9 marca 1959 r. Kara śmierci dla Ericha Kocha

"Nikogo nie zamordowałem, jestem niewinny, o tych wszystkich okropnościach popełnianych przez Niemców w czasie wojny dowiedziałem się tu, na sali sądowej, po raz pierwszy" – tymi słowami odpowiedzialny za niemieckie zbrodnie w okupowanej Polsce nazistowski dygnitarz Erich Koch bronił się przed warszawskim sądem. Niemiec ostatecznie został skazany na karę śmierci. Nie wykonano jej z niewyjaśnionych do końca przyczyn.

Erich Koch zaangażowany był w ruch nazistowski już od 1922 roku. Piął się po szczeblach nazistowskiej hierarchii, by w 1933 roku zostać nadprezydentem Prus Wschodnich. W czasie wojny był szefem Zarządu Cywilnego Okręgu Białystok i komisarzem III Rzeszy na Ukrainę. Wtedy to dopuścił się ludobójczych czynów, kwalifikujących go do miana jednego z największych zbrodniarzy niemieckich czasów II wojny światowej.

Po kapitulacji III Rzeszy przez kilka lat udało mu się skutecznie ukrywać na terenie Niemiec Zachodnich. Jednak w 1949 roku został zatrzymany w Hamburgu przez brytyjską policję wojskową. Próbował przekonać Brytyjczyków, że jego prawdziwe imię i nazwisko brzmi Rolf Berger i że jest majorem rezerwy. O ekstradycję Kocha wystąpiły władze ludowej Polski i Związku Sowieckiego. Ostatecznie, pomimo nalegań Kremla, na początku 1950 roku niemiecki zbrodniarz trafił do więzienia w Warszawie. Tam spędził bez procesu blisko osiem lat. Przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie stanął dopiero pod koniec października 1958 roku.

Reklama

Wypowiedziane przez Kocha na pierwszym posiedzeniu sądu słowa wskazywał na kompletny brak poczucia winy za ludobójcze zbrodnie albo skrajne pójście w zaparte: "Nikogo nie zamordowałem, jestem niewinny, o tych wszystkich okropnościach popełnianych przez Niemców w czasie wojny dowiedziałem się tu na sali sądowej po raz pierwszy".

Sąd miał jednak inne zdanie. Po pięciu miesiącach procesu, 9 marca 1959 roku przewodniczący składu orzekającego sędzia Edward Binkiewicz odczytał Kochowi wyrok kary śmierci. W uzasadnieniu napisano, że Koch "działając ze względów politycznych, narodowościowych i rasowych, z własnej inicjatywy i w urzeczywistnieniu przestępczych wskazań władz państwowych III Rzeszy i NSDAP, łamiąc elementarne prawne i moralne zasady współżycia ludzi oraz przekraczając uprawnienia przyznane wojskowemu okupantowi na mocy obowiązującego prawa międzynarodowego, brał udział w dokonywaniu zabójstw osób spośród ludności cywilnej przez planowanie, przygotowywanie, organizowanie, podżeganie i udzielanie pomocy do zabójstw osób uznanych przez reżim hitlerowski za przeszkodę w utrzymaniu i ugruntowaniu władztwa hitlerowskiego na okupowanych terenach polskich".

W uzasadnieniu wyroku sąd stwierdzono, że w czasie rządów Kocha na rządzonych przez niego obszarach zginęło co najmniej 72 tys. osób narodowości polskiej i ponad 200 tys. ludności pochodzenia żydowskiego. Koch miał brać osobisty udział w eksterminacji. W podsumowanie sąd stwierdził, że nie znalazł okoliczności do nadzwyczajnego złagodzenia kary.

Kary śmierci jednak nigdy nie wykonano. Dlaczego? Oficjalnie zadecydować miał zły stan zdrowia Kocha. Jednak brak wykonania kary śmierci, jak i aż ośmioletnie przetrzymywanie w areszcie bez wyroku, budzą wątpliwości. Jak w 2009 roku podała "Rzeczpospolita", w archiwach IPN znaleziono dokumenty, które wskazywały na to, że Koch uniknął śmierci ze względu na wiedzę dotyczącą ukrycia słynnej Bursztynowej Komnaty. Służba Bezpieczeństwa i KGB liczyły na to, że jako były zarządca Prus Wschodnich ujawni im miejsce ukrycia skarbu.

Ostatecznie Koch zmarł 12 listopada 1986 roku w wieku 90 lat w więzieniu w Barczewie. Wraz ze zbrodniarzem przebywali tam również aresztowani przez komunistów polscy opozycjoniści, w tym Stefan Niesiołowski.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy