzrostu polsko-ukraińskiego konfliktu. Na Uniwersytecie Lwowskim w kolejnych latach dochodziło do strajków i bójek między studentami obu narodowości, w prasie prowadzono walkę słowną.

Pewne uspokojenie przynosiły pojednawcze gesty ze strony nowego namiestnika, też konserwatysty - Michała Bobrzyńskiego, oraz metropolity Andrzeja Szeptyckiego, ale nie doprowadziły już do przełomu.

W okres pierwszej wojny światowej obie nacje wchodziły w stanie wzajemnej rywalizacji i obie szykowały się do budowy swojego państwa. Naturalnie obie strony nie wyobrażały sobie, by ich granice miały być w przyszłości uszczuplone o teren zamieszkiwanej wspólnie Galicji Wschodniej.

Adam Świątek

----------------------------------

W cyklu "Polacy i Ukraińcy" ukazał się już artykuł: "Do połowy XIX w. Powstanie narodu ruskiego"

Jutro kolejna publikacja: "1914-1921. Wojna o Galicję"


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polacy i Ukraińcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy