25 marca 1957 r. Umowa repatriacyjna pomiędzy Polską i Związkiem Sowieckim

W latach 1957-1959 z sowieckich republik do Polski powróciło około 250 tysięcy osób.

Po tym, jak w 1955 roku Nikita Chruszczow i Konrad Adenauer  - na fali po-stalinowskiej odwilży - zawarli umowę o uwolnieniu niemieckich więźniów z łagrów, również i do Polski powróciło kilka tysięcy jeńców przetrzymywanych przez Sowietów.

Wciąż jednak w Związku Sowiecki mieszkały setki tysięcy Polaków, których nie objęto przesiedleniami w latach 1944-1946, a którzy nie byli więźniami, lecz mieszkańcami zabranych Kresów.

Polskie władze postanowiły przekonać Kreml do zgody na kolejne repatriacje i 15 listopada 1956 roku w tym celu do Moskwy przybyli I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka oraz premier Józef Cyrankiewicz. Wyprosili oni u Chruszczowa przesiedlenie do Polski kolejnych 29 tysięcy zesłanych.

Reklama

To nie był jednak koniec tak zwanych repatriacji.

25 marca 1957 roku ministrowie spraw zagranicznych Władysław Wicha i Nikołaj Dudorow podpisali porozumienie repatriacyjne. Na jego mocy wszystkie osoby, które przed sowiecką agresją z 17 września 1939 roku - oczywiście sformułowanie o agresji nie użyto - posiadały obywatelstwo polskie oraz ich współmałżonków i dzieci, miały prawo do repatriacji. To jednak na stronie polskiej spoczywał ciężar udowodnienia posiadania obywatelstwa.

Przesiedlenia napotykały na różnego rodzaju przeszkody. Trudno było dotrzeć do zniszczonej w czasie wojny i w czasach stalinowskich dokumentacji, ale też do rozsianych po Związku Sowieckim Polaków i poinformować ich o możliwości przeprowadzki do kraju.

Pomimo trudności i niechęci władz sowieckich, w latach 1957-1959 z Socjalistycznych Republik Radzieckich Litewskiej, Białoruskiej i Ukraińskiej do Polski przyjechało 245501 osób. Co istotne, tylko 22260 osób pochodziło z łagrów i miejsc osiedlenia w głębi Związku Sowieckiego.

W ramach repatriacji z lat 1957-1959 do Polski przesiedlono m.in. Czesława Wydrzyckiego (czyli Czesława Niemena), Lwa Rywina, Bolesława Gleichgewichta, Władysława Kozakiewicza czy Aleksandra Jurewicza.

AW

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy