Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Pierwszy ułan Rzeczpospolitej

Legenda Wieniawy, nie zawsze zgodna z prawdą, ale za to bardzo barwna, jest żywa do dziś. Wraca do mnie za każdym razem, kiedy w Warszawie przechodzę koło restauracji "Adria", do której podobno Wieniawa wjeżdżał na koniu, i w której powstało powiedzenie: "Panowie, skończyła się zabawa, zaczynają się schody".

Bolesław Wieniawa-Długoszowski to wybitna i barwna postać w historii Polski. To człowiek, dla którego sztandarowe hasło: "Bóg, Honor, Ojczyzna" było sensem życia. Dał temu świadectwo podczas służby w Legionach Polskich, wiernością Marszałkowi Piłsudskiemu, swoją pracą w dwudziestoleciu międzywojennym, a także tragiczna śmiercią, którą można odbierać jako pewnego rodzaju manifestację przeciwko małostkowości i hipokryzji oficerów tworzących polski rząd i armię na Zachodzie po klęsce wrześniowej.

Bolesław Wieniawa-Długoszowski urodził się 21 lipca 1881 roku w rodzinie o silnych tradycjach patriotycznych. Jego dziad był rotmistrzem 3. Pułku Ułanów w powstaniu listopadowym, a jego ojciec brał udział w powstaniu styczniowym. Atmosfera domu rodzinnego wpłynęła bardzo wyraźnie na dalsze życie Wieniawy. W roku 1883 rodzina Długoszowskich osiadła w majątku Bobowa w Beskidzie Sądeckim.

Reklama

Po okresie gimnazjalnym, który był bardzo burzliwy z powodu niesfornego charakteru młodego Wieniawy, rozpoczął studia medyczne  zakończone pomyślnie w 1906 roku. Podczas nauki akademickiej we Lwowie zaczęły się w Długoszowskim coraz głośniej odzywać zainteresowania i fascynacje artystyczne. Jako częsty bywalec kawiarni Schneidera stykał się z Kasprowiczem, Staffem, Makuszyńskim, Przybyszewskim, Wyspiańskim czy Ireną Solską.

W 1908 r. Bolesław Wieniawa-Długoszowski wyjechał do Paryża. Podczas pobytu w stolicy Francji rozwijał talent malarski, pisywał korespondencje do warszawskiego tygodnika "Świat" oraz zajął się tłumaczeniem wierszy poetów francuskich.

Jesienią 1913 roku był jednym z pierwszych członków paryskiego oddziału Związku Strzeleckiego, zaś na początku 1914 roku spotkał się z Józefem Piłsudskim, podczas jego wizyty w Paryżu. Wtedy właśnie po raz pierwszy poczuł swoją więź z przyszłym Marszałkiem, pisząc w liście do brata "(...) od dziś uważam się za żołnierza, bo nareszcie mam wodza (...)". To bardzo ważne słowa, płynące z ust człowieka o duszy artysty.

W czerwcu 1914 roku Wieniawa, jako żołnierz Związku Strzeleckiego, wraca do Polski, a już 6 sierpnia wyrusza z Krakowa na front, jako piechur w szeregach "Kadrówki".

Serce i rodzinne tradycje ciągnęły Wieniawę do kawalerii, dlatego używając wszelkich dostępnych metod wystarał się o przeniesienie do legendarnego patrolu Władysława Beliny-Prażmowskiego. Po zdobyciu konia stał się dziesiątym ułanem w tej formacji.  

Czas pierwszej wojny bardzo zbliżył do siebie Wieniawę i Piłsudskiego. Marszałek miał w Długoszowskim prawdziwie wiernego, zaufanego oraz oddanego bez reszty żołnierza i adiutanta. Zaczęła rodzić się przyjaźń, jaka może powstać miedzy mistrzem i uczniem.

Uczestnik bitwy pod Kostiuchnówką, Tadeusz Królikowski, tak pisał: "(...) Komendant nie tylko lubił Wieniawę, jak lubili go wszyscy, ale kochał go jak syna. Kochał go nie tylko za jego brawurę i fantazję, nie tylko odwzajemniał jego przywiązanie, nie tylko za gawędziarstwo i dowcip, ale bardziej jeszcze za jego indywidualność, niepospolite zdolności w różnych kierunkach oraz szczerość i otwartość wypowiedzi. Wiedział, że Wieniawa niczego przed nim nie ukryje, że wykona do ostatka każde powierzone mu zadanie".

Bolesław Wieniawa-Długoszowski rozpoczął I wojnę w stopniu szeregowca, a zakończył jako rotmistrz. Po odzyskaniu niepodległości służył przy Piłsudskim jako adiutant. Marszałek wykorzystywał jego talent dyplomatyczny w najpoważniejszych kontaktach politycznych. Podczas przewrotu majowego Długoszowski, już w stopniu pułkownika, pozostał wierny swojemu Wodzowi i jego wizji Polski.

Od początku lat 20., w wolnej już stolicy, Wieniawa powrócił do swoich fascynacji artystycznych. Stał się stałym bywalcem słynnej kawiarni "Ziemiańska", gdzie zawsze można było spotkać któregoś ze znanych literatów - Tuwima, Lechonia, Hemara czy legendarnego gawędziarza Franciszka Fiszera. Rubaszna i swawolna dusza kawalerzysty realizowała się podczas legendarnych rautów i balów w "Adrii".

8 grudnia 1931 roku Wieniawa-Długoszowski otrzymał awans na generała brygady. Przy tej okazji Piłsudski wyraził się publicznie o nim, że "to człowiek najbardziej honorowy w armii".

Marszałek Józef Piłsudski widział w Wieniawie przyszłego dyplomatę. Długoszowski zaś marzył o ukochanej kawalerii, której uroki opiewał w niejednym ze swoich wierszy. Jego marzenia, po wielu staraniach, spełniły się i otrzymał przydział na dowódcę 2 Dywizji Kawalerii. Radość ta nie trwała jednak długo, gdyż dla dobra kraju musiał powrócić do pracy dyplomatycznej. W 1938 roku został mianowany ambasadorem w Włoszech.

Wielką tragedią dla Wieniawy była śmierć Józefa Piłsudskiego oraz późniejsze tragiczne śmierci najbliższych współpracowników Marszałka: gen. Gustawa Orlicz-Dreszera i Walerego Sławka.

Po wybuchu II wojny światowej rząd polski, z prezydentem Ignacym Mościckim na czele, 17 września ewakuował się do Rumunii, gdzie został internowany, wbrew wcześniejszym ustaleniom polsko-rumuńskim. W tym stanie rzeczy nagłą potrzebą stało się wyznaczenie następcy prezydenta, w celu zachowania ciągłości władzy, a tym samym ciągłości państwa polskiego. Zarządzeniem Prezydenta Polski wydanym już w Rumunii (antydatowanym: "Kuty 17 września 1939 r.") następcą głowy państwa mianowany został Bolesław Wieniawa-Długoszowski, wówczas ambasador Polski we Włoszech.

Prezydencka nominacja gen. Wieniawy-Długoszowskiego wywołała sprzeciw generała Sikorskiego i jego popleczników. Opozycja polityczna obozu piłsudczyków, z Sikorskim na czele, wykorzystała wszelkie swoje wpływy w rządzie francuskim, by unieważnić tę nominację. Decydujące okazało się stanowisko Francuzów.

Naciskany przez Polaków z otoczenia gen. Sikorskiego rząd francuski odrzucił suwerenną decyzję Prezydenta Rzeczpospolitej Ignacego Mościckiego, nie przyjął zawiadomienia o powołaniu gen. Wieniawy-Długoszowskiego na stanowisko następcy prezydenta i nakazał wycofanie urzędowego ogłoszenia jego nominacji.

Wobec zdecydowanego sprzeciwu opozycji polskiej i rządu francuskiego 27 września gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski zrzekł się godności następcy Prezydenta Rzeczpospolitej.

Była to pierwsza z wielkich osobistych tragedii Wieniawy, wychowanego w kulcie Honoru i Ojczyzny. Kolejne próby włączenia się Długoszowskiego do działań rządu Sikorskiego pozostały bezowocne. Jak można wnioskować z wielu relacji, Sikorski żywił silną nienawiść do Długoszowskiego jeszcze z okresu I wojny światowej. Prawdopodobnie to uczucie nie pozostawało bez wpływu na decyzje personalne Sikorskiego.

Kolejnym wielkim zawodem dla Wieniawy było nieobjęcie stanowiska Naczelnego Wodza przez gen. Sosnkowskiego, po jego przyjeździe do Paryża.        

W czerwcu 1940 roku, po przystąpieniu Włoch do koalicji hitlerowskiej, Wieniawa zmuszony został do opuszczenia Rzymu. Po kilku postojach Długoszowski z rodziną wyjechał w końcu do Ameryki, gdzie dotarł w kwietniu 1941 roku.

Cały czas, od wybuchu wojny, gen. Wieniawa-Długoszowski starał się o stanowisko, na którym mógłby realnie służyć ojczyźnie. Jego korespondencja była jednak zbywana przez Sikorskiego i jego współpracowników, pałających żywą nienawiścią do wszystkiego, co wiązało się z rządami piłsudczyków.

Znamienne dla Wieniawy stały się słowa wypowiedziane w rozmowie z młodym wówczas oficerem - Mieczysławem Pruszyńskim - podczas spotkanie po koniec 1939 roku w Rzymie: "Zazdroszczę panu, że jedzie służyć w wojsku. Wolałbym dziś tak jak pan pełnić służbę podporucznika aniżeli ambasadora".

Odizolowany od działań rządu i służby w wojsku, Wieniawa popadał w coraz większe przygnębienie. Niemożność służenia Polsce, chociażby w roli zwykłego żołnierza, stała się dla niego największą życiową tragedią. Jego wrodzone poczucie honoru cierpiało również pod wpływem oszczerczych ataków ze strony przedwojennych wrogów.

Oczerniany i izolowany nie mógł znaleźć miejsca dla siebie. Doszły do tego kłopoty finansowe, które zmusiły go do pracy fizycznej, co  odbiło się to mocno na stanie jego psychiki. Niemal groteskowo zabrzmiała propozycja Sikorskiego, by Wieniawa objął mało znaczącą polską placówkę dyplomatyczną na Kubie. 

Rankiem 1 lipca 1942 roku gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski wyszedł na górny taras domu, w którym mieszkał w Nowym Jorku. W kilka minut później popełnił samobójstwo skacząc na ulicę. Zginął na miejscu.

Tomasz Szczerbicki

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: generał Władysław Sikorski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy