28 października 1950 r. Reforma walutowa

Sejm ludowej Polski uchwalił tak zwaną ustawę o reformie walutowej. W rzeczywistości komuniści przeprowadzili skok na prywatne pieniądze Polaków.

Reforma walutowa była przygotowywana w największej tajemnicy. Warto przypomnieć, że drukowanie nowych banknotów miało miejsce poza granicami Polski: w Szwecji, Czechosłowacji i na Węgrzech. Do ostatniej chwili przechowywano je w strzeżonych magazynach, a wszystkie banknoty nosiły datę 1 lipca 1948 roku.

Również i samo "uchwalenie" ustawy o reformie walutowej miało niecodzienny - nawet jak na komunistyczne standardy - przebieg. 28 października niespodziewanie w Sejmie pojawił się premier Józef Cyrankiewicz. Towarzyszyli mu wicepremierzy i ministrowie, a nawet marszałek Konstanty Rokossowski. Plan reformy walutowej przedstawił minister finansów Konstanty Dąbrowski, natomiast posłom zakazano opuszczać budynek Sejmu i kontaktować się z kimkolwiek.

Reklama

Nic dziwnego, ponieważ uchwalona ustawa była zwyczajnym skokiem na kasę Polaków, przeprowadzonym przez desperacko poszukujących funduszy komunistów. Ustalona relacja wynosiła 3 nowe złote za 100 starych złotych. Ten stosunek nie dotyczył oszczędności w wysokości ponad 100 tysięcy złotych. Takie wkłady oszczędnościowe przeliczano w relacji 1 złotego do 100 złotych.

Reforma wprowadziła do obiegu po raz pierwszy po wojnie bilon. Do tej pory w użyciu były jedynie banknoty.

Jak piszą autorzy "Wielkiej księgi historii Polski", posiadacze gotówki tracili 2/3 jej dotychczasowej wartości.

"W rezultacie reforma boleśnie odbiła się na całym społeczeństwie, choć deklarowano, że jest skierowana przeciwko spekulantom i kapitalistom. Jednocześnie uchwalono ustawę zakazującą posiadani obcych walut, złota i platyny" - czytamy.

Na mocy wspomnianej ustawy każdy obywatel posiadający dewizy albo wspomniane kruszce, był zmuszony odsprzedać je państwu po cenach urzędowych. Za uchylenie się od obowiązku groziła kara więzienia. Natomiast za nielegalny obrót dewizami, złotem i platyną przewidziane było dożywocie, a nawet kara śmierci.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy