12 września 1939 r. Tajna konferencja w Abbeville

W kilkanaście dni po niemieckiej agresji na Polskę, w położonym w Pikardii (północna Francja) miasteczku Abbeville, Wielka Brytania i Francja, na mocy umów międzynarodowych nasi zachodni sojusznicy, decydują o rezygnacji z udzielenia II Rzeczpospolitej pomocy i odwołują ofensywę przeciwko kilkukrotnie słabszym siłom nazistowskim.

Gdy 1 września 1939 roku Niemcy zaatakowały Polskę, nasze dowództwo nie miało wątpliwości co do przewagi nazistowskich wojsk. Celem wojny obronnej nie było jednak odparcie Niemców, ale związanie ich dywizji i utrzymanie oporu aż do momentu, gdy Francja i Wielka Brytania czynnie przystąpią do wojny. Do takiej akcji Paryż i Londyn zobowiązały się podpisując pakty sojusznicze z Warszawą.

3 września Wielka Brytania i Francja przedstawiły Niemcom ultimatum i zażądały natychmiastowego wycofania się z Polski i terytorium Wolnego Miasta Gdańsk. Wypowiedzenie wojny III Rzeszy było kolejnym krokiem naszych zachodnich sojuszników, co w II Rzeczpospolitej - pomimo złej sytuacji na froncie -  przyjęto entuzjastycznie. Alianci mieli wyruszyć przeciwko Niemcom w ciągu dwóch tygodni od wypowiedzenia wojny. Pomimo tego, że Francuzi i Brytyjczycy posiadali miażdżącą przewagę na froncie zachodnim (110 dywizji alianckich przeciwko zaledwie 23 niemieckim!), nie uczynili tego. Dlaczego nie podjęli działań, które najpewniej przyczyniłyby się do szybkiego zakończenia wojny, bo zmuszeni do rozdzielenia sił Niemcy, byliby w 1939 roku przeciwnikiem "do pokonania"?

Reklama

Odpowiedzi na to pytanie należy szukać w pikardyjskiej miejscowości Abbeville, gdzie 12 września, a więc na pięć dni przed ustalonym w sojuszniczych umowach terminem ataku aliantów na Niemcy, spotkali się przedstawiciele Najwyższej Rady Wojennej Wielkiej Brytanii i Francji. W obecności premierów Neville'a Chamberlaina i Edouarda Daladiera, podjęto decyzję o rezygnacji z obiecanych Polsce działań na froncie zachodnim i brytyjskich nalotów na Niemcy.

"Pan Chamberlain uważa decyzję o niepodjęciu jak dotąd operacji na wielką skalę we Francji za mądrą. (...) Pan Daladier jest całkowicie pewny, że operacje ofensywne na wielka skalę, podjęte na samym początku byłyby błędem. (...) Polacy chcą, aby Francuzi czynili więcej, lecz Francuzi zdają sobie sprawę, że robią wszystko, co w ich mocy. Chamberlain w każdym calu zgadza się z tą polityką" - brzmiał - trzeba przyznać rozbrajający w swym fałszu - fragment protokołu posiedzenia Najwyższej Rady Wojennej Francji i Wielkiej Brytanii z 12 września 1939 roku.

Abbeville dało nie tylko wolną rękę Niemcom, ale popchnęło niezdecydowanego Józefa Stalina do wysłania Armii Czerwonej na Polskę. 17 września, zamiast francuskiej ofensywy na Niemcy, Polacy "doczekali się" ataku Sowietów na Kresy Wschodnie.

Po Abbeville wybuchła tak zwana "dziwna wojna", polegająca na błogiej bezczynności lądowych sił francuskich i niemieckich na zachodniej granicy III Rzeszy. Kabaretowa sytuacja trwała do wiosny 1940 roku, kiedy to niemieckie siły, po pokonaniu Polski mogące skoncentrować większość dywizji na zachodniej granicy, szybko zmiażdżyły Francuzów.

Wracając do zdradzieckiej konferencji w Abbeville... Za cały komentarz do zachowania rzekomych sojuszników Polski najlepiej posłużą dwa wyraziste cytaty: francuski i niemiecki.

"Można było wejść jak w masło w pozycje niemieckie, można było rozstrzygnąć wojnę w 1939 roku. Trochę zdecydowania i charakteru. (...) Co za hańba, co za wstyd, co za głupota zarazem. To idealna sytuacja, wręcz modelowa, w której można było pobić przeciwnika wychodząc na jego odsłonięte tyły. Przy tym zdrada wiernego przyjaciela [tj. Polski - przyp. red.]" - pisał w pamiętnikach francuski marszałek Alphonse Juin, wybitny dowódca sił alianckich.

"W roku 1939 byliśmy oczywiście w stanie zniszczyć samotną Polskę, ale nigdy nie było w naszych możliwościach, ani w 1938 roku, ani w 1939, odparcie koncentrycznego ataku sojuszników. I jeżeli nie przegraliśmy już w 1939 roku, to tylko dlatego, że w czasie kampanii polskiej mniej więcej 110 francuskich i brytyjskich dywizji zachowało się kompletnie biernie, mając za przeciwnika jedynie 23 niemieckie dywizje" - to już słowa generała Alfreda Jodla, byłego szefa niemieckiego sztabu generalnego, wypowiedziane już po wojnie w czasie procesu niemieckich zbrodniarzy wojennych w Norymberdze w czerwcu 1946 roku.

Historia dopisała jeszcze jeden rozdział w książce pod tytułem "Abbeville a sprawa polska". We wrześniu 1944 roku, a więc pięć lat po zdradzieckiej konferencji, miasteczko Abbeville zostało wyzwolone przez polską I Dywizję Pancerną pod dowództwem generała Stanisława Maczka.

(arwr)

 

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy