​Terroryści i harcerze. Polskie organizacje paramilitarne przed I wojną światową

"Od Krakowa po Podhajce: wszystkie zdrajce" - słowami tego popularnego pamfletu można by streścić życie polityczne Galicji na początku XX wieku. Powszechny był skrajny lojalizm oraz przekonanie o kompletnej nieodpowiedzialności działań o charakterze konspiracyjnym i militarnym. Tymczasem to samoograniczające się społeczeństwo wydało grupę młodych ludzi, którzy marzyli o czymś znacznie większym. Pokolenie nie tyle dzieci, co bardziej wnuków powstańców styczniowych, zaczęło otwarcie przygotowywać się do zbrojnej walki o niepodległość Polski.

Atmosferę tego galicyjskiego marazmu najlepiej chyba oddał w doskonale nam znanym Weselu Stanisław Wyspiański. Tymczasem nowe pokolenie, przesiąknięte młodopolską sztuką i literaturą, wyrastało w duchu apoteozy walki i oczekiwało nadejścia wydarzeń, które by wymagały zajęcia bardziej zdecydowanej postawy. Kiedy w 1905 r. w Królestwie Polskim zaczęła się rewolucja, młodzi Galicjanie z zainteresowaniem śledzili wydarzenia zza kordonu. Począwszy od 1904 r. na uniwersytetach działały nawet pierwsze, bardzo jeszcze nieliczne organizacje, których celem było wspieranie czynu zbrojnego Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS) w Kongresówce.  To właśnie stamtąd przyszedł w końcu impuls, który zmienił życie Galicji. Przyniósł go Józef Piłsudski oraz jego współpracownicy.

Wielka przeprowadzka

Reklama

Około 1907 r. dla dowodzącego Organizacją Bojową PPS Piłsudskiego stało się jasne, że rewolucja jest przegrana. Jego bojowcy byli zdziesiątkowani i nie dysponowali siłami zdolnymi skutecznie walczyć z carską machiną państwową. Społeczeństwo Królestwa Polskiego w swojej masie rewolucji nie poparło, za to coraz bardziej popularna stawała się orientacja na Rosję. W tej sytuacji Piłsudskie coraz częściej zaczął myśleć o przeniesieniu działalności do Galicji. Dlaczego właśnie tam? Już od jakiegoś czasu, oczywiście w sposób całkowicie nielegalny, stanowiła ona zaplecze dla działań bojowców z PPS. To właśnie tutaj kupowano i składowano broń, szkolono agitatorów, wydawano antyrosyjskie pisma.

Przeprowadzka wiązała się też ze zmianą sposobu działania. Po nieudanych doświadczeniach z rozwijaną w latach 1905 - 1907 partyzantką miejską, Piłsudski postanowił podejść do walki narodowowyzwoleńczej w sposób bardziej systemowy - stworzyć kadry regularnej, dobrze zorganizowanej siły zbrojnej. Do czego kadry te miały mu posłużyć? Wszystko wskazuje na to, że Piłsudski dążył do zorganizowania powstania w południowo zachodniej części Królestwa Polskiego. Według jego przypuszczeń, opartych zresztą na starannej analizie sytuacji militarnej, w razie wybuchu wojny pomiędzy państwami centralnymi i Rosją obszar ten nie powinien być szczególnie przez wojska carskie broniony.

Można było tam więc wejść, zorganizować własną administracje oraz siły zbrojne i metodą faktów dokonanych ustanowić jakiś polski byt polityczny. Tymczasowo wymagało to jednak współdziałania z Austro-Węgrami. Warto raz jeszcze podkreślić - tymczasowo - gdyż wiele wskazuje na to, że Piłsudski, jako jedyny polski działacz brał pod uwagę możliwość przebiegu wydarzeń według scenariusza, w którym najpierw państwa centralne pokonują Rosję, zaś potem zwycięstwo nad nimi odnoszą zachodni alianci.

Dyskretny sojusznik

Tymczasem zainstalowanie się Galicji wymagało zorganizowania całego systemu szkolenia, wyposażania oddziałów, dostępu do broni, itp. Tego typu działalność nie mogła się już odbywać bez wiedzy i zgody ze strony austro-węgierskich organów państwowych. Zdając sobie sprawę, że większość cywilnych instytucji nigdy nie poprze jego, jak to określano, "terrorystycznych" i "socjalistycznych" awantur, Piłsudski wszedł w porozumienie jedyną strukturą zainteresowaną tego typu działalnością - habsburskim wywiadem.

W zamian za zgodę na funkcjonowanie wojskowych kursów, użyczanie instruktorów, strzelnic oraz broni, niepodległościowcy odwdzięczali się Austriakom cennymi informacjami wywiadowczymi, a także - co nie mniej istotne - kontrwywiadowczymi, denuncjując choćby w Galicji rosyjskich szpiegów. Carski wywiad nie pozostawał zresztą dłużny i miał niestety pośród zwolenników Piłsudskiego swoich donosicieli. Dokumenty jednoznacznie wskazują, że Rosjanie orientowali się oni nie tylko co do istnienia całej akcji, ale również co do jej szczegółów - wiedzieli nawet kto i gdzie uczył zastosowania jakiego rodzaju bomb. Nie przez przypadek carscy urzędnicy objeżdżali wioski południowej części Królestwa Polskiego i namawiali miejscową ludność do tworzenia oddziałów samoobrony przed spodziewanym wkroczeniem z Galicji sił niepodległościowców...

Legalne podstawy

W 1908 r. za pełną zgodą wywiadu Austro-Węgier powstał Związek Walki Czynnej, który był jeszcze organizacją konspiracyjną, a przy tym dość nieliczną. Problem polegał na tym, że jego istnienie dość wydało się przed Rosjanami. Spowodowało to rzecz jasna dyplomatyczny skandal - wyszło na jaw, że w Galicji trwają antyrosyjskie przygotowania. Z drugiej strony istnienia organizacji nie trzeba było już ukrywać, wystarczyło tylko znaleźć dla niej odpowiedni sposób na jej legalizację. I tu z pomocą znów przyszli funkcjonariusze wywiadu. Zaproponowali oni, aby wykorzystać pewną ustawę z 1867, która pozwalała na tworzenia tzw. Schützenvereinów - związków strzeleckich - legalnych stowarzyszeń, których celem było podtrzymywanie pośród obywateli monarchii umiejętności strzeleckich.

Wykorzystując tę podstawę prawną skupieni wokół Piłsudskiego niepodległościowcy już w 1910 r. powołali Związek Strzelecki (we Lwowie) oraz Strzelec (w Krakowie). Inne środowiska polityczne dość szybko zorientowały się, że jest to nader interesujący pomysł na zagospodarowanie patriotycznego zapału galicyjskiej młodzieży. Oprócz kojarzonych jeszcze w tym czasie z lewicą organizacji Piłsudskiego, grupy o zapatrywaniach narodowo-patriotycznych (choć bynajmniej nie endeckich) utworzyły bardzo popularne, oficjalnie apolityczne, Polskie Drużyny Strzeleckie. Jak grzyby po deszczu zaczęły też powstawać Sokole Drużyny Polowe, paramilitarne przybudówki towarzystwa gimnastycznego Sokół. W tyle nie pozostawała również galicyjska Narodowa Demokracja, która powołała do życia Drużyny Bartoszowe.

Idea militaryzacji

Jak widać, utworzenie tego typu organizacji okazało się strzałem w dziesiątkę. Galicyjska młodzież nie uczestniczyła bynajmniej w prowadzonych w tej dzielnicy wielkich, politycznych dyskusjach, natomiast bez reszty dała zafascynowała się ideą powołania do życia polskiej siły zbrojnej. Rozgorączkowani młodzi ludzie nie zagłębiali się w wielopiętrowe, teoretyczne rozważania na temat możliwości rozegrania sprawy polskiej. Otwarcie nie snuto też planów powstańczych. Chodziło tylko i wyłącznie o utworzenie w przyszłości polskiej armii. Kto będzie jej wrogiem, a kto sojusznikiem - to pozostawało już mniej istotne. Liczył się fakt posiadania siły zbrojnej. Niektórzy historycy nazywają to ideą militaryzacji. Jak twierdził w swoich pamiętnikach Stanisław Grabski, młodzież wierzyła po prostu, że "zjawienie się na polach bitew polskich mundurów i sztandarów zaświadczy przed całym cywilizowanym światem, że naród polski ma świadomość swej odrębności od państw zaborczych (...)".

Organizacje strzeleckie szybko nabierały cech tajnego wojska polskiego - tworzyły pierwsze od 1831 r. podręczniki, regulaminy, uczyły nowoczesnej musztry i organizacji. Pojawiły się zaczątki intendentury (struktury odpowiedzialnej za wyposażanie), jednostki inżynieryjne oraz służba sanitarna. Szkolenie odbywało się na trzech szczeblach: rekruckim, podoficerskim i oficerskim. Na zaawansowanych kursach kładziono duży nacisk na wiedzę teoretyczną, w tym historię wojen, elementy taktyki oraz wiadomości na temat rosyjskiej armii. Wiele zajęć miało też bardzo praktyczny charakter - uczono konstruowania polowych fortyfikacji, topografii oraz prowadzenia wojny partyzanckiej na terenie Królestwa Polskiego. W życiu codziennym strzelcy byli normalnymi uczniami i studentami, stąd też ćwiczenia odbywały się wcześnie rano. Na wiosnę oraz jesienią w niemal każdą sobotę i niedzielę organizowano zajęcia terenowe oraz forsowne, kilkudziesięciokilometrowe marsze. W czasie wakacji wielu strzelców przechodziło letnie kursy i szkoły oficerskie. Związki strzeleckie oraz Strzelec prowadziły je np. w Stróży koło Limanowej.

"Chociaż w butach dziury i na workach łaty..."

Niełatwą, choć i kluczową sprawę stanowiło odpowiednie, quasi-wojskowe wyposażenie oddziałów. To właśnie wtedy stworzono słynny wzór szarego stroju strzeleckiego oraz czapki maciejówki. Niestety młodzi ludzie musieli sobie ten ubiór sprawiać na własny koszt. Ze względu na wysoką cenę, organizacje pomagały im niekiedy dokonywać zakupów na raty. Z pewną pomocą przychodziły też zakłady krawieckie Związków Strzeleckich, które funkcjonowały w Stryju. Mimo tego pełne umundurowanie posiadało zaledwie 30-40% członków. Za to wszyscy posiadali słynne maciejówki z orzełkiem. Co ciekawe, w Związkach Strzeleckich był on pozbawiony korony. W tych czasach stanowiło to wyraz demokratycznych zapatrywań, a poniekąd i socjalistycznego rodowodu tej organizacji.

Broń kupowano bądź legalnie we lwowskiej firmie Dzikowski, bądź też nielegalnie z magazynów wojskowych. Uzbrojenie stanowiły głównie rewolwery oraz przestarzałe karabiny systemu Werndla. Niekiedy udawało się też zdobyć nowoczesne, pięciostrzałowe karabiny Mannlichera. W Związkach Strzeleckich dysponowano jedynie 412 karabinami, w tym 208 mannlicherami, niewiele lepiej rzecz się miała w innych organizacjach. Pomimo wszystkich tych niedoborów, morale większości oddziałów było bardzo wysokie, a dyscyplina niemal absolutna. Jest to dość interesujące, biorąc pod uwagę fakt, że za niesubordynację nie groziła żadna kara, poza czysto moralną - wydaleniem z oddziału.

Jaka była skala tego ruchu? W czerwcu 1914 r. Związki Strzeleckie liczyły już  8290 członków, Polskie Drużyny Strzeleckie -  4920. Około 7 tysięcy druhów wyszkoliły w tym czasie Polowe Drużyny Sokole, zaś kolejnych 10 tysięcy - Drużyny Bartoszowe. Tym samym przez galicyjskie organizacje paramilitarne przewinęło ok. 30 tysięcy młodych ludzi. Oddziały powstawały we wszystkich miastach i miasteczkach Galicji, zaś pojedyncze, zakonspirowane struktury istniały też w zaborze rosyjskim oraz na emigracji. Ta militarna euforia nie udzieliła się bynajmniej całemu społeczeństwu. Stateczna i odpowiedzialna galicyjska polityka toczyła swoim torem, określając wszelkie pomysły utworzenia armii polskiej, jako "bajki z tysiąca i jednej nocy...".

Mateusz Drozdowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: I wojna światowa | Marszałek Józef Piłsudski | PPS | Legiony
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy