Francuzi mają taksówki spod Marny, a my autobusy spod Radzymina

W 1919 roku zarząd Tramwajów i Autobusów Miejskich m.st. Warszawy zamówił 29 autobusów marki Benz. Dostawy rozpoczęto w 1920 roku, przy czym część autobusów dotarła do stolicy przez Bitwą Warszawską a reszta dopiero pod koniec roku i na początku następnego.

Powszechnie znana jest historia paryskich taksówek i ich przełomowego udziału w bitwie nad Marną podczas I wojny światowej. W naszym kraju taką samą rolę odegrały autobusy Benz.

Kiedy w 1920 roku u granic stolicy stanęły wojska bolszewickie, to właśnie miejskie autobusy Benz przewoziły żołnierzy na linię frontu. Tak tamte chwile wspomina korespondent wojenny Adam Grzymała-Siedlecki ("Cud Wisły. Wspomnienia korespondenta wojennego", Warszawa 1921):

(...) Nieprzyjaciel stał już o 15 kilometrów od mostów warszawskich, na polach między Jabłonną a Radzyminem. Parł naprzód, w niepowstrzymanym, zdawałoby się pędzie. I oto w tym właśnie dniu 15 sierpnia 1920 r., u wrót Warszawy, u brzegów naszej Wisły, jakby za wyraźną sprawą Wszechmocnego, odwraca się karta wojny. (...)

Reklama

W dniu 15 sierpnia wyruszyły dwie dywizje bolszewickie z Radzymina. Nie skierowali się wprost szosą radzymińską, gdzie atak ich był oczekiwany i gdzie dowództwo nasze przygotowało obronę wszelkiego typu, lecz z Radzymina poszli bocznymi, polnymi drogami w kierunku Jabłonny, by potem w połowie marszu zawrócić na południowy zachód, wprost ku Pradze.

Nie napotykali żadnego oporu. Siły nasze stały na szosie radzymińskiej i w Jabłonnie. W okolicach Nieporętu stróżował jeden batalion pod wodzą porucznika Pogonowskiego. O pewnej godzinie porucznik Pogonowski usłyszał strzały. Formuje swój oddział i najśpieszniejszym marszem podąża w kierunku ognia. (...) Porucznik Pogonowski okiem wytrawnego oficer ocenia grozę położenia: oto jeden jego batalion ma przeciw sobie cała niemal armię. (...) Wysyła do Jabłonny do dywizji gen. Żeligowskiego meldunek o groźnym stanie rzeczy, a sam ze swoimi kilkuset rycerzami przyjmuje bój - i przez kilka godzin powstrzymuje napór nieprzeliczonej przewagi: pada trupem w tym świętym boju, padają wszyscy niemal jego żołnierze, których nieśmiertelne imiona powinna ojczyzna wpisać na pomniku porucznika Pogonowskiego - ale zadanie spełnione.

Przez te kilka godzin nieprawdopodobnego oporu, zdołała się zebrać w szyk bojowy i przyjechać z Jabłonny dywizja gen. Żeligowskiego.

Mieszkańcy Warszawy przypominają sobie zapewne kilkanaście czerwonych autobusów Benz i Saurer. (...) Te oto poczciwe pudła z benzynowym motorem odegrały jedną z ważniejszych ról w owe straszne podradzymińskie godziny. Stały one właśnie w Jabłonnie, zarekwirowane na potrzeby armii, gdy od por. Pogonowskiego przyszła piorunując wieść. Generał Żeligowski nakazuje natychmiast uruchomienie wszystkich autobusów. Napychane plutonami, pędzą z Jabłonny pod wieś Kąty Węgierskie, czym prędzej wracając z powrotem, ładując nowe partie, dowożąc z tą samą szybkością 40 km/h. - i tak bez przerwy aż do chwili, kiedy cała 10. Dywizja wraz z artylerią staje na pozycjach, luzując leżących już pokotem, w wiecznym śnie, lwi batalion porucznika Pogonowskiego.

Rozpoczyna się walka. Każdy żołnierz, każdy szeregowiec tej 10. Dywizji czuje, że to bój o Warszawę. Jeśli ulegnie, stolica Rzeczpospolitej padnie. (...)

Walczą przez całą noc - i zwyciężają. Nad ranem wróg jest już pokonany, złamany. Nie wytrzymuje naszego naporu. Cofa się w popłochu.

"Cud nad Wisłą" - w zwycięstwie w jednej z najważniejszych bitew wszech czasów miały swój udział autobusy miejskie Benz. Po tej morderczej pracy bardzo nadwyrężyła się ich kondycja i musiały zostać poddane poważnym remontom.   

Tomasz Szczerbicki

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bitwa Warszawska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy