Stanisław Estreicher. Wybór pism wybitnego konserwatywnego myśliciela

Ośrodek Myśl Politycznej we współpracy z Wydziałem Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego wydał wybór pism Stanisława Estreichera, jednego z najwybitniejszych konserwatywnych myślicieli politycznych schyłku okresu zaborów i II RP, intelektualnego spadkobiercy i kontynuatora myśli Stańczyków, wybitnego badacza polskiego prawa i ustroju, autora znakomitych analiz życia politycznego odrodzonej Polski i ważnego uczestnika ówczesnych dyskusji konstytucyjnych.

Ośrodek Myśl Politycznej we współpracy z Wydziałem Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego wydał wybór pism Stanisława Estreichera, jednego z najwybitniejszych konserwatywnych myślicieli politycznych schyłku okresu zaborów i II RP, intelektualnego spadkobiercy i kontynuatora myśli Stańczyków, wybitnego badacza polskiego prawa i ustroju, autora znakomitych analiz życia politycznego odrodzonej Polski i ważnego uczestnika ówczesnych dyskusji konstytucyjnych.


W tomie znalazły się najważniejsze teksty polityczne Estreichera (w tym słynne i budzące wiele emocji "Czy Polskę należy rządzić batem?", "Rokosz", "Konserwatyzm", "Walka z partyjniactwem") oraz kluczowe prace z zakresu konstytucjonalizmu i badań nad polską tradycją prawną i kulturową (m.in. "Kultura prawnicza w Polsce XVI wieku", "Znaczenie Krakowa dla życia narodowego polskiego w ciągu XIX wieku", "Zasada zwierzchnictwa narodu"). 

Stanisław Estreicher urodził się 26 listopada 1869 r. w Krakowie, jako syn Karola Józefa Teofila. Studiował w Krakowie, Berlinie i Wiedniu. Od 1887 r. pomagał ojcu przy zbieraniu i porządkowaniu materiałów do wydawanej przez niego Bibliografii polskiej i prowadził korektę kolejnych tomów; po śmierci ojca kontynuował samodzielnie jego dzieło, wydając dziesięć tomów Bibliografii aż do 1939 r. Współpracował z kilkoma czasopismami warszawskimi, przede wszystkim z "Ogniskiem", a w r. 1898 przyjął posadę redaktora działu literackiego krakowskiego "Czasu", w którym popularyzował idee młodopolskie. W 1902 r. został profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, wielokrotnie pełnił również obowiązki dziekana i rektora UJ. Od 1912 r. stał się członkiem Akademii Umiejętności oraz wielu towarzystw naukowych. Napisał wiele rozpraw literackich poświęconych m.in. Asnykowi, Słowackiemu, był wielbicielem twórczości Wyspiańskiego. W II RP zasłynął przede wszystkim jako autor głośnych tekstów politycznych z okresu zamachu majowego i pierwszych lat rządów sanacyjnych. Część z nich opublikował na łamach "Czasu", którego przez wiele lat był czołowym publicystą politycznym.

Reklama

Aresztowany przez hitlerowców wraz z wielu profesorami UJ w trakcie Sonderaktion Krakau, Stanisław Estreicher zmarł 28 grudnia 1939 r. w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. 

"Konserwatyzm krakowski" (http://omp.org.pl/ksiazka.php?idKsiazki=258) ukazał się w serii Biblioteka Klasyki Polskiej Myśli Politycznej, ukazującej, jak polscy myśliciele XVI-XX w. analizowali najważniejsze polityczne i ideowe dylematy swoich czasów oraz jakie wskazywali drogi dla polityki polskiej. Autorem wstępu jest dr hab. Artur Wołek.

***

Stanisław Estreicher o zamachu majowym (fragment tekstu "Rokosz", "Czas" 16 maja 1926, nr 110)

"Przywódca i twórca warszawskiego rokoszu przygotowywał go od szeregu miesięcy rozpolitykowaniem wojska, rzucaniem podej­rzeń na jego zwierzchników, polemikami prasowymi, krytyką swo­jego odsunięcia od armii i negacją wobec wszelkich pozytywnych prób naprawy, a te negatywne i osobiste cechy nosi też całe jego obecne nielegalne wystąpienie. Nie zdobył się, jak dotąd, na żaden plan uleczenia rany, którą zadał burząc legalny porządek dotych­czasowy. Poza pokrzywdzeniem własnej osoby i poza szeregiem zarzutów rzuconych na przeciwników, nie zdobył się na żadne inne hasło. Dlatego to właśnie czyn jego jest rokoszem, a nie aktem twórczym i państwowym; dlatego to grozi Polsce rozkładem i anar­chią, a nie wróży odrodzenia i naprawy. Dlatego przypomina najgorsze tradycje naszej przeszłości i nie odrabia w niczym pier­worodnej skazy, tkwiącej w każdym akcie niepraworządnym.

Wypadki warszawskie są i będą też nieszczęściem dla Polski bez względu na to, jak się zakończą. Im dłużej się będą przeciągać, im dłużej będą wywoływać ohydną, bratobójczą walkę, tym silniej będą nas pchać w odmęt rozstroju i anarchii społecznej. Należy też całą siłą wołać o ich jak najszybsze zakończenie. Legalny przedstawiciel państwa, jego głowa i najwyższa w państwie powaga, po myśli konstytucji - powinien w tej chwili wystąpić z akcją zdolną położyć kres walce i buntowi. Akcja jego znajdzie z pewnością poparcie wszystkich rozumnych i prawych obywateli. Potępiają oni jak najgoręcej i najbardziej stanowczo zarówno sam rokosz, jak i sprowokowaną w ten sposób walkę wewnętrzną. Żądają, aby Prezydent Państwa jako legalny przedstawiciel majestatu Rzeczy­pospolitej, został uznany przez wojska zbuntowane za organ Narodu, wobec którego wstąpienia na widownię powinni akcji swojej zanie­chać. O ile Prezydent Rzeczypospolitej nie będzie zdolny na czyn tego rodzaju podniosły i stanowczy się zdobyć, albo o ile zaciekłość po stronie przeciwnej byłaby tak wielka, iż raczej rozpali w Polsce pożar wojny domowej, aniżeliby się przed Dobrem i Majestatem Narodu opamiętała, to należałoby się obawiać, że na Polskę przychodzi zmierzch, a na pokolenie nasze spadnie zarzut równie wielkiej hańby jak na tych, którzy w XVIII wieku niepodległość polską niezgodą, anarchią, prywatą i wzajemną nienawiścią zaprzepaścili."

 

Stanisław Estreicher o tym, jak trzeba rządzić Polską (fragment tekstu "Czy Polską należy rządzić batem", Kraków 1932)

"Spiski i zdrada są bronią niewolników. Biada społeczeństwu, które chwyta się tej broni i do niej ogranicza swoje życie polityczne. A bat w ręku rządu, choćby nawet najmędrszego, zawsze ostatecznie do tego celu doprowadza. Dr Hupka z pewnością to rozumie i nie pod jego adresem muszę to podkreślać, skoro powiedział: "bat nie powinien być jedynym instrumentem rządzenia". Cóż, kiedy bat - a mam ciągle na myśli policyjne represje rządu - jest najłatwiejszą i najprymitywniejszą formą rządzenia, a ekonomia psychiki ludzkiej mając do wyboru między łatwymi i trudnymi środkami rządzenia popychała zawsze i popychać będzie wszelki rząd do chwytania środków łatwych, tam gdzie racja państwowa nakazuje używać środków trudnych.

Ten łatwy środek rządzenia - stanowiący dla rządu taką pokusę jak morfina dla cierpiącego - demoralizuje zresztą sam rząd. Choćby zamierzał używać "bata" tylko w rzadkich, wyjątkowych wypadkach!

Choćby to nawet nie był instrument główny rządzenia, ale tylko jeden z pomocniczych środków rządzenia, musi on zawsze demoralizować dzierżycieli tego bata. Rząd, który wie, że może się pozbyć niewygodnego dla siebie opozycjonisty i może przygłuszyć każdą, powiedzmy nawet niesłuszną w danym wypadku krytykę, za pomocą brutalnego, policyjnego (w ujemnym tego słowa znaczeniu) postąpienia wobec krytykujących - rząd taki ma za wiele pokus, aby tej broni we wszelkim trudnym dla niego położeniu nie użyć. Zamiast wysłuchać krytyk, zwłaszcza niesprawiedliwych, i zamiast odpowiedzieć na nie bądź to wyjaśnieniem, bądź to swoimi czynami, okazującymi dobrą wolę i rozum rządu, będzie wolał rząd w przeważnej liczbie wypadków pójść drogą łatwiejszą, tzn. używając bata. Zacznie on wtedy pokrywać w ten oto sposób nawet swoje błędy i co gorsza nawet nadużycia swoich przedstawicieli; a przecież każdy rząd, nawet najdoskonalszy, popełnia pewne błędy. I wśród każdego rządu obok osób ideowych i rozumnych muszą się trafić od czasu do czasu jednostki popełniające nadużycia. Tylko naiwni partyjniacy, tylko entuzjaści półbogów politycznych i otoczonych legendą przywódców, mogą wierzyć, że ich rząd składa się z samych ludzi idealnych i żadnego błędu nawet mimowolnego nigdy niepopełniających. Takich polityków i takich przywódców dotąd ludzkość nie wydała."

 

Stanisław Estreicher o partyjnictwie (fragment tekstu "Walka z partyjnictwem", "Przegląd Współczesny" 1929, nr 87 (lipiec))

"Skoro brakuje elity, wykształconej w szkole doświadczenia i realnego życia, wysuwają się na czoło partii doktrynerzy, ludzie z pewnością dobrej wiary i gołębiego serca, ale niezdolni do posunięć taktycznych, do stopniowego urzeczywistniania programu, wyznawcy hasła "wszystko albo nic", nie liczący się z położeniem, z względami na dobro państwa, skłonni tylko do licytowania się na tle czystości doktryny. I ci nie są jeszcze najgorsi. Gorsi od nich bywają przywódcy innego typu: krzykliwi demagogowie, poparci popularnością zdobytą na wiecach i w gazetach, umiejący przelicytować w razie potrzeby swoim radykalizmem wszystkich. Albo też zjawiają się najgorsi: geszefciarze i spryciarze, szukający w polityce zysku bądź to dla siebie, bądź dla partii, łatwo frymarczący nawet programem partyjnym. Dobrze zorganizowana partia to sito, przepuszczające do elity tylko wyższej miary polityków. Źle zorganizowana partia dostaje się z braku należytej selekcji pod komendę klik nie elit.

Panowanie klik a brak elit powoduje i dla partii i dla całego państwa wielkie niebezpieczeństwo. Programy partyjne, inspirowane przez klikę, grzeszą bądź to ciasnym egoizmem, panoszącym się ponad miarę, bądź to utopijnością. Taktyka takich partii jest bezwzględna i obracająca się łatwo przeciw państwu, a w każdym razie niemiarkowana względem na dobro publiczne. Leaderów ogólnie uznanych, poczuwających się do odpowiedzialności wobec dalszych pokoleń, szanowanych i słuchanych przez partię, kliki takie nie są też w stanie wydać. Niestety, chorobą partii polskich - jak nie może być inaczej przy niskim stanie ich organizacji - jest brak elit, a wysunięcie na czoło klik partyjnych.

Jest to zjawisko tym bardziej niebezpieczne, skoro ordynacja proporcjonalna, właściwa Polsce, stwarza w obrębie partii dyktaturę elit, względnie klik kierujących wyborami. Oddanie maszyny wyborczej w ręce przywódców stronnictw jest zjawiskiem i gdzie indziej spotykanym - ale przy naszym proporcjonalnym systemie głosowania występuje ono jak najjaskrawiej. Posłów tylko pozornie wybiera ludność, w rzeczywistości ma ona na wybór mały wpływ; ona tylko decyduje o sukcesie pewnego numeru listy i to wedle swojej sympatii do stojącego na jej czele kandydata; lecz o tym, komu przypadnie z tego numeru mandat, decydują elity względnie kliki partyjne. Nie należy zresztą zapominać, że polska konstytucja wprowadziła ten sposób nominacji partyjnej nie tylko przy wyborach do Sejmu, ale i do drugiej Izby - do Senatu! Podczas gdy gdzie indziej jedna tylko Izba jest emanacją partii, a druga może być korekturą tego faktu, u nas obie Izby otrzymują mandaty z rąk klik partyjnych.

Tak więc w Polsce dyktatura maszyny partyjnej doprowadza do złożenia obu Izb z reprezentantów i pionków partyjnych. Jest to okoliczność, nadająca pytaniu: elita czy klika? podwójnie doniosłe znaczenie. Wcale nie myślę przeczyć, że wpływ przywódców partyjnych na wybory istnieje wszędzie i że nawet w pewnym zakresie jest pożądany jako gwarancja rozważnego stawiania kandydatów. Tam, gdzie na czele partii stoi elita, ma to z pewnością dodatnie strony - ale tam, gdzie maszyna partyjna znajduje się w ręku kliki, a tak jest wszędzie, gdzie partie nie są w stanie przeprowadzić należytej selekcji swoich przywódców - tam dyktatura wyborcza kliki jest objawem szczególnie niebezpiecznym.

Z tych to powodów mamy w Polsce do czynienia z "rządami partyjnymi" dużo konsekwentniejszymi, a tym samym dużo niebezpieczniejszymi, jak gdzie indziej."

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy