Żeligowski zdobywa Wilno dla Polski

Zajęcie Wilna przez żołnierzy generała Lucjana Żeligowskiego nie należy do historii wojny z Rosją bolszewicką. A jednak nie można o nim nie wspomnieć w kontekście zwycięstwa sprzed stu lat. "Bunt" Żeligowskiego był bowiem prostą konsekwencją tamtej wojny.



W lipcu 1920 roku, gdy polskie armie, naciskane przez Armię Czerwoną, były w odwrocie, Moskwa i Kowno zawarły traktat, będący wymierzonym w Polskę sojuszem wojskowym. Za przychylność Litwinów i udostępnienie terytorium ich państwa jako bazy operacyjnej dla Armii Czerwonej, władcy moskiewskiego Kremla sprezentowali Litwinom Wilno, miasto, o którym marzyli, stolicę Litwy, przed unią z Polską. Jednak w Wilnie zaledwie 2 procent mieszkańców mówiło po litewsku.

W tym samym miesiącu premier Władysław Grabski na konferencji w Spa z Anglikami i Francuzami, w zamian za pośrednictwo w rozmowach z Rosją bolszewicką, zgodził się, że Wilno, przypadnie Litwinom. Nijak się to miało do modnego wówczas hasła o samostanowieniu narodów. Gdyby w Wilnie i na Wileńszczyźnie przeprowadzono plebiscyt, Litwini mogliby liczyć tylko na parę procent głosów. Grabskiego krytykowano wówczas i potem za zgodę na te warunki, ale był przyparty do muru. Zapłacił zresztą dymisją za upokarzające ustępstwa.

Reklama

Zgoda premiera wiązała ręce Naczelnikowi Państwa - Józefowi Piłsudskiego. Choć nie tracił jeszcze nadziei na federację z Litwą, bądź utworzenie na dawnych ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego państwa trzech narodów: litewskiego,białoruskiego i polskiego, to jednak w zaistniałej sytuacji nie mógł pozwolić na to, by Wilno było wyłącznie litewskie. Emocjonalne związki Piłsudskiego z miastem nad Wilią grały swoją rolę - wszak spędził tam młode lata - ale ważniejsze było to, że nikt w Polsce - oprócz komunistów - nie wyobrażał sobie, by Wilno mogło pozostać poza granicami Rzeczypospolitej.

Józef Piłsudski zdecydował się więc na politykę faktów dokonanych - "bunt" pochodzących z kresów wschodnich żołnierzy Dywizji Litewsko-Białoruskiej przeciw dyktatowi Zachodu. Na ich czele zamierzał postawić generała Lucjana Żeligowskiego, bohatera dramatycznych zmagań na przedpolu Warszawy w sierpniu 1920 roku. Lecz to nie tylko i nie przede wszystkim dzielność generała sprawiła, że Marszałek wybrał właśnie jego. Żeligowski pochodził bowiem z północno-wschodnich ziem dawnej Rzeczypospolitej, a część z nich z Wilnem i Wileńszczyzną znajdowały się w rękach Litwinów.

Wojna z Rosją bolszewicką się skończyła i Żeligowski nie zamierał przyjmować nowego stanowiska w wojsku. Jednak, jak wspominał, tylko Wilno mogło zmienić jego decyzję. Gdyby Wileńszczyzna stała się częścią Litwy, generał nie miałby tam czego szukać, tak jak wielu żołnierzy pochodzących z tamtych stron. Istota rozmowy Marszałka z generałem streszczała się w słowach Piłsudskiego: "Jeżeli teraz Wilna nie wyratujemy, to historia nam tego nie daruje".

Żeligowski zgodził się z Marszałkiem. "Zbuntowane" oddziały ruszyły na Wilno 8 października 1920 roku. Dzień wcześniej została zawarta umowa suwalska, która ustalała linię demarkacyjną między wojskami polskimi i litewskimi. Docierała do Bastun, na wysokości Wilna i stąd też zapewne Litwini widzieli już Wilno po swojej stronie. W treści umowy zaznaczono jednak wyraźnie, że linia demarkacyjna nie przesądza w niczym terytorialnych praw żadnej z umawiających się stron. Litwini oskarżali przez lata Polaków - i do dziś to robią - Polaków o złamanie porozumienia suwalskiego, co rzekomo miało ich pozbawić Wilna.

W marszu na Wilno doszło tylko do jednej większej potyczki z wojskiem litewskim. Samo miasto nie było silnie bronione. Walki nie były zbyt intensywne, po obu stronach zginęło łącznie pięćdziesięciu żołnierzy. 9 października miasto było w rękach polskich.

"W całym mieście zapanował bezgraniczny entuzjazm - relacjonował Żeligowski - Cała ludność wysypała się na ulice. Pieśni, okrzyki i płacz mieszały się ze sobą. Z wojska i ludności zrobił się jeden wielki tłum. Każdy chciał coś mówić, coś ofiarować drugiemu. Szeregi stanęły. Żołnierzom całowano ręce, ściskano, obejmowano". Oczywiście, Żeligowski mówił o Polakach, a nie o innych nacjach zamieszkujących Wilno.

Żeligowski mianował się 9 października zwierzchnią władzą Litwy Środkowej, ustanowił Tymczasową Komisję Rządzącą spośród miejscowych obywateli. Było to dowód, że Polacy nie są okupantami. A że Polacy stanowili większość mieszkańców Wilna i Wileńszczyzny? "No, cóż ty z tym zrobisz", mógłby odpowiedzieć w swoim stylu generał Żeligowski.

Piłsudski zagroził

Francja i Anglia stanowczo protestowały przeciw zajęciu Wilna przez Żeligowskiego. A wtedy Józef Piłsudski oświadczył, że jeśli chcą Litwinom oddać Wilno, to on natychmiast rezygnuje z urzędu Naczelnika Państwa, przestaje być Naczelnym Wodzem, by "jako obywatel Wileńszczyzny spełnić swój obowiązek". Zachód nie mógł sobie pozwolić na to, by Piłsudski, który właśnie pokonał Armię Czerwoną, opuścił nagle stanowiska państwowe. "Biali" generałowie, których popierał Zachód, nadal walczyli w wojnie domowej w Rosji, a Polska była zbyt ważnym partnerem w antybolszewickich kombinacjach. Dlatego Francja i Anglia przestała zaciekle walczyć o Wilno dla Litwinów.

Po akcji Żeligowskiego wszelkie polskie i nie tylko polskie propozycje stworzenia polsko-litewskiego państwa ze stolicą w Wilnie, a wchodziło w grę państwo złożone z dwóch kantonów - polskiego i litewskiego, zostały storpedowane przez Kowno. Nie było więc innego wyjścia, jak ogłoszenie wyborów na Litwie Środkowej. Wyraźna większość mieszkańców opowiedziała się za zjednoczeniem z Polską. 3 marca 1922 roku uchwalono w Warszawie akt złączenia Ziemi Wileńskiej z Rzecząpospolitą Polską, podpisany przez członków polskiego rządu i delegatów Sejmu w Wilnie.

Niemal w rocznicę tego aktu Rada Ambasadorów, reprezentująca rządy Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch, Stanów Zjednoczonych i Japonii, uznała wschodnie granice Polski w tym również z Litwą.

Był to prawdziwy koniec wojny z Rosją bolszewicką. Polska granica wschodnia zyskała międzynarodowe uznanie.

Tomasz Stańczyk

Partnerem projektu "1920. Bitwa, która ocaliła Europę" jest PKN Orlen.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy