23 października 1909 r. Kradzież w Klasztorze Jasnogórskim

Rankiem 23 października 1909 roku jasnogórscy paulini ze zgrozą zauważyli świętokradcze obrabowanie obrazu Czarnej Madonny z diamentów i pereł. Zniknęły również drogocenne wota. Rabunek wstrząsnął Polakami, a w kościołach odprawiano msze za odzyskanie świętych kosztowności.

Wezwana na miejsce carska policja - Częstochowa znajdowała się na terenie zaboru rosyjskiego - miała utrudnione śledztwo. Paulini nie śmieli się bowiem nawet zbliżyć do świętego obrazu, by dokładnie stwierdzić, które kosztowności skradziono.

Złodziej ukradł nie tylko perły i diamenty Czarnej Madonny, ale też wota. Było to m.in. 15 złotych zegarków ze złotymi łańcuchami, 50 złotych obrączek, 40 pierścionków z brylantami, wreszcie 50 krzyżyków na szyję.

Intensywne śledztwo wykazało, że sprawca musiał mieć znakomite rozeznanie w topografii klasztoru, a dodatkowo na wylot znał konstrukcję kaplicy.

Reklama

Jedną z konsekwencji kradzieży było odwołanie przeora klasztoru jasnogórskich paulinów, ojca Euzebiusza Rejmana, któremu przedstawiono wiele zarzutów. Wciąż jednak nie udało się rozwikłać tajemnicy świętokradczego rabunku.

Śledztwo nabrało rozpędu dopiero w 1910 roku. Wtedy to w leżącej pod Radomiem wsi Zawada znaleziono zwłoki mężczyzny

"Zamordowany to wysoki blondyn, około lat 35, cokolwiek ryży. Rany zostały zadane ręką pewną i śmiałą. Sekcja wykazała, że pierwszą ranę otrzymał zamordowany podczas snu. Oprócz zadawania ciosów morderca dusił ofiarę" - donosił dziennik "Świat".

W toku skomplikowanego dochodzenia ujawniono, że denatem jest Wacław Macoch, a sprawcą mordu Kacper Macoch, jego brat, ale też kochanek żony zmarłego Heleny Krzyżanowskiej, wreszcie jasnogórski zakonnik o imieniu Damazy.

Po zatrzymaniu zabójca "wyśpiewał" wszystko policjantom. Okazało się, że Kacper zamordował brata w wyniku zazdrości o Krzyżanowską, z którą od dłuższego czasu romansował. Ojciec Damazy zaskoczył też policjantów wyznaniem, że to on dokonał świętokradczego rabunku na Jasnej Górze w 1909 roku, a uzyskane środki przeznaczał na utrzymanie kochanki.

Ostatecznie oskarżyciele nie zdołali udowodnić Macochowi obrabowania świętego obrazu. Skazano go jednak za zabójstwo na 15 lat ciężkiego więzienia. Dziwnym wydaje się fakt, że pomimo przyznania się ojca Damazego do złodziejstwa, nie został on skazany za kradzież. Pojawiły się hipotezy, że cała sprawa była uknutą przez carska Ochranę prowokacją, mającą na celu skompromitowanie polskiego duchowieństwa. Rzeczywiście, w carskich gazetach pojawiły się liczne paszkwile uderzające w polski kościół - w oczach Imperium Rosyjskiego jedno ze źródeł niezłomnego polskiego patriotyzmu.

(arwr)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy