31 stycznia 1923 r. Stracono Eligiusza Niewiadomskiego, zabójcę Gabriela Narutowicza

​Za zabójstwo prezydenta RP Gabriela Narutowicza Eligiusz Niewiadomski został skazany przez sąd na karę śmierci.

Jakkolwiek zamach na prezydenta RP był godzien potępienia, to Niewiadomski nie był postacią tuzinkową. Był uznanym malarzem, wykładowcą i krytykiem sztuki, autorem pracy "Malarstwo polskie XIX i XX wieku". Zaangażował się w utworzenie w Warszawie Szkoły Sztuk Pięknych, należał także do pionierów taternictwa. Od marca 1918 r. kierował wydziałem malarstwa i rzeźby w Ministerstwie Kultury i Sztuki w rządzie Rady Regencyjnej.

W czasie wojny z bolszewikami w 1920 roku zgłosił się do walk na froncie w stopniu szeregowca. Zdemobilizowany w 1921 r. powrócił do Warszawy na dawne stanowisko w Ministerstwie Kultury i Sztuki.

Niewiadomski był głęboko rozczarowany stylem uprawiania polityki, odległym od wymarzonego ideału Polski niepodległej: "Jeżeli były chwile, w których mogłem utracić wiarę w swój naród, to chyba okresy przesileń ministralnych i zabiegów o teki. Nie umiem znaleźć słów dla określenia ohydy tych walk i targów. Widziałem stado hien, żrących się o padlinę... Padliną ich była Ojczyzna. I nie znalazł się nikt, kto rozpędziłby tę zgraję, a mnie los kazał być biernym świadkiem tej zgrozy" - pisał Niewiadomski. Za winowajcę tego stanu rzeczy - demokratycznego i lewicowego rozkładu życia politycznego - uważał Józefa Piłsudskiego i to jego zamierzał zabić. Zrezygnował, gdy dowiedział się, że Piłsudski nie zamierza kandydować na stanowisko Prezydenta RP.

Reklama

Zbrodniczy zamiar zrealizował, gdy prezydentem został Gabriel Narutowicz. Na sali sadowej nie wykazał skruchy: "Nie żałuję niczego, zrobiłem to, co było moim obowiązkiem, moim trudnym, ciężkim obowiązkiem. Spełniłem go twardo i uczciwie. Przez moje ręce przemówiła nie partyjna zaciekłość, tylko sumienie i zelżona godność narodu. Tak jak ja czują tysiące, tylko nie każdy zrobił to, co stało się moim udziałem". - zeznawał Niewiadomski.

W celi, przed wykonaniem wyroku pisał do rodaków: "Czyn był straszny, bo musiałem uderzyć w naród. Nie słowem bezsilnym, lecz gromem. Gromem równym tej hańbie, jaką go opanowała spółka cynicznych hultajów i jawnych wrogów Polski. Musiałem uderzyć gromem, aby zbudzić tych co mniemają, że Polska już się ciałem stała, że minął czas wysiłków i ofiar i że broń można już złożyć. Tak nie jest! To, na co patrzą oczy nasze, nie jest jeszcze Polską. Nie o takiej śniły wielkie serca poetów naszych, nie za taką cierpiały, walczyły i ginęły pokolenia".

Wyrok, przez rozstrzelanie, wykonano o godz. 7.19 w Cytadeli warszawskiej. "Odchodzę szczęśliwy, że przestanę patrzeć na to, co z Polską zrobił Piłsudski. Ufny jestem, że krew moja przyczyni się do zjednoczenia serc polskich" - powiedział Eligiusz Niewiadomski przed egzekucją.

Ocena jego czynu przekładała się na ocenę osoby - przez jednych uważany za niepoczytalnego schizofrenika, nacjonalistę i antysemitę, dla ruchu narodowego był osobą działającą z pobudek patriotycznych. Na pogrzeb Niewiadomskiego przybyło ponad 10 tysięcy ludzi. Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.

AS

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Eligiusz Niewiadomski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy