Wojna polsko-bolszewicka 1920. Niemiecki Gdańsk po stronie bolszewików

Kiedy latem 1920 r. Polska samotnie zmagała się z Armią Czerwoną, po stronie bolszewików jawnie stanęli gdańscy Niemcy, a szczególnie dokerzy i kolejarze blokujący dostawy broni dla naszego wojska. Niechęć wobec Polski manifestował nawet brytyjski przedstawiciel Ligi Narodów.

Przedstawiamy fragment książki dra Jarosława Szarka "1920. Prawdziwy Cud nad Wisłą. Przebudzenie Polaków" (Wydawnictwo AA, Kraków 2015).

W niemieckim, zbolszewizowanym Gdańsku

A tymczasem bolszewicy byli coraz bliżej - w połowie sierpnia mniej niż czterdzieści kilometrów dzieliło ich od Grudziądza
i Torunia, wkrótce byli pod Włocławkiem. W pobliskim Gdańsku zbolszewizowani niemieccy dokerzy odmówili wyładunku statków z bronią dla Polski.

Wysoki Komisarz Ligi Narodów w Wolnym Mieście Gdańsku, Anglik sir Reginald Tower nie kwapił się z wyegzekwowaniem polskich praw do rozładunku, wykorzystując angielski garnizon i żołnierzy francuskich stacjonujących w mieście.

Reklama

Największego rozgłosu nabrała sprawa odmowy rozładunku pełnego statku "Tryton" tak potrzebnej na froncie broni. W mieście "zaczęły się nasilać akcje antypolskie. Nie było dnia, aby przejeżdżający koleją przez Gdańsk polscy wojskowi nie byli narażeni na wymyślania i wrogie pod ich adresem okrzyki. W porcie zaś zaczęli pojawiać się agitatorzy zbierający robotników. Rezultatem tej agitacji były strajki właśnie w naszej strefie wolnocłowej. Dokerzy odmówili nawet wyładunku materiałów sanitarnych i dostaw
Czerwonego Krzyża pod pozorem, że są to materiały wojenne. Niemcy wyraźnie sprzyjali bolszewikom, swojemu niedawnemu
sojusznikowi czy agentowi, który niedawno tak ich odciążył w zmaganiach wojennych, zwijając front wschodni. Senat Gdański nie zgodził się na cumowanie w porcie statków z bronią i amunicją" - wspominał Mieczysław Jałowiecki, pierwszy przedstawiciel Rządu RP w Gdańsku.

Wszelkie interwencje u Towera okazywały się nieskuteczne, bo ten popierał gdańszczan, uzasadniając, że "Wolne Miasto jest suwerenne i Polacy nie mają prawa naruszania jego neutralności".

Interesy polskie w ogóle nie były brane pod uwagę. "Jedyną pomoc okazywał nam nowy przedstawiciel misji amerykańskiej, kapitan
marynarki Stanów Zjednoczonych Abele, który słał bez ustanku telegramy wzywające pomocy dla Polski".

Sprawy nie rozwiązywało nawet wykorzystanie do rozładunku żołnierzy alianckich, gdyż wagony kolejowe blokowali niemieccy
kolejarze.

Dlatego już wcześniej Jałowiecki kupił kilka holowników i barek, co uniezależniło Polaków od gdańskich dokerów i kolejarzy. Statki rozładowywano na redzie do barek, a te płynęły Wisłą do polskiego już Tczewa, gdzie z pomocą do tych robót przybyli polscy robotnicy z Torunia, Grudziądza, Chełmna.

"Nie mogąc zatrudniać do takiego wyładunku Niemców, podwoziliśmy nad ranem do statków naszych Kaszubów i tam trzymaliśmy ich cały dzień. Oczywiście musieliśmy ich nie tylko sowicie wynagradzać, ale i karmić" - pisał Jałowiecki w "Wolnym Mieście".

Bolszewiccy agenci przygotowywali nawet wysadzenie jednego z francuskich statków. Sytuacja w Gdańsku stawała się coraz bardziej niebezpieczna, polscy pracownicy ewakuowali z miasta swe rodziny. Zrewoltowani robotnicy organizowali wielotysięczne, antypolskie manifestacje.

Jałowiecki był świadkiem jak niemieckie bojówki napadły na pociąg z Pucka, przejeżdżający przez Gdańsk. W kilku wagonach siedzieli polscy oficerowie. "Peron był prawie pusty, ale nagle zaroił się tłumem rozagitowanych Niemców. Tłum wdarł się do wagonów. Zaczęła się gonitwa za polskimi oficerami. Dopadniętych bito pałkami do utraty przytomności. W korytarzu natknąłem się na uciekającego porucznika. Narzuciłem na niego płaszcz, na głowę kapelusz, wepchnąłem do przedziału, gdzie miss Smith okryła go pledem i zasłoniła jego osobę dziećmi. Na wszelki wypadek dałem mu jeszcze moją marynarkę. Sam wyskoczyłem z wagonu z gołą głową i w kamizelce. Znalazłem się wśród podnieconego tłumu. Pociąg ruszył. Przedarłem się do samochodu i w samej kamizelce pojechałem wprost do rezydencji sir Reginalda Towera" - zapamiętał przedstawiciel polskiego Rządu.

W sierpniu niemal każdego dnia rozpuszczano fałszywe wieści o bolszewickim zwycięstwie, co jeszcze zwiększało zuchwałość
Niemców. 16 sierpnia nadeszły pierwsze wiadomości o pobiciu Rosjan i ich wycofywaniu się na całym froncie.

W Gdańsku odprawiono dziękczynne nabożeństwo, "na którym widać było cylindry, białe rękawiczki i parasole komisariatu.
Komisarz Ligi Narodów ani nikt z przedstawicieli aliantów, z wyjątkiem konsula francuskiego, nie przybył na to nabożeństwo. Wiadomość o polskim zwycięstwie była jeszcze zbyt świeża, nie była jeszcze potwierdzona. Jednakże tego dnia zmienił się radykalnie stosunek sir Reginalda Towera do nas. Z tonu pogardliwego przeszedł na ton mniej lub więcej życzliwej uprzejmości" - notował Jałowiecki.

Admirał Michał Borowski, już w polskim mundurze, miał za sobą wieloletnią służbę w Marynarce Wojennej Rosji, walczył w wojnie rosyjsko-japońskiej, skomentował to krótko: "Anglicy to naród koniunkturalny".

-----------

Jarosław Szarek "1920. Prawdziwy Cud nad Wisłą. Przebudzenie Polaków" (Wydawnictwo AA, Kraków 2015)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wojna polsko-bolszewicka | Wolne Miasto Gdańsk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy